Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dorota Pasek
‹Święto Ptaków›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDorota Pasek
TytułŚwięto Ptaków
OpisAutorka pisze o sobie:
Kilka lat temu miałam przepiękny sen, w którym świat lśnił od złota i krwi, a ludzie przeżywali niezwykle intensywne uczucia. Spróbowałam zapisać wyśnioną historię, ale okazało się, że nie umiem oddać natłoku wrażeń, jakie mi towarzyszyły. Próbowałam i próbowałam, aż wreszcie odłożyłam, by zabrać się za inne historie i nauczyć się pisać. Tamta bohaterka ciągle czeka, bym opowiedziała jej historię. To jest mój pisarski cel. W drodze do niego tworzę mniej lub bardziej udane historie.
Gatunekfantasy

Święto Ptaków

1 2 3 6 »
Karczmarz z początku nawet spokojnie magów słuchał. Aż do „byle kogo”. To niby jego Malwina byle kim?! Piorun w niego strzelił po raz drugi! Dopiero wściekł się okrutnie. Ryknął, że jego córka to panna porządna, cnotliwa, robotna, piękna i uczciwa. Królewskiemu synowi zaś daleko do jej zalet, bo ladaco, gadają, z niego okropne i leniwe.

Dorota Pasek

Święto Ptaków

Karczmarz z początku nawet spokojnie magów słuchał. Aż do „byle kogo”. To niby jego Malwina byle kim?! Piorun w niego strzelił po raz drugi! Dopiero wściekł się okrutnie. Ryknął, że jego córka to panna porządna, cnotliwa, robotna, piękna i uczciwa. Królewskiemu synowi zaś daleko do jej zalet, bo ladaco, gadają, z niego okropne i leniwe.

Dorota Pasek
‹Święto Ptaków›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDorota Pasek
TytułŚwięto Ptaków
OpisAutorka pisze o sobie:
Kilka lat temu miałam przepiękny sen, w którym świat lśnił od złota i krwi, a ludzie przeżywali niezwykle intensywne uczucia. Spróbowałam zapisać wyśnioną historię, ale okazało się, że nie umiem oddać natłoku wrażeń, jakie mi towarzyszyły. Próbowałam i próbowałam, aż wreszcie odłożyłam, by zabrać się za inne historie i nauczyć się pisać. Tamta bohaterka ciągle czeka, bym opowiedziała jej historię. To jest mój pisarski cel. W drodze do niego tworzę mniej lub bardziej udane historie.
Gatunekfantasy
Jak wszystkim wiadomo, Święto Ptaków przypada podczas szóstej pełni księżyca, ale w zamku króla Josepha VI przygotowywano się do tego wydarzenia dużo wcześniej. Tradycja nakazywała, by młody następca tronu udał się z magami na szczyt Ptasiej Wieży i zmierzył się z przestworzami. Joseph VII osiągnął odpowiedni wiek dwa święta wcześniej, ale niespecjalnie mu się do próby śpieszyło. Poirytowany nieco ojciec wezwał go wreszcie na poufną rozmowę i rozpytał w kwestii życiowych planów. Należy sądzić, że synowskie pomysły nie przypadły mu do gustu, bo donośny głos króla słychać było w całej Północnej Wieży. Nie do końca wiadomo, co powiedział synowi; grunt, że ten ogłosił swój udział w święcie. Matka, wzruszona odwagą jedynaka, załkała i czule odcisnęła wargi na jego wysokim czole, po czym zagnała dwór do przygotowań.
Sam młodzian na zbyt szczęśliwego nie wyglądał. Prawda, że ojciec w Północnej Wieży nazwał go tchórzem i bawidamkiem. Prawdą było również, że matka od dwóch lat czekała, by móc wreszcie wydać syna za jakąś odpowiednią pannę. Królewicz do żeniaczki nie czuł powołania. Wiedział, że nie może myśleć o żonie, póki nie odprawi rytuału Święta Ptaków. A w głębi duszy odprawiać go nie miał zamiaru.
Jak bardzo się mylił, przekonał się w czasie wspomnianej rozmowy w Północnej Wieży, gdy rozwścieczony ojciec powiedział krótko:
– Albo wieża, albo rok na Północy. Wybieraj!
Królewicz westchnął i zapytał, kiedy należy wyjechać, by zdążyć na to ptasie święto. Wizja roku w dalekich twierdzach Północy przeraziła go bardziej niż skok z wieży. W odpowiedzi usłyszał, że wędrówkę na Święto Ptaków należy zacząć w czasie piątej pełni, więc ma się szykować, jeśli łaska.
Kiedy tylko piąty księżyc stanął na nieboskłonie w całej okazałości, orszak następcy tronu wyruszył wśród płaczów i napomnień matki oraz przy triumfalnym milczeniu ojca. Magowie pouczeni, by strzec młodziana jak oka w głowie, chodzili za nim wszędzie. Szczególnie dotkliwe dla następcy było ich nocne stróżowanie u drzwi sypialni. Na kolejnych noclegach aż roiło się od uśmiechniętych zalotnie młodych arystokratek. Każda z nich we własnym mniemaniu miała odpowiedni charakter do zasiadania na królewskim tronie i wiele innych zalet, które chętnie by pokazała królewiczowi. Tymczasem wredni magowie nakładali na królewską komnatę tajemne pieczęcie i Joseph VII nie miał okazji sprawdzić charakteru panien. Podróż nudziła go i wlokła się niemiłosiernie, ale ostatecznie stanęli u podnóża Ptasiej Wieży.
Joseph VII zadarł głowę i w duchu zaklął szpetnie. Nie miał najmniejszej ochoty wdrapywać się przez ileś tam dni na szczyt, by potem rzucić się w dół. Głupi nie był, wiedział, że żaden z niego orzeł, ale wyjścia nie miał. Od zarania dziejów, odkąd magowie wyszykowali tę wieżę, kolejni następcy tronu na nią włazili, skakali i unoszeni na skrzydłach magii bezpiecznie opadali na ziemię, gdzie w mniemaniu królewicza było ich właściwe miejsce. Raz czy dwa się zdarzyło, że przyszły władca wrócił na własnych skrzydłach, ale było to tak dawno, że nikt z królewskiego rodu w to nie wierzył. Jak powiedział Joseph VI w Północnej Wieży: „Królowie są od rządzenia, nie od latania”. I tyle. W tej dziedzinie syn zgadzał się z ojcem w całej rozciągłości.
• • •
Kiedy koronowany ojciec przekonywał swego jedynaka, że zgodnie z tradycją musi skoczyć z Wieży Ptaków, Malwina obrywała pasem od kochanego tatki, który w ten niewymyślny sposób starał się wybić dziewczynie z głowy udział w tym, jak twierdził, najgłupszym święcie, jakie wymyślili magowie. Panna darła się pod niebiosa, bo każdy kolejny raz zostawiał piekącą pręgę. Licha koszulina, która nakrywała jej plecy, nijak nie broniła przed siłą ojcowskiego gniewu. Dzieweczka usłyszała, że pannie z tak dobrego domu jak ich wypada wyjść za mąż, urodzić szóstkę dzieci, prać i gotować chłopu, a nie włazić na wieżę i głową w dół skakać. Nikt z rodziny dotąd na podobne brewerie się nie poważył, więc on, szanowany powszechnie karczmarz, nie pozwoli swojej piątej córce na błazeństwa! Chłopa ma szukać, bo już czas jej za mąż iść! Tatko, zły i sapiący od nadmiernego wysiłku, powtórzył tę złotą myśl przy trzech kolejnych smagnięciach pasem. Jego nadobna i obfita małżonka stwierdziła w końcu, że starczy już ojcowskiej nauki, i pozwoliła córce umknąć na dwór, ustąpiwszy miejsca w drzwiach.
Malwina zaszyła się w stodole wśród świeżego siana i przeryczała pół nocy, by nad ranem wstać z postanowieniem, że nigdy, ale to nigdy nie ustąpi temu wieprzowi, znaczy się, kochanemu tatce. Nie zrezygnuje ze Święta Ptaków tylko dlatego, że jemu się ono nie podoba. Od lat potrzeba, by wdrapać się na wieżę i skoczyć w dół, rosła w niej i rosła… Musiała to zrobić! Po prostu musiała.
Jakiś czas później do miasteczka leżącego u stóp Ptasiej Wieży zaczęli zjeżdżać goście z całego królestwa. Niektórzy lepiej urodzeni słyszeli, że sam królewski syn nadciąga z orszakiem gwardzistów i magów. Co wykwintniejsze panny szykowały się na łowy, bo wielkim honorem byłoby mieć męża gwardzistę. Jeśli służył on w najbliższym sąsiedztwie króla czy następcy – zaszczyt tym większy. Nie mówiąc już o dochodach.
Wieść, że królewicz skoczy w tym roku z wieży, dotarła wreszcie do miasta jako stuprocentowo pewna i rozpętało się piekło. Malowano, naprawiano, murowano, klejono, robiono istne cuda – słowem, poprawiano wygląd miasteczka, żeby tylko królewicz nie odniósł złego wrażenia. Nawet tatko Malwiny kazał pobielić front karczmy, choć nie miał co liczyć, że którakolwiek królewska noga postanie w jej skromnych progach.
Tymczasem Malwina miała własne przemyślenia.
– Ten tchórzliwy skunks skoczy, a ja będę z dołu patrzeć i piwo podawać tym zapijaczonym mordom?! – buntowała się w myśli, wygrzebując z włosów źdźbła siana, na którym znowu przyszło jej spać. – Niedoczekanie!
Nie miała zamiaru nikomu nic mówić, tylko w odpowiednim momencie czmychnąć. Póki co powinna się przyczaić i nie włazić ojcu w oczy. Siadła więc posłusznie do obierania ziemniaków i spędziła na tym skądinąd poczciwym zajęciu cały ranek. W południe matka wysłała ją do rzeźnika i mleczarza, a po południu dziewczyna obsługiwała gości w karczmie. Zarobiła parę miedziaków i klepnięć w tyłek. Wylądowała na sianie w stodole, bo jej łóżko oddano pannie kupcównie. Dawniej by się zbuntowała, ale teraz opuściła karczmę ze spokojem. Miała plany i spanie poza zasięgiem oczu ojca było jej na rękę.
Na tydzień przed świętem po miasteczku rozeszła się wieść, że królewicz przyjechał w nocy i został umieszczony razem z kilkoma gwardzistami w wieży. Z karczm i zajazdów nadchodzili teraz chętni do skoku. Stojący na straży magowie brali w obroty kandydatów i wbrew zwyczajowi dopiero po tych oględzinach wpuszczali do wieży.
Malwina wiedziała, że na cztery dni przed pełnią skoczkowie ruszą na szczyt, i nie miała zamiaru tego przegapić. Spoglądała co chwila na wieżę i wreszcie wylała na siebie skopek resztek dla świń. Ojciec się wściekł.
– Na wieżę się gapić będziesz?! Będziesz?! – wrzeszczał.
Uciekła i zaszyła się na stryszku stodoły, na pachnącej łąką wiązce siana. W środku nocy zlazła i otrzepawszy się co nieco, wymknęła po cichu. Księżyca nie było, zasłaniały go chmury. Powoli, uważnie stawiając kroki, by na coś nie wpaść i nie narobić hałasu, poszła w stronę wieży.
Zaskoczyło ją, że stojący przed wejściem mag był wystrojony niczym kuglarz na paradę. Strojniś obrzucił Malwinę nieprzychylnym spojrzeniem. Dziewuszka, niezrażona wstrętną miną, zażądała, by ją wpuścił, ale on prychnął pogardliwie. Miejsca nie ustąpił, jeszcze szerzej rozstawił nogi w szpiczastych butach z klamerkami i podparł się pod boki. Wszystko w niej wyło, że nie tak miało być! Zażądała raz jeszcze piskliwym głosikiem, by zszedł z drogi, ale zarechotał obraźliwie, jakby usłyszał facecję, po czym bez skrupułów pognał Malwinkę, szturchając i krzycząc coś o pannach śmierdzących chlewikiem. Zabolało ją to, ubodło do żywego. Uciekła parę kroków, bo zamierzył się, by ją kopnąć. Tego było aż nadto! Tatko się stawia, mag się stawia… Wszystko było nie tak, jak w marzeniach! W nosie zakręciło, wieża jakoś się rozmazała.
– Każdy może! – krzyknęła głosem pełnym łez. – Nasz mag mówił, że każdy może wejść i skoczyć!
Odpowiedział jej szyderczym śmiechem i radził, by zmykała do świnek, póki dobry. Odchodziła, pochlipując. Dwa razy się obejrzała, raz zawróciła, ale uciekła na widok srogiej miny maga.
Wędrowała z powrotem i pochlipywała coraz boleśniej. Tyle lat rozważała, jak to będzie, gdy wreszcie się odważy, postawi się ojcu i pójdzie tam, skoczy, zrobi to, co jej się śni, a on, pieprzony mag, wyleniały skunks jeden, wygnał ją! Weszła do stodoły i skuliła się na sianie.
1 2 3 6 »

Komentarze

« 1 2
28 II 2013   00:44:07

Nie czytam często takich utworów. Chyba dlatego, że aktualnie niewiele się ich ukazuje. Fajnie Irena to ujęła - "bajka dla dorosłych". Całkowicie się z tym zgadzam. Na samym początku miałem nawet lekkie skojarzenie z "Gwiezdnym Pyłem" Gaimana, ale to głównie ze względu na konwencję, bo sama opowieść jest całkowicie inna. Jedynie źródło jest to samo. A to źródło to sam początek gatunku - legendy, mity, podania, które były dużo wcześniej niż Tolkien czy inni.
Ten utwór jest jak najbardziej oryginalny. Pośród zalewającej nas fantastyki, w której dominuje "brud", o którym wspominał ostatnio Joe Abercrombie na swoim blogu, jest to taka czysta perełka.
Bohaterowie są żywi i wciągnęła mnie ich historia, a jednocześnie nie miałem problemu z oceną ich charakterów i dlatego trochę przywodzi mi to na myśl postaci z literatury z XIX wieku, kiedy jeszcze nie przeszkadzał nam relatywizm.
Trzeba mieć cojones, żeby przeciwstawić się aktualnym trendom.
Poza tym jest przyjemny styl, który powoduje, że płynnie się czyta. Humor jest lekki i niewymuszony. Mnie rozwaliło "Królewicz, nie królewicz, w gębę dostanie tak samo!"
Zarazem jest w tej historii coś ciepłego, co pozostaje w czytelniku.
B.A. POLECA!

01 III 2013   08:46:42

Dziękuję Państwu za przychylność.
Piszę dla własnej przyjemności, więc mogę mieć w nosie obowiązujące trendy. Jak widać wychodzi mi to na dobre.
Pozdrawiam.

06 III 2013   22:38:33

Ojej, rubasznie i radośnie, baśniowo i miłośnie, i jeszcze happy end. Zdecydowanie nie moje klimaty. Mogę pochwalić styl języka dobrze służący historii i lekkość humoru.
"Z piersiami jak melony, talią cieniuśką, że w dwie dłonie opaszesz, i warkoczem jak pięść. Niejeden by chętnie taką wziął i przysposobił."
XD To mnie rozniosło na kawałki.

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.