Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Radosław Rak
‹Tamdarej w innych światach›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorRadosław Rak
TytułTamdarej w innych światach
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik 1987, mieszka w Dębicy. Lekarz weterynarii, pracuje w swoim zawodzie. Opublikował kilka opowiadań w czasopismach (ostatnio „Lilka” w Nowej Fantastyce, nr 3/2012), kolejne w planach. Aktualnie równolegle pracuje nad dwoma powieściami. Wielki miłośnik gór, lata i świętego spokoju. W internecie obecny pod nickiem Ajwenhoł.
Gatunekrealizm magiczny

Tamdarej w innych światach

« 1 5 6 7 8 9 11 »

Radosław Rak

Tamdarej w innych światach

Pola nie lubiła też zakończeń, ani dobrych, ani złych. W zakończeniach jest zawsze coś sztucznego, nawet w tych, które jej mężczyzna nazywał otwartymi. Pola nie przypominała sobie żadnych zakończeń w swoim życiu – zawsze istniały luźne wątki, wysmykujące się z pozornie zamkniętych już rozdziałów, i tak naprawdę w świecie Poli nawet rzeczy zakończone nie kończyły się ostatecznie.
– Dziwna jesteś – odpowiedział jej mężczyzna, gdy mu kiedyś o tym wspomniała. – Co komu po historii, która przychodzi znikąd i nigdzie nie zdąża? To nudne. Każdy potrafiłby zrobić film bez początku i końca.
Pola nie kontynuowała tematu. Nie było to w końcu takie ważne.
Od wina do filmu, od filmu do leniwych pieszczot; wziął ją tak, jak lubiła, tak, jak najszybciej dochodziła. Potem leżeli w milczeniu, słuchając bębnienia deszczu o parapet i czekając, aż uspokoją się serca. Pola wodziła palcem po jego błyszczącym od potu torsie. Ciemne kędziorki były sztywne, oporne, jak druciana szczotka.
– Zrobiłabyś coś z tymi paznokciami. – Ujął jej dłoń, przyjrzał się krytycznie niepomalowanym paznokciom.
– Wychodzę za mąż – rzekła Pola po chwili.
– Że jak? – Mężczyzna uniósł się na łokciu. – Powtórz, bo się chyba przesłyszałem.
– Wychodzę za mąż. Jestem w ciąży.
– Ty kurwo. – Odepchnął ją na ścianę, wstał, szybko wdział spodnie, zaczął krążyć po pokoju. – Ty zimna pierdolona suko. Kto to jest?
Pola wzruszyła ramionami. Nie patrzyła na niego.
– W czym jest ode mnie lepszy, no w czym? Ma więcej kasy, tak? Lepszy samochód? Większego kutasa? Jest lepszy w łóżku, prawda? Mam rację? No powiedz, że mam rację! – dyszał. – No mówżeż, kurwa, bo nie wiem, co ci zrobię! Dlaczego, no? Dlaczego?
Spojrzała na niego zaskoczona.
– Bo ty mnie nigdy o to nie poprosiłeś.
– Ty nie chciałaś przecież! Tak, kuźwa, mówiłaś: dobrze jest, jak jest. Tak żeś sama mówiła!
– Wyjdź.
Zarzucił koszulę, zapiął guziki; pomylił się o jeden, więc rozpiął i zapiął od nowa.
– Dobrze – rzucił napiętym głosem. – Bardzo dobrze. Będziesz tego żałowała. Będziesz bardzo żałowała. A gnoja znajdę i zabiję. Zabiję, słyszysz?
– Jeszcze raz podniesiesz głos, a dzwonię po policję.
Umilkł. Pospiesznie nałożył buty i już miał wyjść, ale zawrócił od progu. Pola wciąż siedziała w ciemnej sypialni, naga, przykryta tylko kocem. Obejmując rękami kolana, wpatrywała się w niebieski prostokąt okna.
– Chcesz ode mnie wyłudzić kasę na alimenty?
Na chwilę ją zatkało.
– Skąd wiesz, czy to twoje dziecko?
– A czyje? Jego?
– Nic ci do tego. Nic od ciebie nie chcę. Wyjdź.
– Czyje to dziecko?
– Wyjdź.
10. Pola i światy wewnątrz światów
Sierpień już całkiem spłynął z nieba, gdy Tamdarej i Pola wzięli ślub w kościele w Zawadzie koło Dębicy, przed cudownym obrazem Najświętszej Panienki. Szli do ołtarza spięci i niepewni, ale chyba szczęśliwi; chyba, bo jak to jest dokładnie między dwojgiem ludzi, tego nie wie nikt, a ciemne myśli zawsze lubią tłuc się z tyłu głowy.
Ślubu udzielał sam Jezus Chrystus. Pola zdziwiła się, ale nie bardzo, bo odkąd przed paroma dniami po raz pierwszy wjechała w cień Palanej Gery bez przerwy towarzyszyło jej poczucie wszechobecnej pogodnej świętości. Na moment tylko zemdliło ją, gdy w czasie eucharystii Jezus odsłonił pierś, wyrwał z rany między żebrami ociekający krwią kawał mięsa i dał młodym jeść. Pola zacisnęła powieki i przełknęła szybko; ciało Boga było miękkie i smakowało słonawo, trochę jak wędzony łosoś. Potem żałowała, że tak szybko przełknęła Boskie mięso i długo szukała językiem z tyłu podniebienia śladu tego smaku.
Tamdarej podarował Poli dom, by mogła być w nim szczęśliwa. Dom był niewielki, z pociemniałego drewna, ale za to z wielkim ogrodem. W wolnych chwilach Pola lubiła obserwować plamki światła w zielonym półmroku pod winoroślą.
Jeszcze niedawno dom należał do wuja Tamdareja, który był kowalem i któremu zmarło się na wiosnę. Tamdarej przejął więc po wuju dom i kuźnię i nie wrócił już nigdy do Wielkiego Miasta. W miarę jak resztki lata przesypywały się między palcami, a rozłogi cykorii podróżnika usychały przy drogach, Tamdarej zmężniał, a ramiona szybko spęczniały mu od pracy w kuźni jak bochny chleba. Roboty był huk. Głównie trzeba było podkuwać konie – zwykle dorożkarskie chabety, czasem wierzchowce C.K. armii, a zdarzało się też, że młodego kowala wzywano do stadniny hrabiego Raczyńskiego w Zawadzie, gdzie podkuwał gorącokrwiste araby srebrnymi podkowami. Wracał do domu zmęczony i błyszczący od potu, jak nasmarowany oliwą; gdy przebierał się i ciskał koszulę do kubła na pranie, Pola przyglądała się jego szerokim plecom i czuła, że wilgotnieje. I czasem kochali się ostrożnie, jakby wstydząc się rozkwitającego w łonie Poli życia, a czasem nie, i wtedy wsłuchiwali się w cykanie koników polnych w ogrodzie. Potrafiły tak grać do ciemnej nocy, a Pola i Tamdarej tak samo długo potrafili ich słuchać.
Tak było dobrze. Świat Poli sprowadzony został do tego pachnącego drewnem domu – dwóch pokoi z kuchnią, do cienistego ogrodu. To był świat bezpieczny, ograniczony silnymi ramionami Tamdareja, taki świat, o jakim Pola naprawdę marzyła przez całe życie, tylko o tym nie wiedziała. W Wielkim Mieście rozedrgane sprawy zarzynały to marzenie nim zdołało się wykluć; wydawałoby się tam ono zresztą śmieszne, nie na miejscu, bo jak w ogóle kobieta może mieć takie marzenia. Tutaj było inaczej, tutaj leniwy spokój sięgał aż do dna jej łona i wyciągał na wierzch marzenia proste i oczywiste, te najgłębsze, najpierwotniejsze.
Pola często otrzymywała od męża kwiaty, bo z kuźni do domu szło się przez łąkę. Lubiła zwłaszcza maki. Gdy zostawała sama, stawała nago przed lustrem, przyglądając się rosnącemu brzuszkowi, brała krwawy kwiat i pieściła swe ciało chłodnymi płatkami. Przestawała, kiedy dół brzucha zaczynał boleśnie rwać; bała się skrzywdzić dziecko.
Było pewne, że Tamdarej ją kocha. Inaczej nie zbudowałby dla niej tego świata. Czasem, gdy udawała, że nie widzi, patrzył na nią z uwielbieniem, jak na świętą. Polę najpierw krępowało, że nie może odpłacić mu tym samym i że ona nie zasługuje na taką miłość. Ale kiedy pewnego ranka – mieszała akurat zupę – dziecko poruszyło się w niej po raz pierwszy, wtedy – właśnie w tej chwili – pokochała je tak, jak tylko można kochać. Bo było. Pomyślała wówczas, że zawsze najmocniej kocha się tych, którzy niczym na tę miłość nie zasłużyli. I już nie było jej źle z uczuciem Tamdareja.
W brzuchu Poli stawał się nowy świat. Pierwsze epoki swego istnienia znaczył niewyraźnie, jakby bulgotaniem, ruchem nie do końca dającym się określić. Wtedy chyba ustalały się najpierwotniejsze prawa nim rządzące, jego rdzeń i serce. Serce powstawało na długo przed mózgiem, tego Pola była pewna. Z czasem ruchy stały się bardziej celowe, senne puknięcia powtarzały się regularnie, niemal z zegarmistrzowską dokładnością, i sprawiały wrażenie jakiegoś tajemniczego rytuału. To musiał być dziwny świat, bez poczucia odrębności, bo łączył się z brzuchem Poli, w którym mieszkał, bez wyraźnej granicy i był tak naprawdę jego częścią.
Podobnie Pola była częścią domu. Przenikała jego zapachem, a dom przenikał obecnością Poli; nawet gromadzący się w najgłębszych zakamarkach kurz, którego nigdy do końca nie można usunąć, w dużej części składa się ze złuszczonego ludzkiego naskórka. Dom zaś był częścią Dębicy, a Dębica częścią świata, nad którym wisiała już tylko błękitna kopuła nieba, ale przecież musi istnieć takie miejsce, gdzie horyzont rozmywa się i gdzie nie ma wyraźnej granicy między niebem a ziemią, i wszystko przenika się nawzajem. Wyglądało to na tajemniczą zależność, którą jednak można opisać słowami, a opisana staje się pewnym prawem. Prawo światów połączonych? A może inaczej: zasada światów szufladkowych – bo przecież każdy świat wynikał z drugiego. Poli podobała się ta druga nazwa. Próbowała kiedyś rozmawiać na ten temat z mężem. Tamdarej wysłuchał jej uważnie, objął, pocałował w czubek głowy i niczego nie zrozumiał. Pola mu się nie dziwiła. Jedność jest kobieca, organiczna, wysnuta prosto z łona i dziedziczona przez ciągłość ciała. Męskość zaś jest odrębna; kto wie, może męskie światy nie łączą się ze sobą w żaden sposób i nie ma między nimi żadnej ciągłości? Pola wiedziała, że nigdy się tego nie dowie.
Wszystkie światy Poli były w tamtych dniach kobiece.
« 1 5 6 7 8 9 11 »

Komentarze

28 XII 2012   16:12:03

Bardzo ładne. Marquez w "Stu latach..." tak naprawdę ani na chwilę mnie nie wciągnął, a "Tamdarej" owszem. Pewnie trochę dlatego, że klimat jest mi bliższy, bardziej zrozumiały, bardziej swojski niż ten z powieści Latynoamerykanina. (Nawet jeśli jestem i zawsze byłem z Wielkiego Miasta, to oczywiście do Dębicy mam bliżej, dosłownie i w przenośni, niż do Kolumbii). Na pewno jednak duża w tym zasługa zręczności autora. Muszę przyznać, że w "Tamdareju" potencjalne, alternatywne światy przechodzą bardzo płynnie jeden w drugi, w historię, w mit oraz los bohaterów. Z przyjemnością pozwoliłem się unieść narracji i czekałem na klejnociki -- jak metafizyczne uwagi o jedności, czy wizje artysty, który poprzez sztukę ma moc półboską, wielki wpływ na ludzi i rzeczywistość. Poza tym nawet chwilami wierzyłem w bohaterów i się o nich martwiłem.

Mimo wszystko realizm magiczny nie jest konwencją, która mi odpowiada. Moim zdaniem lepszą dlań nazwą byłby "nierealizm magiczny". Zbyt nieprawdziwy, właściwie wszystko może się zdarzyć bez uzasadnienia. Raz na jakiś czas mogę coś takiego poczytać, ale preferuję czytanie opowieści ze ściśle wykreowaną rzeczywistością, czytanie o przeżyciach postaci, z którymi (nawet przez sam tylko fakt, że konstrukcja świata ogranicza ich możliwości) jestem w stanie odczuwać prawdziwą więź empatii. Dlatego wolę choćby -- przykład pierwszy z brzegu -- fantasy.

07 X 2020   11:08:49

Gratulacje z okazji zdobycia tegorocznej nagrody literackiej Nike! Oby tak dalej!
Ajwenhoł, serdecznie pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.