Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jędrzej Burszta
‹Centrowcy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJędrzej Burszta
TytułCentrowcy
OpisAutor pisze o sobie:
Urodzony w 1988 roku, student kulturoznawstwa na Uniwerystecie Warszawskim, prowadzi bloga z szortami pod adresem szortownia.blogspot.com.
Gatunekurban fantasy

Centrowcy

« 1 2 3 4 »
• • •
Następne kilka dni spędziłem w miarę spokojnie, koncentrując się na wypełnianiu obowiązków. Uspokajałem znerwicowane matki szukające zagubionych pociech, przerywałem bójki w kolejkach do McDonaldsa, powoli wdrażałem się w tajniki działania systemu monitoringowego – zgrywałem gorliwego i godnego zaufania pracownika, chociaż trochę mnie to wszystko nudziło. Zdążyłem nawet zapomnieć o dziwnych wydarzeniach, dopóki nie natknąłem się w supermarkecie na Młokosa. Chłopak dopadł mnie w alejce z konfiturami, prawie rozpłaszczając się na moim wózku. Jak zwykle zadbał o groźny wygląd; miał na sobie olbrzymią, powyciąganą bluzę z kapturem, szerokie spodnie i cicho zawodzący empetrójnik. Ot, kolejny gangster z młodocianym wąsem, w wolnych chwilach rozbijający się po osiedlowych piaskownicach, będący oprócz tego uczynnym sprzedawcą z działu owocowo-warzywnego.
– Łooo, Marynarz, dobrze cię widzieć! – Machinalnie przybiłem mu żółwika, dopełniając wymuszony rytuał powitalny. – Nie mam czasu gadać, jakieś zamieszanie w rybnym, chyba Bliźniaki znowu się wykłócają o makrele… Będzie na co popatrzeć!
– Makrele?
– Innych ryb nie tolerują. Takie ich dziwactwo. Zawsze robi się gorąco, jak tylko zabraknie makreli. Stary – pokręcił głową – generalnie to nieciekawa historia.
Nie wiem, co mnie podkusiło, ale oczywiście pobiegłem za Młokosem do działu rybnego. Faktycznie, rozgrywała się tam niezła draka: dwóch klientów o bliźniaczych rysach obrzucało się odłamkami lodu i fragmentami ryb, wyzywając się od najgorszych. Skryty za akwarium sprzedawca z niewzruszonym spokojem filetował dorsza – mógłbym przysiąc, że powieka nie drgnęła mu choćby na sekundę.
– Trzeba ich rozdzielić! – Poczułem się w obowiązku wyrazić oficjalne stanowisko sklepowej ochrony.
– Łooo, stary! – Młokos ucapił mnie za kołnierz. – Zluzuj, oni są nietykalni!
Bliźniaki dopiero się rozkręcały. Przedmiotem sporu były najwyraźniej ostatnie pozostałe makrele, które z rezygnacją przyglądały się całemu zajściu zza mętnej szyby akwarium. W ruch poszły pięści, domniemani bracia wymienili się metodycznymi ciosami i kopniakami.
– Jacy znowu oni? Młokos, o co tu chodzi?
– Wczoraj się urodziłeś?
– No coś ty.
– To co się głupio pytasz – ofuknął mnie. Wydawał się prawdziwie wzburzony przez sam fakt, że ośmieliłem się zadać mu podobne pytanie. – Słuchaj, Marynarz, jesteś fajny człowiek, ale trochę przytępawy. Maturę zdałeś, kierunek skończyłeś, no błagam stary, i ja mam cię tu teraz niańczyć?
Jeden z Bliźniaków wydał triumfalny okrzyk, wyprowadzając skuteczny cios w brzuch drugiego. Zaklaskał z uciechy i doskoczył do sprzedawcy, który zdążył w międzyczasie zapakować makrele – trofeum dla zwycięzcy.
Pokonany Bliźniak miał zawiedzioną minę. Pocierając energicznie brzuch, ustawił się w kolejce do stoiska z serami.
– Byle tylko nie zabrakło camemberta… – mruknął Młokos. Spojrzałem na niego z byka i czym prędzej zmyłem się z marketu, nie wiem, czy bardziej zmieszany czy wytrącony z równowagi.
Że też zawsze coś musi pójść nie tak. Widmo utraty ciepłej posadki stało się boleśnie realne – człowiek nie może poprawnie funkcjonować w takich warunkach.
• • •
Z każdym kolejnym dniem sytuacja się pogarszała, traciłem głowę – coraz częściej dostrzegałem tych dziwnych klientów, centrowców, jak nazywał ich pan Sznyt. Damę z Łasiczką spotykałem prawie codziennie, zazwyczaj podczas obchodu skrzydła restauracyjnego; natapirowana, groteskowo wysmarowana szminką przechadzała się alejkami, kłaniając się nie wiadomo komu. Ciągnął się za nią ślad zgniecionych skorupek po fistaszkach. Próbowałem ją śledzić, ale jakimś cudem zawsze udawało jej się wyparować, wchodziła do któregoś ze sklepów i znikała między stojakami (podejrzewałem, że przemieniała się w manekin). Stopniowo poznawałem też kolejnych, nie mniej ekscentrycznych bywalców, choćby małżeństwo w średnim wieku, całymi dniami okupujące sale kinowe, żywiące się jedynie popcornem, żelkami i colą light. Wyglądali na prawdziwych kinomaniaków – przebierali się w stroje odpowiadające wyświetlanej w danym tygodniu premierze filmowej, nigdzie się nie ruszali bez pary trójwymiarowych okularów ciążących na nosie. Co jakiś czas natykałem się na Bibliofila, zażywnego staruszka w poplamionym dresie, którego pasją było czytanie w najdziwniejszych miejscach centrum – na ruchomych schodach, w wózku sklepowym, w kolejce do toalety. Pochłaniał naprzemiennie klasykę światowej literatury i pożółkłe wydania peerelowskich kryminałów.
Któregoś dnia Dziewczyna z Plakatu zwróciła mi uwagę na małą, najwyżej sześcioletnią dziewczynkę, bawiącą się samotnie w parku zabaw. Często po prostu leżała zanurzona w morzu kolorowych piłeczek, a niewinny uśmiech nie schodził jej z twarzy.
– Czy jej się to nie nudzi? – zapytałem Dziewczynę z Plakatu. Niby przypadkiem podsunąłem jej pod dłoń kartkę z naszkicowanym kalamburem, którego rozwiązaniem był mój numer telefonu. Bezskutecznie zabiegałem o zainteresowanie, wypełniając krew hektolitrami płynnej kofeiny.
– Coś ty. Skubana czeka, aż dołączy do dzieciaków grupy metr trzydzieści – tłumaczyła mi, jednocześnie szorując oblepioną po lodowym wybuchu ścianę; waniliowo-pistacjowe zacieki układały się w intrygującą mozaikę.
– Grupa metr trzydzieści?
– Wtedy dopiero wpuszczą ją do Ikei. Pod tym względem wszyscy są równi wobec prawa, obsługa nie zezwala na nagięcie regulaminu. – Przeczesała palcami włosy, pozostawiając na nich śmietankowy ślad. – Jak w życiu, każdy musi się wspinać po stopniach hierarchii. Księżniczka próbowała kiedyś sztuczki z wysokimi obcasami, ale obsługa się w porę połapała i ją wygoniła.
– Sprytna…
– Żebyś wiedział. Dobrze ci radzę – puknęła mnie palcem w nos – nie zadzieraj z Księżniczką.
Nie miałem zamiaru zadzierać ani z nią, ani z którymkolwiek z centrowców. Robiłem swoje, wypełniałem sumiennie obowiązki, na horyzoncie majaczyła podwyżka – ku memu nieskrywanemu zaskoczeniu, szefostwo było ze mnie zadowolone. Powoli oswajałem się z myślą, przyjemną choć abstrakcyjną, że uda mi się tak dociągnąć do wcześniejszej emerytury. A jednak coś nadal nie dawało mi spokoju; zżerała mnie ciekawość – musiałem wiedzieć więcej.
Podzieliłem się swoimi niepokojami z chłopakami przy piwie. Młokos dłubał w nosie, Kokos puszczał bańki ze śliny; obaj skutecznie ignorowali moje podchody i niewinne z pozoru pytania.
– Marynarz, weź to sobie odpuść – nakłaniał mnie Młokos. – Posłuchaj lepiej Kokosa, rano wyczaił, że ta nowa laska z Chinola jest ten-teges…
– Po pracy przychodzi po nią taka jedna metalówa w mini!
– Nie gadaj! A może to jej siostra czy coś…
– Eee tam, wczoraj ją zaczepiłem i mnie na wejściu olała. Jak dla mnie to sprawa zamknięta.
Czasem ciężko było nadążyć za wstecznością chłopaków.
– Skąd oni się biorą? – wszedłem w słowo Kokosowi. Nie mogłem utrzymać kufla w śliskich od potu dłoniach. – Organizacja wolontariacka? Kółko hobbystyczne, jakiś fanklub?
– Może ta druga babka to tylko przykrywka.
– Stary, z takimi nogami co ona nimi błyska – wychrypiał rubasznie Kokos, puszczając nosem dym – to żadnego faceta do siebie nie ściągniesz. Chyba że, kurna, ogrodnika.
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
– Hej, nadal tu jestem! – Pomachałem im przed oczyma. – Czy któryś z was byłby łaskaw odpowiedzieć na moje pytanie?
– Krótka piłka: wieczorem idziemy na grilla do Łysego czy na domówkę jego siostry? – Kokos nachylił się nad stołem i szepnął coś do ucha kumplowi.
– Czy wy…
– Proponuję głosowanie. Osobiście jestem za domówką. Dziewczę ma niesamowicie efektowne M80, mówię wam, chata przeżarta luksusem. Barek wbudowany w ścianę, jacuzzi z zestawem radiowym…
– Dobra, to rożen odpada. Zresztą wiszę Łysemu trochę kasy – dodał Młokos – i tak szczerze to wolę jeszcze trochę mu powisieć.
Przybili sobie energicznie piątkę. Czułem, że policzki spopiela mi płomień gniewu.
– Ej, Marynarz, pasuje ci taka koncepcja wieczoru?
Przesłanie było ewidentne – żaden nie piśnie nawet słówka, choćby na torturach.
Postanowiłem spróbować szczęścia u pana Sznyta. Zdążyłem się już połapać, że spełniał rolę tutejszego bazarku z plotkami, epicentrum rozprzestrzeniania się pogłosek niedostępnych zwykłym śmiertelnikom.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

19 X 2012   13:20:09

No i kiszka :(

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Ścigając cienie
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.