Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Łukasz Sowa
‹Z diabłem za pan brat›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorŁukasz Sowa
TytułZ diabłem za pan brat
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik 1981, mieszkaniec Rzeszowa. Z wykształcenia anglista. Pisanie traktuje jako hobby i odskocznię od rzeczywistości. Czytanie to jego pasja, wielki miłośnik prozy Juliusza Verne’a. Oprócz regularnego i monotonnego zarabiania na chleb, wolne godziny życia przeznacza na szlifowanie sztuki przekładu literackiego. Fan gier planszowych, karcianych, RPG i szachów. Niniejsze opowiadanie to część druga cyklu „Przygody rycerza Ravandila”. Część pierwsza „Trudna decyzja pogromcy smoków” została opublikowana w numerze 3/2010 Esensji.
Gatunekfantasy, humor / satyra

Z diabłem za pan brat

1 2 »
Ponownie staję przed kolejnym życiowym wyborem. Podpiszę cyrograf, będę musiał teraz i w następnym życiu czynić zło, a bardzo nie lubię, jak ktoś mnie do czegoś zmusza. Nie podpiszę, mój zad zostanie nabity na widły, a bardzo nie lubię, jak mnie ktoś dźga w tyłek.

Łukasz Sowa

Z diabłem za pan brat

Ponownie staję przed kolejnym życiowym wyborem. Podpiszę cyrograf, będę musiał teraz i w następnym życiu czynić zło, a bardzo nie lubię, jak ktoś mnie do czegoś zmusza. Nie podpiszę, mój zad zostanie nabity na widły, a bardzo nie lubię, jak mnie ktoś dźga w tyłek.

Łukasz Sowa
‹Z diabłem za pan brat›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorŁukasz Sowa
TytułZ diabłem za pan brat
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik 1981, mieszkaniec Rzeszowa. Z wykształcenia anglista. Pisanie traktuje jako hobby i odskocznię od rzeczywistości. Czytanie to jego pasja, wielki miłośnik prozy Juliusza Verne’a. Oprócz regularnego i monotonnego zarabiania na chleb, wolne godziny życia przeznacza na szlifowanie sztuki przekładu literackiego. Fan gier planszowych, karcianych, RPG i szachów. Niniejsze opowiadanie to część druga cyklu „Przygody rycerza Ravandila”. Część pierwsza „Trudna decyzja pogromcy smoków” została opublikowana w numerze 3/2010 Esensji.
Gatunekfantasy, humor / satyra
– Diabeł cię tu zesłał, Ravandil! – krzyczał rozwścieczony król.
– O ile mnie pamięć nie myli, wasza wysokość oddał mi rękę księżniczki, a rozumie król, odmowa skończyłaby się dla mnie tragicznie – odparłem obojętnie.
– Odważnyś jest, to przyznam, ale takiego głupka tom w życiu nie spotkał!
– Wszak to o odwagę wam chodziło, gdyście wydawali córę. Królu, ilu uciekło przed smokiem? A jam się nie uląkł bestii.
– Nie uląkł, boś durny. Każdy, kto ma trochę oleju w głowie, spieprzałby, gdzie pieprz rośnie. I co ja mam teraz począć? Nie zawiniłeś, by cię wieszać, na wygnanie cię nie ześlę, bom księcia z ciebie zrobił. Co za los! Zejdź mi z oczu, baranie!
Ukłoniłem się nisko i opuściłem komnatę. Coś mi wcześniej mówiło, że tu nie pasuję. Lecz odkąd przybyłem, we dworze zrobiło się weselej. Dwórki na mój widok uśmiechały się i puszczały mi całusy. Rycerze wznosili kufle na moją cześć, a giermkowie kłaniali się nisko. Żyło mi się jak w niebie. Księżniczka jakoś nie dzieliła ze mną szczęścia, co szczególnie mnie nie niepokoiło. Mnie tam było dobrze.
• • •
Diabeł nawiedził mnie w środku nocy. Po wczorajszej hulance spałem sobie w swojej komnacie jak zabity, aż nagle poczułem ból w zadzie, jakby mnie kto dźgnął widłami. Obróciłem się na plecy i otworzyłem oczy. Wzrok zaczął powoli się wyostrzać i ujrzałem diabła. Choć wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to diabeł.
Po takiej uczcie widzenie różnych dziwnych rzeczy może się zdarzyć, więc specjalnie mnie ten widok nie zaskoczył. Niepokoił mnie jedynie piekący ból w zadzie, który sprawił, że musiałem ułożyć się bardziej na półdupku niż na plecach. Widzenie widzeniem, ale ból w zadzie to coś nowego.
– Niech to diabli – warknąłem przez zęby.
Przetarłem oczy i wtedy zjawa przemówiła.
– Witaj, Ravandil, jestem diabeł Jakub.
Wyglądał jak prawdziwy diabeł – taki z bajek. Był nagi, miał czerwoną skórę, ogon, rogi i trzymał widły. Biło od niego gorące powietrze i śmierdziało spalenizną.
Nieco oprzytomniałem. Uśmiechnąłem się.
– Witaj, czarodzieju Tasalinie, zwany dupą, a nie czarodziejem, w postaci diabła, który to chcesz mnie nastraszyć i przepędzić z dworu, jako nakazał ci pan nasz miłościwy król Edward – odparłem, po czym zaśmiałem się, odwróciłem z powrotem na brzuch i z głową wciśniętą w poduszkę dodałem:
– I zabierz te widły, bo zatknę ci je w rzyć tak głęboko, że pół królestwa nie da rady ich wydrzeć.
Żeby szybciej pozbyć się nieproszonego gościa i zademonstrować swą obojętność, zacząłem głośno chrapać, udając, że śpię.
Tamto poprzednie ukłucie wydawało się tylko delikatnym pogłaskaniem pupki w porównaniu z kolejnym. Krzyknąłem głośno z bólu, a widły wgniotły mnie w łoże. Czułem, że zaraz przedziurawią mój zad na wylot. Trwało to jakiś czas, po czym ucisk zelżał stopniowo.
– Czy nie przesadzasz, zawszony magu? – ryknąłem, unosząc się. Chciałem usiąść, ale bolący tył przypomniał o sobie, więc w jednej chwili zerwałem się na równe nogi.
Na obliczu postaci odmalował się grymas zdziwienia i złości. Jej twarz poczęły okalać małe płomyki ognia, a jej kolor zmienił się na ciemną czerwień.
– Gdzież się podziały wasze dworskie maniery? Ja się już przedstawiłem i nie mam zamiaru powtarzać, tępy łbie, żem jest diabeł Jakub. Jeśli diabła od maga nie odróżniasz, to…
– Nie bądź taki groźny, bo jeszcze uwierzę. Pamiętasz, jak byłeś smokiem, mości dzieju? Więc jeśli możesz, odmień się w ludzia, bo twój urok i wdzięk sprawią wnet, że rzygnę tu na ciebie. I zrób coś z tym zapachem, bom głodny, a ty zalatujesz wędzonym udźcem.
Diabeł zrezygnowany opuścił ramiona i uniósł wzrok.
– Jeśli król chce się mnie pozbyć, niech sam coś wymyśli swoim ociężałym od korony łbem – dodałem.
– Otóż, błędny rycerzu, jest wręcz odwrotnie. Król jak najbardziej chce, żebyś tu został – spokojnie i szyderczo odparł diabeł.
Znowu przepełniło mnie uczucie całkowitego otumanienia. Za każdym razem, gdy w życiu przydarzały mi się jakieś nadprzyrodzone sytuacje, doszczętnie głupiałem. Więc ja jednak chyba jestem normalny, jeno to życie mnie cały czas ogłupia. Przypomniałem sobie moją walkę ze smokiem. Recepta na otumanienie: iść w żywioł i jakoś to będzie. Wtedy się udało.
– Ach, więc nasz wspaniałomyślny król Edward, miłościwie nam panujący, zmienił zdanie? – zapytałem.
– Miałem na myśli króla Lucyfera.
Roześmiałem się na cały głos.
– Odnoszę wrażenie, że ty naprawdę chcesz, bym uwierzył w twe piekielne pochodzenie.
– Jak dotąd wszyscy mi wierzyli od pierwszego wejrzenia.
– Widać mało w życiu widzieli.
– Taki ochlej jak ty na pewno widuje dużo ciekawych rzeczy.
– I jedną z nich jesteś ty! – odparłem, unosząc dłoń i palcem wskazującym dźgnąłem diabła w nos.
Natychmiast odsunąłem palec. Jego nos był tak gorący, że solidnie mnie poparzył. Palec zaczerwienił się i zaczął puchnąć. Drżącą dłoń zbliżyłem do twarzy i zagapiłem się nań zezem.
– Kimkolwiek jesteś, mów, czego chcesz, i idź do diabła, bom śpiący – odparłem już spokojnym tonem. Usiadłem na łóżku i poderwałem się z jękiem. Zapomniałem o piekącym od wideł zadzie. By dać nieproszonemu gościowi do zrozumienia, że jest nieproszony, sięgnąłem po miecz oparty o stolik. Chwyciłem za rękojeść i przyglądałem się klindze w milczeniu.
– Mości rycerzu, już mówię, ale nie spodziewaj się, że szybko się rozstaniemy. I nie myśl, że ja nie chciałbym pozbyć się ciebie. Jakby to powiedzieć, siłą piekielnych mocy musimy na jakiś czas związać się ze sobą, choć dla żadnego z nas to nie będzie miłe ni przyjemne. Jak na ciebie patrzę, najchętniej wbiłbym ci te widły w gardziel i miał święty spokój.
– Doprawdy ciekawe, diabeł, który marzy o świętym spokoju – odparłem.
Diabeł znów zmienił kolor i rozpłomienił się na moment. Zrozumiałem, że tak wyraża złość.
– Gadaj, diable, gadaj, nie będę ci przerywał, bom się już zapocił od tego gorąca. Nie mógłbyś stanąć ciutkę dalej?
– Szczędząc ci czasu, rycerzu, powiem krótko. Król nasz, pan i władca Lucyfer wielce sobie ciebie upodobał. Chce, byś mu służył.
– A mógłbym pierwej obaczyć córy twego króla? Jak wiesz, jestem księciem i raczej nie dam się zdegradować. Owszem, może mnie zainteresować posadka księcia, ale nic poniżej.
– Milcz, głupcze! – ryknął diabeł. – Chodzi o to, że odwalasz tu we dworze całkiem niezłą robotę i wlazłeś mi w drogę. Kilkaset lat próbujemy, jak możemy, zepsuć ten szlachetny ród, a ty pojawiasz się i w jednej chwili wszystkich psujesz. Mój tat… ekhm, król, Lucyfer upokorzył mnie.
Diabeł przerwał na moment, jego twarz ponownie się rozpaliła.
– Przez ciebie jestem na szarym końcu w naszym diabelskim rankingu. Odkąd pojawiłeś się tutaj, brak dla mnie roboty. Wiesz, co rzekł do mnie Lucyfer?
– Wielcem ciekaw, Jakubie. Ale nie rozwlekaj się zbytnio.
– Rzekł do mnie: wyjdź, Jakubie, na ziemię, odnajdź Ravandila znanego jako nieustraszony pogromca smoków i dziewic, i ucz się od niego. Pierwej niechaj podpisze chirographum. Może się czego nauczysz, tępy rogaty łbie.
– Zaczyna mi się robić ciebie żal – odparłem z ironicznym uśmiechem na twarzy.
– U nas wszystko odbywa się drogą oficjalną, więc weź ten cyrograf i skrop go własną krwią. Jutro w nocy pojawię się, by go odebrać i weźmiemy się do roboty.
– Coś taki pewien, że cokolwiek podpiszę?
Diabeł wyciągnął otwartą dłoń, na której w jednej chwili pojawił się zwinięty rulon. Papier uniósł się i przefrunął tuż obok mnie, opadając delikatnie na stolik za mną.
– Do zobaczenia, rycerzu. – Diabeł pomachał mi ręką i zniknął w płomieniach.
• • •
Obudziłem się koło południa. Wpierw pomyślałem, że wizyta diabła to tylko nocny koszmar spowodowany spożyciem zbyt dużej ilości miodu, ale szybko zorientowałem się, że coś jest nie tak. Na podłodze sypialni rozsypany był popiół, a na stole leżał rulon wręczony mi przez diabła. Ból w zadzie i spuchnięty palec ostatecznie potwierdziły prawdziwość spotkania.
1 2 »

Komentarze

16 IX 2012   22:18:22

Fajny ten pański pogromca smoków. Czytam o nim po raz drugi i chętnie przeczytam następny. Pozdrowienia od koleżanki po fachu.

21 IX 2012   21:56:38

Brawo, brawo.
Mam nadzieję, ze Smokoje... Smokobójca jeszcze nam opowie jakąś historię.

29 IX 2012   14:18:27

Ładnie napisane.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.