Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dorota Pasek
‹Święto Ptaków›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDorota Pasek
TytułŚwięto Ptaków
OpisAutorka pisze o sobie:
Kilka lat temu miałam przepiękny sen, w którym świat lśnił od złota i krwi, a ludzie przeżywali niezwykle intensywne uczucia. Spróbowałam zapisać wyśnioną historię, ale okazało się, że nie umiem oddać natłoku wrażeń, jakie mi towarzyszyły. Próbowałam i próbowałam, aż wreszcie odłożyłam, by zabrać się za inne historie i nauczyć się pisać. Tamta bohaterka ciągle czeka, bym opowiedziała jej historię. To jest mój pisarski cel. W drodze do niego tworzę mniej lub bardziej udane historie.
Gatunekfantasy

Święto Ptaków

« 1 2 3 4 6 »

Dorota Pasek

Święto Ptaków

Ranek zastał ją rozżaloną, zapłakaną i niewyspaną. Powlokła się do karczmy i siadła nad workiem ziemniaków. Matka spojrzała i pomacała jej czoło.
– Coś taka blada? Choraś?
– Nie – wychlipała.
– A ta co? – wtrącił się ojciec, który akurat nadszedł z cebrem wody.
– Blada, ryczy… Czego ryczysz?
– Bo mnie nie wpuścił! – zawyła, zapominając całkiem, do kogo mówi.
– Kto cię nie wpuścił?
– Mag do wieży! – tłumaczyła, ocierając łzy brudnymi dłońmi.
– Co?! Do wieży? Poszłaś do Ptasiej Wieży, a mag cię nie wpuścił?! Świat się, kurwa, kończy.
Ojciec kręcił głową, jakby nie wierzył. Nie wiedział, co go bardziej zaskoczyło: to, że złamała jego zakaz, czy to, że mag ją przegnał.
– I powiedział, że jestem panna z chlewika! – zawyła.
W karczmarza piorun strzelił.
– Co?! – ryknął. – Panna z chlewika?!
Jego podniesiony głos zwrócił uwagę ludzi zebranych w karczmie i czekających na śniadanie. Posłuchali dziewczyńskich płaczów, utyskiwań karczmarza, narzekań karczmarzowej i zamruczeli o magach panoszących się wszędzie, o tym, jak to wysoko unoszą głowy, że porządny człowiek to dla nich śmieć i inne takie tam.
A karczmarz zawrzał! Zagarnął żonę i młodszą córkę do pokoju na tyłach, a do gości posłał najstarszą i zięcia nieroba. Po godzinie drzwi się otworzyły i stanęła w nich Malwina: wymyta, wyczesana, w nowej porządnej koszuli, haftowanym kubraku i takiejże spódnicy. Niczym na jakie święto. Goście oczy wlepili w pannę karczmarzównę, bo nagle spod warstwy brudu i siana wylazła całkiem ładna dziewuszka. Co tam dziewuszka! Panna do zamążpójścia całkiem zdatna! Z piersiami jak melony, talią cieniuśką, że w dwie dłonie opaszesz, i warkoczem jak pięść. Niejeden by chętnie taką wziął i przysposobił.
Karczmarz wyszedł. A za nim jego kobiety i paru gości, co to ciekawi byli, jak się skończy ta cała historia. Znali gospodarza i wiedzieli, że drażliwy strasznie i jak go zdenerwować, to potrafi w ryj zasunąć, że hej!
Szli gromadą. Na czele karczmarz, potem czerwona z nerwów i wstydu Malwina, za nią matka i siostry, a dalej reszta. Co kawałek ktoś się przyłączał, bo ludzie z miasteczka znali marzenie Malwiny, a wyglądało, że gdy ojciec się ugiął, to panna dziwnie niechętna. Doszli więc już tłumem około pięćdziesięcioosobowym i ustawili się w całkiem malownicze półkole. Przed wrotami stał mag, ale nie ten sam, co wcześniej, stwierdziła Malwina, przyjrzawszy mu się dokładnie.
– Panie magu, córka moja grzecznie prosiła w nocy, żeby ją wpuścić, bo na Święto Ptaków chciała z wieży skoczyć, ale jeden taki, co tu wartę miał, ją wygnał – zaczął karczmarz. – Ja grzecznie pytam, panie magu, co to za nowe zwyczaje są, co? Jak świat światem, a święto świętem, każdy może wejść i skoczyć! A moja dziewczyna to niby nie?!
Ludzie zamruczeli z poparciem dla karczmarza.
Jedna Malwina milczała. Blada była i wystraszona, do tego uwierały ją matczyne buty i piła tasiemka od nowych majtek. Zbladła jeszcze bardziej, kiedy z wieży wyszło kolejnych trzech magów. Karczmarz, praw swoich pewien, mało grzecznie zapytał, dlaczego to jego córeczki do środka nie wpuszczono. Tłumek odpowiednimi w swej głośności okrzykami niezadowolenia popierał gniew ojca. Magowie stali i patrzyli, niewiele rozumiejąc. Wreszcie po dłuższej chwili pojęli, w czym rzecz. Zaczęli mętnie tłumaczyć karczmarzowi i jego hałaśliwej świcie, że królewski syn na wieży nocuje, że przeszkadzać nie wolno, że oni, magowie, głowami za jego bezpieczeństwo ręczą i byle kogo wpuścić nie mogą.
Karczmarz z początku nawet spokojnie magów słuchał. Aż do „byle kogo”. To niby jego Malwina byle kim?! Piorun w niego strzelił po raz drugi! Dopiero wściekł się okrutnie. Ryknął, że jego córka to panna porządna, cnotliwa, robotna, piękna i uczciwa. Królewskiemu synowi zaś daleko do jej zalet, bo ladaco, gadają, z niego okropne i leniwe. Tłum przyklaskiwał, bo każdy słyszał o wyczynach królewskiego jedynaka. Magowie nieco zgłupieli, bo jak tu dyskutować z rozsierdzonym karczmarzem i mało rozumnym ludem? Powiało awanturą i rebelią. Co niektórzy języki rozpuścili ponad miarę, a i w kilku pięściach kije solidne świstać poczęły.
Nie wiadomo, co by się dalej stało, gdyby w odpowiednim momencie drzwi wieży nie rozwarły się i nie stanął w nich królewski gwardzista. Młodzian to jeszcze był, przynajmniej tak się wydało Malwinie, ale wielki, mocarny i barczysty. Zwiedziawszy się od magów, co i jak, dość pobieżnie obejrzał Malwinę i głośno orzekł, że magowie chyba z rozumu zeszli, skoro obawiają się, że taka dziewuszka może zagrozić królewskiemu synowi.
– I jego gwardzistom – dodał, prostując się dumnie.
Nadmienił, że królewicz Joseph nie życzy sobie, by z powodu jego obecności takie zamieszanie robić i prawa odwieczne zmieniać. Tak czy inaczej dziewczyna wejść może, jak każdy inny, który by chciał. Zaraz też z tłumu wysypało się kilku młodzieńców i jeden stateczny już pan w szlacheckim kubraku. Gwardzista miejsce im zrobił i znikali po kolei w czeluściach wieży.
Karczmarz zaniemówił, bo nie spodziewał się tak szybkiego załatwienia sprawy. Nagle pojął, że sam przyprowadził córkę, wykłócił się, by mogła wejść na wieżę, mimo że wcześniej dupę jej sprał za głupi pomysł skakania. Nabrał powietrza do kolejnej gadki, żona jednak szturchnęła go w bok. Córce śpiesznie wepchnęła w dłonie węzełek z ubraniem, jedzeniem i garnczkiem maści rozgrzewającej na obolałe nogi, a na koniec dubeltowo ucałowała. Potem czekała, co ślubny zrobi.
– Cóż, dziecko… – mruknął. – Idź, skoro wola… Ino potem do karczmy wróć! – przykazał jeszcze.
Przycisnął ją do piersi, ciemny łebek pogłaskał i popchnął w stronę drzwi. Poszła nieco zawstydzona, bo tłum wokół wiwatować zaczął, jakby odniósł zwycięstwo w jakiej wielkiej bitwie. Gwardzista, we wrotach ciągle stojący, pannę przychylniejszym i weselszym okiem zmierzył, uprzejmie przed sobą przepuścił, po czym sam wszedł i wrota zatrzasnął. Przedstawienie zakończono. Tłum powoli się rozchodził. Najdłużej pod wieżą stał karczmarz. Wreszcie i on żonkę w pasie objął i poszli obiad dla gości gotować. Słusznie zresztą uczynili, bo najstarsza córka i zięć nierób nijak sobie ze wszystkim nie radzili.
• • •
Alikowi do końca służby zostało pięć pełni księżyca, kiedy w garnizonie zaczęto plotkować, że król i królowa mają zamiar syna ożenić, ale najpierw królewski jedynak musi z Ptasiej Wieży skoczyć. Zaczęto szeptać, że elitarny oddział gwardii, w którym służył Alik, ma towarzyszyć królewiczowi podczas Święta Ptaków i dopilnować, by następca tronu nie splamił honoru niegodnym zachowaniem. Orszakowi towarzyszyć mieli też magowie, którzy od swego zwierzchnictwa otrzymali nakaz dopilnowania, by królewicz wrócił do domu cały i zdrowy, bez jakiejkolwiek zmazy na honorze. Dlaczego wszystkim tak nagle zależało na tym honorze, Alik nie pojmował. Sam był mężczyzną łagodnym, dumnym i z pewnością honorowym, jednak dziwił się tym niewczesnym zabiegom, bo królewicz od dawna zachowywał się tak, jakby całkiem nie zważał na honor.
Ilustracja: Agata Gruber
Ilustracja: Agata Gruber
Zdarzało się, że w początkowych miesiącach służby na dworze Alik patrzył w zdumieniu na pewne zachowania młodego następcy tronu. Szybko mu wyjaśniono, że o te pewne rzeczy lepiej nie pytać, nie roztrząsać ich, nie analizować. Najlepiej być ślepym, głuchym i do tego nieco durnowatym. Ojciec, z którym przedyskutował problem, radził mu:
– Synu, dbaj o swój honor. Królewski honor, synu… – Tu ojciec się zawahał, ale po sekundzie dokończył bardzo znacząco: – Królewski honor zostaw królowi.
Alik odtąd robił, co mu kazano, choć bywało, że w myślach nie zgadzał się z rozkazami. Szczególnie nie podobały mu się idiotyczne warty pod królewskimi komnatami i potajemne odprowadzanie kochanek młodego Josepha. Z wielką ulgą przyjął przydział do służby daleko od królewskich komnat. Teraz, szykując się do drogi, znów martwił się, że będzie miał nieprzyjemność spotkać następcę tronu.
Podróż mijała spokojnie. A potem pod wieżą pojawiła się panna Malwina i wszystko diabli wzięli. Po pierwsze, Alik poczuł, że wdzięki karczmareczki zrobiły na nim wrażenie. Po drugie, zauważył, że podobne wrażenie zrobiły na królewskim ogierze, jak nazywali w garnizonie następcę tronu. Po trzecie był pewien, że ta panna z czarnymi oczkami wystawi jego honor na niejedną próbę. Dlaczego tak myślał, trudno powiedzieć, ale Alik miał dar – przeczucie rzadko go zawodziło.
« 1 2 3 4 6 »

Komentarze

« 1 2
28 II 2013   00:44:07

Nie czytam często takich utworów. Chyba dlatego, że aktualnie niewiele się ich ukazuje. Fajnie Irena to ujęła - "bajka dla dorosłych". Całkowicie się z tym zgadzam. Na samym początku miałem nawet lekkie skojarzenie z "Gwiezdnym Pyłem" Gaimana, ale to głównie ze względu na konwencję, bo sama opowieść jest całkowicie inna. Jedynie źródło jest to samo. A to źródło to sam początek gatunku - legendy, mity, podania, które były dużo wcześniej niż Tolkien czy inni.
Ten utwór jest jak najbardziej oryginalny. Pośród zalewającej nas fantastyki, w której dominuje "brud", o którym wspominał ostatnio Joe Abercrombie na swoim blogu, jest to taka czysta perełka.
Bohaterowie są żywi i wciągnęła mnie ich historia, a jednocześnie nie miałem problemu z oceną ich charakterów i dlatego trochę przywodzi mi to na myśl postaci z literatury z XIX wieku, kiedy jeszcze nie przeszkadzał nam relatywizm.
Trzeba mieć cojones, żeby przeciwstawić się aktualnym trendom.
Poza tym jest przyjemny styl, który powoduje, że płynnie się czyta. Humor jest lekki i niewymuszony. Mnie rozwaliło "Królewicz, nie królewicz, w gębę dostanie tak samo!"
Zarazem jest w tej historii coś ciepłego, co pozostaje w czytelniku.
B.A. POLECA!

01 III 2013   08:46:42

Dziękuję Państwu za przychylność.
Piszę dla własnej przyjemności, więc mogę mieć w nosie obowiązujące trendy. Jak widać wychodzi mi to na dobre.
Pozdrawiam.

06 III 2013   22:38:33

Ojej, rubasznie i radośnie, baśniowo i miłośnie, i jeszcze happy end. Zdecydowanie nie moje klimaty. Mogę pochwalić styl języka dobrze służący historii i lekkość humoru.
"Z piersiami jak melony, talią cieniuśką, że w dwie dłonie opaszesz, i warkoczem jak pięść. Niejeden by chętnie taką wziął i przysposobił."
XD To mnie rozniosło na kawałki.

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.