Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Leonid Kaganow
‹Zerogród›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorLeonid Kaganow
TytułZerogród
TłumaczenieWiktor Serewiś
OpisLeonid Kaganow, rocznik 1972, znany również jako lleo. Jak sam twierdzi posiada jedną z najstarszych stron internetowych, która w dodatku od 10 lat ma niezmienny wygląd. Przy okazji jest też pisarzem, poetą, dziennikarzem, scenarzystą, czasem zdarzy mu się poprowadzić program w telewizji. Jest autorem takich opowiadań jak „Masło”, „Epos drapieżnika” czy „Pierwsza czystka”; niniejsze opowiadanie w oryginale nosi tytuł „Nul’gorod”. W lutym 2010 roku ukazała się jego najnowsza książka „Lena Skwotter i paragon wozmiezdeija”. Stronę autora można znaleźć pod adresem lleo.aha.ru.
Gatunekcyberpunk

Zerogród

« 1 2 3 4 5 »
Ilustracja: <a href='mailto:ortheza@wp.pl'>Łukasz Matuszek</a>
Ilustracja: Łukasz Matuszek
– Życie na planecie jest niebezpieczne i niedostosowane do ludzkiego rozumu. Kto będzie chciał tam dalej żyć, oprócz imigrantów i upartych, takich jak ty? W rzeczywistości powinny żyć roboty.
– Czy ty w ogóle rozumiesz, co teraz mówisz? – oburzyłem się. – Przecież to śmierć! Śmierć ludzi na planecie!
– Kostia, to jest życie człowieka – pewnie powiedziała Olga. – I to życie jest tutaj. A śmierć zdarza się tylko w waszym świecie. Straszna i na zawsze. Tutaj nie ma śmierci.
Bransoleta znów ożyła, zapiszczała i już nie milkła. Nacisnąłem przycisk i wyszedłem z Zerogrodu.
• • •
Pojawienie się w rzeczywistości jak zawsze było nieprzyjemne. Kręciło mi się w głowie, w skroniach pulsowało i trochę mnie mdliło. Cisnął przepełniony pęcherz moczowy i bardzo chciało mi się jeść. Zawsze mnie to dziwiło – niby mdli, a jeść i tak się chce. Posiedziałem jeszcze trochę z zamkniętymi oczami, poczekałem, aż skończy się karuzela w głowie i otworzyłem oczy. Podniosłem rękę, zdjąłem z głowy kask i odłożyłem go na terminal, starając się nie zagiąć przewodu. Rozejrzałem się.
Szary, nieposprzątany pokój w ogromnym, pustym mieszkaniu. Naszym mieszkaniu. Na ósmym piętrze na wpół pustej kamienicy z epoki stalinowskiej. Tapczan. Terminal. Lodówka w kuchni. Czego więcej chcieć?
Wstałem, trzymając się ścianki, i doszedłem do toalety. Zaszedłem do łazienki. Gorącej wody nie było od wielu miesięcy, było oczywiste, że nie pojawi się tu więcej. Ale dziś zimna była jakaś lepka i rdzawa. Umywszy się byle jak, dotarłem do kuchni. Żarówka nie świeciła tutaj już od dawna, ciągle było coś ważniejszego. W lodówce natomiast było światło, jeśli się ją otworzyło.
Ale gdy złapałem za uchwyt, uświadomiłem sobie, że nie kupiłem żadnego jedzenia na wieczór. Zwyczajnie zapomniałem. Pociągnąłem za uchwyt – lodówka rzeczywiście okazała się pusta. Zapomniałem – po prostu. Niech to diabli, może to i prawda, co mówią, że od codziennego wchodzenia i wychodzenia psuje się mózg i pamięć? Chociaż nie, to nie pamięć, kupowanie jedzenia… Pamięć to wspomnienia. Nie sprawdzisz tego, czy się zmniejsza. Jak sprawdzić, czy zachowałeś wszystkie wspomnienia z dzieciństwa, z tych, które pamiętałeś jeszcze wczoraj? Nawet nie ma kogo spytać. Który z przyjaciół został tutaj? Wszyscy są w Zerogrodzie. Z ich pamięcią wszystko jest w porządku. Niczego nie zapominają, co chcą pamiętać, to pamiętają. Po to pracujemy, żeby nie mieli braków w żadnej pamięci.
Nagle zrozumiałem, że zaciskam pięści ze złości. Nie dlatego, że jestem zły. Po prostu głód zawsze tak na mnie działa.
Popatrzyłem na zegarek – za sześć godzin trzeba wstać do pracy. Ale jeść chciało mi się przeraźliwie. Ile to ja nie jadłem?
Zgrzytnąłem zębami, po czym zacząłem z trudem wkładać spodnie i kurtkę. Na końcu prospektu Jubileuszu był całodobowy spożywczak.
• • •
Mżył jesienny deszcz, gdzieś w oddali z utęsknieniem wył pies. Na całym prospekcie były dwie działające latarnie. Jedna w stanie agonalnym, to rozgrzewała się do czerwoności, to wpadała w blady niebieski zakres. Robiła to jakby w rytm wycia psa. Nie wiem, jak tam u mnie z pamięcią, ale dokładnie pamiętam czas, kiedy prospekt Jubileuszu był żywy – po chodnikach płynęły tłumy przechodniów, na ulicy trąbiły długie korki… Kiedy to było? Jakoś tak z pięć lat temu. Teraz w ciemnościach prospekt wydawał się trzy razy węższy. Kiedyś po obu stronach ciągnęły się szklane witryny sklepów, które świeciły dniem i nocą. Teraz witryny szczerzyły się kłami tłuczonego szkła i drapieżnie otwierały czarne paszcze.
Tylko jeden sklep jak dawniej świecił w oddali przyjemnym światłem i, jak się wydawało, był czynny. Chyba stamtąd płynęła muzyka, zdaje się folk rap. Na początku uznałem, że to całodobowy spożywczy i od razu coś przewróciło mi się w żołądku. Ale kiedy podszedłem bliżej, zobaczyłem świecący szyld „Świat trucizn” i logo – neonową żmiję, wijącą się wokół kieliszka…
Prawdę powiedziawszy, czego oczekiwałem? Nic innego nie świeciło się na prospekcie Jubileuszu. Dawno nie byłem tutaj nocą. Jakieś dwa miesiące. Z pracy do jadłodajni. Do domu i do Zerogrodu. Z Zerogrodu znikałem zjeść i spać, żeby rano znów iść do pracy. Obejrzałem się raz jeszcze. Ciemność. Jeśli na prospekcie Jubileuszu nic w nocy nie pracuje, to co dopiero na jakichś małych uliczkach.
Zauważyłem, że wciąż gapię się na witrynę, gdzie pośród rozsypanego łańcucha stała na stojaku gigantyczna sztuczna tabletka, usiana małymi lampkami. Tabletka iskrzyła się, pełzały po niej ogniste żmije. Wydawało się, że można ją zjeść. Muzyka nagle zamilkła.
– W czymś pomóc? – rozbrzmiał miękki głos z nieuchwytnym wschodnim akcentem.
Obróciłem się i zobaczyłem sprzedawcę. Był to niemłody mieszkaniec Kaukazu ze szlachetnym orlim nosem, siwą głową i mądrymi, żywymi oczami. Stał w drzwiach i zamyślony palił cygaro.
– Czego szukamy? – powtórzył mieszkaniec Kaukazu.
„Żarcia!” – chciałem odpowiedzieć, ale zrozumiałem, że żart wyjdzie słaby.
– Tylko się rozglądam – burknąłem pod nosem. Już miałem się odwrócić i pójść, ale mieszkaniec Kaukazu odsunął się i wykonał ręką zapraszający gest:
– Wejdź, proszę, obejrzyj wszystko, co chcesz, po co masz marznąć na deszczu?
• • •
Więc zaszedłem.
Sieć „Świat trucizn” traktowałem z prawdziwą pogardą i nigdy w niej nie byłem. Teraz upewniłem się, że niczego nie straciłem, wszystko było tak jak sobie to wyobrażałem: lada oraz półki, zastawione różnokolorowymi kartonami i flakonami. Wiedziałem, że wewnątrz każdego z takich kartonów leży komplet książek, certyfikatów, instrukcji, podstawek i futerałów, ale wszystko to potrzebne było tylko po to, by głęboko schować pigułkę, dlatego jeśli sprzedawano by je osobno, nie byłoby do końca jasne, za co płaci się takie pieniądze. Nie pachniało tu jednak chemią, a sianem.
Spojrzałem na sprzedawcę. Palił spokojnie w drzwiach, pokazując, że jest tutaj ze mną i że nie będzie mi na razie przeszkadzał. Nasze spojrzenia spotkały się. Pomyślałem, że zaraz mnie spyta tak, jak w tej durnej reklamie: „pan dla siebie, czy dla teściowej?”, obrócę się i pójdę. Albo powie coś w stylu: „mam świeży cyjanek potasu, jeśli kupi pan dwie dawki, trzecią otrzyma pan gratis”. Wtedy też pójdę. Milczący i dumny.
– Nie tam patrzysz, mój drogi. – Mieszkaniec Kaukazu się uśmiechnął. – Tam są ciekawsze rzeczy. Pierwszy raz? Po-o-patrz tam, zaraz włączę światło…
Z lewej strony zapaliło się światło, okazało się, że „Świat trucizn” jest większy, niż się wydawał. Lada była ściśnięta zaraz przy wejściu, a w głębi pojawiła się spora sala, która bardzo przypominała sklep zoologiczny. Smutne wspomnienie – kiedyś, dawno, dawno temu na prospekcie Jubileuszu mieścił się duży supermarket. Było to wiele lat temu, kiedy terminale jeszcze nie znajdowały się w każdym domu, a w rzeczywistość wirtualną szło się pograć w Indian i elfy…
Teraz w sali wszędzie stały kadzie z roślinami – od rozłożystych palm po drobne kaktusy. Błyszczały rzędy akwariów i terrariów. Pod sufitem suszyły się pęczki traw.
– Nieźle – pochwaliłem. – Dla ozdoby?
– Dary natury – poważnie kiwnął głową sprzedawca. – Człowiek z gustem, znający się na truciznach, wybierze sobie, co mu się podoba. Ale kto się spieszy i tanio chce, ten zadowoli się pigułką… Popatrz no, jaka piękna!
Mieszkaniec Kaukazu podszedł do najbliższego terrarium, odsunął przykrywkę, wsunął do środka włochatą rękę po sam łokieć i wyłowił niedużą żmijkę z czerwoną trójkątną głową.
– Popatrz no! – Przekręcał żmiję we wszystkie strony i zakląskał językiem. – Dwanaście minut! Arlekin!
– Nie ugryzie? – Spochmurniałem, patrząc, jak lekko wymachuje żmiją, niczym sznurkiem. – A to wiele potrzeba, terminal nie włączy się od razu albo odpali za dwadzieścia minut… I koniec!
– Nie-e-e-e – uśmiechnął się mieszkaniec Kaukazu. – Popatrz, gdzie trzymam główkę. Chcesz potrzymać?
– Nie, dziękuję.
– Nie bój się, nie ugryzie – znów uśmiechnął się mieszkaniec Kaukazu. – Jest senny przez lodówkę. Powiem ci, co i jak… Przyczepiasz taśmą klejącą do kolana jak trzeba… Taśmę dam ci specjalną, zwykłą zerwie. Zaplątujesz kilka warstw, siadasz do terminalu. Ogrzeje się, obudzi… a wyleźć nie może. Zacznie się wić, potem ugryzie. Bardzo skutecznie. Dam taniej, niż sam biorę. Podziękujesz. Marat źle nie doradza!
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

05 V 2013   11:54:57

Jestem pewna, że ten tekst jest chlubą Esensji i raczej się temu nie dziwię, nie czytałam w niej nic lepszego. Opowiadanie wyróżnia się iskrą i pomysłem, poza tym mnie przypadło do gustu, bo bardzo lubię rosyjską literaturę.
Co prawda fabuła jest nieco przewidywalna a sceny następujące po sobie czasem zdają się być naciągane, np. rozmowa z mamą Witii, ale może to tylko moje wrażenie. No i trudno uwierzyć w wirtualne dzieci współżyjących ze sobą avatarów.
Fragment wybrany na pasek nad opowiadaniem raczej nie robi dobrej reklamy. Mnie kiedyś odstraszył.
Za to ilustracje bardzo ładne. Bardzo.

08 V 2013   10:24:21

Zgadzam się co do ilustracji.
Mnie się w tym tekście najbardziej podobała atmosfera i poszczególne obrazy, więc przewidywalność mi zupełnie nie przeszkadzała.
Co do dzieci avatarów, to myślę, że dla wielu osób potrzeba posiadania dziecka jest potrzebą emocjonalną, nie tylko biologiczną koleją rzeczy, więc takie "dzieci-tamagotchi" chyba mogłyby się zdarzać.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.