Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ryszarda Bańka
‹Czysta chemia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorRyszarda Bańka
TytułCzysta chemia
OpisAutorka pisze o sobie:
Urodziłam się w roku 1974, w Lublinie. Pisuję fanfiki oraz głupie wierszyki dla uciechy czytelników różnych forów. A czasami próbuję wydusić z siebie coś poważniejszego…
Gatunekfantasy, kryminał

Czysta chemia

« 1 2 3 4 5 »

Ryszarda Bańka

Czysta chemia

– Jedną sekretarkę – odparł Brugge, wzruszając ramionami. – Podobno przez ostatnie dni zachowywała się dziwnie. Mam tu gdzieś notatkę na jej temat… o, proszę. Rita Fienne, lat dwadzieścia dziewięć, niezamężna. Mieszkała sama, nie prowadziła życia towarzyskiego, współpracownicy nie mają pojęcia, czy z kimś się spotykała. Niedawno nabrała zwyczaju zostawania dłużej w pracy. Przesłuchano sprzątaczki, jedna zeznała, że często widywała pannę Fienne czytającą do późna jakieś papiery. Nawet jej współczuła, że ma tyle pracy. Inna stwierdziła, że w zeszły wtorek zobaczyła ją grubo po godzinach, wychodzącą z gabinetu prezesa. Fienne wydawała się bardzo speszona, tłumaczyła, że zgubiła tam pióro, gdy poszła przepisywać listy. Sprzątaczka oczywiście domyślała się całkiem czego innego i nawet poczekała dłużej, by przyłapać wychodzącego pana Kurtza, ale nie doczekała się. Była rozczarowana, nie powiem – Brugge uśmiechnął się krzywo, skubiąc palcami krótki, wojskowy wąs. – Sama Fienne twierdzi oczywiście, że nie zrobiła nic złego, zostawała po godzinach, bo miała wiele zaległości – co, nawiasem mówiąc, nie jest prawdą – a w gabinecie zgubiła pióro i tyle. Nie znaleziono go tam jednak. To wszystko. Na pierwszy rzut oka nie widać żadnych powiązań z Pellattim. Fienne nigdy nie kontaktowała się z nikim z ambasady, sprawdziliśmy też jej rodzinę i znajomych – żadnych tropów. Jej nagłe zainteresowanie dokumentami wyglądałoby na zwykłą ciekawość, gdyby nie to, że dwa dni później nasi przyjaciele Pergovianie mieli na swych biurkach wszystkie dane na temat hannerskich kopalni.
– Włącznie z tym, że złoża się wyczerpują – powiedziała obojętnym tonem Mathilde.
– Włącznie. A jak to wygląda z pani strony, pani Nieuwman?
Mathilde wyjęła z aktówki plik papierów.
– Bez zmian – stwierdziła, podając je pułkownikowi. – Nie możemy drania na niczym przyłapać. Siedzi, praktycznie rzecz biorąc, w areszcie domowym; nie wychodzi poza ogród rezydencji. Połowa służby to nasi ludzie, mają go na oku całą dobę. I nic. A jednak skądś czerpie te informacje i jakoś je przekazuje. Nie jesteśmy w stanie wykryć, jak kontaktuje się ze swymi łącznikami. – Westchnęła ciężko. – Cała korespondencja jest drobiazgowo przeglądana, ba, deszyfranci biorą się nawet za rachunki praczki czy rzeźnika. Jeszcze nigdy nie miałam takiej sprawy. Gdyby dał nam chociaż najmniejszy pretekst, wydaliłoby się go i już. Ale nie, on gra nam na nosie, zachowując się najnormalniej w świecie, nie zmieniając swych przyzwyczajeń ani odrobinę. Nie możemy ryzykować skandalu dyplomatycznego, aresztując go już teraz. Nie mamy żadnych dowodów.
– Próbowaliście vikkalaniny? – wtrącił się Hauke. Mathilde spojrzała na niego chłodno.
– Nie ma jak. W domu je tylko potrawy przyrządzone osobiście przez żonę, na oficjalnych przyjęciach spełnia tylko nakazane toasty. A jak pan doskonale wie, panie Hauke, vikkalanina nie współgra z alkoholem.
– Och, to byłoby za proste – zgodził się Otto. – Tak tylko pytałem. À propos alkoholu…
– Tylko nakazane toasty, panie Hauke. To za mało, by się upić. A już na pewno nie tym cienkim winem, jakie podają na oficjałkach.
– Więc nic na niego nie mamy – podsumował Brugge. – Nadal.
– Ostatnio coś się zmieniło – Mathilde z uwagą wpatrywała się w notatki. – Od wczoraj Pellatti się nie pokazuje. Jego sekretarz odwołał spotkania, odesłał zaproszenia. Na razie tylko na dziś, ale…
– Uciekł! – Brugge zerwał się z krzesła. – Uciekł, sukinsyn! Przepraszam, pani Nieuwman.
– Nie szkodzi – na wąskich wargach Mathilde zagościł jakby cień uśmiechu. – Nie, nie uciekł. Służba potwierdza, że nie opuścił domu. Niemniej, dostęp do niego ma tylko żona – i nikogo nie wpuszcza do jego pokoju oprócz swej starej, najbardziej zaufanej służącej.
– Co pani sugeruje?
– To samo, co zawsze: coś tu śmierdzi.
• • •
Zgrzytnął zamek i drzwi uchyliły się lekko. Pierwsi weszli dwaj silni pielęgniarze, za nimi lekarz; młody, szczupły, w typie naukowca. Pacjent odetchnął lekko. Spokojnie, tylko spokojnie. Ta straszliwa pomyłka na pewno zaraz się wyjaśni. Najważniejsze to zachowywać się rozsądnie. Nie denerwować się, nie podnosić głosu, nie okazywać zniecierpliwienia. Zaraz powie im, kim jest, i go wypuszczą. Zaraz…
…kim on właściwie jest?
• • •
Ilustracja: <a href='http://pawellatkowski.com' target='_blank'>Paweł Latkowski</a>
Ilustracja: Paweł Latkowski
Otto Hauke nie lubił, kiedy przeszkadzano mu w pracy; gospodyni miała absolutny zakaz wpuszczania kogokolwiek, gdy siedział w swym gabinecie – za wyjątkiem jednej osoby. Brugge zawsze był mile widziany, nie dlatego, że był jego zwierzchnikiem – zresztą, formalnie nie był nim w najmniejszym stopniu; Hauke, konsultant do spraw nietypowych, cieszył się dość dużą swobodą działań. Brugge mógł mu przeszkadzać o każdej porze, gdyż jego wizyty niosły zwykle ze sobą to, czego Otto pragnął najbardziej na świecie: wyzwanie.
A najświeższa sprawa była doprawdy pasjonującą zagadką. Im bardziej wydawała się łamigłówką nie do ułożenia, z tym większym zapałem wypróbowywał kolejne teorie, które mogłyby choć na krok przybliżyć go do rozwiązania. Teraz właśnie siedział za swym biurkiem, niemal niewidoczny spoza stosu książek i notatek, czując się jak myśliwski ogar, który wpadł na trop. Musi jeszcze tylko powiązać pewne fakty… Musi zasięgnąć języka… Spojrzał na zegar nad kominkiem. Czy nie za późno już na odwiedziny? Nie, raczej nie. Odsunął na bok plik postrzępionych broszur i wstał, w pośpiechu strącając z blatu kilka oprawnych w skórę tomów.
W tej właśnie chwili otwarły się drzwi i gospodyni zaanonsowała Brugge’a. Hauke skrzywił się. Pułkownik po raz pierwszy chyba przyszedł nie w porę.
– Przeszkodziłem? Widzę, że pan pracuje. – Szef policji schylił się i podniósł z dywanu podniszczony tomik. – Prof. Jean-Pierre Charpentier, „Wstęp do teorii eksterioru” – przeczytał. – Nie wiedziałem, że jest pan mistykiem – dodał, unosząc ze zdumieniem brew.
– To nie żadna mistyka, to jest czysta chemia – Hauke uśmiechnął się lekko. – Tak, ja wiem, z czym się panu kojarzy eksterior: bujanie w obłokach i rozhisteryzowane panie z wyższych sfer, przeprowadzające swoje śmieszne „seanse”. Nic z tych rzeczy. Charpentier był prawdziwym naukowcem, miał umysł jak brzytwa…
– Z tego co słyszałem, narkotyzował się?
– Bzdura! – żachnął się Hauke. – To, powiedzmy, znaczne uproszczenie sprawy. Tak naprawdę, badał wpływ pewnych roślinnych alkaloidów na ludzki mózg. Eksperymentował.
– Na sobie.
– Cóż, innych ochotników nie znalazł; podobnie zresztą jak Vikke, dzięki któremu mamy nasze niezawodne serum prawdy. Panie Brugge, wybierze się pan ze mną? Mam właśnie zamiar go odwiedzić. Muszę przedyskutować coś… pewien pomysł, który przyszedł mi do głowy w związku z naszą sprawą.
– Z Charpentierem? – Brugge zamrugał, zdumiony. – Ale przecież on… On jest teraz…
– U czubków – dokończył Hauke z szerokim uśmiechem, upychając po kieszeniach notes, pióro i nieodłączną fajkę. – Mimo wszystko liczę na to, że rozmowa z nim pomoże mi znaleźć właściwą drogę. Wielki umysł to wielki umysł, nawet jeśli przyćmiony szaleństwem. To co, panie Brugge, jedziemy?
• • •
Nazwał sam siebie Adamem; nie wiedział, czy to było jego prawdziwe imię – przeszłość wciąż spowijała mgła, z której wyłaniały się jedynie niewyraźne, zamazane obrazy. Kazali mu zapisywać wszystko, co sobie przypomniał – gryzmolił więc ołówkiem w grubym brulionie, z przyjemnością patrząc na eleganckie, okrągłe litery, jakie wychodziły spod jego ręki. Musiał być człowiekiem wykształconym i obytym, tak nie pisze byle kto. Zdarzało mu się odczytywać niektóre zdania na głos, ciesząc się ich melodią i wtrącanymi od czasu do czasu obcojęzycznymi zwrotami. To było takie wyrafinowane! Gdy jednak próbował powiedzieć coś w innym języku, stwierdził, że nie potrafi; słowa nie chciały układać się w zdania, tak jakby znał tylko tych kilka zwrotów zawieszonych w pustce.
Jego strategia opłaciła się; był spokojny, był rozsądny, wypuszczono go zatem z izolatki i pozwolono korzystać ze wspólnej sali. Siedząc w jej kącie, opisywał wszystko starannie i skrupulatnie, począwszy od tamtego sennego koszmaru; dziwna rzecz, ale sen zdawał mu się rzeczywistszy od jawy. Od czasu do czasu podnosił głowę, patrząc na pozostałych pacjentów, współczuł im ich szaleństwa, wzdrygał się, słysząc przytłumione głosy. Nie chciał z nimi rozmawiać, nie ma przecież z nimi nic wspólnego. Nie jest wariatem – po prostu nie pamięta, kim był. Ale przypomni sobie, to tylko kwestia czasu. Doktor wspomniał, że być może wystarczy, by zobaczył coś znajomego, coś z dawnego życia… Kiedy go wypuszczono z izolatki, poszedł do łaźni. Poprosił, by go ogolono; potem długo patrzył w lusterko, próbując skojarzyć z czymś tę wychudzoną twarz czterdziestoparolatka, o ostrym nosie, wyblakłych, niebieskich oczach i przerzedzonych nad czołem włosach. Na serdecznym palcu zauważył wgłębienie – był kiedyś żonaty, może nadal jest. Ale nie pamiętał tej kobiety.
• • •
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

27 XI 2012   08:49:34

Klasyka - nadmiar czasownika "być"...

18 III 2014   16:47:13

Da sie czytać jak nudy w biurze :)
Pozdrawiam Stanislaw.dk I/S

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.