Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wiesław Gwiazdowski
‹Centurion›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWiesław Gwiazdowski
TytułCenturion
OpisAutor pisze o sobie:
Suwalczanin, żona Magdalena, córka Lena. Debiutował w prehistorii. Od kilku miesięcy zastanawia się nad powrotem do Anglii, gdzie przyszła na świat córka.
Gatunekfantasy, historyczna

Centurion

« 1 2 3 4 »
– Muszę je odnaleźć – szepnąłem, bo czułem, że kobiety mogły mi pomóc rozwiązać zagadkę.
– Znajdziesz je przy grobie. Modlą się.
– Byłaś tam?
– Tak.
Mimo wszystkich niedorzeczności, które towarzyszyły człowiekowi, którego zwano Mesjaszem, krąg jego wyznawców rósł każdego dnia. Rozprzestrzeniał się niczym zaraza. Dosięgnął również Laetitię. Nie wzbraniałem jej nowej wiary. Byle tylko była przy mnie.
– Chcesz pójść ze mną? – zapytałem.
– Tak.
– On umarł.
– Jego ziemskie ciało umarło, Gaiusie, nie on. Obiecał, że wróci.
– Byłem przy jego śmierci.
Odwróciła głowę. Nie chciałem jej zranić, lecz każda inna odpowiedź byłaby kłamstwem.
Przytuliłem ją. Ucałowałem włosy i policzki. Pachniała dymem domowego ogniska, młodością pełną niepokoju. I słońcem. Znów spałem do południa. Gdyby nie Laetitia, przespałbym cały dzień. Egzekucja… Ech, nie musiałem przy niej być.
– Narzucę coś na siebie i pójdziemy – szepnąłem.
Ukochana odpowiedziała skinieniem głowy. Miała łzy w oczach. Ukrzyżowanie było dla niej wstrząsem, z którego nie umiała się wyzwolić. Widywałem ją na progu domu, gdym wyglądał przez okna szukając granatowych chmur zwiastujących zagładę, patrzącą w niebo, z niemą skargą wypisaną na twarzy i żalem. Nieśmiertelny odszedł tak, jak zwykły człowiek, ubiczowany i ukrzyżowany. W towarzystwie dwóch łotrów, którzy wisząc otrzymali obietnicę królestwa niebieskiego. Gdy plotka się rozeszła, wielu prawych obywateli żałowało, że nie oni zamiast złoczyńców konali wówczas na wzgórzu. Niepojęty obłęd zawładnął umysłami. Ludzie gromadzili się w grotach i miejscach odosobnienia, powstawały sekty fanatyków głoszące rychłe nadejście końca świata. Inne wzywały do pokuty i umartwiania. Nic nie pomagały częstsze patrole i groźby. Nowa wiara rozprzestrzeniała się niczym zaraza.
Ilustracja: <a href='mailto:wolffowna@gmail.com'>Magdalena Wolff</a>
Ilustracja: Magdalena Wolff
Może była zarazą?
• • •
Po południu, po przedarciu się przez ciżbę ludzką i kordon legionistów, ujrzeliśmy grób. Znałem to miejsce, bo byłem jednym z tych, którzy nieśli ciało skazańca. Pozdrowiłem setnika strzegącego porządku, zapytując jednocześnie, czy możemy wejść do środka. Rufus wzruszył ramionami.
– Nie polecono mi, bym ci tego wzbraniał, Gaiusie – odparł.
Podziękowałem skinieniem i trzymając Laetitię za rękę wszedłem w cień pieczary.
Była pusta.
– Widzisz? – w głosie mej ukochanej pojawiła się radość. – Odszedł do domu ojca. Tak jak zapowiedział. Powstał z grobu. Czy to nie cud? Gaiusie?
Nic nie odpowiedziałem. Widziałem przecież, jak wisiał, wbiłem mu włócznię w bok, a potem…
Czyż nie prosiłem go, by zszedł z krzyża? Nie odrzekł ani słowa.
Znów stanął mi przed oczami widok skazańców. Dlaczego ten różnił się od innych? Co było w nim takiego, że nawet śmierć nie powstrzymała fanatyków przed nazywaniem go Mesjaszem?
Wziąłem Laetitię za ramię i wyszliśmy z pieczary. Obejrzałem głaz, którym było przywalone wejście i bez namysłu naparłem nań barkiem. Drgnął lekko, lecz nie na tyle, by przesunąć się choć o grubość palca.
– Musiałby być golemem, by wyjść sam – mruknął Rufus.
– Był cieślą – odparłem. – Od dziecka nawykł do wysiłku.
– Znałeś go lepiej ode mnie, Gaiusie. Czy wyglądał na osiłka?
– Jak mam to rozumieć?
– Ubiczowano go. Byłeś wśród tych, którzy zagnali go na Czaszkę. Stracił wiele krwi.
– Wiem – uciąłem nie chcąc wdawać się w jałową dysputę. – Nie zapominaj, Rufusie, komu służysz. Kto pilnował grobu?
Wskazał stojących na uboczu gwardzistów. Towarzyszyło im kilka kobiet lekkich obyczajów.
– One były z nimi? – zapytałem.
Rufus wzruszył ramionami. Nie musiał mi odpowiadać. Wiedziałem, że tak. W jego rudych włosach i na hełmie odbijały się promienie słońca dając złudzenie krwawej poświaty. Wyglądał jak… Anioł?
Ponoć widziano anioły przy grobie.
Spojrzałem na tłum, który tłoczył się poza kordonem gwardzistów. W większości byli to Żydzi. Naród wybrany. Lecz nie tylko. Dostrzegłem również obywateli Rzymu, kupców i urzędników, stateczne matrony, matki z córkami. A także ladacznice, które towarzyszyły ukrzyżowanemu zawsze. Nawet w ostatniej drodze sypały mu kwiaty pod stopy, by nie ranił ich na kamieniach. Choć i tak ciągnął za sobą purpurowy ślad.
Po przemarszu fanatycy białymi prześcieradłami ścierali krew z piachu. Po co?
A kobiety ze wzgórza? Czyż nie podstawiły naczyń?
Musiałem je odnaleźć, zapytać.
I zasnąć raz jeszcze, wyśnić do końca niekończący się sen.
– Wracajmy – rzekłem do ukochanej.
Poddała się bez słowa, lecz czułem, że chce jeszcze zostać, z oczekującym kolejnych cudów tłumem, obok opuszczonego grobu.
– Zmartwychwstał… – ledwie zrozumiały szept przechodził z ust do ust.
Choć przecież nie było świadków, bo w słowa pijanych legionistów, którzy całą noc spędzili w towarzystwie ladacznic, ciężko było uwierzyć. Ci, którzy chcieli, wierzyli. Ja nie potrafiłem. Nie miałem w sobie tej naiwności, co Laetitia. Zbyt wielu skazańców przewinęło się przez me ręce i zbyt wiele razy mój miecz kończył czyjś żywot.
Ludzie przepychali się, by dojść jak najbliżej miejsca cudu. Legioniści stali niewzruszenie.
– Fałszywy prorok, nie Mesjasz! – jakiś trzydziestoletni może człowiek, bogato odziany i gruby od dostatku, rozepchnąwszy łokciami ciżbę, rozdarł się tuż obok nas. – Niech będzie przeklęty dzień, w którym się narodził…
Nie rzekł nic więcej. Nagle zachwiał się i upadł, a na jego czole pojawił się krwawy ślad. Po kilku drgawkach znieruchomiał. Kamień potoczył się między ludzi.
Rozejrzałem się szukając sprawcy, lecz tłum był zbyt wielki, by stwierdzić, kto rzucił. Bez wątpienia jakiś fanatyk. A wkrótce być może bohater. Nowa wiara, jak spalona słońcem ziemia wody, potrzebowała męczenników i herosów, o których biegli w mowie i piśmie mogliby układać wiarygodne legendy. A potem być może wprowadzić w poczet nowych bogów? Skoro starzy się znudzili.
Przytuliłem mocniej Laetitię i już miałem ruszyć w tłum, gdy nagle je ujrzałem. Stały nieopodal przyglądając się trupowi. Szeptały coś między sobą z dłońmi przy twarzach. Kobiety z mego snu.
Jak mogłem nie zauważyć ich wcześniej?
– Są – szepnąłem do Laetitii ciągnąc ją za sobą.
– Zaczekajmy, kochany – odparła opierając mi się niespodziewanie.
W tej samej chwili niewiasty podeszły do zwłok, a najmłodsza, ze złotymi kolcami w dolnej wardze, klękła przy nich i pochyliła się tak, że widziałem jedynie jej plecy.
Szemrzący, rozedrgany tłum znieruchomiał nagle i umilkł. Jak okiem sięgnąć spojrzenia wszystkich skierowały się na klęczącą kobietę. Nawet gwardziści przestali gapić się bezmyślnie na morze pejsatych głów.
– Mówię ci, wstań! – łagodny głos dziwnie głośno rozszedł się w kompletnej ciszy.
Mężczyzna, którego do niedawna miałem za trupa, podniósł się niespodziewanie i rozejrzał lekko nieprzytomnym wzrokiem. Przyłożył dłoń do czoła i zaczął je intensywnie trzeć. Dostrzegłem, że ma niewielką ranę na przedramieniu, z której sączy się krew.
– Co się stało? – zapytał.
– Dostąpiłeś cudu, Gamalielu. Byłeś martwy, lecz w imię tego, który zmartwychwstał, powstałeś do nowego życia.
Mężczyzna zastygł w bezruchu, popatrzył dookoła i niespodziewanie rzucił się w tłum, by niebawem przepaść mi z oczu. Nikt nie próbował go powstrzymać. Skamieniali ludzie wyglądali tak, jakby wrośli w ziemię.
Zdarzyło się coś, co przeczyło rozumowi. Nawet słowa utknęły w gardle. Jutro, może pojutrze, całe miasto i okolice wrzeć będą od plotek o nowym cudzie.
Kobiety zaczęły odchodzić.
Nie namyślając się ruszyłem za nimi. Musiałem rozmówić się z nimi, zapytać o sny. I o ukrzyżowanego. Nowa wiara zaczynała ciekawić mnie coraz bardziej.
Po kilkudziesięciu krokach spostrzegłem, że choć niewiasty nie szły szybko, dystans między nami zaczął się niepokojąco powiększać. Szliśmy najszybciej jak się dało, a mimo to wciąż byliśmy daleko z tyłu.
Zeszliśmy ze wzniesienia, by zanurzyć się w cień wąskich uliczek miasta. Forsowny marsz zrosił mi czoło potem, dłoń Laetitii była tak mokra, że wyślizgiwała się z uścisku.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

23 V 2012   09:06:09

Znakomite ilustracje, podoba mi się zwłaszcza ta górska grań - świetne użycie koloru i wykorzystanie techniki akwarelowej do oddania faktury oraz światła.

13 VI 2012   06:32:13

Jakkolwiek pomysłowe by były i tak nie lubię fanficków.

15 VIII 2015   21:29:37

wciąż mi się ten tekst podoba

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bestie z południowych krain
— Wiesław Gwiazdowski

Stanisz
— Wiesław Gwiazdowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.