Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jędrzej Burszta
‹Centrowcy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJędrzej Burszta
TytułCentrowcy
OpisAutor pisze o sobie:
Urodzony w 1988 roku, student kulturoznawstwa na Uniwerystecie Warszawskim, prowadzi bloga z szortami pod adresem szortownia.blogspot.com.
Gatunekurban fantasy

Centrowcy

« 1 2 3 4 »
– Och, Marynarz, Marynarz – westchnął, podskubując nerwowo wąsa. Odszedł na chwilę, żeby obsłużyć klienta, a kiedy wrócił, na twarzy gościł mu lekko zmieszany uśmiech. – Coś ci powiem, ale w razie czego nie wiesz tego ode mnie. – Mrugnął do mnie konspiracyjnie. Rozmawiając z panem Sznytem, człowiek miał zawsze uczucie, jakby na jego oczach kreślił się pasek komiksowy; staruszek wyginał się jak w konwulsjach, przyjmując nietypowe pozycje, na kilka sekund zastygał bez ruchu – brakowało tylko unoszącego się z ust dymku z tekstem. – Dzisiaj o północy jest zebranie we wschodniej alei, w okolicach tego błękitnego szkaradzieństwa z AGD.
– Jakie zebranie?
– No, jak to jakie – przerzucił oczyma i puknął się w czoło. – Spotkanie całej śmietanki tutejszej klienteli. Tylko nie rzucaj się za bardzo w oczy, oni… łatwo się peszą.
– Jakoś tego nie zauważyłem.
– Bo dotąd widziałeś ich w naturalnym środowisku. Wyciągnij rybę z akwarium i spróbuj ją nakłonić, żeby się czuła swobodnie… czy jakoś tak. Ech, Marynarz – wydał z siebie głębokie westchnienie – sam widzisz, żaden ze mnie Alfred.
– A widzisz mnie paradującego w błyszczącym lateksie?
– Kiepski dowcip. – Odwrócił się do swoich bibelotów.
• • •
Jestem stuprocentowo pewien, że w każdym centrum handlowym na Ziemi znajdzie się jedno miejsce, do którego stadnie zwalają się pracownicy, żeby w towarzyskiej atmosferze ponarzekać i zrelaksować się po całym dniu pracy. Klub bilardowy był idealnym wyborem, w pewnym sensie był to jedyny sens jego istnienia – gdyby nie my, spragnieni procentów pracownicy, knajpa świeciłaby pustkami. Wystarczył szybki rzut oka na skład osobowy i już po chwili nawijałem makaron na uszy przełożonemu nocnej zmiany ochroniarzy.
Co jak co, ale włazidupą jestem pierwszorzędnym. Na koniec postawiłem mu kolorowego drinka, uścisnąłem spoconą dłoń i wymknąłem się do Dziewczyny z Plakatu. Na moją ofertę, żebyśmy razem wybrali się na nocne spotkanie, zareagowała dość nieoczekiwanie – spięła się cała, zbladła jak ściana, po czym czmychnęła na zaplecze, tłumacząc się niskim poziomem cukru we krwi.
Szef ochrony przydzielił mnie do północnego skrzydła, sektora zajmowanego głównie przez restauracje i butiki z eleganckimi drobiazgami o niejasnym zastosowaniu. Ze zniecierpliwieniem przyglądałem się ostatnim klientom opuszczającym centrum, obwieszonym siatkami, nieporadnie przepychającym się z załadowanymi żarciem wózkami. Dorosłym lepiej wychodziło maskowanie zadowolenia i spełnienia, dzieci – wprost przeciwnie – trzęsły się od nadmiaru emocji, niezdrowo ekscytowały się każdym zakupem.
To był mój pierwszy raz na nocnej zmianie, dlatego z rozpalonymi policzkami – wybiegając już myślami w przyszłość – chłonąłem nietypową atmosferę, czas inny jakościowo, co tu dużo mówić: magiczny. Zamknięto główne wejścia, osuszono fontanny, po czym po centrum rozpierzchły się siły porządkowe: sprzątacze i sprzątaczki; oddawali się zamiataniu, szorowaniu, odkurzaniu, opróżnianiu koszy i polerowaniu toalet.
Zaparzyłem sobie mocnej kawy i usiadłem przed ekranami kamer monitoringowych. Musiałem schować w szufladzie zegarek, żeby powstrzymać się przed ciągłym kontrolowaniem okrutnie wlokącego się czasu.
Kilka minut po jedenastej zakończono sprzątanie. Wszyscy udali się do domów, przygaszono większość świateł, pozostawiając włączone jedynie lampy halogenowe oświetlające główne alejki z wystawami. Z rozpiski wynikało, że na nocny dyżur zgłosiły się tylko trzy osoby, ja i dwóch spasionych emerytów, którzy prawie na wejściu rozłożyli cielska przed ekranami i zapadli w drzemkę. Wymknąłem się ze stróżówki i ruszyłem na obchód po uśpionym centrum, które nieprzyjemnie kojarzyło się z cmentarzem; mrugające światełka alarmów były zniczami, tablice z szyldami – nagrobkami, manekiny szczerzyły się z wystaw jak zastygłe pomniki dawno odeszłych ludzi – czułem się jak grabarz albo nocny wizytator, buszując tak po opustoszałym pasażu. Zgodnie ze wskazówką pana Sznyta udałem się do wschodniej alei. Z mapy obiektu wynikało, że sklep ze sprzętem AGD znajduje się na wyższej kondygnacji. Wspiąłem się po nieruchomych schodach, rozglądając się z zaciekawieniem.
Przyszło mi do głowy, że mogłem paść ofiarą prostackiego żartu starego komiksiarza i nie miało być żadnego spotkania centrowców. Usiadłem na ławce, rozmyślając nad okrutnymi sposobami na zemszczenie się, snując w głowie wizje rwanych i palonych zeszytów; nakręcałem się tak w najlepsze, gdy bez uprzedzenia rozbłysły światła, a z głośników popłynęła subtelna, jazzująca muzyka. Dotarły do mnie głosy zbliżających się ludzi – bez zastanowienia skoczyłem między donice z kwiatami. Po chwili minęli mnie rozgorączkowani centrowcy; rozpoznałem nawet kilka znajomych twarzy – na przedzie pochodu kroczył dumnie pan Gap, trzymając pod rękę rozchichotaną Damę z Łasiczką, na końcu stąpała naburmuszona Księżniczka, wywijając do rytmu jo-jo. Całe towarzystwo zatrzymało się na skrzyżowaniu alejek i rozsiadło się na ławkach oraz szerokim progu nieczynnej fontanny. Nie byłem pewien ich reakcji na moją obecność, zdecydowałem się więc pozostać w ukryciu; wychyliłem się tylko zza krzaka, zyskując dzięki temu dobry widok na „mityng śmietanki klienteli”, jak to zgrabnie (i jednak prawdziwie!) ujął w słowa pan Sznyt.
– Proponuję rozpocząć od przegłosowania nowej jesiennej kolekcji H&M – pierwszy zabrał głos pan Gap. Odpowiedziały mu okrzyki „za” i „przeciw”, przy czym większość centrowców najwyraźniej nie darzyła projektantów popularnej sieci zbyt dużą estymą. Posypały się złośliwe komentarze, wyśmiano bliżej mi nieznane fioletowe szaliki we wzory piszczeli, nie zostawiono suchej nitki na nowym kroju marynarek; potem dyskusja przeniosła się na tematy gastronomiczne: chwalono nowy zestaw w KFC, małżeństwo kinomaniaków zasugerowało, że warto wprowadzić rozmiar XXL pudełek do popcornu, reszta wstrzymała się od głosu. Początkowo starałem się odnotowywać w pamięci wszystkie podjęte decyzje, szybko jednak ogarnęło mnie całkiem zrozumiałe znużenie. Tajemnicze zebranie okazało się niczym więcej jak lustrzanym odbiciem spotkań rady nadzorczej centrum – i tu i tam na kilometr wiało nudą.
Nie wiem nawet, kiedy zasnąłem, z głową opartą o sztuczny kwiat; dość, że przebudził mnie stukot i szuranie butami – w alejce zakotłowało się, każdy zmierzał w innym kierunku, potrącano się, upuszczano siatki z zakupami. W kilka minut korytarze opustoszały. Przez jakiś czas docierał do mnie odgłos podnoszenia sklepowych rolet i zatrzaskiwania drzwi, po czym wszystko ucichło, łącznie z puszczaną przez głośniki muzyką. Wysunąłem się zza doniczki, spojrzałem na zegarek – cyferblat wskazywał godzinę 00.59. Wskazówka przesunęła się i zgasły wszystkie światła, centrum pogrążyło się w mroku.
Po omacku ruszyłem w stronę stróżówki, kiedy nagle z prawej strony usłyszałem chichot, a następnie poczułem pchnięcie. Zatoczyłem się na ławkę, rozpaliły się lampy halogenowe na wystawach – przede mną stała Księżniczka, cała w kokardkach, wystrojona jak czekoladowa bombonierka.
– Nieładnie tak podglądać! Zasłużyłeś na manto.
– Kiedy ja tylko…
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
– Cicho-sza! – Przyłożyła palec do ust. – Podglądacz!
– Pracuję w ochronie. Robiłem tylko obchód.
– Ja cię znam, koleżko… Naskarżę na ciebie reszcie! Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się zdenerwują. – Pokiwała smutno głową. – To nasze królestwo. Lepiej pilnuj własnego nosa, bo jeszcze ci go złamią. Cicho-sza! Ene, due, rabe, muszę dostać w łapę!
Poklepałem się po kieszeniach, szukając nerwowo portfela.
– Głuptasie, na co mi twoje drobniaki! Jutro do ciebie wpadnę i ustalimy cenę. – Musiałem przyznać sam przed sobą, że Księżniczka była najgroźniej brzmiącą sześciolatką, z jaką miałem dotąd od czynienia. – A teraz zmykaj, zanim się rozmyślę. Papatki!
Na pożegnanie kopnęła mnie jeszcze w kostkę.
• • •
Następnego dnia zjawiłem się w pracy zmęczony po nieprzespanej nocy. Podczas jazdy autobusem przeanalizowałem swoje położenie i doszedłem do wniosku, że jest źle, czyli tak jak zwykle. Podzieliłem się swoim problemem z Dziewczyną z Plakatu.
– Ech, Marynarz, przecież cię ostrzegałam przed tą gówniarą – podsumowała. Jak zwykle umiejętnie sprawiała wrażenie, że pracuje; ostatnio rzadko kto odwiedzał lilipucią kawiarnię, bo w sąsiedniej alejce otworzyli filię Starbucksa.
– Proszę, bądź ze mną szczera. Co mi grozi?
– Zniewolenie. Reszta życia poświęcona totalnej służalczości.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

19 X 2012   13:20:09

No i kiszka :(

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Ścigając cienie
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.