Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Witold Dworakowski
‹Komnata szaleństwa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWitold Dworakowski
TytułKomnata szaleństwa
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik 1989. Tajemniczy osobnik o dwóch twarzach. Pierwsza należy do studenta z pewnej politechniki. Druga – do niereformowalnego fana fantastyki. Debiutował w 64. numerze „Science Fiction, Fantasy i Horror” opowiadaniem „Widma pośród gwiazd”. Koneser coli i czekolady, które już niejeden raz osłodziły mu życie.
GatunekSF

Komnata szaleństwa

« 1 2 3 4 10 »

Witold Dworakowski

Komnata szaleństwa

– Widzisz, tu miałem zagwozdkę. W archiwach nie ma dokładnie tej daty. Ale nie martw się. Dotarłem do informacji o incydencie, który miał miejsce w nieco szerszych ramach czasowych. Mianowicie między końcem lutego a początkiem marca 1945 roku na jeziorze wylądował junkers Ju 52, dokładnie Ju 52/3m, specjalna wersja z pływakami. Ludzie, których wiózł, niezwykle się spieszyli, bo maszyna wystartowała zaraz po uzupełnieniu paliwa. Pech chciał, że dostała się pod ostrzał nadchodzących wojsk wyzwoleńczych. Samolot oberwał, runął do jeziora i zatonął, a naprędce zorganizowana akcja ratunkowa zakończyła się fiaskiem.
– Rozumiem, że po zajęciu Kamper… tfu – Reska, Rosjanie rozszabrowali wrak do samego szkieletu?
– Próbowali, ale dopiero po wojnie, w czterdziestym szóstym. Istniało wówczas podejrzenie, że samolot przewoził Bursztynową Komnatę. Zorganizowano ekipę i sprzęt. Ale podczas wydobywania samolot przełamał się na pół i cała operacja zakończyła się fiaskiem. Potem minęło sporo czasu, aż w końcu w osiemdziesiątym siódmym do wraku wysłano nurków. Odnaleźli kabinę pilotów, a w niej zastawę stołową, dokumenty i kartki żywnościowe z Królewca. Oraz trupa z dystynkcjami generała. Tam jest tyle mułu, że odechciewa się szukać.
– Wycieczka krajoznawcza aż z Królewca? – zastanowił się Woźniak. – Dziwne.
Przypomniał sobie napis na stopce mapy. Samolot. Ważny ładunek. Czyżby chodziło właśnie o tego junkersa? O parę widelców i trochę papieru? Obrócił w dłoni monetę z wizerunkiem Adolfa. Dziadek wspominał, że zdobył ją w ostatnich dniach wojny, podczas walk na wschód od Świnoujścia. Zabił wówczas oficera SS wysokiej rangi, nazwiskiem Uwe Kohlmann. Oprócz zrabowanych kosztowności nazista miał przy sobie również tę dziwną monetę.
– A to całe Kamp? – podjął Woźniak.
– Najpierw przemianowano je na Kępę, potem na Rogowo. Leży na zachód od Kołobrzegu, między Mrzeżynem a Grzybowem. Co, chcesz się tam wybrać i powęszyć? Zabawić się w poszukiwacza skarbów i pozwiedzać zabudowania, które zostawili po sobie Niemcy?
– Może tak, może nie. Po prostu zainteresowałem się pewną sprawą. Wiesz, że łatwo nie odpuszczam.
– Nic się nie zmieniłeś, ty wariacie. – Marcin parsknął śmiechem. – Właśnie, odnośnie wariatów: pomyślałem, że to może cię zaciekawić. Otóż coś koło miesiąca temu do mojego wydziału przyszedł list. Jakiś facet pisał w nim o wielkim skarbie Trzeciej Rzeszy, ukrytym gdzieś w okolicach Rogowa. O tajemniczym transporcie pod koniec wojny. Ale to było napisane tak nieskładnie, że ciężko było wyłuskać cokolwiek użytecznego. Moje szefostwo nie jest sprawą zainteresowane – wiesz, jak to jest ostatnio z finansami. Zresztą, kiedy zadzwoniłem do tego faceta, kategorycznie zaprzeczył, że cokolwiek do nas wysyłał.
Woźniak uniósł brwi, zaciekawiony.
– A ty co o tym sądzisz? – spytał.
– Gdyby cokolwiek tam było, już dawno zostałoby znalezione. Wojsko stacjonowało w Rogowie i przyległościach od końca wojny, najpierw Ruscy, a od pięćdziesiątego drugiego nasi. Wynieśli się dopiero jakieś osiem-dziewięć lat temu. Przez ten czas nie natknięto się na nic bombowego… No, może poza tonami niewybuchów, konserwami w bunkrach żywnościowych, złomem i składowiskiem części lotniczych, które Niemcy urządzili w lesie. W każdym razie żadnych sztab złota, obrazów, Bursztynowych Komnat. Wiedziałbym o tym.
– Dzięki wielkie. – Andrzej uśmiechnął się szeroko. Już ułożył sobie plan działania. – A, jeszcze jedno. Kim jest ten facet od listu?
Marcin znów grzebał chwilę w notatkach.
– Nazywa się Adam Kaiser. Mieszka w Dźwirzynie, jakiś kilometr na wschód od jeziora. Jeśli interesują cię rewelacje tego świra, wyślę ci mailem namiary na niego. I ksero jego listów. Mogę dorzucić skany wszystkich dokumentów i tak dalej… tylko nie puść potem pary z gęby, bo szef mnie zabije.
– Zrób to. Jeszcze raz dzięki.
Woźniak silił się na obojętność w głosie. Patrząc na monetę dziadka nie mógł jednak pozbyć się przeczucia, że trafił na coś grubego. Królewiec i przywieziony stamtąd ważny ładunek… Bursztynowa Komnata? Arcydzieło, które od ponad sześćdziesięciu lat elektryzowało poszukiwaczy, które było ich świętym Graalem i symbolem ukradzionych przez Niemców skarbów? Fakt, Marcin powątpiewał w ten trop, ale nie widział przecież mapy ani monety. Podniecenie Andrzeja wzrosło, gdy odebrał pocztę. Wśród załączników wiadomości znalazł zeznania pewnego Niemca – członka obsługi lotniska w Rogowie, którego przesłuchiwali Rosjanie. Był przy lądowaniu tamtego junkersa. Wspominał, że po kilku chwilach pojawiła się czwórka esesmanów z grupą robotników przymusowych. Wyładowali z maszyny cztery masywne walce, po czym zniknęli w lesie za stojącym przy nabrzeżu hangarem remontowym. Potem samolot wystartował.
Powiedział też coś jeszcze. Że robotnicy, którzy towarzyszyli oficerom, nigdy nie wrócili.
• • •
– …tak. Tak, dziękuję. Do widzenia.
Rozłączył się i schował telefon komórkowy.
Odetchnął z ulgą.
W końcu. W końcu się udało! Podskoczył tak wysoko, że prawie rąbnął głową w okap wiaty przystanku.
Rogowo nie przypominało innych miejscowości wypoczynkowych. Tam gęsto było od ośrodków wczasowych i kolonijnych, pensjonatów i kwater. Tutaj baza turystyczna wyglądała dość skromnie. Blokowisko. Trochę sklepów. Wojskowy Dom Wypoczynkowy, dawniej pełniący rolę komendantury lotniska. Właśnie pamiątki po Niemcach ściągnęły tutaj Woźniaka. Musiało tu być coś, do przyniosłoby nowe wskazówki na temat monety – na przykład domek letniskowy Hermanna Göringa albo rozrzucone w lesie bunkry.
Nie liczył na odnalezienie Bursztynowej Komnaty. Dotąd wytypowano już blisko dwieście miejsc, gdzie mogła spoczywać. Wzmianka o ważnym ładunku z Królewca stanowiła jedynie poszlakę, jedną z dziesiątek innych, nierzadko wzajemnie sobie przeczących. Musiał jednak przyznać, że ta poszlaka cholernie działała na wyobraźnię.
Bursztynowa Komnata, arcydzieło sztuki barokowej. Kilkanaście płaszczyzn ściennych i boazerii, na których lśniły ornamenty, herby, sceny rodzajowe. Żyrandole z bursztynowymi świecznikami. Płaskorzeźby. Pozłacane meble. Lustrzane powierzchnie, potęgujące efekty świetlne. Wszystko pokryte bursztynem, wysadzane bursztynem, roztaczające wokół bursztynową poświatę. Nic dziwnego, że już współcześni nazywali ją ósmym cudem świata.
Niemcy również docenili jej piękno. Tak bardzo, że w pierwszej połowie października 1941 roku przenieśli ją z Carskiego Sioła, gdzie pyszniła się od dwustu lat, do krzyżackiego zamku w Królewcu. Jednakże już trzy lata później Komnata została rozebrana i wywieziona w nieznane.
Wszystkie akcje poszukiwawcze, jakie przeprowadzono po wojnie, nie dały rezultatu. Padła więc decyzja, by stworzyć kopię, która po latach prac w 2003 roku stanęła w pałacu Katarzyny w Carskim Siole. Koszt rekonstrukcji wyniósł ponad jedenaście milionów dolarów, wyglądał jednak dość niepozornie w porównaniu z wartością oryginału.
Pół miliarda dolarów. Andrzej pomyślał, że ta kwota działa na wyobraźnię nawet bardziej, niż mit Komnaty. Za taką sumę mógłby żyć jak król do końca życia. Wystarczyło tylko odpowiednio złożyć elementy tej pokręconej układanki.
Za zakrętem błysnęły światła i po chwili pod przystanek zajechał pekaesowski autobus. Woźniak zapłacił za bilet do Dźwirzyna, rozsiadł się w fotelu. Autobus ruszył po spękanej drodze, zbudowanej jeszcze przez Niemców na potrzeby garnizonu. Podskakując z klekotem na wybojach i łączeniach betonowych płyt, minął starą wartownię – surowy budynek o naczółkowym dachu, którego okap wystawał daleko za frontową ścianę i wspierał się na kilku filarach – i niebawem za oknami zazielenił się nadmorski las. Andrzej ponownie odetchnął z ulgą. Wreszcie zbliżał się finał tych cholernych podchodów.
Przyjechał do Rogowa przed trzema dniami i od razu zaczął robić rozeznanie. Zwiedzał resztki wojskowych zabudowań. Wypytywał miejscowych. Dwa czy trzy razy rozmawiał z poszukiwaczami staroci, którzy, uzbrojeni w wykrywacze metalu i łopaty, przeszukiwali właśnie las. Opowiadali o starych bunkrach. O okopach i resztkach stanowisk ogniowych, rozrzuconych po całej okolicy. O nasypie kolejki wąskotorowej przebiegającej wśród drzew. Woźniak słuchał ich uważnie, kiwał głową i robił notatki w telefonie. Tego mu było trzeba po miesiącach gnicia we Wrocławiu i żałowaniu sprzedanego antykwariatu. Poniemieckie tajemnice działały na niego jak trop na psa myśliwskiego.
A w przerwach między jednym wywiadem a drugim, między grzebaniem w krzakach a zaglądaniem na murawę starego lotniska trawiastego, wydzwaniał do faceta, o którym wspominał Marcin. Do Adama Kaisera.
« 1 2 3 4 10 »

Komentarze

08 VIII 2014   19:45:12

Indiana Jones w wersji pomorskiej... Świetnie się czyta.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

W stronę źródła wszystkich strachów
— Witold Dworakowski

Kiedy rozum śpi, budzą się potwory
— Witold Dworakowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.