Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Magdalena Lewańska-Kuypers
‹W duńskim porcie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagdalena Lewańska-Kuypers
TytułW duńskim porcie
OpisMagdalena Lewańska - Kuypers to pisarka mieszkająca od 30 w lat w Niemczech. Wydała w Polsce powieść "Wszystkie moje kaczuszki" (Prószyński i S-ka 1999), a my gościliśmy ją na naszych łamach z zabawną bajką "Dziewanna". Tym razem przedstawiamy poważniejsze, nastrojowe opowiadanie, mając nadzieję, że się Wam spodoba.
Gatunekobyczajowa

W duńskim porcie

Magdalena Lewańska-Kuypers
1 2 »
Czyż nie lepsze piękne marzenia od znikomego prawdopodobieństwa? Natura wyposażyła mnie w dar, który pozwalał mi całkowicie zatopić się w marzeniach, przenieść się w wyimaginowany świat, niemal namacalnie przeżywać to, co ukazywała mi wyobraźnia. Tęskniłam za zrealizowaniem się tych obrazów, ale kto wie, czy rzeczywistość byłaby równie urzekająca?

Magdalena Lewańska-Kuypers

W duńskim porcie

Czyż nie lepsze piękne marzenia od znikomego prawdopodobieństwa? Natura wyposażyła mnie w dar, który pozwalał mi całkowicie zatopić się w marzeniach, przenieść się w wyimaginowany świat, niemal namacalnie przeżywać to, co ukazywała mi wyobraźnia. Tęskniłam za zrealizowaniem się tych obrazów, ale kto wie, czy rzeczywistość byłaby równie urzekająca?

Magdalena Lewańska-Kuypers
‹W duńskim porcie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagdalena Lewańska-Kuypers
TytułW duńskim porcie
OpisMagdalena Lewańska - Kuypers to pisarka mieszkająca od 30 w lat w Niemczech. Wydała w Polsce powieść "Wszystkie moje kaczuszki" (Prószyński i S-ka 1999), a my gościliśmy ją na naszych łamach z zabawną bajką "Dziewanna". Tym razem przedstawiamy poważniejsze, nastrojowe opowiadanie, mając nadzieję, że się Wam spodoba.
Gatunekobyczajowa
Morze było spokojne, słońce stało w najwyższym punkcie, zalewało złocistym blaskiem mały port, rozgrzewało nieliczne cumujące w nim jachty. Wyrzucone w nocy przy większej fali na brzeg wodorosty, schły wydzielając słoną woń lata i wakacji.
Siedziałam na niskiej ławeczce przed jakimś barakiem, upał i cisza uspokajały mnie, zmęczone trochę przydługą jazdą na rowerze mięśnie rozluźniały się, powieki mrużyły, drażnione blaskiem odbijanych przez drobne fale promieni. Oparłam się wygodnie o ciepłą, drewnianą ścianę za sobą i, osłaniając oczy dłonią, spojrzałam na Bałtyk. Białe żagle rozsiane były gęsto, łodzie jednak zdawały się wcale nie przesuwać, wiatr też dzisiaj odpoczywał. Cudownie leniwa atmosfera, chwila, w której dawniej sięgnęłabym po papierosa... Lecz choć nie paliłam już od lat, nie musiałam rezygnować z przyjemności oddawania się nałogowi. Mój narkotyk był we mnie. Hans. Zamknęłam oczy.
Czy Hans jest teraz gdzieś tam na morzu? Lato, dobra pora na wakacje, od wspólnych przyjaciół wiedziałam, że ma w Danii jacht. Ale Dania, choć mała, posiada bardzo dużo wybrzeża. Hans mógłby być wszędzie, przy którejś z wysp, w jakimś innym porcie, a może nawet na Morzu Północnym. Szansa spotkania go przypadkiem teraz właśnie jest pewnie mniejsza niż szansa wygrania w totolotka. Zresztą Przypadek nie lubi być wyczekiwany. Wiedziałam, że jeśli kiedykolwiek spotkam Hansa, to stanie się to nagle i bez ostrzeżenia, nie tak jak dziś. Dziś miałam czas, byłam sama, po dwóch tygodniach wakacji wyglądałam i czułam się dobrze. Nie, tego Przypadek nie lubi. Nie mógł mnie zaskoczyć, dopóki, marząc o spotkaniu, rozglądałam się za Hansem po porcie. Drażniłam go tylko i traciłam widoki na jego uśmiech. A jednak nie potrafiłam się powstrzymać. No bo czyż nie lepszy wróbel w ręce? Czyż nie lepsze piękne marzenia od znikomego prawdopodobieństwa? Natura wyposażyła mnie w dar, który pozwalał mi całkowicie zatopić się w marzeniach, przenieść się w wyimaginowany świat, niemal namacalnie przeżywać to, co ukazywała mi wyobraźnia. Tęskniłam za zrealizowaniem się tych obrazów, ale kto wie, czy rzeczywistość byłaby równie urzekająca? W które miejsce mojego zwyczajnego, prozaicznego istnienia miałabym upchnąć romantyczne przygody i namiętną miłość? Szczerze mówiąc, tak naprawdę nie bawiłoby mnie prowadzenie podwójnego życia.
Jeszcze gorzej miała się sprawa z bohaterami ewentualnego romansu. Czy Hans był jeszcze tym samym mężczyzną, którego przed prawie ćwierćwieczem kochałam? W tym roku skończy pięćdziesiąt lat. Jak się postarzał? Jest może łysym, dorosłym (!) panem, ze zwiotczałą skórą i z brzuchem piwosza? A jego charakter? Miał już przecież za młodu wady, czy nie rozrosły się one i nie utrwaliły tak, że trudno z nim teraz wytrzymać?
Ja też trochę się zmieniłam. Nie oszukujmy się. Wyglądam całkiem nieźle, ale tylko gdy nie porównuje się mnie z tamtą młodą dziewczyną sprzed lat. Czy wartości mojego charakteru i intelektu byłyby w stanie odwrócić uwagę Hansa od moich zmarszczek, albo czy wiadomość o tym, że wreszcie wydoroślałam, zrobiłaby na nim wrażenie? Raczej nie. Nic w tym nadzwyczajnego.
Nie starzeliśmy się razem...
Czy on mnie w ogóle jeszcze pamięta? Ja, owszem, pamiętam go doskonale. Jego sylwetkę, jego chód, sposób trzymania głowy, wyraz twarzy, gdy nad czymś się zastanawia. W duszy widzę, niemal czuję jego dłonie, skórę, włosy. To wszystko może być teraz inne, obce. Czyż nie lepsze są więc wspomnienia, marzenia? W marzeniach Hans mówi tylko słowa, które ja sama wkładam mu w usta, zachowuje się tylko tak, jak ja tego chcę. Dzięki marzeniom nadal jest mi bliski i drogi, mój.
A w rzeczywistości...
Ach tak, pamiętam, to było w Getyndze, prawda? Poznaliśmy się, gdy Jürgen, z którym wtedy mieszkałem przyprowadził cię do domu. Pamiętasz, usiadłaś na moim łóżku, obudziłaś mnie... Ach nie?... Nie ty?... Kto?... To była Uschi? Masz rację, rzeczywiście... Nie, nie! Pamiętam cię, naprawdę! Tylko tak mi się poprzestawiało. To przecież już tak dawno...
Czy naprawdę chciałam to usłyszeć? To, albo coś równie raniącego, świadczącego o tym, że stanowiłam w jego życiu jedynie epizod? Wiedziałam, że nie byłam największa miłością jego życia, uświadomiłam to sobie kiedyś i odważyłam się nawet przyznać do tej wiedzy przed sobą samą. Ale gdzieś na dnie duszy drzemała nadzieja, że on, gdyby tylko mógł, zaprzeczyłby temu. Gdyby miał po temu okazję, gdybyśmy się jeszcze kiedyś spotkali zapewniłby mnie, że na zawsze pozostanę w jego sercu, że żałuje... że szkoda...
Rozsądek i nadzieja. Rzeczywistość i marzenia. Dopóki Hans był daleko, nieosiagalny, nie miało znaczenia, że uparcie starałam się zatrzeć granicę pomiędzy tymi pojęciami.
Załóżmy jednak, że spotkalibyśmy się w rzeczywistości. Wtedy musiałabym spojrzeć prawdzie w oczy. Przecież oszukuję siebie i innych twierdząc, że pragnę go zobaczyć po to tylko, aby uaktualnić wyobrażenia jakie o nim mam, gdyż potrzebne mi to do tworzenia nowych opowiadań, które tak miło się potem czyta? Zadałam sobie kiedyś trud przeanalizowania tego mojego pragnienia i wyszło na jaw to, co nawet przed sobą ukrywałam. Nic a nic nie obchodzi mnie, kim Hans jest obecnie, jakie jest jego życie, jaką drogę przeszedł, nie zależy mi na przyjacielskich z nim kontaktach. Jedyne, na czym mi zależy to wyznanie, że nigdy nie przestał żałować porzucenia mnie, wyznanie, które wyszeptałby w moich ramionach, usta przy ustach. Wszystko różniące się choć na jotę od tego scenariusza zraniłoby mnie tylko, rozdrapało starą ranę.
Co pozostało mi na pamiątkę miłości mojego życia? Prawie nic. Mała paczuszka listów, które Hans napisał po naszym rozstaniu. Przedziwne listy miłosne. Wylicza w nich bezlitośnie przyczyny, dla których mnie porzucił, ale jednocześnie zapewnia mnie o swoim głębokim uczuciu. Namiętne, czułe listy...
Gdy pragnę przywołać wspomnienia o Hansie, odczytuję te kartki. Pogrążam się wtedy w emocjonalnej burzy. Ogarnia mnie zarówno niebotyczne szczęście, takie jak w tym dniu przed laty, gdy zdecydował się mnie pokochać, jak i bezdenna rozpacz z ostatniego aktu naszego związku. Byliśmy sobie tak bliscy i on doceniał plusy tej bliskości. Kochał we mnie to, co i ja w sobie ceniłam, ale kilka moich wad ciążyło mu ponad miarę. Straciłam go wtedy i nigdy już do mnie nie wrócił, bo nasze drogi zwyczajnie się rozeszły. Kiedyś minął ból i gdy byłam już w stanie pokochać kogoś innego, wierzyłam, że spotkam w życiu mężczyznę, który wynagrodzi mi tamtą stratę. Nie spotkałam. Następne związki przychodziły, trwały, rozpadały się, ale żaden nie pozostawił po sobie tak głębokiego śladu. Przeszłam przez życie bez Hansa. I on przeszedł życie beze mnie.
*
Otworzyłam oczy. Jakaś łódź motorowa z kabiną wpływała do portu. Przy sterze stał szczupły mężczyzna w białej czapce i słonecznych okularach. Kobieta w szortach i luźnej koszulce przechodziła właśnie na dziób, aby zarzucić cumę na jakiś słupek, a może od czegoś się odepchnąć, coś przyciągnąć. Nie wiem. Nie znam się na tym. To nie ze mną Hans pływa po morzach...
To nie był Hans, to oczywiście nie mógł być on. Przypadek na pewno dawno już mnie odkrył, jak siedzę tu i czekam - wypoczęta, z wolnym popołudniem...
A może Hans już tu jest? Może śpi na którymś z jachtów? Dlaczego nie? Jest już wprawdzie południe, ale on ma przecież wakacje. Dawniej rzadko wstawaliśmy wcześniej. Do późnej nocy gadaliśmy, kochaliśmy się, bawiliśmy, a potem odsypialiśmy to w nieskończoność.
Rozejrzałam się po porcie. Na trzech tylko łodziach powiewała niemiecka flaga. Pierwszy, zbyt duży i luksusowy jacht, nie mógł należeć do Hansa. Drugi stał za daleko ode mnie, wybrałam więc trzeci. Ani za duży ani za mały, nie wyglądał ani za biednie, ani za bogato. Nazwy na burcie nie mogłam odczytać, zasłaniała ją łódź obok. Widziałam tylko pierwszą literę, a ponieważ było to M, serce zabiło mi radośnie. M jak Magda, moje imię. Nazwał tak swój jacht, żeby symbolicznie wynagrodzić mi krzywdę, żeby choć w ten sposób znów się ze mną połączyć. Nie muszę się już obawiać, że zapomniał kim jestem i że zrani mnie, szukając zbyt długo w pamięci.
Wstałam z ławeczki i skierowałam się w stronę tej łodzi, by szukać wzrokiem na pokładzie dowodów na to, że należy ona do Hansa. Nie wiedziałam jeszcze, co spodziewałam się znaleźć, nie mogłam przecież przypuszczać, że posiada wciąż te same rzeczy co przed dwudziestoma laty. Ale znałam go przecież tak dobrze, że bez wahania potrafiłabym stwierdzić, czy jakiś przedmiot może być jego własnością, czy nie.
Nie uszłam daleko. Zmiana perspektywy pozwoliła mi przeczytać całą nazwę łodzi. Marlies, ukłuło mnie w oczy, a jeszcze bardziej w serce. Jak mogłam się łudzić! Imię jego żony, matki jego syna, kobiety, z którą spędził życie. Dlaczego to tak boli? Odwróciłam się, żeby odejść, odjechać. Zrozumiałam nagle, że bawiłam się z ogniem. Chwila miłych marzeń kosztowała jednak zbyt wiele. Szkoda mojego dobrego nastroju, szkoda letniego, wakacyjnego dnia.
- Magda, to ty? - usłyszałam za plecami. Drzwi kajuty uchyliły się i wyjrzała z niej głowa Hansa. Był łysy. Resztki siwawych kłaczków wisiały przy skroniach. Sięgnął za siebie i już w następnej sekundzie zaprezentował mi się w kapeluszu. Tak, to był ten sam, albo taki sam kapelusz jak ten, którego zawsze uchylał, gdy wjeżdżał na autostradę, by rondo nie zasłaniało mu widoku na nadjeżdżające samochody. - Co za przypadek! - powiedział.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Stara plebania
— Magdalena Lewańska-Kuypers

Samotność
— Magdalena Lewańska-Kuypers

Dziewanna
— Magdalena Lewańska-Kuypers

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.