Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Paweł Ciećwierz
‹Blues Roberta Johnsona›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorPaweł Ciećwierz
TytułBlues Roberta Johnsona
OpisAutor pisze o sobie:
Urodzony w roku 1978 na Śląsku. Doktor literaturoznawstwa, nauczyciel, autor kulturowo-wampirycznego eseju pt „Synowie Kaina, córy Lilith”, zbioru opowiadań „Nekrofikcje” oraz wielu innych tekstów publikowanych w antologiach i czasopismach. Buddysta, anarchista, kolekcjoner wrażeń. Bez żony, dzieci, prawa jazdy i planów na przyszłość. Szczęśliwy.
Gatunekgroza / horror

Blues Roberta Johnsona

Paweł Ciećwierz
1 2 3 8 »
Są w życiu takie dni, kiedy jedyne, czego pragniesz, to wydostać się z sytuacji, w której właśnie jesteś. Przez lata Mikesz uczył się ich unikać i nadal był w tym kiepski. Tancerka nie przykłada się do swojej pracy, wykonując mechanicznie te same, pozbawione seksapilu ruchy dla paru cierpiących na bezsenność widzów. Trip-hopowe rytmy dobiegają go przytłumione. Noc ma się ku końcowi, a on nadal nie potrafi się wywlec z baru.

Paweł Ciećwierz

Blues Roberta Johnsona

Są w życiu takie dni, kiedy jedyne, czego pragniesz, to wydostać się z sytuacji, w której właśnie jesteś. Przez lata Mikesz uczył się ich unikać i nadal był w tym kiepski. Tancerka nie przykłada się do swojej pracy, wykonując mechanicznie te same, pozbawione seksapilu ruchy dla paru cierpiących na bezsenność widzów. Trip-hopowe rytmy dobiegają go przytłumione. Noc ma się ku końcowi, a on nadal nie potrafi się wywlec z baru.

Paweł Ciećwierz
‹Blues Roberta Johnsona›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorPaweł Ciećwierz
TytułBlues Roberta Johnsona
OpisAutor pisze o sobie:
Urodzony w roku 1978 na Śląsku. Doktor literaturoznawstwa, nauczyciel, autor kulturowo-wampirycznego eseju pt „Synowie Kaina, córy Lilith”, zbioru opowiadań „Nekrofikcje” oraz wielu innych tekstów publikowanych w antologiach i czasopismach. Buddysta, anarchista, kolekcjoner wrażeń. Bez żony, dzieci, prawa jazdy i planów na przyszłość. Szczęśliwy.
Gatunekgroza / horror
„I’ve been singing the blues ever since the world began.”
Jim Morrison
Spotkanie wigilijne w firmie udałoby się świetnie, gdyby Michał Wrona, młody i ambitny specjalista od marketingu, nie zrozumiał miesiąc wcześniej, że ludzkie ciała są złożone z atomów. I że przy odrobinie wysiłku można ten stan zmienić. Opętała go ta myśl. Chęć, żeby wyzwolić małe cząsteczki zlepione w mniej lub bardziej niefortunny sposób. W tych czasach w internecie możesz już kupić wszystko. Nawet bombę. Małą, z zapalnikiem radiowym. Taką, którą da się umieścić pod wigilijnym stołem i odpalić w momencie, kiedy szef z fałszywym uśmiechem idzie w twoją stronę, a życzenia kolejnych wielu lat owocnej pracy zamierają mu na ustach. To jednak wymagałoby poświęcenia, na które Michał nie jest jeszcze gotowy. Dlatego tuż przed wybuchem znika w toalecie. Nogi odmawiają mu posłuszeństwa, więc siada na muszli. Zamyka oczy. Naciska czerwony guzik. Nic się nie dzieje. Tak to już bywa z towarami zamówionymi w necie. Michała ogarnia fala lodowatej paniki. Topi się w niej jak dziecko pierwszy raz w morzu. Zaraz znajdą materiał wybuchowy z jego odciskami palców. Trafi do komnat Inkwizytorium. Tam rozdzielanie atomów jego własnego ciała będzie o wiele bardziej bolesne i długotrwałe. Naciska drugi raz, i jeszcze. Dopiero wtedy powietrzem wstrząsa wybuch. Drzwi od kibla drżą, głowa Michała odbija się od ściany. Na porcelanowym pisuarze pojawia się pęknięcie. Michał oddycha głęboko, z ulgą, a potem biegnie do sali głównej, żeby zobaczyć rezultaty swojej pracy.
Kiedyś bardzo zgrabna, teraz urwana na wysokości kolana noga nowej sekretarki, Joasi (poznał po szpilkach), w kałuży krwi i misce sałatki ziemniaczanej tworzy artystyczny kolaż. Fotografuje to telefonem komórkowym najnowszej generacji z całym mnóstwem kolorów i pikseli. Żyjąc pełnym pośpiechu i dźwięków życiem młodego japiszona, Michał nigdy dotąd nie doświadczył chwil tak absolutnej i doskonałej ciszy. Może to kwestia uszkodzonych bębenków w uszach, które bolą go teraz jak cholera. Nie ma czasu, żeby się tym martwić. Uwiecznia wielobarwne, pełne złowrogiej energii mazy i zacieki na ścianach, kawałki ludzi i jedzenia. Dynamiczną poezję zniszczenia. To dobry tytuł, uznaje, dobry tytuł dla prasy i dzieł, które będzie tworzył w więzieniu. Zbiega po cztery stopnie w kierunku telefonu w lobby. Chce uprzedzić prasę i milicję, zanim sami tu dotrą. Ułożył sobie już w myślach świetny tekst dla dziennikarzy, zaczynający się od słów „Myśleliście pewnie, że jestem przeciętnym człowiekiem…”.
Czasem nawet wielkie wydarzenie może zostać popsute przez z pozoru nieistotny detal. Jakiś nieuważny kelner rozlał coś na schodach parę minut przed eksplozją. Nie zdążyło wyschnąć. Michał ślizga się i odbija od ściany, próbując rozpaczliwie i nieskutecznie odzyskać równowagę. Potem spada bez żadnej asekuracji, na łeb na szyję z dwudziestu schodów, lądując na czerwonym dywanie w lobby. Otwiera oczy, ociera z nich krew, lokalizuje ogniska bólu. Próbuje się poruszyć. Potem leży jeszcze przez parę minut aż do przyjazdu milicji, zastanawiając się, jak skazany za taką masakrę i niegrypsujący człowiek poradzi sobie ze złamanym kręgosłupem w więzieniu lub co gorsza u inkwizytorów.
Ktoś mógłby to nazwać palcem opatrzności albo karmiczną sprawiedliwością wymierzoną w młodszego specjalistę od marketingu, Michała Wronę. A może to po prostu nie był jego dzień.
• • •
Natalia patrzy na grube krople wolno ściekające po szybie. Wolałaby być tam, po drugiej stronie, unosząc się na wysokości czwartego piętra z nosem przy szkle. Niech deszcz pada w środku. I wszędzie.
Kocha Wawrzyńca. Nauczyła się go kochać. Każdy ma w życiu rzeczy, o których trudno zapomnieć. Drogi, którymi nie poszedł. Telefony, których nie odebrał. W życiu Natalii wszystko jednak ułożyło się świetnie, skoro doprowadziło ją do tego wielkiego domu z dwoma samochodami, podjazdem, garażem, basenem. I dwójką ślicznych dzieci.
Głowa mniejszego, Jasia, pękła jak jajko w kuchence mikrofalowej. Jego siostra, Małgosia, darła się wniebogłosy, kiedy półmetrowy nóż do mięsa obracał się raz po raz w jej jelitach. Teraz wszyscy w trójkę czekają na powrót taty.
On też robi dużo hałasu, gdy już dociera do niego prawda o tym, że tegoroczny świąteczny obiad będzie wyglądał trochę inaczej. Potem nieruchomieje. Stoi na schodach, sparaliżowany strachem. Nie próbuje walczyć, dostać się do telefonu ani wbiec na pięterko, kiedy jego żona zbliża się z tłuczkiem do kotletów, bo nóż utknął beznadziejnie w pękniętej kości miednicznej Małgosi. Trzeci cios na odlew zmienia policzek w ubijane mięso i sprowadza mężczyznę na kolana. Ostra krawędź zagłębia się między wciąż zdziwione oczy. „Kochanie, kochanie” – powtarza Wawrzyniec, dusząc się krwią. Natalia doświadcza właśnie ekstazy pierwszych od bardzo dawna i ostatnich chwil szczęścia.
• • •
Sześć osób w biurach i cztery na przedmieściach. Dwie w katedrze i potem trzy na plebanii. Cztery w dzielnicy korporacyjnej, pięć w telewizyjnym studiu, dwie w spa za miastem. Piszą o tym dziś wszystkie gazety. Nie o ilości ofiar, bo w tym mieście w ciągu jednej nocy często zużywa się więcej czarnych worków. Pisze się o miejscach. Społeczne enklawy luksusu i prestiżu, azyle dla bogatych przestały być hermetycznie bezpieczne i to do głębi wstrząsa sumieniami rządzących metropolią polityków oraz księży. Boli fakt, że nawet dla swoich władców Mgława staje się czasem labiryntem bez wyjścia. Jakby to miasto miało własną, starą i zepsutą duszę.
• • •
Anna mówi. A kiedy mówi, zwykle trwa to długo i nie da się zatrzymać.
– Nie chodzi mi o to, że jest nam ze sobą źle, Mikesz. Wprost przeciwnie. Boję się, że robi się zbyt dobrze. W ostatnim chłopaku przeszkadzało mi, że próbował przejąć kontrolę nad moim życiem przez wzbudzanie poczucia winy. Wiesz, jak to się ma do mojej sytuacji rodzinnej, mojej traumy. Ty niczego ode mnie nie wymagasz, nigdy nie kazałeś mi wybierać. Dlatego czuję się dziwnie w naszym związku…
Artysta nawet nie próbuje przerwać potoku jej wymowy kwestionowaniem takich wieloznacznych i moralnie podejrzanych terminów jak „związek”. Spokojnie czeka, co będzie dalej.
– Nie potrafię przestać myśleć o przeszłości. Zanim się rozstaliśmy, obiecałam Piotrowi, że nigdy nie będę się z tobą spotykać. Z każdym, ale nie z tobą. Mimo że nie jesteśmy już razem, Piotr pozostaje moim przyjacielem i podobno trochę cię zna.
To bardzo dziwne, myśli artysta, bo ja sobie kogoś takiego nie potrafię za cholerę przypomnieć. Może po prostu nie był szczególnie charakterystyczny.
– Boi się, że możesz mnie skrzywdzić. I ja chyba też się tego boję. Czasem chciałabym, żebyś mi pomógł przezwyciężyć ten strach. Teraz jest chyba jeszcze na to zbyt wcześnie. Zbyt wcześnie, żeby zaufać. Tak po prostu… Bez żadnych podstaw i deklaracji z twojej strony. Nie pomagasz mi w tym, Mikesz. Dlatego nie wiem, czy powinniśmy się dalej spotykać. To znaczy, spotykać tak, i owszem, ale chyba powinniśmy przestać na razie chodzić ze sobą do łóżka. To mnie zbyt angażuje emocjonalnie. Rozumiesz, artysto?
Mikesz nawet się nie stara. Powoli zwleka się z pościeli. Jest chudy, rozebrany do pasa i najlepsze lata ma już za sobą. Przygładza rozwichrzone, siwe włosy, uśmiecha się krzywo, pogłębiając sieć zmarszczek pod podkrążonymi oczami. Ten uśmiech jest jego znakiem firmowym. Z wewnętrznej kieszeni sztruksowej marynarki wydobywa zmiętą paczkę papierosów, a z niej zmaltretowanego jointa. Ze skrętem w ustach rozsiada się wygodnie w fotelu. Ostatni. Tym razem naprawdę ostatni, obiecuje sobie w myślach.
– No, to już chyba sobie wszystko wyjaśniliśmy, nie? – pyta i spokojnie czeka na coś, co musi nieuchronnie nastąpić w dalszej kolejności: przekleństwo, tupot i trzaśnięcie drzwiami. Zawsze prędzej czy później wychodzą w ten sposób. Zaciąga się głęboko, dopala skręta i zastanawia się, gdzie o tej porze mógłby zjeść wegetariańskie śniadanie.
• • •
Wieże kościołów dziurawią deszczowe niebo, grube krople zmywają wspomnienia mijanych twarzy. Polerowany chrom wieżowców, stare kamienice z poobijanych cegieł i pokryte stuletnim brudem oficyny odbijają się w tych samych połyskujących tęczą ropy kałużach. Mgława nigdy nie zasypia, ale nie jest to całonocny haj jak w Las Vegas, raczej somnambuliczne czuwanie na pograniczu snu i jawy, kiedy żywi ludzie mylą ci się z upiorami, a w co drugiej olmaryji znajdziesz jakiegoś trupa. Jedyna rzecz, na jakiej nie zbywa mieszkańcom, to opowieści. Nawet Hannya przyznaje, że stęskniła się za tym wszystkim. Przez parę zeszłych miesięcy przebywała w piekle.
1 2 3 8 »

Komentarze

02 IV 2013   08:33:45

A i tak Brighelli żal...

02 IV 2013   16:40:57

@Adam-Dead
Prawda? :)

04 IV 2013   19:25:51

Adam, Cranberry - bardzo mi miło, że tak myślicie. Chociaż kto może do końca wiedzieć, co się z nim stało w tej syberyjskiej jaskini ;) Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Koszta własne
— Paweł Ciećwierz

Groteska polityczna
— Miłosz Cybowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.