Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Przemysław Hytroś
‹Dyeu-Peter›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorPrzemysław Hytroś
TytułDyeu-Peter
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik ’83. Zamieszkały i zakochany po uszy w Małopolsce. Z wykształcenia inżynier środowiska, pracuje jako handlowiec. Z zawodu tego próbuje wyrwać się rękami, nogami, mackami i czym tam jeszcze ma, gdyż zabiera mu on czas, który mógłby poświęcić na pisanie. Publikował w magazynie Science Fiction Fantasy i Horror (nr 64 i 77) oraz w internetowym Qfancie (nr 11). Szczęśliwy mąż i tatuś.
GatunekSF

Dyeu-Peter

1 2 3 6 »
Eryk mówi coś do mnie podniesionym głosem, a ja nie mogę się ruszyć. Czuję narastające drgania w lewej ręce – znak, że nadchodzi atak. Wiem, że powinniśmy uciekać, ale jestem totalnie odrętwiały. Tylko ta cholerna ręka podryguje niczym obca forma życia przytwierdzona na stałe do mojego ciała.

Przemysław Hytroś

Dyeu-Peter

Eryk mówi coś do mnie podniesionym głosem, a ja nie mogę się ruszyć. Czuję narastające drgania w lewej ręce – znak, że nadchodzi atak. Wiem, że powinniśmy uciekać, ale jestem totalnie odrętwiały. Tylko ta cholerna ręka podryguje niczym obca forma życia przytwierdzona na stałe do mojego ciała.

Przemysław Hytroś
‹Dyeu-Peter›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorPrzemysław Hytroś
TytułDyeu-Peter
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik ’83. Zamieszkały i zakochany po uszy w Małopolsce. Z wykształcenia inżynier środowiska, pracuje jako handlowiec. Z zawodu tego próbuje wyrwać się rękami, nogami, mackami i czym tam jeszcze ma, gdyż zabiera mu on czas, który mógłby poświęcić na pisanie. Publikował w magazynie Science Fiction Fantasy i Horror (nr 64 i 77) oraz w internetowym Qfancie (nr 11). Szczęśliwy mąż i tatuś.
GatunekSF
Tylko we mgle błądzi człowiek
Na wietrze z niemocy drży
Na szczycie góry tracąc oddech
Kradnie powietrza łyk
(Raz Dwa Trzy, „Tylko we mgle” )
3 marca 2124 r.
ERC. Dan Werber
Najgorsze tutaj są noce. Blask Olbrzyma wpada przez niewielkie, wypełnione wielowarstwowym szkłem okno i nie pozwala mi zasnąć. Kolorowe światła wędrują po mojej skromnej kajucie, malując na ścianach i suficie fantazyjne wzory. Obserwuję ten przedziwny taniec barw i wsłuchuję się w odgłos kropel rozbijających się o ceramiczną posadzkę. Tu zawsze jest zimno i wilgotno, choć agregaty działają przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ogniwa mają zapas mocy na wiele dziesięcioleci i będą ogrzewać wnętrze bazy jeszcze długo po tym, jak moje szczątki zamienią się w pył.
Kap… Kap… Kap…
Liczę rytmiczne uderzenia, mając nikłą nadzieję, że to nudne zajęcie sprowadzi sen. Przy tysięcznym mokrym pacnięciu tracę cierpliwość i spoglądam na zegarek. Według ziemskiego czasu jest trzecia trzydzieści w nocy, co oznacza, że za pół godziny zaczynam zmianę. Nie ma sensu dłużej walczyć. Odrzucam koc, siadam na pryczy i przez chwilę gapię się na stopy. Czekam.
Zgodnie z przewidywaniem pukanie do drzwi rozlega się dziesięć minut przed planowaną pobudką.
– To ja. Eryk. – Głos ma miękkie, przyjemne brzmienie, ale jest bezpłciowy. Ani męski, ani kobiecy – nijaki.
Uśmiecham się i wstaję. A któż inny mógłby to być? Od kilkunastu miesięcy jestem jedynym człowiekiem na Europie, a Loker nie dałby rady przecisnąć się przez wąskie korytarze części mieszkalnej. Droid czekający za drzwiami to po prostu bardzo skrupulatna i obowiązkowa istota, dla której niuanse ludzkiego świata bywają niezrozumiałe, bądź zupełnie nieistotne.
– Zaraz będę gotowy – mówię, człapiąc po cholernie zimnej podłodze.
Podchodzę do umywalki, odkręcam kurek i przemywam twarz lodowatą wodą. Gdy podnoszę głowę, z lustra spogląda na mnie czterdziestoletni mężczyzna o ostrych rysach, czaszce pokrytej kilkumilimetrowym meszkiem włosów i rudej brodzie zaplecionej w kilka warkoczyków. Patrzę na swoje odbicie i po raz kolejny stwierdzam, że wyglądam jak krasnolud z filmów fantasy, który wpadł pod kosiarkę do trawy.
Pięć minut później wychodzę na ciemny korytarz. Nie potrzebuję wiele światła, dlatego lampy działają tylko w co trzecim segmencie.
– Witaj, Eryku – rzucam, patrząc jak plama mroku pod przeciwległą ścianą ożywa, nabierając kształtów i kolorów. – Dobrze spałeś?
Robot staje przede mną i unosi obłą, pozbawioną ust twarz. Dwie szklane krople wypełnione brązem spoglądają na mnie z zainteresowaniem. Widzę jak w ich wnętrzu poruszają się przesłony, gdy Eryk usiłuje zogniskować wzrok. Przez jakiś czas patrzy prosto w moje oczy, jakby doszukiwał się w nich śladów ironii, po czym z głośników na jego barkach rozlega się spokojny głos:
– Przecież wiesz, Danielu, że ja nie sypiam.
– Tak, wiem. Ładujesz ogniwa, czy co tam masz…
– Uzupełniam zapas energii oraz formatuję pamięć masową w celu usunięcia ewentualnych błędów.
– To właśnie miałem na myśli. Chodźmy, kolego.
Ruszamy do kaplicy, a ja w duchu przeklinam inżynierów, którzy zapomnieli zaprojektować mojemu przyjacielowi symulację poczucia humoru.
Idziemy, na przemian ginąc w mroku i wchodząc w pełne światło lamp. Co jakiś czas rzucam ukradkowe spojrzenia na mojego kompana.
Eryk jest jak dziecko. Potrafi rozwiązywać skomplikowane problemy techniczne, wychodzić na zewnątrz i samodzielnie naprawiać uszkodzenia spowodowane przez mikrometeoryty, ale pod względem emocjonalnym nie przewyższa siedmiolatka. Z wyglądu przypomina trochę wyrośniętego szympansa, a trochę ogromnego owada. Chodzi dosyć pokracznie, podpierając się przednimi kończynami. Zupełnie nie wiem, czemu to robi. Jego odnóża zginają się w kilku miejscach i gdy się wyprostuje, mierzy ponad dwa metry. Z jakichś powodów korzysta ze swojego wzrostu tylko podczas pracy. Przez większość czasu woli poruszać się w tej skulonej i przygarbionej pozycji.
Kaplica znajduje się na końcu bloku D, między kuchnią a korytarzem prowadzącym do warsztatów i magazynu. To niezbyt duże, owalne pomieszczenie, z czterema rzędami ław, niewielkim ołtarzem i przeszklonym kopulastym dachem. Przychodzimy tu z Erykiem codziennie, zaczynając dniówkę modlitwą.
Przekraczam próg Domu Bożego i na moment wstrzymuję oddech. Ten widok zawsze robi na mnie piorunujące wrażenie. Za ołtarzem stoi prosty drewniany krzyż z figurą Zbawiciela, a dalej, za grubym szkłem, przelewają się skłębione, różnokolorowe masy chmur Jowisza, układające się w charakterystyczne wirujące warstwy. Planeta równocześnie olśniewa i przytłacza swoim ogromem, emanuje mieszaniną żółci, czerwieni i brązu. Wielka Czerwona Plama na jej powierzchni – potężny antycyklon, który trwa nieprzerwanie od pięciuset lat – przyciąga wzrok i wprawia umysł w dziwny hipnotyczny stan.
Siadam na ławie w ostatnim rzędzie. Eryk, który jest zbyt szeroki, aby zająć miejsce obok mnie, przysiada między rzędami i zastyga ze wzrokiem utkwionym w Plamie. Z kieszeni kombinezonu wyciągam różaniec i po chwili zastanowienia mówię:
– Dobry Ojcze, prosimy Cię o siły, by godnie przeżyć ten trudny dzień. Pomóż nam dobrze wypełnić nasze obowiązki i doczekać wieczora. Miej w opiece naszych bliskich na Ziemi, wspieraj ich w tych ciężkich chwilach, które zapewne przeżywają. Nie pozwól nam stracić nadziei, że jeszcze kiedyś ich zobaczymy. – Milknę i spoglądam na różaniec. Dostałem go od matki w dniu rozpoczęcia misji „Nowa Nadzieja”. Obracam między palcami drewniane paciorki, oglądam niewielki krzyżyk, ale jakoś strasznie ciężko mi zacząć. Spoglądam na droida i pytam: – Chciałbyś coś dodać, kolego? – Odpowiada mi cisza. Eryk nie reaguje. Siedzi niewzruszony jak skała i patrzy na Wielką Czerwoną Plamę. Wzruszam ramionami i w końcu intonuję: – Tajemnica radosna: Zwiastowanie Maryi…
Pod koniec tajemnicy chwalebnej Eryk otrząsa się z letargu, spogląda na mnie i pyta niespodziewanie:
– Czy po śmierci pójdę do Nieba, Danielu?
O nie. Znowu się zaczyna. Nie wiem, ile razy przerabialiśmy te tematy. Czasem mam wrażenie, że promieniowanie Jowisza przedziera się przez osłony bazy i robi coś dziwnego z bionicznym mózgiem mojego mechanicznego przyjaciela.
– Oczywiście, Eryku – odpowiadam. Nie ma sensu wdawać się w głębszą dyskusję, kwestionować istnienie duszy wewnątrz sztucznego ciała, kolejny raz tłumaczyć robotowi tajniki wiary, których i tak nie może pojąć. Moje roboty nie do końca rozumieją koncepcję Boga. Loker w ogóle się nią nie interesuje, a Eryk ciągle wymyśla jakieś dziwaczne teorie. Chodzi na modlitwy z własnej woli, ale czasem mam wrażenie, że robi to tylko z uprzejmości. Nie mam czasu na kolejny wykład i ostatecznie postanawiam zamknąć rozmowę banałem. – Ojciec na pewno przewidział miejsce w swojej dziedzinie dla każdej istoty, która tylko zechce za nim pójść.
– Nawet jeśli wie, że odebrałem życie Olsenowi? Mówiłeś, że grzeszników czeka Piekło.
– To co innego, kolego. Jest różnica między morderstwem a obroną konieczną. Olsen zwariował, stał się niebezpieczny i chciał mnie zabić. Gdybyś wtedy nie przyszedł mi z pomocą, byłoby po mnie.
Eryk milknie i wygląda jakby się nad czymś zastanawiał.
– A gdzie w takim razie jest to Niebo? – pyta po chwili.
No masz. Gdybyśmy byli na Ziemi, pokazałbym mu błękit nad głową, jak kiedyś mojemu synowi, i może jakoś by to sobie poukładał. Ale jesteśmy na lodowym księżycu Jowisza, oddalonym od Ziemi o siedemset milionów kilometrów, nad głowami mamy wieczną czerń usianą bladą kaszą gwiazd, pod sobą kilka kilometrów lodu, a jeszcze niżej głęboki na sto kilometrów ocean.
– Niebo to stan duszy. Nie ma powierzchni, kształtu i wagi. Może być wszędzie i nigdzie. To spełnienie wszystkich marzeń, ukojenie, koniec wiecznej tęsknoty…
Wiem, że przesadziłem z opisem, ale i tak nie znajdę lepszego wytłumaczenia. Robot na szczęście uznaje, że rozmowa dobiegła końca, i nie czekając na koniec modlitwy kieruje się do wyjścia. Na progu odwraca się i mówi:
– Myślę, że nie masz racji, Danielu. Dusze po śmierci trafiają gdzie indziej – rzuca tajemniczo i opuszcza kaplicę.
Przychodzę do kuchni jakieś dziesięć minut później. W przestronnej, wysokiej sali mieści się kilka urządzeń kuchennych, trochę szafek i regałów oraz dwie stacje dystrybucyjne, przez które chłopaki pobierają pożywienie. Eryk siedzi przy mniejszej i właśnie podłącza przezroczyste wtryski do gniazda pod pachą. Maszyna zaczyna turkotać miarowo i widzę jak przez rurki płynie zielona maź.
1 2 3 6 »

Komentarze

16 III 2014   19:30:00

bardzo dobre opowiadanie

23 III 2014   17:41:21

Ciekawe

30 III 2014   14:09:48

Świetne opowiadanie. Jedno z najlepszych jakie czytałem w ciągu ostatnich lat. Kondensat klasycznej hard-SF wraz z metafizycznymi rozważaniami o naturze Boga i jej rozumieniu przez ludzi oraz sztuczną inteligencję. Jest tu wszystko czego potrzeba: dynamiczna akcja, ciekawe dialogi, tajemnica, zagadka i wzruszające zakończenie.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

KOS 04
— Przemysław Hytroś

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.