Wiatr ze Wschodu (38)Paweł Laudański
Paweł LaudańskiWiatr ze Wschodu (38)Rosja zatem nie istnieje. Taka jest przynajmniej wersja oficjalna. Całkiem sporej części ludzkości udało się przeżyć nuklearny konflikt, cywilizacja nie znikła całkowicie z powierzchni kuli ziemskiej, ba, wciąż nawet całkiem dobrze funkcjonuje i rozwija się, choć rozwój ów nie przychodzi naszym potomkom zbyt łatwo. Ludzkość zmieniła się w gigantycznych rozmiarów korporację – każdy jej członek stał się udziałowcem nie mającej odpowiednika w przeszłości globalnej spółki, dzięki czemu może decydować (w zależności od wielkości posiadanych udziałów) o jej losach, a jednocześnie ponosić (stosownie do owych udziałów) część odpowiedzialności za jej dalsze losy. Ziemia posiada flotę kosmiczną, dzięki której możliwe jest prowadzenie wymiany handlowej z koloniami na Marsie i Wenus, jak również – dzięki jej zbrojnemu ramieniu – trzymanie w ryzach kolonistów przemyśliwujących co i rusz o niezależności od metropolii. Flota miała okazję wykazać się podczas dwóch wojen, stoczonych z buntującymi się koloniami. Teraz, gdy od dłuższego czasu panuje pokój, flota wojenna przestaje być Ziemi potrzebna; koszty związane z utrzymaniem jej w gotowości bojowej sprawiają, że coraz więcej udziałowców daje się przekonać do myśli o jej likwidacji. Jej członkowie. nie tak dawno bohaterowie, starają się ograniczać wizyty na Ziemi, której w większości pacyfistycznie nastawieni mieszkańcy traktują ich mało, delikatnie rzecz ujmując, przyjaźnie, do niezbędnego minimum. Przeciwko flocie przygotowywana jest prowokacja. Wprowadzenie podstępnych planów w czyn nie mogło odbyć się w gorszym momencie – oto na skraju Układu pojawiają się Obcy. Wiele wskazuje na to, że nie są do ludzkości przyjaźnie nastawieni. Flota musi podjąć walkę o przetrwanie. Nie może jej przegrać, gdyż w niej jest jedyna nadzieja na ocalenie ludzkości przed inwazją z kosmosu. Przed stojącym na jej czele komandorem o dźwięcznym przezwisku Raszyn (zgadnijcie, jakiej jest narodowości!), bohaterem wcześniejszych marsjańskich kampanii, staje nie lada zadanie. Jak przekonać większość udziałowców do zmiany planów? Jak zachować podległe mu oddziały, nie zasługując na miano buntownika przeciw władzy Ziemi? Mocną stroną powieści Diwowa są barwne, pełne humoru opisy życia na statkach ziemskiej floty. Załogi podległych Raszynowi okrętów kosmicznych to banda degeneratów: pędzący z czego się da i gdzie się da, wbrew wszelkim zakazom, bimber, uwielbiający paradować nago (lub prawie) po całym statku, prezentujący szeroką gamę odchyleń psychicznych. Lepszych jednak od nich pilotów, żołnierzy i kumpli w całym Układzie się nie znajdzie. Tym bardziej zatem trzeba zrobić wszystko, by nie stracić ich w niepotrzebnych, bratobójczych walkach. Uniknięcie których wraz z upływem czasu wydaje się być coraz mniej prawdopodobne. Jest w tej powieści jeden poważny zgrzyt. Może nie dyskwalifikujący jej do końca, ale z pewnością rzutujący na ocenę dzieła jako całości. Oto gdy Raszyn ląduje na Ziemi, tam, gdzie kiedyś była Rosja, okazuje się, że miast kompletnie wyludnionych, radioaktywnych pustkowi znajduje całkiem nieźle prosperujące krainy, zamieszkane w sumie przez dobrych kilkadziesiąt milionów potomków dawnych obywateli Rosji. I to niekoniecznie zmienionych nie do poznania przez popromienne mutacje. Jak tak duże skupiska ludności zdołały uchować się w tajemnicy przed resztą ocalałej z atomowego pandemonium ludzkości, dysponującej wszak satelitami i penetrującej niemalże cały Układ Słoneczny, za czorta nie wiadomo. Diwow nie raczy czytelnika choćby słowem wyjaśnienia, choćby najmniejszą sugestią, która pozwoliłaby znaleźć rozwiązanie owej zagadki. A szkoda, bo do tego miejsca (mniej więcej trzy czwarte tekstu) czyta się Najlepszą… naprawdę znakomicie. Potem pojawia się ta nieszczęsna Rosja (a raczej je pozostałości) i jej mieszkańcy, pomoc których okazała się mieć kluczowe znaczenie dla realizacji zamysłów Raszyna. Jest zatem Najlepsza… obciążona wadami charakterystycznymi dla wczesnej twórczości Diwowa. Czy na tyle, by zepsuć przyjemność z lektury? Niestety, moim zdaniem – tak. Najlepsza… w zasadzie stanowi zamkniętą całość. W zasadzie, gdyż zupełnie nierozwinięty został wątek Obcych. Diwow zapewne zamierzał napisać ciąg dalszy, w którym wątek ów znalazłby rozwiązanie. Dziewięć lat, które minęło od jej wydania, w czasie których kontynuacja taka nie powstała, każe jednak poważnie wątpić, że kiedykolwiek takiego dalszego ciągu się doczekamy. 4 Ubiegły rok obfitował w różnego rodzaju antologie. Jedną z nich był nowy projekt wydawnictwa „Eksmo”, polegający na zebraniu pod jedną okładką opowiadań i mikropowieści z tak ostatnio modnego i u nas urban fantasy. Gorodskaja fentezi 2006 (czyli „Miejska fantasy 2006”), bo taki tytuł został nadany wspomnianej antologii, wypada, o dziwo, całkiem dobrze. Miłego wrażenia nie było w stanie zepsuć nawet to, że uznane nazwiska autorów nie zawsze znalazły przełożenie w interesujących tekstach, jak również, że nie do końca jasne i zrozumiałe są dla mnie kryteria, jakimi kierował się autor wyboru (niejaki W. Mielnik), kwalifikując niektóre utwory jako miejską fantasy; moim skromnym zdaniem, część z nich to zwykła fantasy, a określenie „urban” jest w ich przypadku co najmniej dyskusyjne. Ze znanych u nas twórców znaleźć tu można teksty Borysa Rudenko, Wasilija Gołowaczewa, i H. L. Oldiego. Prócz nich – poza kilkoma wyjątkami – opowieści zamieszczone w Gorodskoj… wyszły spod piór twórców młodych, zaliczanych do nowej fali rosyjskojęzycznej fantastyki: Andrieja Ułanowa, Borysa Fokina, Ludmiłę i Aleksandra Biełaszów, Jewgienija Harkuszewa, Antona Orłowa, Jewgienija Beniłowa, Andrieja Liwadnyja, Wasilija Midianina, Olega Sinicyna, Andrieja Basirina, Władimira Bierezina, Romana Afanasjewa, Jekaterinę Kamyninę, Andrieja Daszkowa, Wadima Proskurina, Andrieja Jegorowa, trio: Aleksieja Piechowa, Jelenę Byczkową i Natalię Turczaninową oraz Dmitrija Wołodichina. Na szczególną uwagę zasługują przynajmniej cztery teksty; całkiem niezły wynik, w szczególności w porównaniu z innymi wydanymi ostatnio antologiami. Kolejno: Izmieniennyj („Zmieniony”) Rudenki, w którym wilkołak z narażeniem własnego życia ratuje z poważnych opresji przypadkowo spotkaną dziewczynę. Ochota na Biełogo Olienia („Polowanie na Białego Jelenia”) małżeństwa Biełaszów (tak na marginesie – sporo słyszałem dobrego o ich twórczości, ale dotychczas podejmowane próby zapoznania się z nią nie potwierdzały zasadności owych komplementów), zwariowany tekst, w którym leśne zwierzęta o cechach jak najbardziej ludzkich stają w obronie swego przywódcy, tytułowego Białego Jelenia, na którego postanowił zapolować sam Książę. Zwierzęta prowadzą walkę partyzancką, przeciw sobie mając świetnie uzbrojonych i wyszkolonych ludzi Księcia, dysponujących nie tylko iście morderczym arsenałem, ale i środkami masowego przekazu, dzięki którym mają niekwestionowaną przewagę na froncie propagandowym. Walka ta, choć początkowo zdaje się z góry skazana na niepowodzenie, wcale klęską zakończyć się nie musi. Z czasem zwierzęta zyskują wielu sprzymierzeńców, zdobywają na wrogu trochę broni, i nierówny z początku bój powoli staje się coraz bardziej wyrównany. Ostroje rieszenije („Poważna decyzja”) Harkuszewa, bohater którego rezygnuje z daru przynoszącego mu pomyślność tylko z tego powodu, że nielubiany przezeń osobnik obdarowywany jest dwukrotną dawką tego, co wspomniany dar przynosi jemu. Ot, taka sympatyczna satyra na ludzką naturę w stylu guslarskich opowieści Kira Bułyczowa. I wreszcie Łgun′ja („Kłamczucha”) Beniłowa, dzięki któremu, a w zasadzie dzięki dwudziestocentymetrowej, w pełni poza tym rozwiniętej kobiecie, która pojawiła się nagle w życiu pewnego mężczyzny, dowiadujemy się, jak rozmnażają się wróżki. Na zakończenie ciekawostka: opowiadanie Psia krew (tłumaczyć chyba nie trzeba) Kamyniny, akcja którego toczy się podczas drugiej wojny światowej w okolicach obozu koncentracyjnego w Sztutowie. Choć to raczej jedyna interesująca rzecz, którą można o tym tekście powiedzieć. |
Fantasy (choć nietypowe), science fiction (utrzymane w najlepszych tradycjach gatunku), horror (z rosyjską duszą). O tym wszystkim słów kilka w kolejnym raporcie o aktualnym stanie rosyjskojęzycznej fantastyki.
więcej »Trochę prozy najświeższej (Salnikow, Iwanow, seria „Зеркало”), i trochę prozy klasycznej (Warszawski, zbiór „Фантастика 1963”, czyli kolejna, już 73 edycja WzW.
więcej »„Wyspa Sachalin”, „Zapomnienia”, „Uśmiech chimery”, „Oddział”… - czyli krótki, subiektywny przegląd najciekawszych książek rosyjskojęzycznej fantastyki roku 2018.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wiatr ze Wschodu (74)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (73)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (72)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (71)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (70)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (69)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (68)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (67)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (66)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (65)
— Paweł Laudański
Ballada o poświęceniu
— Paweł Laudański
Wspomnienie o Maćku
— Paweł Laudański
Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Rok 2007 w muzyce
— Sebastian Chosiński, Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Paweł Laudański
Kir Bułyczow – polska bibliografia
— Paweł Laudański
Kroki w Nieznane: Sześciu wspaniałych
— Paweł Laudański
W sieci: Rodem zza wschodniej granicy
— Paweł Laudański