Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Przemysław Hytroś
‹KOS 04›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorPrzemysław Hytroś
TytułKOS 04
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik ’83. Zamieszkały i zakochany po uszy w Małopolsce. Z wykształcenia inżynier środowiska, pracuje jako handlowiec. Z zawodu tego próbuje wyrwać się rękami, nogami, mackami i czym tam jeszcze ma, gdyż zabiera mu on czas, który mógłby poświęcić na pisanie. Publikował w magazynie Science Fiction Fantasy i Horror (nr 64 i 77) oraz w internetowym Qfancie (nr 11). Szczęśliwy mąż i tatuś.
GatunekSF

KOS 04

1 2 3 5 »
Nie znosił tego momentu, ale zawody miały swoje zasady. Po kilkunastu, niemiłosiernie wolno upływających sekundach chrabąszcz zaczął zwalniać i Sander zobaczył pozostałe kapsuły: dwanaście lśniących pojazdów sunących w dół niczym komety, prosto w centrum czerwonego piekła.

Przemysław Hytroś

KOS 04

Nie znosił tego momentu, ale zawody miały swoje zasady. Po kilkunastu, niemiłosiernie wolno upływających sekundach chrabąszcz zaczął zwalniać i Sander zobaczył pozostałe kapsuły: dwanaście lśniących pojazdów sunących w dół niczym komety, prosto w centrum czerwonego piekła.

Przemysław Hytroś
‹KOS 04›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorPrzemysław Hytroś
TytułKOS 04
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik ’83. Zamieszkały i zakochany po uszy w Małopolsce. Z wykształcenia inżynier środowiska, pracuje jako handlowiec. Z zawodu tego próbuje wyrwać się rękami, nogami, mackami i czym tam jeszcze ma, gdyż zabiera mu on czas, który mógłby poświęcić na pisanie. Publikował w magazynie Science Fiction Fantasy i Horror (nr 64 i 77) oraz w internetowym Qfancie (nr 11). Szczęśliwy mąż i tatuś.
GatunekSF
I tak będę robił to nadal. Dlaczego? Bo nie można tego z niczym porównać. Uczucie jakby naprawdę wyrosły ci skrzydła. Jeśli jest to w twojej krwi, po prostu nie możesz się tego pozbyć, chcesz więcej. Wkładasz hełm, wszystko cichnie i idzie w zapomnienie. Wiesz, co cię czeka, i nastaje chwila, w której robisz, co do ciebie należy. Twój umysł staje się całkowicie pusty, twój umysł ogarnia szaleństwo.
Eddie Kazama w wywiadzie dla SkyNews, „Łowcy Życia”, sezon 12.
Oasis szumiała tym specyficznym, nieprzerwanym szumem, który wytwarzają wielomilionowe, wiecznie czuwające miasta. Noc przelewała się przez jej szerokie, gładkie jak lustro wody ulice, raz po raz rozganiana jasnymi smugami pędzących transporterów.
Ernee podeszła do wysokiego, wąskiego okna. Nacisnęła niewielką wypukłość na futrynie i szyba zniknęła ze świstem. Kobieta poczuła na twarzy chłodny powiew wiatru, a w nozdrzach ostry zapach powietrza. Jak zawsze miała wrażenie, że w tej sztucznie skomponowanej mieszaninie gazów błąkają się kropelki octu. Wzięła kilka głębszych oddechów i nieprzyjemne uczucie szybko minęło.
Spojrzała w dół. Była trzecia w nocy, ale mimo to wszędzie dostrzegała ruch. Miasto nigdy nie zasypia. Miasto nigdy nie odpoczywa. Daleko na horyzoncie płonęły wysokie na trzysta pięter słupy generatorów atmosfery. Dzięki nim Oasis mogła spocząć pod otwartym niebem. Niewielka bańka powietrza pośród obcego morza czerwieni…
Zabrzęczał komunikator.
– Słucham? – powiedziała, nie odwracając się od okna.
– Witaj, ptaszku. – Dom wypełnił się miękkim, męskim głosem, który otulił ją niczym płaszcz. – Czekasz na transmisję?
– Tak. Tranzyt zaraz się zacznie. A wy? O której skaczecie?
– Prawdopodobnie o dziesiątej. Plus, minus.
– Denerwujesz się?
– Nie…
– A ja tak, Sander. Nie zmrużyłam oka przez całą noc.
– Ernee… – Mężczyzna zawahał się. – Rozmawialiśmy już o tym. To ostatni sezon i potem koniec. Obiecuję. Jeszcze tylko kilka skoków…
– Już to słyszałam – przerwała mu. – Wiele razy.
– Jak tam mały? – zmienił temat.
– Dobrze. Przed chwilą się obudził i kopie.
– Rozrabiaka. Nie może usiedzieć na miejscu. Jak tatuś.
Zaśmiała się.
– Zdecydowanie tak.
– Będziesz oglądać skoki?
– Zdecydowanie nie.
– Nigdy cię nie namówię, prawda?
Westchnęła.
– Dobrze wiesz, że nie. Po tranzycie wyłączam holo i nie mam zamiaru go odpalać, dopóki nie pojawisz się w drzwiach.
Odeszła od okna i usiadła na szerokiej puchowej kanapie. Przeciwległa ściana rozbłysła niebieskim blaskiem. Po chwili oczom kobiety ukazał się widok rozpalonej tarczy słonecznej przytłumiony przez potężne filtry teleskopów.
– Ernee…?
– Tak, Sander?
– Ja…
– Wiem, Sander. Wróć do nas cały i zdrowy.
Dom zamilkł.
Malutka czarna kropka wpłynęła na morze falującego ognia.
To pierwsze przejście Ziemi na tle Słońca, odkąd ludzie osiedlili się na Marsie. Następna taka okazja miała się nadarzyć dopiero za trzysta lat. Każdy, nieważne, czy urodził się w Oasis i nigdy nie był na Błękitnej Planecie, czy wyemigrował stamtąd w celach zarobkowych, ideologicznych lub z czystej ciekawości, chciał zobaczyć tranzyt. Gdyby to była Wenus albo Merkury, nikt by się nie zainteresował. Ale Ziemia to przecież kolebka ludzkości, Matka i początek wszystkiego…
Oczywiście pojawili się szarlatani, którzy w tym rzadkim zjawisku upatrywali znak zbliżającej się apokalipsy. Przeróżni prorocy i szurnięci mistrzowie nowo powstałych sekt nawoływali do nawrócenia, oczyszczenia duszy i porzucenia zdobyczy nowoczesnej techniki, która „brutalnie gwałci Nowy Świat”. Na szczęście tylko nieliczni mieszkańcy kolonii ulegali ich katastroficznym wizjom. Zdecydowana większość z zapartym tchem i uczuciem nostalgii oglądała transmisję w zaciszu swoich mieszkań.
Ernee odwróciła wzrok od ekranu. Nawet to piękne wydarzenie nie było w stanie powstrzymać fali złych przeczuć związanych z nadchodzącym dniem. Rozmowa z Sanderem nie uspokoiła jej ani trochę, a religijny cyrk wokół tranzytu podsycał strach.
Otuliła się kocem, zaczęła delikatnie gładzić brzuch i ponownie spojrzała na holo. Kropka docierała już do krawędzi tarczy i kobieta miała wrażenie, że planeta za chwilę spadnie w ciemność, jak kulka staczająca się po blacie stołu. Zamknęła oczy, nie chcąc widzieć ostatnich sekund transmisji. Wszystko będzie dobrze, pomyślała, a potem pozwoliła, by sen wytłumił wszelkie troski.
• • •
W dole formowało się potężne tornado. Czerwone tumany kurzu, pyłu i kamieni rozpoczynały szaleńczy taniec wokół pustego, nieregularnego oka, które wyzywająco łypało na Sandera. Według jajogłowych z CWE huragan miał osiągnąć siłę F4, a może nawet F5.
Mężczyznę przeszedł dreszcz. Na samą myśl, że za moment znajdzie się w samym środku tego wirującego piekła, miękły mu kolana. Stał jak urzeczony przy panelu i podziwiał piękne widowisko, które rozgrywało się kilka kilometrów niżej. Wywołał transmisję jednego z automatów krążących wokół punktu zero. Na ekranie pojawiła się brązowo-turkusowa ściana skłębionych mas powietrza, układająca się w charakterystyczną spiralę. Poniżej krążyły dziesiątki botów rejestrujących i zdalnie sterowanych czujników, które wyglądały jak szerszenie atakujące natręta.
Sięgnął do klawiatury i wystukał kombinację klawiszy. Przed jego twarzą przesunęła się sekwencja obrazów ukazująca żywioł z różnych perspektyw.
– Ciekawe… – mruknął i zatrzymał kadr. Chmury, które składały się z miliardów drobnych kryształków lodu, tworzyły fantazyjne wzory. Sander czytał w nich jak w instrukcji. Miał wrażenie, że czuje wiatr i pęd, słyszy ogłuszający ryk przypominający odgłos pędzącej lokomotywy. – Co z ciebie wyrośnie, dziecino? Widzę, że jesteś nieźle rozbrykana. Niełatwo będzie cię wyczuć…
Lampka na ścianie rozbłysła czerwienią i głośnik wypluł metalicznie brzmiące słowa:
Trzysta sekund do zrzutu!
Chwilę potem drzwi za plecami jeźdźca rozsunęły się z cichym świstem i do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna w firmowym, czerwono-czarnym stroju. Na prawym oku miał zainstalowany wizjer, który umożliwiał mu nieprzerwane śledzenie transmisji zawodów.
– Emmerson! – krzyknął i wycelował palcem w Sandera. – Pakuj swoje chude dupsko do chrabąszcza. Potrzebujesz specjalnego zaproszenia? A może mam cię tam wsadzić osobiście?
– Spokojnie, Friedrick. Ta dziecinka dopiero się rodzi, jeszcze nawet nie widać główki.
– Wiem, co pokazują boty. I nie zaczynaj mi tu gadki o intuicji. Tomaszewski lubił te brednie. Mnie to zupełnie nie podnieca.
On przynajmniej znał się na swojej robocie, myślał Sander, dopinając klamry kombinezonu.
Aleksander Tomaszewski kierował sekcją jeźdźców od samego początku. Był genialnym inżynierem. Zaprojektował i osobiście testował większość sprzętu, którego zawodnicy używają podczas zmagań. To dzięki niemu komercyjny dział gigantycznej korporacji, która zajmowała się ochroną kolonii przed warunkami atmosferycznymi, osiągał tak wysokie wyniki.
Alek umarł kilka miesięcy temu na raka płuc. Banalna śmierć jak na kogoś, kto odbył przynajmniej pięćdziesiąt „wkrętów”.
– Kazama to agresywny drań – ciągnął Friedrick. – Trzy ostatnie jazdy należały do ciebie, ale pamiętaj, że wystarczy jedno potknięcie i żegnasz się z zawodami. I z sekcją. Solargate zaczyna zdobywać przewagę na rynku. Udziałowcy się niepokoją. Nie możesz popełnić błędu, rozumiesz? I nie uciekaj z kadrów jak ostatnio. Chcę widzieć logo na wszystkich ujęciach.
Emmerson skrzywił się odruchowo. Znał tę gadkę na pamięć.
– Przy F5 i tak gówno będzie widać – powiedział i ruszył wolnym krokiem w kierunku śluzy, oznaczonej wielkimi, białymi cyframi „04”. – Nawet filtry i skanery botów się pogubią.
– Gówno to z ciebie zostanie, jak coś spieprzysz i… – Drzwi śluzy zatrzasnęły się i mężczyzna nie usłyszał dalszej części zdania. Niespecjalnie się tym przejął. Friedrick zawsze był wyjątkowym draniem, a odkąd przejął sekcję jeźdźców, srał dalej, niż widział.
Sander podszedł do chrabąszcza. Nie bardzo lubił to określenie, dlatego nazwał swojego ścigacza „KOS”. Ernee wychowała się na Ziemi i uwielbiała te małe czarne ptaszki, które zakładały gniazda w lasku rosnącym opodal wiejskiego domku jej rodziców.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Dyeu-Peter
— Przemysław Hytroś

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.