Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Wójcik
‹Randka z profesorem›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Wójcik
TytułRandka z profesorem
OpisAutor opowiadania „Posąg w tytoniowym dymie” pisze: „mam taką ambicję spopularyzować, a może nawet stworzyć specjalny podgatunek fantastyki, który nazwałem roboczo romantic-fiction”.
Gatunekobyczajowa, SF

Randka z profesorem

« 1 2 3 4 6 »

Sebastian Wójcik

Randka z profesorem

— Otóż to! — zaśmiałam się, nie odwracając jednak głowy. W innych okolicznościach czułabym się niezręcznie, odwrócona plecami do swego kochanka. Tym razem jednak brałam prewencyjny rewanż za to, że przy śniadaniu odgrodzi się ode mnie gazetą. — Kolenda całkiem omamił Szwedzką Akademię.
— I przyćmił zasługi Jonathana — dodał Adam. — Mimo to na dzień dzisiejszy Rafferty z Kolendą działają razem, prawda?
— Poniekąd. Jon tworzy cząsteczki i to jest fakt niepodważalny. Lucek rzekomo wysyła je w przyszłość, ale to akurat może być wielka ściema.
Maszyna czasu przypominała kształtem pulchny obwarzanek. Wzbudzała powszechny podziw lub przynajmniej zaciekawienie, aczkolwiek złośliwi twierdzili, że jest jedynym urządzeniem na świecie, o którym nie wiadomo, czy na pewno działa. Wyniki testów okazywały się niezłą łamigłówką i przyprawiały fizyków o solidny ból głowy. Nawet najpotężniejsze komputery nie mogły ich rozgryźć.
Westchnęłam przeciągle i zamyśliłam się nad sprawami fundamentalnymi. Adam także zamilkł na dłuższą chwilę. Nie oznaczało to bynajmniej, że da mi spokój. Gdy tylko zaspokoił intelektualną ciekawość, jego ciałem owładnęły całkiem przyziemne potrzeby. Facet był niezmordowany, a dysponował też namacalnymi zaletami, dzięki którym zresztą zdołał mnie uwieść. Chociaż z drugiej strony… gdyby swego czasu nie wyróżnił się jako obiecujący nanotechnolog, raczej nie dałabym mu szans.
Specjalista od wszelkiego drobiazgu przysunął się do mnie i ujął delikatnie brzeg koca, którym okręciłam się aż do łopatek. Zsunął go delikatnie, całując jednocześnie moje ramiona.
— Mam za dużo piegów — mruknęłam. — W nocy o nich zapominam, ale za dnia przyprawiają mnie o kompleksy.
— Twoja osobowość w ogóle składa się z samych słabych punktów i obsesji — skomentował Adam prawie sarkastycznie.
— No, jest też trochę talentów, nieprawdaż? — zapytałam możliwie beztrosko, by obrócić kwestię w żart, gdyby Adam nie dość gorliwie potwierdził.
— Elizo, jesteś piękna i mądra, co rzadko idzie w parze.
— Dzięki.
— Przyznaję, że twoje ciało jest niemiłosiernie upstrzone piegami. Obiekty te są wprost rozkoszne i uwielbiam je pasjami. I weź pod rozwagę, że zajmując całe terytorium twej aksamitnej skóry, w gruncie rzeczy robią ci przysługę.
— Doprawdy? Co masz na myśli?
— Nie dopuszczają konkurencji.
— Co ty bredzisz, facet? — zaoponowałam, ganiąc Adama marsowym grymasem na czole.
— Blizn, szram, kurzajek, pieprzyków, pryszczy, łuszczycy, plam wątrobianych…
A jednak Adaś fajny był. Mój niezawodny amant-ogier-przytulanka. I wróbel w garści, last but not least.
— Zaczniemy grzecznie pod kołderką — zaproponowałam, całując go w czoło.
— A potem?
— Zobaczymy, jak się losy potoczą…
Adam niezwłocznie zabrał się do dzieła. Po pierwsze wyłączył telewizor, przeciw czemu zaprotestowałam bez przekonania. Następnie zdarł ze mnie koc, szarpnął kołdrę energicznym ruchem i rozpostarł ją nade mną. Przez ułamek sekundy czekałam, aż puchowy woal otuli moje ramiona, ale Adaśko był szybszy. Powalił mnie na sprężysty materac, a nasze ciała skleiły się natychmiast jak przeciwne bieguny magnesów.
Tak oto magnetyzm zmysłów zapewnił nam mnóstwo miłych chwil tego dnia.
Że wybywam nazajutrz, wyjawiłam Adasiowi dopiero pakując walizkę.
Dwa lata minus dwa dni…
Rewolucyjny noblista Kolenda właściwie nie był siwy – jego włosy miały kolor tłustego mleka. Wydało mi się to podejrzane, więc usiłowałam dyskretnie wykryć na jego czuprynie jakieś przebarwienia czy odrosty. Ku lekkiemu rozczarowaniu nic takiego nie zauważyłam.
Poza tym Kolenda rzeczywiście był człowiekiem energicznym i miał przy tym wiele innych cech sprawnego menadżera. W sumie dostrzegłam je już dawno temu, kiedy organizował sobie polityczne zaplecze, by skuteczniej doić rozdawców grantów. Tak jest, stanowczo zasłużył sobie na zobowiązującą ksywkę. Szkoda tylko, że nie wszystkie rewolucje są słuszne i nie zawsze służą postępowi.
Ale od początku. W pierwszy poniedziałek maja pojawiłam się w Ośrodku Zastosowań Probabilistycznych PAC pod Liverpoolem. Przyznam, że gospodarz powitał mnie dość jowialnie.
— Pani Eliza! — zawołał po polsku. — Jak miło widzieć rodaczkę na angielskiej ziemi.
— Dzień dobry. Jak wspaniale widzieć Polaka, kierującego międzynarodowym zespołem.
Wielce zadowolony Lucjan wytarmosił niemiłosiernie moją rękę i wskazał drogę ku galerii dla zwiedzających.
— Zwiedzała już pani Liverpool?
— Nie miałam jeszcze okazji — powiedziałam ciut nieszczerze. Wstyd mi było przyznać, że wolałam kilkugodzinną kąpiel niż podziwianie miejscowych atrakcji.
— Pisze pani pracę o naszym eksperymencie? — zagadnął z innej beczki.
— Piszę kilka książek jednocześnie, a poza tym eseje i artykuły. Jeszcze nie wiem, gdzie wcisnę relację z dzisiejszej wizyty.
Rewolucjan zaczął regularnie szczypać podbródek – wyglądało na to, że wpadł w zadumę. Może właśnie przypomniał sobie o serii biograficznej, głównym nurcie mojej działalności pisarskiej. Brałam w niej na warsztat naukowców niesłusznie zlekceważonych przez szwedzkich królewskich akademików. A ponieważ Kolenda swojego Nobla już dostał, na kartach moich ksiąg mógł zaświecić tylko blaskiem odbitym.
— To może panią zainteresuje, że profesor Rafferty nalegał, żeby platformę razem z maszyną czasu przenieść do Irlandii? — podsunął Lucjan ostrożnie.
O, kombinujemy małostkowy donosik – stwierdziłam z niechęcią. I szukamy sojuszników do lokalnych przepychanek. Co za żenada.
— O ile wiem, nie powodował nim źle rozumiany patriotyzm — odparłam, dzielnie znosząc przenikliwe spojrzenie Lucjana. — Wprost przeciwnie, miał na myśli bezpieczeństwo. Irlandia jest najspokojniejszym sejsmicznie krajem w cywilizowanym świecie. I słabo zaludnionym. W wypadku jakiejś awarii, mniej mieszkańców by ucierpiało.
— Nie będzie żadnej awarii — obruszył się Kolenda. — I proszę nie myśleć, że donoszę na najważniejszego współpracownika. Po prostu pewne sprawy powinny być właściwie przedstawione opinii publicznej.
— Czy iskrzy między wami właśnie z powodu przesadnej ostrożności Jonatana?
— Nie ma poważniejszych nieporozumień. — Rewolucjan zdawał się bardziej ważyć słowa. Najwyraźniej zauważył, że nie poczuwam się do solidarności narodowej i że biorę stronę Irlandczyka. — Z drugiej strony widać wyraźnie, że jest w nim mniej entuzjazmu, niż kiedyś. Proszę sobie wyobrazić, że Jon ostatnio zgłasza wątpliwości. To już nie tylko kwestie proceduralne. Czuję, że coś go nurtuje i że któregoś dnia zgłosi votum separatum na radzie naukowej. Co prawda nie ma szans na wstrzymanie projektu, ale może ugodzić w jego prestiż.
Powstrzymałam się od komentarza i poprosiłam Kolendę, by pokazał mi główną dyspozytornię. Stanęliśmy zatem na galerii. Pięć metrów niżej rozpościerała się strefa zorganizowanej krzątaniny. Centralną część pomieszczenia zajmował wielki prostopadłościan, okręcony grubą czarną folią. Domyśliłam się, że to nowy generator, konieczny do wyprodukowania dodatkowych megawatów mocy na czas eksperymentu.
— Gdzie jest sama platforma? — spytałam, rozglądając się uważnie. — A zwłaszcza maszyna czasu — dodałam szybko, by zatrzeć wrażenie, że uważam cudo Lucjana za mniej ważne w tandemie.
Kolenda machnął ręką.
— Mamy drobne opóźnienie z instalacją. Ale proszę, idzie już pan Rafferty.
Mój profesorek uśmiechał się do mnie już z daleka, a nawet machał ręką, co u niego było wyrazem rzadkiej poufałości.
— Witamy w wylęgarni nieprawdopodobieństw, droga Elizo — zawołał.
Przeszliśmy na angielski.
— Uszanowanie, mister Rafferty — odparłam. — Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć waszą maszynerię w akcji.
Jon wymienił z Kolendą konwencjonalne skinienie głową, w którym nie było ani specjalnego chłodu, ani nawet dystansu.
— Rozumiem, że wiesz już, na czym będzie polegała próba generalna? — ciągnął Jon.
— Tak. Najpierw za pomocą twojej platformy skonstruujecie malutką gwiazdę, takiego pięćdziesięciogramowego pulsara. Potem wyślecie go w przyszłość, nie więcej niż godzinę. Dobrze mówię?
— No, prawie dobrze pani mówi — potwierdził Lucjan ostrożnie. — Ale naszej minigwiazdy nie wyślemy, a raczej ją zostawimy.
« 1 2 3 4 6 »

Komentarze

18 XI 2010   09:57:34

Tak. Nie rozumiecie, że Bóg jest. Bardzo Mądrzy Fizycy, którzy posługują się Wyższą Matematyką, wyliczyli.
Albo przynajmniej wyliczą, kiedy już będą dość mądrzy. Póki co, to nie są.
Litości.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Ostatni taki fan
— Sebastian Wójcik

Zapiski o klątwie mniemanej
— Sebastian Wójcik

Posąg w tytoniowym dymie
— Sebastian Wójcik

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.