Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wiatr ze Wschodu (36)

Paweł Laudański
Nagradzany „Ewakuator” Dmitrija Bykowa, debiutancki zbiór opowiadań Julii Ostapienko, opowiadania Leo Kaganowa i Andrieja Łazarczuka… Może nie jest tego dużo, ale wystarczająco wiele, by móc stwierdzić, że odtrąbienie zgonu rosyjskojęzycznej fantastyki byłoby działaniem mocno przedwczesnym.

Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (36)

Nagradzany „Ewakuator” Dmitrija Bykowa, debiutancki zbiór opowiadań Julii Ostapienko, opowiadania Leo Kaganowa i Andrieja Łazarczuka… Może nie jest tego dużo, ale wystarczająco wiele, by móc stwierdzić, że odtrąbienie zgonu rosyjskojęzycznej fantastyki byłoby działaniem mocno przedwczesnym.
1. Jak zareagowalibyście, gdyby jakaś bardzo bliska osoba oświadczyła nagle, że jest przybyszem z kosmosu, że została wysłana z zadaniem uratowania z nadchodzącej wielkimi krokami katastrofy (należałoby napisać raczej: „Katastrofy”) kilku przedstawicieli ludzkiej cywilizacji? I na dodatek scedowała radośnie na was niełatwe przecież zadanie wyboru tych szczęśliwców? Odesłalibyście ją zdecydowanie na najbliższe drzewo, czy też może – po krótkim okresie wahania i walki z targającymi was wątpliwościami i lękiem przed ośmieszeniem – zakasalibyście jednak rękawy i zabralibyście się do selekcji?
Przed takim dylematem postawił Dmitrij Bykow Katkę, bohaterkę powieści Ewakuator (tłumaczenie chyba nie będzie konieczne). Katka jest ilustratorką w redakcji pisma dla ludzi sukcesu. Jej przyjaciel, Igor, pracuje w owej redakcji jako informatyk. Katka ma męża i kilkuletnią córkę; jej małżeństwo nie należy, delikatnie rzecz ujmując, do udanych, niewiele więc trzeba, by odpowiedziała wzajemnością na okazane przez Igora zainteresowanie jej osobą. Igor poprzez pozornie niewinne rozmowy stopniowo przygotowuje Katkę do wyznania jej swej największej tajemnicy – ta zaś nie spodziewa się, że snute przez Igora historie mogą być czymś więcej ponad opowieści obdarzonego może nieco nadmierną fantazją, jakże jednak miłego jej sercu mężczyzny.
Ów redakcyjny romans rodzi się i rozwija na tle Moskwy targanej coraz częstszymi zamachami bombowymi. Zapowiadane są kolejne – eskalacja przemocy trwa, aż do chwili, gdy Czeczeni (bo któż by inny mógł poważyć się na owe szaleństwo!) zapowiadają zmiecenie z powierzchni ziemi całego miasta. Groźba wydaje się być jak najbardziej realna, nic zatem dziwnego, że zaczyna się panika, mieszkańcy uciekają z miasta, władze szybko tracą kontrolę nad sytuacją.
W obliczu nadchodzącego niebezpieczeństwa ewakuator postanawia się ujawnić. Opowiada Katce o zadaniu, dla którego został przysłany na Ziemię, prosząc ją o pomoc w wybraniu kilku osób, które zdoła pomieścić jego statek ratunkowy.
Katka uwierzyła. A to był dopiero początek. Kogo wybrać? Rodzinę? Przyjaciół? Może wyłącznie dzieci? A może zdać się na przypadek?
Ewakuator jest w zasadzie powieścią o współczesnej Rosji, a właściwie o jej niewielkim przecież fragmencie – czyli o Moskwie, i ludziach ją zamieszkujących. Nawet w drugiej części utworu, w której opisane są losy wybrańców Katki na ojczystej planecie Igora, motyw fantastyczny nie narzuca się zbyt nachalnie. Samego Bykowa zresztą trudno zaliczyć do autorów fantastyki – to pisarz przede wszystkim mainstreamowy, nie odżegnujący się jednak od znajomości getta sf i uciekający się od czasu do czasu do wypracowanych w rzeczonym getcie rozwiązań.
Mimo to – a, kto wie, może właśnie dlatego – czyta się Ewakuatora z dużą przyjemnością, czemu sprzyja spora dawka niewymuszonego humoru. Bez wątpienia to jedna z lepszych powieści rosyjskojęzycznej fantastyki A.D. 2005, choć wynikać to może po części z tego, że roku owego nie sposób zaliczyć pod tym względem do udanych. Chyba tylko brakiem prawdziwej konkurencji tłumaczyć można przyznanie Ewakuatorowi przez Borysa Strugackiego nagrody Bronzowoj ulitki.
2. Ze sporym zainteresowaniem śledzę literackie poczynania Julii Ostapienko. Nie byle kto, bo Siergiej Łukianienko, widzi w niej jedną z najbardziej interesujących i obiecujących autorek rosyjskiej fantastyki (choć Ostapienko pochodzi ze Lwowa), która zadebiutowała w ciągu kilku ostatnich lat. Faktycznie, lektura dotychczasowych utworów tej autorki dowodzi, że sporo w tej opinii racji, choć za wcześnie chyba jeszcze na uznanie, że mamy oto do czynienia z przyszłym gigantem rosyjskojęzycznej sf&f.
Pewnych wątpliwości dostarcza w tej mierze debiutancki zbiór krótkiej formy Ostapienko – Żażda sniaszczich. Tytułowa nowela oraz dwa opowiadania: Stigmaty („Stygmaty”) oraz Sliszkom („Nazbyt”) to absolutna pierwsza klasa. Dwa pierwsze z wymienionych tekstów omawiałem już w tym miejscu, w trzecim utworze bierze autorka na warsztat nierozstrzygalny raczej dylemat: czy lepiej mieć dobrze tu i teraz, czy też poświęcić wszystko tu i teraz, by jak najlepiej mieć tam i wtedy – tam, czyli w drugim życiu albo w życiu po śmierci, czy też – jak w przypadku „Nazbyt” – by jak najlepiej miał nasz sobowtór w jednej z rzeczywistości równoległych.
Jest jeszcze Sobaka mojego wraga („Pies mojego wroga”), mocny, męski tekst (aż dziw, że wyszedł spod pióra dwudziestokilkuletniej dziewczyny!) o strachu, szacunku dla siebie oraz tych, którym się wiele zawdzięcza, w tym – życie..
I jest reszta, kilkanaście opowiadań może i zgrabnie napisanych, ale niczym się od większości fantastycznej produkcji nie wyróżniających. To trochę jakby mało jak na – podobno – rzadko spotykany talent.
Nie przeszkadzać mi to jednak będzie w oczekiwaniu na kolejne utwory Ostapienko. Nadal ze sporą ciekawością będę po nie sięgać, z nadzieją, że coraz częściej dostarczać będą dowodów na potwierdzenie opinii wystawionej ich autorce przez mistrza Łukianienkę.
3. Wielokrotnie chwaliłem w tym miejscu opowiadania Leonida Kaganowa. Leo jawi się jako autor wielu błyskotliwych, tryskających pierwszorzędnym humorem krótkich tekstów, nie sprawdzający się – przynajmniej do tej pory – w dłuższej formie.
W majowym numerze miesięcznika „Jesli” ukazała się kolejna nowela Kaganowa Major Bogdamir spasajet dien’gi („Major Bogdamir ratuje forsę”). To zwariowana parodia opowieści o kosmicznym super bohaterze, ociemniałym majorze Wszechświatowej Policji, który za cel i jedyny sens swego życia obrał ściganie wrednych, podstępnych przestępców. Niepełnosprawność w ogóle Chomie Bogdamirowi – bo tak się zowie ów bohater – w pracy nie przeszkadza, ba, wręcz przeciwnie – dzięki temu pozostałe zmysły pracują, chcąc nie chcąc, na wyższych niż w przypadku zwykłych śmiertelników obrotach. Choma jest geniuszem maskowania – kiedyś założył się z przyjaciółmi, że w przebraniu olbrzymiego bernardyna weźmie udział we wszechświatowym konkursie psów służbowych i zdobędzie nagrody we wszystkich sześciu kategoriach jednocześnie: psa ratunkowego, tropiącego, wartowniczego, pociągowego, pasterskiego i eksteriera. I wygrał zakład.
Bogdamirowi w jego kosmicznych śledztwach towarzyszy wielki, genetycznie zmodyfikowany pingwin Kesza, gołębi rasista, sympatyczny jednak i inteligentny – wykazujący się czasami większą inteligencją od samego Bogdamira i dowództwa WP razem wziętych. Jednym słowem – w prowadzeniu śledztwa wprost niezastąpiony.
Dzielnemu majorowi jego wyczulone zmysły oraz inteligencja Keszy z pewnością się przydadzą, bo oto staje przed nim kolejne zadanie do wypełnienia i kolejna zagadka do rozwiązania: trzeba wyjaśnić tajemnicę zniknięcia miliarda dolarów w gotówce, przewożonych z Południowego Wszechświatowego Banku Rosji do Północno-Wschodniego Wszechświatowego Banku Rosji, pojmać sprawców tej zuchwałej kradzieży, a przy okazji odzyskać skradzione pieniądze.
Fabuła jest dla Kaganowa – podobnie jak w wielu wcześniejszych jego tekstach –jedynie pretekstem do świetnej zabawy, gry słowem, mrugnięcia okiem do czytelnika, rzucenia tu i ówdzie mniej lub bardziej czytelną aluzją do znanej mu rzeczywistości. Majora… warto zresztą przeczytać dla samych dysput prowadzonych przez dwóch śledczych – zwariowanych, irracjonalnych… Takich, jak cała reszta wykreowanego przez Kaganowa wszechświata.
4. Po dłuższej przerwie ponownie trafił do mych rąk dwumiesięcznik Borysa Strugackiego „Połdien’. XXI wiek”. Jak zwykle sporo w nim prozy, tak naprawdę na szczególną uwagę zasługuje jednak tylko jeden tekst: opowiadanie My, urus-hai znanego u nas m.in. z powieści Wszyscy zdolni do noszenia broni Andrieja Łazarczuka. Nieodparte wrażenie, że tytuł wspomnianego opowiadania brzmi dziwnie znajomo, nie jest bynajmniej przypadkowe – rzecz oparta jest na motywach znanych z kart Władcy pierścieni J.R.R. Tolkiena. To ani parodia, ani polemika z dziełem Mistrza; Łazarczuk twórczo rozwinął jeden z pobocznych wątków, w zasadzie po to tylko, by w znajomej scenografii opowiedzieć własną historię: opowieść o granicach, do których może posunąć się zwycięzca w traktowaniu pokonanego, poniżonego wroga, o tym, czy pokonani nie mają praw do godnego życia, ba, do życia w ogóle, i wreszcie czy usprawiedliwione jest stosowanie okrucieństwa dla uratowania bytu swego narodu?
Akcja opowiadania toczy się jakiś czas po Wojnie o Pierścień. Oto gdzieś w odległych śniegach północy ciężki żywot wiodą niedobitki uruk-hai. Pomimo ciężkiej klęski zadanej im przez wojska Zachodu pozostają wierni Sarumanowi, nawet pomimo tego, że ten utracił większość ze swej dawnej mocy. Ci plugawi (w wersji Tolkiena) orkowie pokazani zostają od zupełnie innej strony: jako czujące, potrafiące kochać, odczuwać ból i strach istoty. Tak… bardzo ludzko. Łazarczuk w tym względzie poszedł zatem szlakiem przetartym przez Jeskowa; dalej kroczy jednak już swoją drogą.
Wyjątkowo surowa nawet jak na tamtejsze warunki zima mocno daje się we znaki wygnańcom. I gdy już wydaje się, że zbliża się nieuchronny koniec całego plemienia, wywiadowcy przynoszą wieść: elfy ukryły w pewnym miejscu duże zapasy lembasu, czarodziejskiego chleba. W zdesperowanych głowach rodzi się ryzykowny plan zdobycia owych zapasów. Aby jednak miał on choćby niewielką szansę na powodzenie, konieczne jest odciągnięcie z jego pobliża głównych sił ludzko-elfickich. Zadania tego podejmuje się trzydziestokilkuosobowy oddział – jego członkowie wiedzą, że poświęcają swe życie dla plemienia, wiedzą też, że nikt z nich nie wróci do rodzinnej osady, ani ludzie bowiem, ani elfy nie darują im rzezi, którą przyniosą ze sobą na południe…
Mocna rzecz. Można, rzecz jasna, zarzucić autorowi, że miast postarać się i stworzyć własny świat poszedł po najlżejszej linii oporu i sięgnął po gotowe realia powołane do istnienia przez kogoś innego, fakt ów nie wpływa w sposób istotny na ocenę jego dzieła. A ta, moim skromnym zdaniem, może być jedynie wysoka.
koniec
8 września 2006

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Wiatr ze Wschodu (74)
Paweł Laudański

9 X 2019

Fantasy (choć nietypowe), science fiction (utrzymane w najlepszych tradycjach gatunku), horror (z rosyjską duszą). O tym wszystkim słów kilka w kolejnym raporcie o aktualnym stanie rosyjskojęzycznej fantastyki.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (73)
Paweł Laudański

19 VI 2019

Trochę prozy najświeższej (Salnikow, Iwanow, seria „Зеркало”), i trochę prozy klasycznej (Warszawski, zbiór „Фантастика 1963”, czyli kolejna, już 73 edycja WzW.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (72)
Paweł Laudański

5 IV 2019

„Wyspa Sachalin”, „Zapomnienia”, „Uśmiech chimery”, „Oddział”… - czyli krótki, subiektywny przegląd najciekawszych książek rosyjskojęzycznej fantastyki roku 2018.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Wiatr ze Wschodu (74)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (73)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (72)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (71)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (70)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (69)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (68)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (67)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (66)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (65)
— Paweł Laudański

Tegoż autora

Ballada o poświęceniu
— Paweł Laudański

Wspomnienie o Maćku
— Paweł Laudański

Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Rok 2007 w muzyce
— Sebastian Chosiński, Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Paweł Laudański

Kir Bułyczow – polska bibliografia
— Paweł Laudański

Kroki w Nieznane: Sześciu wspaniałych
— Paweł Laudański

W sieci: Rodem zza wschodniej granicy
— Paweł Laudański

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.