Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Radosław Rak
‹Tamdarej w innych światach›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorRadosław Rak
TytułTamdarej w innych światach
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik 1987, mieszka w Dębicy. Lekarz weterynarii, pracuje w swoim zawodzie. Opublikował kilka opowiadań w czasopismach (ostatnio „Lilka” w Nowej Fantastyce, nr 3/2012), kolejne w planach. Aktualnie równolegle pracuje nad dwoma powieściami. Wielki miłośnik gór, lata i świętego spokoju. W internecie obecny pod nickiem Ajwenhoł.
Gatunekrealizm magiczny

Tamdarej w innych światach

« 1 6 7 8 9 10 11 »

Radosław Rak

Tamdarej w innych światach

11. Did Puchacz i Czerń
Pewnej nocy, gdy trzaskający mróz ścisnął Dębicę, od gór spełzła Czerń.
Did Puchacz malował wtedy w swej izdebce na poddaszu. Przyglądał się uważnie, jak porowaty papier pije akwarelę, jak farba rozchodzi się między zżółkłymi włóknami, a plamy rozpełzają się z wolna pod papierowym naskórkiem. Did malował prosty obrazek, bo takie się najlepiej sprzedawały – Dębicę uśpioną pod grubą czapą śniegu, całą niebieską. Widok z jedynego okna jego poddasza, podobnego do ptasiej budki wrosłej między kominy i rude dachówki. To poddasze wyrastało na tyłach największej z kamienic we wschodniej pierzei rynku, zwieszało się lekko nad wąską uliczką w dole i niektórzy zastanawiali się, kiedy wreszcie runie. Władze miasteczka chciały kiedyś rozebrać tę dziwaczną przybudówkę i przenieść malarza do lokalu zastępczego. Ten nie pozwolił. Z tego miejsca widać było całą Dębicę i jedna tylko kościelna wieża wznosiła się wyżej.
A więc noc. Na szybie wyskrobane mrozem paprociowe wzory. W spękanych dłoniach Dida pędzel z końskiego włosia, po którym spływa na papier Dębica. W kątach cienie, rozedrgane, pajęcze. Z tych cieni czerpie Did czarną farbę do obrazka: wystarczy sięgnąć pod parapet, za szafę, w miejsca, w które nikt nie zagląda – czerń lęgnie się tam sama.
Did sięga po czerń raz za razem, z każdą plamą i z każdą kreską ta jedna konkretna Dębica wyłania się spośród niezliczonych możliwości, każda plama i każda kreska ograniczają wolność białej kartki, bo taka wolność to tylko potencjał i więcej nic, do niczego taka wolność nie jest papierowi potrzebna.
Wtem wschodni wiatr łomocze w okno, w kominie świst, poddasze skrzypi, brudna woda drży w słoju po ogórkach. Did Puchacz zamiera nad obrazkiem – wschodni wiatr niewiele zwykle niesie dobrego. Szrummm, szrummm, wichr chłoszcze raz po raz, aż okno odmyka się ze zgrzytem, do środka wpada lodowaty wiew i kłęby śniegu, kartki furkoczą jak gołębie. Z trudem Did Puchacz zatrzaskuje okno i wraca do obrazka.
Czerń z pędzla rozpełzła się już po nim bezkształtnymi mackami, wsiąkła w strukturę papieru na dobre. Już cała Dębica nią zalana. Domy, kościół, synagoga, wszystko tonie w kleistym mroku.
W pierwszej chwili przyszło Didowi na myśl, że obrazek jest już zupełnie zepsuty, i miał ochotę zmiąć go i cisnąć w ogień blaszanego piecyka. Im dłużej jednak przyglądał się tłustej czerni, tym większą dostrzegał w niej nieprzypadkowość.
Wreszcie ujął pędzel na nowo i domalował Czerni oczy, pazury i szczypce, podzielił jej cielsko na regularne segmenty jak u robaka. Dorabiał Czerni smutne twarze, obwisłe wąsy, czułki, piersi długie jak bakłażany i obrzmiałe penisy. Malował i malował, a gdy w końcu ogarnął wzrokiem całą tę pękatą ciemność rozwleczoną nad Dębicą, zrobiło mu się niedobrze. Wyszedł z domu kupić butelkę wódki, bo sklep w jego kamienicy był czynny do późna.
Ciemność zaś poruszyła się na papierze, wychynęła ciekawsko na świat z ptasiego poddasza i rozpełzła po miasteczku.
12. Tamdarej i Czerń
Czerń przyszła późną nocą, wśród szeptów i skrobania na zewnątrz domów. Przez drobne nieszczelności pod oknami wsączała się ostra woń mrozu. Tamdarej zrazu myślał, że to korniki borują w drewnianych ścianach, ale dźwięki z każdą chwilą nabierały wyrazu i barwy i była to barwa bardzo mroczna i bardzo zimna. A gdy na zewnątrz zaczęły przesuwać się kształty, rozedrgane i kostropate, Tamdarej zamarł. Skręcił całkiem knot olejnej lampy, ale nie potrafił podnieść się z fotela.
W tamtych dniach był w domu sam. Pola przebywała w szpitalu w innym mieście, od kiedy dziecko w jej brzuchu zrobiło się niespokojne i na przemian to wierciło się, to zamierało na wiele godzin. Lekarz z Dębicy mówił, że to normalne, że nie ma powodu do niepokoju; Pola jednak widać wiedziała i czuła co innego, bo wkrótce po Nowym Roku umówiła się na wizytę w klinice w innym mieście i została tam na parę ostatnich tygodni przed porodem. Tamdarej zaś wrócił do Dębicy sam i spędzał dnie w męczącym półśnie, jak każdy mężczyzna, gdy zabraknie ukochanej kobiety.
A teraz, wbity zwierzęcym strachem w fotel, obserwował potworniejące za oknem cienie. Nie poruszył się, gdy coś – może paznokieć – zazgrzytało o szybę, gdy śnieg chrupał pod wieloma stopami tuż za progiem. Nie drgnął też, gdy rozległo się kołatanie do drzwi, urywane, nierówne. Gdy jednak drzwi zaskrzypiały i od kuchni wtargnął mroźny powiew, Tamdarej porwał pogrzebacz i wyszedł z pokoju; gniew i strach podniosły mu włosy na karku.
– To mój dom – warknął, stając na progu kuchni. – Wynosić się stąd.
Czerń kłębiła się i przelewała w kuchni, aż wreszcie rozpadła się, rozsypała w węże, pająki i robactwo, które rozpierzchło się po kątach, skryło w mysie dziury i w szczeliny między klepkami podłogi. Pozostał tylko mężczyzna o szczeciniastych wąsiskach, ponury i blady.
– Trza mi konia podkuć – wychrypiał.
– Kto ty jesteś? – Tamdarej mocniej ujął pogrzebacz.
– Jakub Szela. – Mężczyzna uniósł w górę prawą dłoń bez dwóch palców i Tamdarejowi przypomniało się, jak mu dziadek opowiadał o chłopskim jenerale ze Smarżowej, co to uczył był chciwych panów pokory i szacunku dla chłopskiego rodu, uczył był ogniem i krwią. A te palce to obciął sobie, jak go wziąć chcieli do armii Kajzera – nie dlatego, że do Kajzera niechęć jakąś był żywił, jeno dlatego, by mu panowie nad miarę chciwi ziemi ojcowej pod nieobecność nie zagarnęli.
– Mówią, żeś kowal. Koń mój na mrozie stoi. Podkuć go trza – powtórzył Szela. Tamdarej opuścił pogrzebacz.
– A pójdziesz wtedy precz i nie wrócisz więcej do mojego domu?
– Ano pójdę.
Wyszedł więc Tamdarej napalić w kuźni. Oddech zmieniał się w kłęby pary, Tamdarej zabijał ręce dla rozgrzewki.
Całą noc zajęło to kucie, bo koń Szeli długi był jak wąż i miał nóg chyba z tysiąc. Końskie cielsko wiło się i skręcało, aż wreszcie cały prawie wszedł do kuźni, wypełniając ją od ściany do ściany, sam tylko zad został na zewnątrz. Rudy odblask płomienia pełgał na zakurzonej sierści. Tamdarej o nic nie pytał, jeno kuł, kuł i kuł, a gdy wreszcie każde kopyto zostało już podkute, Szela wskoczył na oklep na grzbiet konia i wyjechał z kuźni bez słowa. Ruszył na wschód, poza miasto. Tamdarej patrzył za nim długo, nie czując nawet zimna.
Potem na horyzoncie po tamtej stronie buchnął ogień, ale może było to tylko słońce; Tamdareja piekły oczy, jak posypane solą. Otrząsnął się jakby z osobliwego snu, wrócił do domu i zasnął ledwo rzucił się na łóżko.
Śniła mu się Pola w ich wiecznie pachnącej rosołem kuchni. Krzątała się w kłębach pary jak magini, dorzucając co rusz nowych ingrediencji, transmutując krwawe mięso w wonną od jałowca pieczeń. Tamdarej nabożnie chylił czoło przed każdym ruchem Poli – tyle miały w sobie tajemnej celowości, tyle liturgicznej powagi, nie ma bowiem na świecie większej magii od sztuki kucharskiej. Czasem Pola zerkała do pożółkłej księgi, gdzie na marginesach kolejne pokolenia Pol czyniły krągłym pismem notatki, ulepszając dawne zaklęcia. Ta księga i te notatki tworzyły jakąś więź między kobietami wszystkich czasów, mistyczną ciągłość, niemożliwą między mężczyznami.
Wtedy przyśnił się Tamdarejowi anioł, nakazujący mu zabrać czym prędzej Polę ze szpitala.
– Popatrz, co narobiłeś – ofuknął anioła Tamdarej. – Zepsułeś mi taki piękny sen. Przecież i tak jadę do niej w przyszłym tygodniu.
Rankiem wydawało mu się, że miał trzy sny: o Szeli, o Poli i o aniele. Przed południem dowiedział się jednak, że zbuntowani chłopi zeszli z gór i spalili zamek w Zawadzie, a hrabiego z całą rodziną rozwlekli arabami o srebrnych podkowach. Tamdarej nie był jednak przesądny i pozostałym snom nie wierzył.
« 1 6 7 8 9 10 11 »

Komentarze

28 XII 2012   16:12:03

Bardzo ładne. Marquez w "Stu latach..." tak naprawdę ani na chwilę mnie nie wciągnął, a "Tamdarej" owszem. Pewnie trochę dlatego, że klimat jest mi bliższy, bardziej zrozumiały, bardziej swojski niż ten z powieści Latynoamerykanina. (Nawet jeśli jestem i zawsze byłem z Wielkiego Miasta, to oczywiście do Dębicy mam bliżej, dosłownie i w przenośni, niż do Kolumbii). Na pewno jednak duża w tym zasługa zręczności autora. Muszę przyznać, że w "Tamdareju" potencjalne, alternatywne światy przechodzą bardzo płynnie jeden w drugi, w historię, w mit oraz los bohaterów. Z przyjemnością pozwoliłem się unieść narracji i czekałem na klejnociki -- jak metafizyczne uwagi o jedności, czy wizje artysty, który poprzez sztukę ma moc półboską, wielki wpływ na ludzi i rzeczywistość. Poza tym nawet chwilami wierzyłem w bohaterów i się o nich martwiłem.

Mimo wszystko realizm magiczny nie jest konwencją, która mi odpowiada. Moim zdaniem lepszą dlań nazwą byłby "nierealizm magiczny". Zbyt nieprawdziwy, właściwie wszystko może się zdarzyć bez uzasadnienia. Raz na jakiś czas mogę coś takiego poczytać, ale preferuję czytanie opowieści ze ściśle wykreowaną rzeczywistością, czytanie o przeżyciach postaci, z którymi (nawet przez sam tylko fakt, że konstrukcja świata ogranicza ich możliwości) jestem w stanie odczuwać prawdziwą więź empatii. Dlatego wolę choćby -- przykład pierwszy z brzegu -- fantasy.

07 X 2020   11:08:49

Gratulacje z okazji zdobycia tegorocznej nagrody literackiej Nike! Oby tak dalej!
Ajwenhoł, serdecznie pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.