Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dorota Pasek
‹Święto Ptaków›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDorota Pasek
TytułŚwięto Ptaków
OpisAutorka pisze o sobie:
Kilka lat temu miałam przepiękny sen, w którym świat lśnił od złota i krwi, a ludzie przeżywali niezwykle intensywne uczucia. Spróbowałam zapisać wyśnioną historię, ale okazało się, że nie umiem oddać natłoku wrażeń, jakie mi towarzyszyły. Próbowałam i próbowałam, aż wreszcie odłożyłam, by zabrać się za inne historie i nauczyć się pisać. Tamta bohaterka ciągle czeka, bym opowiedziała jej historię. To jest mój pisarski cel. W drodze do niego tworzę mniej lub bardziej udane historie.
Gatunekfantasy

Święto Ptaków

« 1 2 3 4 5 6 »

Dorota Pasek

Święto Ptaków

Malwinka do wieży weszła wielce zmieszana, ale nie za wiele czasu potrzebowała, by nabrać dawnego animuszu. Gwardziści pannę obejrzeli i zakłady między sobą zrobili, kiedy królewicz zacznie do niej cholewki smalić. Bo że zacznie, każdy był pewny. I nie omylili się wcale. Ledwo panna próg przekroczyła, ledwo się rozgościła, a już królewicz do niej mrugał. Karczmareczka, jak Alik sądził z urody i swobody dziewczyny, powinna być chętna takim awansom, a tymczasem panna Malwina była zdegustowana. Chwilę udawała, że niby nie rozumie, co Joseph insynuuje, wreszcie wypaliła:
– Jak się królewiczowi wydaje, że może sobie do mnie oczka puszczać i mnie na ichni – tu machnęła ręką na pozostałych – śmiech wystawiać, to powiem jasno: nikt się tu ze mnie nabijać nie będzie. Porządna jestem i takowych mrugań mi nie trzeba! W karczmie niejeden próbował, potem wiedział, że za to po mordzie dostać można i ode mnie, i od tatki. To ja ostrzegam. Królewicz, nie królewicz, w gębę dostanie tak samo! Ja ino honor mam i swój wianuszek, więc niech się królewicz nie wydurnia! Ot!
Cisza zaległa w sali. Starszy szlachcic głową kiwał, bo mu najwyraźniej prosta odpowiedź Malwinki do gustu przypadła. Gwardzistę nieźle zatkało. Królewicz za to całkiem zbaraniał, dość śpiesznie jednak łyknął wstyd, zebrał się w sobie i wymknął do przyległej komnatki. Atmosfera po prawdzie stała się swobodniejsza. Ktoś wyjął karty, ktoś prowiant i skoczkowie zajęli się uczciwą grą w durnia.
Alik siedział spokojnie z boku i na pannę spoglądał, wdzięki jej sumiennie rachując. Wrażenie wielkie robiły i jej kibić, i cycuszki, ale przecież największe czyniły poczucie humoru i wesołość. Z kim zagadała, ten się uśmiechał, jakby sama radość do niego mówiła. Gdy dziewczyna znudzona grą w karty usnęła, z czułością pewną patrzył, jak niewinnie całkiem w kulkę zwinięta, pod policzek spracowaną dłoń podłożywszy, cichuśko spała. Siedziałby pewnie tak do nocy i na Malwinkę patrzył, ale zgodnie z rozkazem dowódcy zanieść musiał podwieczorek królewiczowi. Leżał ten byk na łożu i ledwo gwardzista wszedł, zerwał się, czymś zaintrygowany.
– Ta dziewczyna… – zaczął królewicz. – Kim ona jest?
– Córka karczmarza, panie.
– Karczmarza? Taka piękność córką karczmarza?!
– Tak, panie. Ojciec ją sam do wieży przyprowadził.
– Karczmareczka… – zastanowił się Joseph. – No dobra. Chcę ją wieczorem na kolację.
– Panie, ona przyszła tu, by z wieży skoczyć… – zaczął i wszystko w nim załkało, gdy nie było mu dane dokończyć, bo Joseph machnął ręką.
– Czy ja jej zabraniam? Niech skacze. A kolację może ze mną zjeść. I śniadanie – zaśmiał się. Gdyby kto o zadanie Alika dopytał, rzekłby, że rechot był obleśny, ale gwardzista nie darzył wielkim szacunkiem królewicza, więc może wcale tak nie było.
Tak więc gwardzista Alik Beto, miast z rozkoszą wielbić wdzięki Malwinki, marzyć o jej wianuszku, miał ją podsunąć królewiczowi i jeszcze drzwi przypilnować. Jakże był wściekły i upokorzony! On, kawaler z porządnej rodziny, ma podstawić królewiczowi panienkę do zabawy, bo znudzony! Ale bardziej mu o pannę chodziło. „Biedna Malwinka!”, pomyślał. Rozgoryczony i bezsilny, zaklął i za pozwoleniem dowódcy wylazł z wieży. Poszedł do miasta.
Na ulicach i placach, w karczmach i zajazdach, słowem w każdym zakamarku miasta pełno było ludzi, a zanosiło się, że będzie ich jeszcze więcej. Zwiedzieli się, że skakać ma następca tronu, i chcieli zobaczyć to na własne oczy. Alik przypomniał sobie, że sam pięć świąt wcześniej marzył o zaszczycie ujrzenia członka rodziny królewskiej, ale teraz wiele by oddał, by mu pozwolono więcej królewicza nie oglądać. Zostało mu niecałe siedem dni do końca służby! Miał jeszcze niedawno nadzieję, że w wieży nie stanie się już nic nieprzewidywalnego, a tymczasem…
Pomyślał, że za parę dni będzie wolny. Dopilnuje tylko, by królewicz skoczył i cały dotarł na ziemię. Ta wizja podniosła go nieco na duchu.
O zmroku z ciężkim sercem wrócił do wieży i porozmawiał z dowódcą. Potem bez ociągania się poszedł do panny i poprosił w imieniu następcy tronu, by zaszczyciła go swą obecnością podczas kolacji.
Malwina, co tu dużo mówić, lekko zgłupiała. Nikt nigdy nie zapraszał jej na żadne kolacje, więc nie za bardzo wiedziała, co się wtedy robi. No, niby że jakoś się naszykować trzeba… Ostatecznie przygładziła włosy, otrzepała spódnicę i uznała, że jest gotowa.
Alik z ciężkim sercem odwrócił wzrok, zrobił przepisowe w tył zwrot i poprowadził dziewczynę do królewskiej komnaty. Wpuścił, a sam stanął na warcie, zaciskając pięści i zęby.
Nasłuchiwał, choć niewiele do niego docierało – jakieś rozmowy, przede wszystkim głos Josepha. Aż tu po godzinie wrzask straszny rozległ się zza drzwi i ku radości Alika nie był to wcale wrzask panny Malwiny. Gwardzista wpadł do komnatki. Słyszał też, że inni pędzą za nim, bo krzyk poniósł się korytarzem, echem odbijając się od kamiennych ścian Ptasiej Wieży.
Na podłodze w pozycji całkiem jednoznacznej, z dłońmi splecionymi w wiadomym miejscu, leżał Jaśnie Oświecony Następca Tronu Królestwa Ambros, a nad nim stała czerwona ze złości i wstydu córka miejscowego karczmarza.
– Ty królewski wieprzu! – ryczała na leżącego, po czym rozwinęła wątek, używając słownictwa, jakiego nie powstydziłby się nawet jej tatko. Ba, co tam tatko! Połowa garnizonu, by się nie powstydziła! Ostatecznie rozsierdzona panna skończyła wywód na temat wątpliwych cnót królewicza okrzykiem: – Jak śmiesz proponować takie świństwa! Ale z ciebie świnia! Żaden królewicz, tylko zwykła, niemyta, ordynarna świnia!
Kopnęła go raz jeszcze, właściwie nie mierząc, i odwróciła się, by wyjść. Niestety, na jej drodze stał królewski gwardzista Alik. Panna Malwina już miała go minąć, kiedy coś się jej przypomniało. Odwróciła się i z impetem walnęła Alika w pysk.
– Gwardzista! – prychnęła z pogardą.
Alik stał jak zaklęty. Świat odpłynął. Zostało mu kilka dni do zakończenia służby, a następca tronu jęczał na podłodze, pobity podczas jego warty. I co z tego, że sam sobie winien? Z daleka dobiegały gniewne krzyki dziewczyny, z tyłu sapanie milczących dworzan. Alik zaklął szpetnie i pochylił się nad królewiczem, bo ten darł się teraz, że chce wstać. Ledwo go podźwignął, ledwo pomógł mu się wyprostować, znowu dostał w pysk. I gotów byłby przysiąc przed każdym sądem, że Malwina miała większą krzepę. Spojrzał na królewskiego syna z całym spokojem, na jaki go było w tej chwili stać, ukłonił się i wyszedł. Za nim inni, których upokorzony i obolały królewicz z komnatki wykopał.
W ogólnej sali tymczasem wrzało. Magowie wpadli, krzyczeli, biegali, wszyscy w ogóle robili okrutne zamieszanie. Wreszcie starszy szlachcic wrzasnął „cicho”, poczekał na efekt, w końcu rzekł:
Ilustracja: Agata Gruber
Ilustracja: Agata Gruber
– Królewicz dostał po klejnotach koronnych, gwardzista po pysku, a ja was pytam, gdzie ta panna?
Malwiny nigdzie nie było. Znaczy, nie było w zasięgu wzroku Alika, bo jeden z chętnych do skakania powiedział, że widział, jak dziewczyna zabrała swój tłumoczek i ruszyła do góry.
– Poszła sobie i tyle. Ech, to charakter! – z podziwem szepnął Alik do Ulinka, kolegi z oddziału, i w zadumie rozmasował policzek.
– Sprała go! – odszepnął ten i mrugnął. – Słyszysz?! Dziewucha z karczmy sprała królewskiego ogiera! Będzie co wnukom opowiadać!
Reszta towarzystwa na ogół trzymała stronę dziewczyny. Magowie posłuchali, uśmiechnęli się jakoś tak radośnie i odeszli, jakby nic się nie stało. Nikt nie wieszał psów na Aliku, nikt nie wypominał, że to na jego służbie… Starszy szlachcic zaproponował, by zapomnieć o tym niefortunnym zdarzeniu. Skoczkowie przytaknęli, bo w końcu nie chcieli większej awantury.
Alik zaś dumał i czuł się coraz bardziej obolały. Nie to, żeby mu policzek doskwierał. Piekła go dusza. Łkała duma. Szlochał honor. Siedział tak na posłaniu przygaszony, zagubiony i kombinował z całych sił. Wreszcie przed świtem podjął decyzję, wstał i poszedł do dowódcy. Otrzymawszy zgodę, bez zwlekania już ruszył w górę.
Znalazł Malwinę po trzech godzinach wspinaczki. Spała na podeście, sapiąc przez usta. Alik przysiadłszy na stopniu, łapał oddech. Po prawdzie za bardzo nie wiedział, co dalej. Oparł się o mur, przymknął szczypiące z niewyspania oczy i rozważał swoje położenie. Chyba się na chwilę zdrzemnął, bo kiedy spojrzał ponownie, panna już nie spała. Ziewnął, podrapał się po zarośniętym policzku, w końcu wstał. Pokłonił się z szacunkiem.
– Proszę o wybaczenie. Nie chciałem, by pannę spotkał dyshonor.
– Akurat! – prychnęła na wspomnienie.
– Jestem gwardzistą, robię, co mi każą.
– Jasne! – odpowiedziała z takim samym pogardliwym parsknięciem. – Swojego rozumu nie ma?
– Mam. Ale… – próbował coś powiedzieć.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

« 1 2
28 II 2013   00:44:07

Nie czytam często takich utworów. Chyba dlatego, że aktualnie niewiele się ich ukazuje. Fajnie Irena to ujęła - "bajka dla dorosłych". Całkowicie się z tym zgadzam. Na samym początku miałem nawet lekkie skojarzenie z "Gwiezdnym Pyłem" Gaimana, ale to głównie ze względu na konwencję, bo sama opowieść jest całkowicie inna. Jedynie źródło jest to samo. A to źródło to sam początek gatunku - legendy, mity, podania, które były dużo wcześniej niż Tolkien czy inni.
Ten utwór jest jak najbardziej oryginalny. Pośród zalewającej nas fantastyki, w której dominuje "brud", o którym wspominał ostatnio Joe Abercrombie na swoim blogu, jest to taka czysta perełka.
Bohaterowie są żywi i wciągnęła mnie ich historia, a jednocześnie nie miałem problemu z oceną ich charakterów i dlatego trochę przywodzi mi to na myśl postaci z literatury z XIX wieku, kiedy jeszcze nie przeszkadzał nam relatywizm.
Trzeba mieć cojones, żeby przeciwstawić się aktualnym trendom.
Poza tym jest przyjemny styl, który powoduje, że płynnie się czyta. Humor jest lekki i niewymuszony. Mnie rozwaliło "Królewicz, nie królewicz, w gębę dostanie tak samo!"
Zarazem jest w tej historii coś ciepłego, co pozostaje w czytelniku.
B.A. POLECA!

01 III 2013   08:46:42

Dziękuję Państwu za przychylność.
Piszę dla własnej przyjemności, więc mogę mieć w nosie obowiązujące trendy. Jak widać wychodzi mi to na dobre.
Pozdrawiam.

06 III 2013   22:38:33

Ojej, rubasznie i radośnie, baśniowo i miłośnie, i jeszcze happy end. Zdecydowanie nie moje klimaty. Mogę pochwalić styl języka dobrze służący historii i lekkość humoru.
"Z piersiami jak melony, talią cieniuśką, że w dwie dłonie opaszesz, i warkoczem jak pięść. Niejeden by chętnie taką wziął i przysposobił."
XD To mnie rozniosło na kawałki.

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.