Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Dolata
‹Ranę zadałeś, ranę otrzymasz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Dolata
TytułRanę zadałeś, ranę otrzymasz
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik ’92, student filologii polskiej na UAM-ie ze specjalnością wydawniczą. Miłośnik literatury, w szczególności fantasy, wielbiciel rodzimego hip hopu, muzyki celtyckiej i filmowej, kinoman, amator wszelakich rodzajów pizzy. Stworzenie nocne, wiecznie bujające w obłokach. Publikował m.in. w „Qfancie”, „Esensji” i w serwisie Poltergeist.
Gatunekhistoryczna

Ranę zadałeś, ranę otrzymasz

1 2 3 8 »
Przejrzał papirusy na stole, spenetrował łóżko, rozciął nawet materac i zanurkował dłonią w pierze, ale bez powodzenia. Patrzył dosłownie wszędzie. Nic, kompletnie nic godnego uwagi. Może Lizymach się mylił? Może nie było żadnego spisku?

Marcin Dolata

Ranę zadałeś, ranę otrzymasz

Przejrzał papirusy na stole, spenetrował łóżko, rozciął nawet materac i zanurkował dłonią w pierze, ale bez powodzenia. Patrzył dosłownie wszędzie. Nic, kompletnie nic godnego uwagi. Może Lizymach się mylił? Może nie było żadnego spisku?

Marcin Dolata
‹Ranę zadałeś, ranę otrzymasz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Dolata
TytułRanę zadałeś, ranę otrzymasz
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik ’92, student filologii polskiej na UAM-ie ze specjalnością wydawniczą. Miłośnik literatury, w szczególności fantasy, wielbiciel rodzimego hip hopu, muzyki celtyckiej i filmowej, kinoman, amator wszelakich rodzajów pizzy. Stworzenie nocne, wiecznie bujające w obłokach. Publikował m.in. w „Qfancie”, „Esensji” i w serwisie Poltergeist.
Gatunekhistoryczna
Och, Fortuno… To był najgorętszy dzień od dobrych kilku tygodni. Słońce górowało na niebie i nawet cień wielkiej Bramy Adada, tutejszego boga wiatru, deszczu i burz, nie przynosił oczekiwanego ukojenia. Diodoros otarł czoło z potu i pieszczotliwie przesunął dłonią wzdłuż grzbietu wierzchowca. Mokra sierść kleiła się do palców, wydzielając nieprzyjemny zapach. Koń parsknął gniewnie, po czym ukrył pysk w wiadrze z wodą.
Ciekawe, czym zawiniliśmy, skoro Apollo dziś tak bardzo zbliżył się do ziemi na swoim złotym rydwanie i karze nas tą spiekotą, pomyślał Diodoros, wodząc wzrokiem po twarzach kilkudziesięciu podwładnych. Ich oblicza nie zdradzały, poza niemożliwym do ukrycia zmęczeniem, niemal żadnych emocji, ale dowódca dobrze wiedział, że tak naprawdę nikt z nich nie miał ochoty tkwić bezczynnie w pełnym rynsztunku w tym upale. Nie usłyszał jednak protestów. Hetajrowie, a zwłaszcza członkowie osławionej ile basilike, zawsze wykonywali rozkazy umiłowanego władcy bez cienia sprzeciwu.
Cierpliwość żołnierzy wkrótce została wynagrodzona. Na zachodzie, wzdłuż horyzontu pojawiły się gęste tumany kurzu, z których potem wyłoniła się grupa jeźdźców. Jedynie Silas, prawa ręka i adiutant Diodorosa, pozwolił sobie na dyskretny uśmiech ulgi w stronę dowódcy.
Nie minęło wiele czasu, a przybysze dotarli do miasta. Popuścili wodze, ich zziajane konie zwolniły kroku. Bez wahania minęli warty, z nie lada podziwem spoglądając na zachodnią bramę miasta. Poświęcona Adadowi budowla, oblicowana glazurowaną cegłą szafirowego koloru, mieniła się w słońcu niby klejnot w diademie Aleksandra. Zwierzęta, które przedstawiono na reliefach umieszczonych po obu stronach cedrowych wrót, zdawały się majestatycznie spoglądać na obcych z dalekiej Macedonii.
– Jestem Diodoros z Ajgaj, syn Galenosa – przedstawił się dowódca hetajrów, wychodząc podróżnym naprzeciw. – Przypadł mi zaszczyt eskortowania was, szlachetny panie, do pałacu.
– Kassander, syn Antypatra, regenta Macedonii. Prowadź zatem – odrzekł barczysty mężczyzna w purpurowym płaszczu i szerokoskrzydłym kapeluszu. Coraz rzadziej można było ujrzeć w Babilonie ów ubiór, tak charakterystyczny dla macedońskiej arystokracji. Ludzie z wyższych warstw społecznych nosili się teraz na wschodnią modłę, to znaczy przywdziewali długie, kolorowe stroje ozdobione frędzlami i haftem. Na ogół obwieszali też przeguby bransoletami ze złota lub srebra, zakończonymi głowami zwierząt. Szlachetnie urodzonych Macedończyków i wojskowych, urzędujących na dworze królewskim, nie sposób było teraz odróżnić od perskich wielmoży.
Diodoros skinął dłonią na żołnierzy, by wsiedli na konie i otoczyli Kassandra oraz wyłysiałego służącego. Dowódca świty, która eskortowała posła od Seleucji, odmeldował się i zabrał podwładnych na spoczynek. Hetajrowie tymczasem uformowali szyk w kształcie klina, następnie ruszyli stępem, torując drogę wśród licznych przechodniów. Mimo upału ulice Babilonu tętniły życiem, a miasto przypominało rozkopane mrowisko. Wszędzie panował gwar, straganiarze przekrzykiwali się nawzajem. Ich stoiska uginały się pod ciężarem melonów, śliwek i wysuszonych na wiór daktyli, a w powietrzu unosił się przyjemny zapach świeżo wypieczonych płaskich chlebów z jęczmienia.
Wszystkie najważniejsze drogi w Babilonie przecinały się pod kątem prostym i nosiły nazwy poszczególnych bóstw. Jeźdźcy posuwali się jedną z właśnie takich tras, wiodącą w poprzek Nowego Miasta, jak nazywano część zabudowań po zachodniej stronie Eufratu. Od niej odbiegały mniej ważne ulice, dosyć wąskie i kręte, jednakże równie mocno zatłoczone. Wszędzie jak okiem sięgnąć wznosiły się w bezładzie domy z cegły mułowej, czasem też, w przypadku siedzib bogatszych mieszkańców, z cegły glinianej.
– Posłaniec doniósł wczoraj, że przybędziecie dziś jeszcze przed południem – zagadnął Diodoros, pociągając za wodze, tak aby koń nie wdepnął w szeroką kałużę. – Czy coś was zatrzymało po drodze?
– Nic poważnego. Po prostu wyjechaliśmy z przydrożnego zajazdu nieco później, niż zamierzaliśmy. Pewna urocza dziewka służebna nie mogła pogodzić się z myślą, że już ją opuszczam. – Kassander uśmiechnął się kącikiem ust do wspomnień minionej nocy. – Podejrzewam, że tutaj także nie narzekacie na brak rozrywek.
– Babilon oferuje wiele uciech, szlachetny panie – rzekł Diodoros, spoglądając obojętnie na ulicznice, które stały akurat w grupie na rogu dwóch alei i kusiły przechodniów obnażonymi wdziękami. Wielu mężczyzn przystawało choćby na moment, aby popatrzeć.
Kassander również długo sycił wzrok, póki nie oddalili się dostatecznie, a potem westchnął z lubością i oddał się rozmyślaniom. Diodoros raz po raz zerkał nań dyskretnie. Starając się umilić gościowi dalszą drogę, co chwilę opowiadał anegdotki związane z dziejami Babilonu, a Kassander słuchał ich z umiarkowaną ciekawością.
Niebawem usłyszeli szum wody, tak bardzo kojący uszy zmęczone codziennym miejskim harmidrem. Ulica Adada doprowadziła ich do wielkiego mostu na siedmiu masywnych, kamiennych podporach, które wyrastały z głębin Eufratu. Pod przęsłami co chwilę przepływały łodzie rybackie i handlowe, obsługiwane potem przez portowe żurawie, którymi usiane były wały brzegowe. Eskorta Kassandra wjechała do Starego Miasta przez dwie kolejne bramy, strzeżone przez smukłe, niebieskie wieże. Po prawej stronie dumnie górowały kompleksy świątynne, wzniesione na część Marduka, Guli i Ninurty, po lewej zaś sterczały rozległe ruiny. Wielu robotników pracowało w pocie czoła, uprzątając rumowisko.
– Dawniej mieścił się tutaj Kamień Węgielny Wszechświata, czyli zikkurat Etemenanki, zniszczony przez barbarzyńskiego Kserksesa – wyjaśnił Diodoros, widząc pytanie w oczach Kassandra. – Król postanowił wybudować w tym miejscu świątynię ku własnej czci.
– Od mojego przybycia dzielisz się ze mną swą obszerną wiedzą… Widzę, że to miasto już nie jest ci obce, skoro tyle o nim wiesz.
– Prawda. Nasz wielki monarcha zachęca nas do poznawania dziejów podbitych ludów. Zresztą historia Babilonu powinna być znana każdemu Macedończykowi, wszak tak naprawdę teraz to nasza stolica.
– A nie myślałeś nigdy, podczas kolejnych wypraw wojennych, o powrocie do ojczyzny? Nie tęsknisz za pięknymi górami Macedonii? Za rozległymi, trawiastymi zboczami? Za szumem Aksjosu i śpiewem Haliakmonu? Za Pellą i widokiem morza, za rodzinnym Ajgaj?
– Nie. Mój dom mieści się teraz tutaj. Jestem szczęśliwy u boku naszego wspaniałego króla. Związałem z nim życie.
Kassander uśmiechnął się krzywo, ale nie drążył dłużej tematu. Grupa jeźdźców ruszyła tymczasem Drogą Procesyjną na północ. Była to główna, brukowana ulica miasta, po której podczas procesji, zgodnie ze zwyczajem, jeździły wozy udekorowane posągami miejscowych bogów. Tuż przy niej wznosiły się pałace, liczne gmachy administracyjne i koszary. Natomiast w oddali majaczyły już mury cytadeli i królewskiej rezydencji.
• • •
Aleksander III z dynastii Argeadów, uznany przez Greków za trzynastego boga panteonu, siedział na tronie i z wyniosłą miną wysłuchiwał meldunków. Był nieco mniej niż średniego wzrostu, stalowe mięśnie świadczyły o silnej budowie ciała. W płaszczu przyozdobionym złotem i czerwonej szacie wyglądał jak perski władca. Długie, jasne, zmierzwione włosy przypominały lwią grzywę, a ostre rysy nadawały szlachetności boskiemu obliczu. Władca miał jedno oko szaroniebieskie, drugie zaś ciemnobrązowe; nieustannie omiatał zebranych drapieżnym spojrzeniem.
Powiadano, że tej nocy, kiedy urodził się Aleksander, spłonęła świątynia Artemidy. Już wtedy magowie perscy dostrzegli w tym zjawisku zapowiedź przyszłego upadku swego imperium. Przez ród matki Olimpias władca spokrewniony był z Achillesem, natomiast jego przodkowie od strony ojca, Filipa, wywodzili się od Heraklesa i Dzeusa. Mało kto mógł się pochwalić tak zacnym pochodzeniem.
W sali obecni byli perscy i macedońscy dostojnicy, a także damy dworu. Bezpośrednio przed władcą stali ważni dowódcy: nieustraszony Peukestas, Leonnatos z Pelli, Perdikkas i Lizymach, oddany przyjaciel Diodorosa. Wszyscy czterej należeli również do somatofylakes, czyli ośmiu najbardziej zaufanych gwardzistów władcy. Diodoros został przyjęty do tej grupy w miejsce Hefajstiona, który zmarł przed rokiem w Ektebanie na chorobę tropikalną. Aleksander długo przeżywał tę stratę, ale w końcu postanowił uzupełnić stan gwardii. Ta nominacja stanowiła dla Diodorosa największy zaszczyt w życiu. Zawsze marzył o tym, aby móc stać bezpośrednio u boku boskiego władcy.
Oficerowie po kolei składali meldunki dotyczące stanu macedońskiej armii, jej zapatrzenia, odbudowy floty i przygotowań do kolejnej kampanii. Aleksander słuchał ich z kamienną twarzą, czasem wydając jakiś osąd. Diodoros z uwielbieniem spijał każde słowo z ust władcy. Monarcha wyglądał jak posąg, dumnie i wyniośle. Tkwiło w nim jakieś nienazwane piękno. Jeżeli komuś można było przypisać owo areté, będące celem i marzeniem każdego męża, to właśnie jemu.
1 2 3 8 »

Komentarze

09 IX 2013   18:48:23

Opowiadanie wyjątkowo przewidywalne. Już po pierwszej rozmowie Lizymacha i Diodorosa chyba nikt nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego jak w ogólnym zarysie potoczy się dalej akcja.

22 IX 2013   14:08:10

To jest dobre opowiadanie, ma wartość poznawczą. Autor ma pewne kłopoty z konstruowaniem zdań wielokrotnie złożonych, ale tu akurat korekta powinna była zareagować. Natomiast kolega Algorytm uświadomił mi, że wiem, jak w ogólnym zarysie (za to bez najmniejszej wątpliwości) potoczy się moje życie. Serdeczne dzięki

09 X 2013   15:41:17

Zupełnie dobre, wciągające, dobrze się czyta. Wiadomo, co będzie, ale chce się doczytać.

25 X 2013   16:38:11

Jak na opowiadanie historyczne to sporo błędów merytorycznych. W tekście pojawia się wzmianka o mieście Seleucji (wówczas jeszcze nie istniejącym), pojawiają się wezwania do bogini Fortuny (a to bogini rzymska a nie grecka!), tak samo jest ze słowem "lupanar" które jest określeniem łacińskim a nie greckim. No i trochę błędów stylistycznych, choćby zła odmiana, nie powinno być "zamienisz się w nędznego Achemenida" a w "zamienisz się w nędznego Achemenidę". Ale to wynik młodego wieku autora, do pisania literatury historycznej trzeba się jednak dobrze przygotować.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Tam, gdzie kwitną jabłonie
— Marcin Dolata

Nic osobistego
— Marcin Dolata

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.