Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wiesław Gwiazdowski
‹Stanisz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWiesław Gwiazdowski
TytułStanisz
OpisAutor pisze o sobie:
Suwalczanin, żona Magdalena, córka Lena. Debiutował w prehistorii. Od półtora roku z powrotem w Anglii, gdzie przyszła na świat córka.
Gatunekfantasy, groza / horror, historyczna

Stanisz

1 2 3 12 »
Zbóje mieli trzy dni przewagi, dużo. Jeśli jednak jechali w dwie fury, to zapewne robili postoje, by dać wytchnąć szkapom, a on na nocleg zatrzymywać się nie zamierzał. Byle trochę snu podłapać. Miał też tę przewagę, że wiedział o nich, a oni o nim nie.

Wiesław Gwiazdowski

Stanisz

Zbóje mieli trzy dni przewagi, dużo. Jeśli jednak jechali w dwie fury, to zapewne robili postoje, by dać wytchnąć szkapom, a on na nocleg zatrzymywać się nie zamierzał. Byle trochę snu podłapać. Miał też tę przewagę, że wiedział o nich, a oni o nim nie.

Wiesław Gwiazdowski
‹Stanisz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWiesław Gwiazdowski
TytułStanisz
OpisAutor pisze o sobie:
Suwalczanin, żona Magdalena, córka Lena. Debiutował w prehistorii. Od półtora roku z powrotem w Anglii, gdzie przyszła na świat córka.
Gatunekfantasy, groza / horror, historyczna
1.
Kończyło się lato. Spadające z drzew liście mieniły się kolorami, pająki przędły sieci, ospałe dziki buszowały pod dębami. Chłopi z Brzezin odpoczywali po żniwach.
Nawet czas jakby zwolnił, próbując się zatrzymać.
– A ty znowu dokąd? – Kobiecy głos doścignął biegnącą dziewczynę.
– Na żołędzie – odkrzyknęła dzierlatka, podciągając spódnicę nad kostki.
Pomknęła w las, nie słuchając wyrzekań matki.
Spieszyła się. Nad jeziorkiem czekał jej ukochany. Co prawda tak samo jak przez kilka ostatnich dni, lecz przecież o tym nikt wiedzieć nie musiał. I nie mógł.
Mieli dla siebie tak mało czasu, że każda wspólna chwila była niczym skarb najdroższy. Kryli się przed światem, by nikt jej nie ukradł.
Ukochany, ukochany…
Pnie migały jak senne mary, pękający chrust trzaskał pod łapciami.
Nim się obejrzała, była nad jeziorkiem. Z uśmiechem wpadła w ramiona oczekującego na brzegu młodzieńca.
– Jesteś – szepnęła, czując, jak jej stopy odrywają się od ziemi.
– Jestem – odparł chłopak, okręcając się w radosnym tanie.
Nasyciwszy się pierwszą chwilą, ułożyli się na trawie. Chłopak podał dziewczynie garść malin, które uzbierał, czekając na nią.
Ukochana, ukochana…
Jak długo jeszcze będą się kryć? Każda chwila wydawała się tak cenna.
Pochylił się nad dziewczyną i po chwili wpatrywania się w jej duże niebieskie oczy przywarł do pełnych ust. Zęby zazgrzytały na zębach. Ślina o smaku malin zmieszała się ze sobą, spłynęła gardłami. Dłoń chłopaka zacisnęła się na piersi lubej. Palce dziewczyny znikły w portkach młodzieńca.
Dziewczyna była ciepła i miękka jak kromka chleba z bochna wyjętego z pieca, która zaspokaja pierwszy głód. Zwali ją Dziewanna.
Chłopak był synem starosty Gozda i zwał się Stanisz.
Kończyło się lato, liście żółkły i czerwieniały, rankami rosa skrzyła się w słońcu. Szła jesień. Kiedy, jeśli nie po żniwach, wyrwać się z zadymionych izb, by pobyć ze sobą choć przez chwilę i zapomnieć się w swym miłowaniu?
Stanisz oderwał się od Dziewanny.
– Miłuję cię nad życie – rzekł.
– I ja cię miłuję, miły – odparła dziewczyna, unosząc się na łokciu. Zgarnąwszy pełną garść malin z usypanej obok kupki, rozsmarowała je na torsie i brzuchu młodzika.
Stanisz wplótł palce w jasne włosy dziewczyny. Zamknął oczy.
Dobrze im było razem. Oj, dobrze. Mogliby tak leżeć do nocy, albo i noc całą. Głodni swej nagości i ciepła, wśród białokorych brzóz. Nim przyjdą chłodne dni, a potem śnieg i mróz.
Na szczęście jeszcze dziś i pewnie jutro, dopóki nie było pilnej roboty w polu, mogli cieszyć się sobą do woli.
– Miły mój.
– Miła moja.
Dziś i jutro. Lecz nie mogli przewidzieć, jak długo.
Dziewanna wstała i zrzuciła kieckę.
Stanisz oparł się na łokciu i patrzył jak ukochana, kołysząc biodrami, idzie do jeziorka, wchodzi powoli w zimną toń. Istna rusałka, z jasnymi włosami do pasa, które zaczęły unosić się na powierzchni niczym spódnica z liści wokół lilii wodnej. Tylko głupiec i ślepiec mógł jej nie miłować.
Dziewczyna zanurzyła się po szyję, rozgarnęła ramionami wodę. Ciągnąc za sobą złoty welon, popłynęła ku środkowi jeziorka.
Ech, dola – Stanisz westchnął i zmrużył oczy, oślepiony wyglądającymi zza chmur promieniami popołudniowego słońca.
Dlaczego z tym czekali? Tyle razy ogarniała go złość, kiedy budził się z mokrą plamą na brzuchu, przeganiając senną marę. Lecz Dziewanna, mimo iż pozwalała na pieszczoty i sama potrafiła się odwzajemnić, a musiał przyznać, że palce i usta miała delikatne i niezwykle czułe, wciąż uparcie broniła swego dziewictwa. Czasem młodzik odnosił wrażenie, że mogłaby mu oczy wydrapać, gdyby pozwolił sobie na więcej.
Westchnął na wspomnienie dużych piersi o twardych sutkach. Gdy był mały, ojciec opowiadał mu baśń o wyprawie rycerzy po złote runo. Gozd umiał opowiadać. Po powrocie z dworu księcia często siadał przy ogniu i bajał. Nie było dzieciaka, który by nie słuchał z otwartą gębą, a potem dumał o wyprawie za morze.
Dziś Stanisz nie musiał się nigdzie wyprawiać. Swoje złote runo miał pod ręką i na dodatek o smaku malin…
Uniósł dłoń do czoła. Chwilę gapił się na niebo, po czym spojrzał w skrzącą się toń.
Gdzie…?
Wstał powoli. Nigdzie nie mógł dostrzec dziewczyny. Powierzchnia jeziora była idealnie spokojna i pusta. Stanisz wiedział jednak, że Dziewanna doskonale pływa, poza tym nie pierwszy raz nikła mu z oczu. Spędzili tu wiele popołudni. Nieraz pływali na wyprzódki, śmiejąc się jak dzieci. Zapewne znów zachciało się jej bawić w kotka i myszkę.
Zszedł nad brzeg i kucnąwszy, zanurzył ręce w wodzie. Przetarł twarz.
Nagły plusk poderwał chłopaka na nogi. Z dłonią przy czole wpatrzył się w ciemną taflę jeziora. Nie dostrzegł dziewczyny. Jedynie dziwnie chłodny powiew wiatru sprawił, że Stanisz poczuł dreszcze na plecach i niezrozumiały lęk. Odruchowo obejrzał się na las. Brzozy szumiały sennie.
– Dziewa! – krzyknął i zrzuciwszy odzienie, wszedł w wodę.
Na igry ci się zebrało? – pomyślał, próbując zamienić lęk w żart.
Wypłynął na środek jeziora, zanurzył się, pod wodą dopłynął do trzcin. Nie dostrzegłszy nic, odbił w drugą stronę i wrócił. Zatrzymał się i wpatrzył w ciemną powierzchnię. W tej samej chwili coś chwyciło go za nogi. Spróbował, lecz nie dał rady się wyrwać. Wciągnięty pod wodę, omal się nią nie zachłysnął. Kopnął z całych sił, raz i drugi. Coś zacisnęło się na lewej kostce niczym ramię lub palce utopca.
Szarpnął się rozpaczliwie i wyrwał z pułapki. Waląc ramionami, rzucił się na oślep do brzegu. Zachłysnął się wodą, po czym dopadł kamienistej skarpy. Pośliznął się na kępie traw, poderwał, jakby trafił dłońmi na rozżarzone węgle. Skoczył naprzód, ciągnąc za sobą obrośnięty wodorostami sznur.
Odwrócił się dopiero na skraju lasu. Spojrzał na jezioro. Zakaszlał, plując wodą, i otarł załzawione oczy.
– Dziewa! – krzyknął.
Jezioro było puste i ciche.
• • •
Na ostatnich nogach Stanisz wpadł do wsi, a potem do chaty Dobka, rodzica Dziewanny. Rwącym się głosem opowiedział o nieszczęściu. Stary siadł na pniu przy ścianie, zgarbił się, mać padła na kolana i zaniosła się płaczem.
– Szukać jej trzeba – wyjęczał młodzian.
Dobek spojrzał Staniszowi w oczy. Zacisnął zęby. Nigdy nie miał bratanka za kpiarza.
– Leć po Gozda – rzekł. – Uradzić się wpierw musim.
Chłopak wypadł z chałupy, omal nie wpadając na nadchodzącego chłopa.
– Ojciec… – jęknął.
Gozd minął go bez słowa.
– Bracie? – Bez wypytywania spojrzał na Dobka. Domyślił się, że Dziewannie musiało przytrafić się coś złego. Widział, jak młodzi wymykają się z osady, a potem samotnie wracającego syna.
– Mów. – Dobek kiwnął głową na chłopaka.
W milczeniu wysłuchali opowieści.
Gospodarz kręcił głową, tarł brodę. Rok w rok klecha z grodu kropił łąki, puszczę i wody wszelakie, odprawiając tajemne praktyki. Na rozstajach, przy głazie Dadźboga, od lat kilkudziesięciu stał krzyż nowego boga, Krysta. Nawet skrzaty wyniosły się z chałup. A ten tu, choć bratanek, plótł banialuki o wodniku.
Mało to się namodlili, krzyżem należeli, na klęczkach wieś obeszli, by się pozbyć dawnych bóstw i upiorów? Grododzierżca srogo karał, jeśli doszły go słuchy o czczeniu starych bogów.
– Do grodu posłać trzeba – Gozd przerwał milczenie. – Po ojca Wita.
– Ojciec? – jęknął Stanisz. – Dobek? Wszak wasza to córa…
Cały dzień minie, nim do grodu wieść zaniosą, a potem też nie wiadomo, czy ktokolwiek zechce wysłuchać skargi. A jeszcze Wit pewnie sklnie za wzmiankę o wodniku albo i precz przegoni. Nie po to klechą został i jeziora kropił, krzyż nad nimi kreślił, by teraz byle młokos podważył moc święcenia i wiarę w Boga jedynego.
Chłopi znali zaciętość Wita i nie mniejszą grododzierżcy Sobierada.
– Ano, czasu szkoda – rzekł Dobek, bo sam czuł, że z Witem może być ciężka przeprawa, a póki dzień, mogli choć bosakami wodę skłuć, ciała szukając i utopca.
1 2 3 12 »

Komentarze

10 I 2014   17:14:57

Całkiem niezła intryga.
Momentami można też się zaśmiać, choćby tu:
"Diakon przerwał błogosławieństwo i zerknął spod oka na mężczyznę. Z włochatej, przeciętej dwiema bliznami piersi spływały strumyki wody niczym deszcz z mchu, przez brzuch i niżej na uda. Tomaszek przeżegnał się.
– Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu…
Cóż wodnik, gdy tuż obok takie dziwo. Czy w ogóle jest możliwe, by człek niby koń…"

Nie obeszło się bez paru potknięć w detalach: ratusz, rynek, cegła, mury, kominy, fajka... trochę nie pasują do XI wieku, bo chyba wtedy toczy się akcja? Ale reszta, zwłaszcza słowiańskie imiona rekompensują to tworząc przyjemny klimat.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bestie z południowych krain
— Wiesław Gwiazdowski

Centurion
— Wiesław Gwiazdowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.