Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michał Pięta
‹Portret Anny Hals›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMichał Pięta
TytułPortret Anny Hals
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik 82, z wykształcenia nauczyciel, z konieczności człowiek wielu zawodów. Miłośnik muzyki, szczególnie w mocnym, gitarowym wydaniu, choć nie tylko. Szczęśliwy mąż i jeszcze szczęśliwszy ojciec, niniejszym tekstem oddający hołd niderlandzkim mistrzom, ze szczególnym uwzględnieniem jednego z nich.
Gatunekhistoryczna

Portret Anny Hals

« 1 4 5 6

Michał Pięta

Portret Anny Hals

Palec Vanejgena wskazywał wprost na białą kropkę. Na moment wszystko skupiło się wokół niej. Świat zamarł, czas stanął. Rajmund był pod takim wrażeniem, że rozdziawił tylko gębę, nie ważąc się przerywać. Profesor poprawił zmierzwiony włos i kontynuował:
– A czymże ona jest? Ta biel. Dusza pańskiej prababki? Jaki zamysł towarzyszył artyście, gdy popełniał, o zgrozo inaczej nazwać tego nie potrafię, wyrafinowane morderstwo! To jest właśnie sedno sprawy, to istota obrazu. Uwalniająca się z ciała dusza, śmierć z życia, najprzedniejszy akt destrukcji. Och, jakże mądrze on wybrał! Przecież łatwiej nam zabić, niż spłodzić nowe życie! W tej próbie pozostał człowiekiem, odrzucił etos Boga! W dążeniu do celu sięgnął po niegodziwość, gdyż tak musiał, to był najtrafniejszy wybór. I tu, w tej jasnej plamce, skupia się cała złowieszcza moc destrukcji – oto cel Vernera! Mistyczny moment transgresji ducha! Ta śmierć to siła, potencjał twórczy! Więcej nawet! To sam akt tworzenia, przedziwny moment, gdy z niebytu rodzi się materia, lub gdy materia w niebyt się obraca! To twórczość, najprzedniejsza ludzka zdolność! Więcej jeszcze! To sztuka!
Ostatnie słowa Vanejgen wykrzyczał niczym w twórczym szale, wymachując dłonią ponad rozwichrzoną czupryną. Rajmund był oczarowany. W tej chwili gotów był przyznać, iż pasja i talent podłego starucha godne są najwymyślniejszych nawet komplementów i pochwał.
– Tak, panie Meegeren – Vanejgen bynajmniej nie skończył, spiął jedynie rozsadzającą go podnietę, kontynuując głosem stonowanym i łagodnym. – Teraz, jeśli pan zapyta, czy to naprawdę obraz Vernera, gotów jestem potwierdzić, gdyż i forma, i wybitny zamysł, które tu zawarto, mogły się narodzić wyłącznie w umyśle tkniętym mocą czystego geniuszu. A tak obdarzonych ludzi nasza ziemia nosiła doprawdy niewielu.
– Doskonałe – wymamrotał Rajmund. – To było wprost doskonałe.
Nie mógł wykrzesać z siebie nic więcej. Wygłaszając przed nim swe kwieciste perory, Vanejgen go przytłoczył, stłamsił ekspresją osobowości. Rajmund przytaknąłby mu teraz we wszystkim, poszedł gdzie zaprowadzi, wskoczył w przysłowiowy ogień, gdyby tylko profesorowi przyszła fantazja akurat tam go zaprowadzić. Był zdumiony i oczarowany, mimo że słuchał przecież o rzeczach, które sam wymyślił! Potrzebował oddechu. Nic więcej, tylko długiej chwili oddechu.
Profesor okazał się jednak bardzo pragmatyczny.
– Tak przedstawione dzieło nosi w sobie pewne odium – ciągnął. – Tkwi w nim skaza występku, wymowa jest niemoralna. Karkołomna interpretacja, którą przed momentem zaprezentowałem, rozbija się niestety o rafy etyki. Dzieło jest pod tym względem nie do przyjęcia. Miast sławić cnotę, sławi występek. Mistrz dokonał artystycznej zbrodni, aby zapewnić dziełu odpowiedni wyraz, jednak moralnie jest przegranym, zwyrodnialcem, wynaturzonym dziwakiem. Broni się jako twórca, wielki innowator sztuki, lecz przegrywa jako człowiek, grzesznik przedkładający twórczy eksperyment ponad ludzkie życie. I to niestety oznacza dla nas kłopot, panie Meegeren. Trudniej będzie spieniężyć dzieło, część mecenasów odrzuci jego wielkość, sugerując się leżącą u podstaw ohydą. Znam rynek i panujące na nim mody. Ostatnie lata nie sprzyjają pomysłom wykraczającym poza kanon, dlatego też myślę, iż wypadnie nam borykać się ze sobą częściej. Rozumie pan, dzieło takiego formatu potrzebować będzie odpowiedniego entourage’u, aby godnie wypłynąć. A to zapewnić mogę ja. Renomą, autorytetem, nazwiskiem. Przy odrobinie pracy zrobię z tego najważniejsze wydarzenie mijającej dekady. Kto wie, może nawet kilku ostatnich dekad! Tak, panie Meegeren. Wydaje mi się, iż obaj na takie rozwiązanie sprawy po prostu zasłużyliśmy.
Rajmund uśmiechnął się jak dziecko, któremu wręczono ogromnego lizaka. O jakże był szczęśliwy! Jakże słodka błogość wypełniła jego korpulentne ciało! W najśmielszych snach nie spodziewał się, że będzie to aż tak bajeczne uczucie. W najśmielszych snach!
• • •
Dobrą chwilę po tym, jak strzał krótkiego bicza ożywił terkot kół powozu, którym pod dom w Staat podjechał Vanejgen, Rajmund wciąż siedział przed obrazem, pieszcząc wzrokiem każdy jego detal.
Napracował się przy nim, oj napracował! Była to robota mozolna i trudna, lecz jakże miłe okazało się uczucie spełnienia, które po fali pierwszej, dzikiej euforii rozlało się we wnętrzu Rajmundowego serca. O tak, był spełniony. Cudownie, jak nigdy wcześniej spełniony i spełnienia tego w żaden sposób nie umiał przyćmić fakt, iż oto dopuścił się oszustwa, hochsztaplerstwa godnego kary i potępienia. O nie, poczucia winy Rajmund Meegeren nie odczuwał w najmniejszym stopniu. Był fałszerzem, to prawda, właściwie stał się nim dopiero przed chwilą, zdając pod czujnym okiem profesora Vanejgena egzamin wstępny do niesławnego grona artystów-niegodziwców, lecz nie robił tego przecież dla pieniędzy! Nie tylko. Zemsta. Tak, to jej koścista dłoń pchnęła Rajmunda na drogę występku. I z jakimże skutkiem!
Wstał i podszedł do okna. Rozmarzonym wzrokiem ogarnął okolicę. Plan był prosty, zabawnie prosty. Aż nie chce się wierzyć. Jeśli Vanejgen samą opinią potrafił złamać Rajmundowi karierę, należało pokazać światu, że jako opiniodawca Vanejgen jest niewiarygodny. A jak zrobić to lepiej, trafniej i pełniej, niż przyłapując go na wielkiej pomyłce, na wyłożeniu się w temacie, w którym uchodził za najprzedniejszego znawcę?! O jak wybornie bawił się Rajmund myślą, iż oto obnaża błąd profesora, że dyskredytuje jego doświadczenie, wiedzę i umiejętności! Jak wyraźnie widział moment, gdy udowadnia zebranemu w sali wystawowej Królewskiej Akademii Sztuki towarzystwu, iż to nie sławetny Johannes Verner jest autorem „Portretu Anny Hals”, lecz on, Rajmund Meegeren, ubogi handlarz z prowincji, dawny żak, wyrugowany z pocztu artystów jednym słowem znawcy. Nawet jeśli w żaden sposób nie zmieni to przeszłości. Jakże to piękne! Jakże cudownie jest trzymać w garści człowieka, który niegdyś trzymał w garści ciebie. Czyż nie na tym polega surowe piękno zemsty?
koniec
« 1 4 5 6
24 maja 2014

Komentarze

14 VI 2014   13:01:44

Dobrze się czytało. Z przekonywującego opisu interpretacji obrazu widać że autor ma pojęcie o malarstwie. Ale zakończenie jakieś kiepskie. Tak jakby autorowi zabrakło pomysłu jak to zamknąć i uciął na chybcika. Chyba, że ciąg dalszy nastąpi.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.