Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Artur Długosz
‹Fortel›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorArtur Długosz
TytułFortel
OpisAutor pisze o tekście:
To, jaką ostateczną formę przybrała ta historia, zadecydowała potrzeba chwili. Zapotrzebowanie na scenariusz do komiksu. A więc coś niedługiego, z mocną pointą, stosunkowo niewielką ilością dialogów. I tak właśnie powstał obecny „Fortel”.
GatunekSF

Fortel

Artur Długosz
« 1 2 3

Artur Długosz

Fortel

– Długo czekaliśmy na tę chwilę, przyjacielu. Prawda? Szkoda, że z różnych powodów – jego uśmiech znowu zawierał odcień smutku.
Przeszedł przez śluzę i szarpnął dźwignię otwierania zewnętrznych drzwi. Mechanizm płynnie otworzył przed nim niebywały widok zalany wysoko stającym słońcem.
Pierwsze wrażenie zaparło mu dech, drugie pozwoliło odzyskać go na nowo. To, co oglądał na ekranach, w żaden sposób nie mogło równać się z bezpośrednim obcowaniem z tak niezwykłymi konstrukcjami, wypełniającymi szczelnie, lecz nieprzesadnie horyzont. Jego spojrzenie ogarniało każdy detal ich nieludzkiej architektury, zatartej i rozmytej czasem, zniszczeniami i martwotą.
Postawił pierwsze kroki na trapie i poczuł targnięcia kąśliwego wiatru. Postawił wysoko kołnierz, wsunął ręce głęboko do kieszeni i wolnym krokiem ruszył przed siebie. Pies obwąchiwał uważnie każdy napotkany kamień, szczekał ścigając się z wiatrem, zostawał daleko w tyle, aby chwilę później, sadząc wielkie susy, wyprzedzić swego pana.
W ten sposób dotarli do linii budynków. Zanim mężczyzna zatopił się w ich cieniu, uniósł wolnym ruchem głowę, aż jego spojrzenie spoczęło na samym szczycie podniebnej konstrukcji. Najwyższe z ludzkich dzieł rzadko kiedy osiągały taką wysokość, a budynek, przed którym stał, nie był odosobnionym przypadkiem.
Z zadumy wyrwało go ujadanie psa. To nie było zwykłe szczekanie, nie była to też zachęta do zabawy; brzmiały w nim strach i ostrzeżenie. Obejrzał się za siebie i zobaczył, że zwierzę znajduje się dobre kilkanaście kroków od niego i nerwowo biegając utrzymuje ten dystans, jakby niewidoczna siła nie pozwalała mu przekroczyć tej granicy.
– Masz rację, przyjacielu. To byłaby profanacja… – powiedział smutno człowiek.
Przykląkł na jedno kolano i wyjął z kieszeni przedmiot, przywodzący na myśl toporną wersję automatycznego pistoletu. Odsłonił ręką wysuszony grunt i przytknął do niego lufę urządzenia. Odczekał, aż dioda zamigotała na zielono sygnalizując pobranie próbki i ostrożnie podniósł urządzenie. Nie chowając go do kieszeni, ruszył w powrotną drogę.
Pies biegł za nim.
• • •
Blask. Blask stu tysięcy wybuchających nagle gwiazd. A potem znowu ciemność, naturalny mrok i cisza kosmicznej otchłani. Ale blask przyniósł ze sobą odmianę; pozostawił w bezkresnej pustce maleńkie wytwory ludzkiego umysłu, zagubione i osaczone czernią. I groźne. Okręty.
• • •
Mężczyzna patrzył, jak wskaźnik postępu analizy próbki przesuwa się w prawo. Jeszcze nie miał żadnych wyników, ale po tym, co zobaczył wiedział, jakie uzyska.
Pies siedział spokojnie tuż obok niego i przenosił spojrzenie z mruczącego urządzenia na pana, raz za razem.
Wreszcie ekran rozświetliły linie pełne cyfr, liter i symboli. Mężczyzna czekał, aż pojawi się ostateczny wynik i ostateczny dowód ludzkiej perfidii. Czekał, aż zobaczy wzór chemiczny pewnego silnie zabójczego środka używanego przez wojsko do eliminacji każdego żywego organizmu spełniającego określone kryteria. Środka, opracowanego specjalnie na potrzebę wymordowania mieszkańców tej planety, odpowiednio niszczącego, skutecznego i silnego. Myślał o tym, jak w ludzkim umyśle rodziła się ta idea. Skąd się wzięła? Czy odpowiedzialny był za nią strach, nienawiść, czy też zwykły ludzki egoizm. Nieważne. Ludzkość słała w kosmos fałszywe informacje na temat własnej biologii, fałszywe pozdrowienia, które miały być pretekstem do zdobycia informacji o innych istotach. I otrzymywano je, a potem wykorzystywano do opracowania metod umożliwiających zniszczenie danej rasy. Czekano tylko na chwilę, gdy dotarcie w określony zakątek kosmosu będzie możliwe. Gdy moment ten nastąpił, był to początek eksterminacji każdej żywej istoty w kosmosie. W końcu pozostali tylko ludzie i poczuli się pewnie i bezpiecznie…
Wreszcie wypłynął na ekran wynik podsumowujący całą analizę i całe życie mężczyzny. Był pozytywny.
• • •
Jeden z okrętów wypluł z siebie trzy pociski. Poszybowały w kierunku kuli planety, rozdarły boleśnie jej atmosferę i namierzyły cel. Chwilę później na ekranach kontrolnych ukazało się potwierdzenie dotarcia do niego.
– Operacja zakończona sukcesem – zakomunikował strzelec.
Uśmiechnął się. Był przecież człowiekiem.
Ona mi nie wystarczy – Ziemia
I konstelacji chcę wszystkich, choćby najdalej
Były; wiem, że im dobrze, gdzie są
Ale bez tych, którzy należeli do nich
KONIEC
Warszawa, 28-29.03.98
koniec
« 1 2 3
1 stycznia 1999
Komentarz odautorski
Przeczytałem po raz kolejny Fortel, poprawiłem błędy i przeekranowałem go… Potem usiadłem wygodnie i zasępiłem się nie na żarty.
Sam pomysł, który stał się kanwą tej historii, wykluł się niezmiernie dawno temu w skali mojego życia, kilka lat. Przez cały ten czas gdzieś w podświadomości szukałem dla niego odpowiedniej formy. A to zamarzyła mi się epopeja o życiu człowieka, poświęcającego swe życie odkrywaniu tajemnicy milczenia wszechświata, wyalienowanym, nieco ponurym typie, nieczułym na troski świata, w jakim przyszło mu żyć, bezgranicznie oddanemu realizacji, w swych własnym mniemaniu, wzniosłego celu. Prawda, którą odkrywa przyprawia go o obłęd. Innym razem myślałem o kapłanie jakiejś przyszłej religii, której dogmaty zasadzają się na roli, jaką we wszechświecie odgrywa człowiek – jedyna myśląca, w ludzkich kategoriach, rasa. Jego życie przywodzi na myśl żywoty świętych; nienaganne, moralne, dobre, aż do chwili, kiedy w trakcie misyjnych prac natyka się na niepokojące przesłania o innych, zamieszkałych niegdyś planetach. I tu rozpoczyna się jego Golgota.
Pomysłów było wiele. Mniej i bardziej zadowalających.
To, jaką ostateczną formę przybrała ta historia, zadecydowała potrzeba chwili. Zapotrzebowanie na scenariusz do komiksu. A więc coś niedługiego, z mocną pointą, stosunkowo niewielką ilością dialogów. I tak właśnie powstał obecny Fortel. W wersji komiksowej przybrał on tytuł Ludzka Perfidia; może nawet bardziej udany, niż Fortel, ale chciałem pozostać przy tytule, pod jakim ten pomysł dorastał przez cały ten czas. Wyjaśniając, dlaczego taka, a nie inna forma, zdałem sobie sprawę z faktu, że moim jedynym zamierzeniem było wywołanie u czytającego czystej refleksji; stąd właśnie niewyszukane, wręcz prymitywne rozwiązanie, jakim posługuje się autor, stąd ten monotonny nieco sposób prowadzenia narracji. Nie chciałem tego pomysłu ubierać w szaty sensacyjnej opowieści czy thrillera trzymającego cały czas biednego czytelnika w napięciu i na każdym kroku potęgującego uczucie oczekiwania na finał, a przez to uodparniającego się, wymagającego więcej, bardziej barwnie, spektakularnie… Chciałem go znudzić, znużyć, aby odkrył się i stał się zupełnie bezbronny, a wtedy, w samym finale, uderzyć znienacka, ogłuszyć, zetrzeć na proch. To miało być niczym deux ex machine.
Wszystko wskazuje na to, że jednak się nie udało.
Warszawa, 04.08.98

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Ulica
— Artur Długosz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.