Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Hanna Podolska
‹Niepewność›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorHanna Podolska
TytułNiepewność
OpisHanna Podolska, urodzona i wychowana we Wrocławiu, obecnie mieszka w Carbondale, Illinois, gdzie dokształca się na tamtejszym Southern Illinois University w dziedzinie Behavior Analysis. Z wykształcenia antropolog (biologia ze specjalizacją w Antropologii Fizycznej na Uniwersytecie Wrocławskim, a następnie doktorat w Antropologii Fizycznej w Southern Illinois University - Carbondale, USA), dużo czyta, pisze, zajmuje się kotami, różami, a naukowo, jak mówi, prymatami. Debiutowała w lipcowo-sierpniowej (2000) Odrze opowiadaniem "Jeden dzień w Tokio". W Esensji zaprezentowaliśmy już "Paradoks", krótszy utwór - a zgodnie z zapowiedzią, przedstawiamy obecnie dłuższą "Niepewność".
Gatunekobyczajowa

Niepewność

Hanna Podolska
« 1 2

Hanna Podolska

Niepewność

Kontakt z brudnymi włosami - oto co zobaczyłby ktoś, kto tego nigdy nie przeżył. Autystyk dostałby może nawet ataku lęku, który musiałby wykrzyczeć. Pedał odwróciłby się z niesmakiem, ale i zazdrością. A ja? Dlaczego?
Przestań się tak gapić. Chodź już! Nie widzisz, że zamykają? - powiedział nagle poirytowany. Mało się nie popłakałam, ale z kamienną twarzą schowałam papiery do torby.
- Cham! - rzuciłam w jego kierunku.
- No już dobra, nie marudź, idziemy, zrobię ci w domu budyniu czekoladowego.
No i zrobił, i to nie tylko budyniu. Cały wieczór był totalnie, absolutnie, definitywnie czekoladowy. Podobno kobiety produkują więcej opiatów w móżdżku i dlatego miłość fizyczna często pobudza im wyobraźnię znacznie bardziej niż mężczyznom. Może to te opiaty, a może nie, ale tego wieczoru w chwili bezgranicznego bezistnienia znaleźliśmy się gdzieś na pustyni, może pod Sfinksem, a może pod piramidą. Niebo gubiło gwiazdy.
Jeszcze długo potem słyszałam brzęk złotych bransolet zdobiących śniade przeguby moich rąk. Suchy piasek oblepiał moje ciemne ciało. Niebo pulsowało granatem i czernią.
Byliśmy w Egipcie, byłam stamtąd. Dzięki tobie wróciłam - wyszeptałam z trudem łapiąc oddech i przytulając się mocniej, dotknęłam jego białej skóry, chcąc się upewnić, że...
- Wciąż jeszcze tam jestem. To pewnie opiaty - próbowałam się usprawiedliwić, ale tak naprawdę miałam nadzieję, że to nie one.
Co ty tam znowu? Nie budź! - I spał dalej.
Za mało opiatów - jak to facet.
LEŻAŁAM OBOK NIEGO czując swoją ogoloną, pod czarną peruką, głowę i osypujący się ze mnie pod wpływem gorącego podmuchu, pustynny piasek. Próbowałam otwierać oczy, ale same zamykały się zdziwione jasnym kolorem mego ciała. Wciąż jeszcze czułam się czekoladowa.
Coś nieokreślonego zaczęło zaburzać stan, w którym się znajdowałam. Jak czasem kiedy budzisz się w środku snu i jeszcze w nim tkwisz - a tu budzik, znów wracasz w sen - a tu myśl o pracy i wracasz - a tu myśl następna i następna, i następna. Zanim jednak zdążyłam uświadomić sobie, co się dzieje, lekki powiew gorącego wiatru zabrał mnie pod Sfinksa do mojego poprzedniego nastroju.
Nagły ryk lwa wyrwał mnie z sennego błogostanu.
- Uciekać! - Podskoczyłam i zamarłam. Ryk lwa stopniowo zmieniał się w chrapliwy, nieartykułowany dowód głębokiego, męskiego snu.
- Jak on tak może spać i chrapać, kiedy na jawie tyle innych światów - nie rozumiałam, znów powoli zapadając w pustynny piach. - Jak gwiaździście - myślałam patrząc w niebo. Orion wydawał się tuż, tuż.
- Wstawaj i rób herbatę! - Głos pod czaszką przerwał moją ponowną wycieczkę.
- Jeszcze chwilkę, żeby choć się przyjrzeć czy to Sfinks, czy może piramida. Nie widzę góry, bo za ciemno, ale czuję, że to...
- Jutro musisz zapłacić rachunki i jeszcze dziś trzeba je wypisać! - Inna myśl próbowała mnie terroryzować.
- No i co to za "myśl", że trzeba zapłacić rachunki? - Padło ironiczne nie wiadomo skąd.
- Zrobię, co zechcę - próbowałam dorwać się do głosu, ale bezskutecznie, bo już coś żądało - Herbaty!!! - Ja jednak znów zamknęłam oczy.
To chyba Sfinks. Nie, to jednak piramida - myślałam przesypując palcami ciepły piasek.
Nie zauważyłam nawet, kiedy leżący obok facet wyrzucony został poza obręb mojej świadomości. Wpatrzona w Oriona czułam przenikające mnie promienie. Boskie promienie... Powoli ogarniała mnie tęsknota. Tęsknota, która nasilała się coraz bardziej i bardziej, niemalże unosząc me ciało ku pobłyskującej, największej w pasie Oriona gwieździe. Tęsknota, która wiedziała coś, znała tajemnicę, do której ja nie miałam dostępu. Wpatrywałam się w niebo, jakby gdzieś tam ukryta była wskazówka. Mleczna Droga powoli wyłaniała się z nieokreśloności, oddzielając Oriona od reszty nieba. Poczułam ucisk w skroniach.
Wstawaj i ubieraj się - znowu zagadał jeden z nich.
Zniknął Orion, piramida, ciemne niebo. Zniknął lęk. Zostało tylko niejasne, nie osadzone w niczym uczucie tęsknoty. Ale dlaczego? Gdzie? Po co? Próbowałam, zamykając oczy, wracać do miejsca, gdzie zaistniała ta przejmująca, nieznana mi dotąd nostalgia. Ale coraz krótsze i płytsze stawały się powroty na pustynię i coraz mniej przepełniające było uczucie tęsknoty. Tylko żal, że nie udało mi się upewnić gdzie byłam, przy Sfinksie czy przy piramidzie.
Oriona wciąż jeszcze widziałam wyraźnie. Jaskrawy promień strzelił zeń nagle w kierunku budowli i zniknął gdzieś w jej wnętrzu.
- Jednak piramida. Niewiarygodne tak jak cała rzeczywistość - pomyślałam.
Coś niespodziewanie przygniotło mi nogę. Odwróciłam się. Facet śpiący obok był jasnowłosy, bardzo biały i chrapał. Ktoś kogo, wydawałoby się, na pewno nie da się kochać. A jednak... Jednak to On potrafił przenieść mnie w przeszłość.
- Chryste Panie! Przecież ja nawet nie pamiętam tamtego faceta spod piramidy, jakby zawsze istniał tylko ten wyblakły - myślałam nagle spanikowana patrząc na obejmujące mnie ramiona. - A może to jednak był ten?
- Jak możesz pamiętać faceta sprzed 4000 lat? - Zdziwił się jeden z dobrze znanych mi głosów.
A to już 4000 lat? - Nie dowierzał drugi z nich.
Najwyraźniej uwiły sobie gniazdo pod moim sklepieniem. Poczułam się zastraszona i bezbronna. Koniec marzeń, snów, widzeń i podróży. Dyskusja w mojej głowie definitywnie przywróciła mnie do teraźniejszości.
- Cholerne półkule! - Zaklęłam na głos. - Ale przynajmniej On jest taki... - I nie znajdując właściwego określenia, wzruszyłam się delikatnie, muskając śpiące usta.
Herbaty - wyszeptały prawie bezgłośnie.
- DOPIJ WRESZCIE TĘ HERBATĘ i jedziemy! - głos Maćka wyrwał mnie ze wspomnień. Wyszliśmy z McDonalda i ruszyliśmy w drogę.
- Wiesz Maciek, ta dziwna parka z sąsiedniego stolika... Dzięki nim przypomniałam sobie coś bardzo, bardzo dawnego i dziwnego, coś z pogranicza rzeczywistości. Jakby to wszystko miało jakiś cel i sens - powiedziałam, spoglądając przez okno.
- Hamuj!!! - Wrzasnęłam, widząc zajeżdżającą nam drogę olbrzymią ciężarówkę. - Do jasnej cholery, patrz ludziom na koła, przecież wiesz, że ci idioci nie używają migaczy. Rozwaliłbyś się na tym, kretynie!
Serce zakołatało mi z przerażenia. Wciąż jeszcze słyszałam pisk hamulców. Dobrze, że pasy zapięte, nic się nie stało. Maciek zwykle wściekły na mnie, gdy go opieprzam w samochodzie, teraz nie odzywał się wcale, był blady i sztywny. Przeżegnałam się i odmówiłam cichutko "Aniele Boży Stróżu Mój" do mojego i do Maćkowego też. Nawet pod moją czaszką zapanowała absolutna cisza.
Boże, czy istnieją szczęśliwcy zawsze żyjący w takim komforcie? - Pomyślałam zaskoczona nowością. - Żadnych kłótni, konfabulacji, pytań ani pouczeń. To tak jak mieszka się z rodzicami, dziadkami i rodzeństwem w jednym domu, bezwiednie niemal uczestnicząc w ich życiu i przyjmując ich uczestnictwo we własnym, a tu nagle ups... wyjechali na wakacje - cisza i samotność. Ta ulga! A jednak istniejemy indywidualnie!
Ucieszyłam się, ale tylko na moment, bo zaraz ogarnęły mnie wątpliwości.
To dlaczego u mnie ciągłe zamieszanie?
Poczułam się nagle jak ktoś zupełnie inny, ktoś kogo nie znam. Ta cała podróż... Nie, to nie jest zwykła, przypadkowa wyprawa do St. Louis. Weźmy choćby tą dziwną parkę z McDonalda. Gdyby nie oni czy przypomniałabym sobie tę dawną miłość i "wyprawę" do Egiptu? A wyprawa do Egiptu - czy wydarzyła się naprawdę? A jeśli tak, to kiedy?
Ni stąd ni zowąd przypomniałam sobie słyszaną dawno temu przepowiednię Asklepiosa, który był deifikacją Imhotepa, wielkiego architekta i budowniczego z czasów władcy Egiptu, Djozera: "Pewnego dnia pozostaną z ciebie, o Egipcie, tylko zwaliska kamieni i nikt nawet nie będzie potrafił przeczytać, co na nich napisano" .
Ale zostaną potomkowie. Zostaną geny! - podszepnął jeden z moich głosów.
Zamknęłam oczy i na wszelki wypadek odmówiłam pacierz i jeszcze raz modlitwę do Anioła Stróża. Przedłużająca się cisza skoncentrowała się gdzieś na wysokości mojej głowy w postaci mglistego, niebieskawego otwarcia w niewiadome. Wejrzałam w mglistość.
MĘŻCZYZNA NADE MNĄ bezwstydnie odbierał mnie temu światu. Był złoty jak Orion wyprowadzający słońce z równonocy. Piękniejszy, jaśniejszy od wszystkich jakich znałam. I był dopełnieniem.
Nil, piramida, piach, wszystko znikło. Moje włosy w kolorze zachodzącego słońca silnie kontrastowały z jasną, różowawą skórą. Wokół pulsowała zieloność.
- Gdzie jestem?
Szukając znajomych znaków spojrzałam w niebo. Nie było Oriona.
- Czemu tak mocno wbijasz mi paznokcie? - Usłyszałam. Otworzyłam oczy. Byłam znowu śniado-czekoladowa, na ramiona jak zawsze opadały ciemne włosy.
- Nie wiem, nie czułam. Chyba się nagle przelękłam pośród tych zapomnień. Byliśmy w zieleni, ja tak jasna jak ty i nie było głosów. W mojej głowie nie było głosów. I nie było Oriona!
- Eee, i tak jesteś jaśniejsza niż inni, to może dlatego - i przesunął dłonią po mojej śniadości. - Zawsze masz te głosy? - uśmiechał się patrząc mi prosto w oczy.
- Zawsze. Jak myślę, jak próbuję coś rozwiązać, ustalić, zaplanować. Zawsze.
- Ale czasem milkną? - Ugryzł mnie w ramię jak kot zwracający uwagę, że jest tu przy mnie. Udawał, że traktuje mnie poważnie.
- Tak, czasem tak - wcale nie chciałam zwierzać się z tych głosów, ale trudno, zaczęłam.
- A co z Orionem? Nie było? Jesteś pewna? Za to było dużo zieleni, kwiatów, rozbuchany żywioł przyrody wokół?
- Nie było Oriona, całe niebo było inne, naprawdę inne! Nic nie poznawałam! Tylko ciebie czułam obok. Nie uśmiechaj się tak, proszę.
- Pomyśl logicznie. Patrzysz w niebo i nie ma Oriona, a przed chwilą jeszcze był. I niebo jest inne niż to, które znasz. Gdzie jesteś? - I znów się uśmiecha, jakby czuł się wszechwiedzący. Jakby to się jemu przydarzyło nie mnie. Spróbowałam po cichu powtórzyć pytanie.
- No pewnie, że pomyślę, logika to w końcu moja mocna strona!
- Jasne, że to twoja mocna strona, powiedz mu - przepływało mi przez głowę.
Przecież wiesz, to proste, jeśli teraz nigdzie nie ma Oriona to ty jesteś... - O Boże, znowu te cholerne głosy. Zawsze to samo. Jakby mi musiały we wszystkim pomagać.
- Byłam na Orionie, tak? Jakich ziół mi dodałeś do napoju? - Spytałam zaczepnie.
Żadnych ziół. Jesteś jaśniejsza niż inni i słyszysz głosy. Jesteś stamtąd. Jeśli spotkasz swoje dopełnienie, potrafisz w chwilach uniesień wrócić do poprzednich wcieleń. Nie słyszysz wtedy głosów. Przodkowie lubią wtrącać się w twoje sprawy pod pozorem pomocy, ale taktownie znikają, gdy się kochasz - Pogłaskał mnie i mocniej przycisnął do siebie.
- I znów mnie uwodzisz. Starczy na dzisiaj. Jestem zmęczona. Może powinnam przespać się i zapomnieć.
- MACIEK, WŁĄCZ, PROSZĘ, RADIO. Trochę muzyki odświeży atmosferę po tej ciężarówce - poprosiłam, bo sama zawsze miałam problemy z wyborem stacji. - Ale miałam sen... O nie, proszę tylko nie rap. Wiesz, że nie znoszę.
Posłuchał i już po chwili z głośnika leciało "The Wall" Pink Floydów. Dałam na cały regulator i przez to aż podskoczyłam, kiedy nagle zaczęli mówić.
- A teraz bieżące wiadomości. Zaczynamy od doniesień krajowych. Dziennikarze z New York Timesa wpadli na trop odkrycia dokonanego na Uniwersytecie Harvarda. Odkrycie to było utrzymywane do tej pory w tajemnicy. Okazuje się, że DNA niektórych ludzi, dotyczy to głównie osobników rudowłosych, szczególnie tych ze skłonnościami do tzw. wybujałej wyobraźni...
- Teraz się wyjaśni! Wreszcie dowiem się, kim naprawdę jestem! - Zamarłam w oczekiwaniu na dalszą część wiadomości. Spiker radiowy kontynuował,
- klee tebaleblee, blahblah iiiiiiiiiiiiiii........
- Fala uciekła, szybko popraw! Cholera, zawsze jakiś pech, co on mówi?!
- iiiiiiiiiiiiiiiiiiiii....
- Szlag by to, nie chce wrócić! - Klęłam, nerwowo kręcąc gałką radia.
- Fala jest w porządku - usłyszałam jeden z moich głosów. - To ty boisz się usłyszeć, co mówią. Ty nie przyjmujesz informacji. Ty nie dopuszczasz jej do świadomości.
- Nieprawda! Nieprawda! - Usiłowałam przekrzyczeć ten głos. Zawirowało mi w głowie. Zamknęłam oczy.
CIEPŁY PIASEK ZAPADAŁ się pod ciężarem naszych ciał okrytych jedynie niebieskawą poświatą Oriona. Mój Blado-Błękitny szeptał coś o powrocie do gwiazd, wygodnie opierając stopy o kamienny blok.
Jeszcze czas - odszepnęłam, próbując jednocześnie zobaczyć czy to Sfinks, czy może piramida...
koniec
« 1 2
1 marca 2001

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Paradoks
— Hanna Podolska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.