Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wiesław Gwiazdowski
‹Centurion›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWiesław Gwiazdowski
TytułCenturion
OpisAutor pisze o sobie:
Suwalczanin, żona Magdalena, córka Lena. Debiutował w prehistorii. Od kilku miesięcy zastanawia się nad powrotem do Anglii, gdzie przyszła na świat córka.
Gatunekfantasy, historyczna

Centurion

1 2 3 4 »
Trzech skazańców zwisa z poprzecznych belek krzyży. Król żydowski, złodziej i oszczerca. Trójca, do której modlą się klęczące poniżej kobiety. Nie znam niewiast, lecz ich twarze nie są mi obce. Widziałem je wcześniej. Dwie starsze rzucały kwiaty pod nogi tego, który niósł swe brzemię na miejsce kaźni. Młodsza ścierała pot z jego twarzy i czoła.

Wiesław Gwiazdowski

Centurion

Trzech skazańców zwisa z poprzecznych belek krzyży. Król żydowski, złodziej i oszczerca. Trójca, do której modlą się klęczące poniżej kobiety. Nie znam niewiast, lecz ich twarze nie są mi obce. Widziałem je wcześniej. Dwie starsze rzucały kwiaty pod nogi tego, który niósł swe brzemię na miejsce kaźni. Młodsza ścierała pot z jego twarzy i czoła.

Wiesław Gwiazdowski
‹Centurion›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWiesław Gwiazdowski
TytułCenturion
OpisAutor pisze o sobie:
Suwalczanin, żona Magdalena, córka Lena. Debiutował w prehistorii. Od kilku miesięcy zastanawia się nad powrotem do Anglii, gdzie przyszła na świat córka.
Gatunekfantasy, historyczna
Znów ten sam sen. Stoję na wzniesieniu obok trzech krzyży, z których zwisają skazańcy. Niebo jest granatowe, niemal czarne od gromadzących się chmur. Wieje zimny, złowieszczy wiatr, a ziemia drży. Grupka kobiet modli się do ukrzyżowanych. Łzy płyną po ich policzkach, usta trzęsą się z bólu i chłodu.
U stóp otwiera się przepaść, w którą wiem, że spadnę.
Nie powinienem tu stać. Nie teraz. Nie dziś. Lecz stoję i widzę. Jestem świadkiem końca epoki, końca życia.
– Dobry człowieku, skróć mu cierpienia – prośba smaga jak bicz.
Patrzę na kobietę. Ma łagodną, zmęczoną twarz, duże proszące oczy, ręce złożone do modlitwy. Oceniam ją na lat pięćdziesiąt, choć równie dobrze może być znacznie starsza. Ma długie, przyprószone siwizną włosy, czarną chustę na głowie, czarne rękawiczki na dłoniach. Półmrok utrudnia ocenę. Nie znam jej, tak samo jak dwóch pozostałych kobiet, z których młodsza może być jej córką. Ma złote kolce w uszach i wargach, a w brązowych oczach można się zatracić. Przyszły wraz z orszakiem żałobnym, lecz choć inni odeszli, one zostały. Kim są? Nie wiem. Nie zastanawiałem się wcześniej. Może matki, może żony ukrzyżowanych? A może zwykłe ladacznice, którymi zwykli się otaczać skazańcy? Zawsze dziwiło mnie to, dlaczego tak łatwo złoczyńcy zdobywali serca niewiast.
Za co wiszą? Za kradzież i bluźnierstwa. Ten w środku kazał nazywać się Synem Bożym.
Gdy spoglądam na niego, nie dostrzegam nawet źdźbła boskości. Jedynie zmęczenie, jedynie cierpienie. I krew. Krew jest wszędzie. Biczowano go, nim wdrapał się na wzgórze, a potem zawisł. Upływ krwi pozwoli mu szybciej umrzeć. Dwaj pozostali będą męczyć się całą noc, albo i dzień. Będę przy nich. Będę patrzył na ich cierpienia, a potem na agonię. I mimo iż widziałem to już nieraz, wiem, że znów nie będzie to przyjemny widok. Ból wyniszczonych twarzy zostaje pod powiekami, burzy sny, niszczy od środka. Wraca. Nocą i za dnia.
Gdybym wiedział, że przestanę widzieć, wydłubałbym sobie oczy. Lecz wiem, że to nic nie da. Prócz kalectwa i ślepoty.
– I tak już jesteś ślepy – odzywa się środkowy wisielec.
Skądś wiem, że mówi do mnie. Odrywam oczy od starszej kobiety, kieruję wzrok na skazańca.
– Co powiedziałeś? – pytam.
– Jesteś ślepy – słyszę niewyraźną odpowiedź.
Z popękanych warg cieknie czerwona ślina. Mówienie musi być dużym wysiłkiem.
– Takiś mądry? Zejdź, jeśli potrafisz – mówię. – Ponoć jesteś Bogiem.
Nie otrzymuję odpowiedzi. W szeroko otwartych oczach widzę jedynie żal.
Niebo jest ciemne od chmur. Niesiony wiatrem pył wbija się pod powieki. Odwracam głowę. Cała noc przede mną. W samotności pełnej niepokoju. I chrapliwych oddechów.
Czego chcą te kobiety? Po co tu stoją? Na co czekają?
– Precz! – mówię opuszczając włócznię.
– Pomóż mu – prosi najstarsza niewiasta.
Zaciskam zęby. Wypluwam drobinkę piachu. To wszystko jest tak nierealne! Nie powinno mnie tu być. Nie powinno.
Pod powieki wciska się pył, oczy zaczynają łzawić.
Podchodzę do wisielca i wbijam Mesjaszowi grot włóczni pod żebra. Okręcam, by poczuł, kto ma władzę, i wszystko. I że to ja jestem panem życia i śmierci, nikt inny!
Sumienie mówi mi, że przecież spełniam prośbę. Wewnętrzny lęk krzyczy, że zabijam Boga!
Z okrwawionych ust skazańca wydobywa się jęk. Kilka słów, których nie rozumiem. Brzmią zbyt cicho, zbyt niewyraźnie. Jak błogosławieństwo?
Odchodzę kilka kroków, może pięć, może sześć. Mrużąc podrażnione oczy patrzę na kobiety. Z podłużnymi czarkami, które przypominają kielichy, w dłoniach podbiegają pod krzyż i łapią wypływającą z rany krew. Wiem, że powinienem je przegnać, lecz nie znajduję dość sił, by im zabronić. Przyglądam się, zapominając, że to ja jestem panem wzgórza i krzyży.
To przecież tylko sen. To nie dzieje się w rzeczywistości!
Krew płynie coraz wolniej, spływa po brzuchu na przepaskę biodrową, a potem kroplami w dół do nadstawionych naczyń. Kap, kap, kap – słyszę miarowe uderzenia.
– Ojcze…?! – jęk, który równie dobrze może być krzykiem, wydobywa się z ust ukrzyżowanego.
Skarga i pytanie w jednym słowie. Kogo wołasz? – chcę zapytać, lecz głos mi więźnie w gardle. Niebo rozstępuje się i nagle w szum wiatru wdziera się łopot skrzydeł. Zaciskam palce na włóczni.
Anioły to, czy demony? Wpatruję się w opadające na wzgórze zastępy.
Istoty przypominają ludzi, są jednak brzydkie, przeraźliwie chude i wysokie, wykoślawione i chorobliwie blade. Pod białą skórą ciągną się ścięgna skrzydeł, jak nienaturalnie długie palce oplatające klatki piersiowe.
Cofam się o krok, o krok, bo tuż za mną zieje przepaść. Oglądam się. Nie ma drogi ucieczki. Dalej jest tylko bezdeń.
Kobiety w fałdach szat kryją kielichy z krwią skazańca i upadają na kolana.
Słudzy niebiescy gromadzą się wokół krzyży. Milczą. Ich blade ślepia przypominają przesłonięte bielmem oczy ślepca. Ich wykrzywione odnóża to kończyny kalek.
Jedna z istot wyciąga rękę. I widzę coś, co przeczy naturze rzeczy. Ręka wydłuża się. Palce dotykają rany ukrzyżowanego, zanurzają się w ciało. Skazaniec szarpie się i unosi opuszczone powieki.
– Ojcze, zabierz ode mnie swe sługi – ledwie zrozumiały szept dochodzi do mych uszu.
Istoty cofają się podrażnione słowami, zaczynają syczeć wykrzywiając gniewnie oblicza. Niektóre rozkładają skrzydła roztrącając sąsiadów. To powoduje nagłą wrzawę i zamieszanie. Wśród bladych warg pojawiają się zwierzęce kły. Stwory warczą na siebie wyginając groteskowe ciała. Zachowują się tak, jakby za chwilę miały skoczyć sobie do gardeł.
Kobiety odpełzają nie podnosząc się z klęczek. W czarnych szatach, pod granatowym niebem, wyglądają jak cienie. Cienie demonów, których nie dopuszczono do stołu. Czuję, że powinienem pójść za nimi, lecz nie mogę zrobić kroku.
Istoty syczą tłocząc się u krzyży, drepczą jak ptaki, którym umknął żer. A może właśnie na żer czekają? Tego nie wiem. Przyglądam się czując, że koszula, mokra od potu, klei mi się do pleców. Krępuje ruchy i potęguje zimno.
Zmierzch granatem chmur rozciąga się nad wzgórzem tłumiąc biel niebieskich sług.
Wiem, że śnię, lecz gdy istoty w końcu mnie dostrzegają, czuję strach. I nagle zaczynam się zastanawiać, czy jestem tylko świadkiem, czy może uczestnikiem. I czy przypadkiem sen nie jest snem, lecz jawą.
Zwę się Gaius Cassius i jestem centurionem. Polecono mi stać na wzgórzu i pilnować ukrzyżowanych. Jutro. Po egzekucji, która ma odbyć się jutro.
Jedna z istot rozkłada skrzydła, nagłym wybiciem wzbija się w powietrze i ląduje o krok ode mnie. Cofam się w nagłym lęku, zapominając o przepaści za plecami. Ziemia umyka mi spod nóg. Spadam. Białe ślepia patrzą nienawistnie, wśród bladych warg szczerzą się kły. Spadam. Z włócznią zaciśniętą w dłoni. Z obrazem demonicznego anioła pod powiekami. Spadam.
I wtedy z nicości wyłania się śmiertelnie blada ręka…
• • •
– Gaius… Gaius…
Nagłe otwarcie ust i zaczerpnięcie powietrza.
U brzegu łoża znajoma twarz, umiłowana Laetitia.
– Czy coś się stało? – wyraz jej twarzy sprawił, że musiałem ją zapytać, nim sama się zdobędzie na wyjaśnienia.
– Syn Boży… – nie dokończyła zdania.
– Co? – ponagliłem unosząc się na łokciach, bo jej niepokój nie był mi obcy.
Znów miałem sen. Sen o ukrzyżowanym. Po raz pierwszy pojawił się przed dziesięcioma dniami, na dzień przed egzekucją. I już mnie nie opuścił. Wspominałem go idąc na miejsce kaźni, myślałem patrząc na chłostę, i w chwili, gdy krzyże postawiono do pionu. Starałem się zrozumieć. I zapomnieć, że tam byłem.
Przyglądając się ludziom odnalazłem kobiety ze snu. A u stóp szczelinę w ziemi. Zabrakło mi odwagi, by podejść do niewiast. Później nie mogłem tego odżałować.
– Wczoraj znaleziono odsunięty głaz z grobu, w którym go złożono – wyjaśniła.
– Kto? Kto znalazł?
– Niewiasty. Jego matka i… – umilkła, lecz nie musiała kończyć. Wiedziałem, o kim nie chciała mówić. Były w mym śnie. Od kilkunastu dni śniłem jeden i ten sam sen. Śniłem, próbując przypomnieć sobie, kto podał mi rękę, chroniąc przed zderzeniem z dnem przepaści.
1 2 3 4 »

Komentarze

23 V 2012   09:06:09

Znakomite ilustracje, podoba mi się zwłaszcza ta górska grań - świetne użycie koloru i wykorzystanie techniki akwarelowej do oddania faktury oraz światła.

13 VI 2012   06:32:13

Jakkolwiek pomysłowe by były i tak nie lubię fanficków.

15 VIII 2015   21:29:37

wciąż mi się ten tekst podoba

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bestie z południowych krain
— Wiesław Gwiazdowski

Stanisz
— Wiesław Gwiazdowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.