Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Antoni Nowakowski
‹Operacja „Koziorożec”›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAntoni Nowakowski
TytułOperacja „Koziorożec”
OpisAutor pisze o sobie:
prawnik i politolog, piszący opowiadania i nowele, głównie o tematyce fantastycznej. Ceni fantastykę, ale także historyczną literaturę marynistyczną, faworyzując książki Frederica Maryatta i niektóre pozycje napisane przez Cecila Scotta Forestera. Swoje teksty publikował na ogólnodostępnych portalach internetowych. Ulubiona książka – „Rok 1984” George’a Orwellla, opowiadanie – „Kłopoty to moja specjalność” Raymonda Chandlera, a film to „Bez przebaczenia” Clinta Eastwooda.
Gatunekhistoryczna, SF

Operacja „Koziorożec”

« 1 2 3 4 12 »

Antoni Nowakowski

Operacja „Koziorożec”

To miało dobre strony – umówił się dzisiaj w restauracji na rozmowę z ważnymi przedstawicielami fabryki produkującej broń strzelecką. Podyskutują spokojnie, a oni po raz kolejny odniosą wrażenie, że amerykańskiemu gościowi bardzo zależy na zawarciu wstępnej umowy. Sami Niemcy zaproponowali wspólną kolację. Nie wiedzieli, że czeka ich ostatnie spotkanie – jutro, przed tryumfalnym wyjazdem w Sudety Adolf Hitler uda się na spotkanie z Evą Braun, wierną kochanką. Nakaże zatrzymać wielkiego mercedesa dwieście metrów przed kamienicą kobiety swojego życia, a po drodze w małej kwiaciarni kupi wiązankę róż. Eva mieszkała w Berghofie, blisko alpejskiej rezydencji wodza, ale teraz, w dniach wielkiej euforii, Hitler wynajął jej piękne mieszkanie i w tajemnicy sprowadził do Berlina. Może, sądził John, führer potrzebował po prostu wytchnienia – i wizyty u Evy to zapewniały.
Nadal nieodtajnione raporty angielskiego wywiadu podawały nawet liczbę spotkań – i sposób zachowania Hitlera.
Wódz Niemców sprawdzi jeszcze, czy w kieszeni płaszcza ma prezent dla Evy. Zamieni kilka słów z rozanieloną sprzedawczynią, wyfiokowaną i całą w uśmiechach, zapyta o dzieci, ceny zwykłych produktów, serdecznie uściśnie dłoń jej mężowi – i pójdzie dalej. Führer zawsze tak postępował, kiedy odwiedzał Evę w jej tymczasowym lokum.
– Mały sznaps. Butelka z lodówki – rzucił w stronę barmana, sadowiąc się na wysokim stoliku.
– Kielich szampana na koszt firmy, panie Petersen. – Człowiek za lśniącą jak lustro ladą też uśmiechnął się promiennie. – Prawdziwy francuski. Dzisiaj mamy piękne niemieckie święto! Przejdzie do historii.
John aprobująco kiwnął głową – nie mógł odmówić. Popijając małymi łykami chłodny trunek, jeszcze raz analizował kolejne sekwencje jutrzejszych zdarzeń.
Obok kwiaciarni w dniu odwiedzin krążyło przynajmniej sześciu agentów Gestapo, czujnych jak gończe psy, ale Hitler ostatni odcinek drogi zawsze pokonywał sam. Kolejni gestapowcy zajmowali stanowiska w sieni okazałej kamienicy i pilnowali oficyn, starając się jak najmniej rzucać w oczy.
Führer nie znosił widoku zbyt wielu ludzi kręcących się wokół niego, kiedy udawał się do miłości swojego życia, a wręcz nie cierpiał, aby ktoś towarzyszył mu, kiedy z pięknym bukietem pokonywał ostatnie sto metrów ulicy. Tysiące mikrofilmów przejrzanych przez Johna w bibliotekach Instytutu Hoovera i Kongresu, dokumenty organizacji Wiesenthala dawały jasną odpowiedź na pytanie dlaczego: Hitler krył miłość do Evy Braun. Po prostu nie konweniowała z wizerunkiem niezłomnego wodza, mającego jeden cel: odbudowanie potęgi Niemiec. Obliczem twórcy wielkiej idei narodowego socjalizmu – i tylko jej się poświęcającej. Ta postać, uważana przez niemal wszystkich za człowieka z granitu, nosiła w sobie jednak spore pokłady niemieckiego sentymentalizmu: pragnienie posiadania wiernej kobiety, w zaciszu domu czekającej z obiadem, słuchającej z uwagą o drobnych kłopotach i wielkich sukcesach towarzysza życia, nalewającej starannie herbatę, krojącej spory kawałek wyśmienitego placka własnego wypieku – i kładącej mu dłoń na kolanie gestem tłumionej namiętności.
Petersohn uważał, że te samotne przechadzki ulicą do domu Evy Braun dają Hitlerowi chwilową ułudę powszedniości i poczucie zaspokojenia ukrytej tęsknoty do rodzinnego życia – i dlatego nie chciał, aby ktoś mu wtedy asystował i to zauważył.
Kiedy John na starej mapie Berlina spostrzegł, że zaledwie dwieście metrów od mieszkania Evy Braun znajduje się odludny zaułek z opuszczoną szopą, dobrym miejscem do ukrycia „Latawca”, w jego umyśle narodził się zarys planu zamachu, metodycznie rozwijany.
– Jak pan ocenia naszego wielkiego wodza, mister Petersen? – stonowany, ale pewnie brzmiący głos wyrwał Johna z zamyślenia. – Ciekawi mnie opinia człowieka zza oceanu. Jestem Reinhard Heydrich. Mam zaszczyt służyć führerowi i Rzeszy w SS.
John drgnął i omal się nie zakrztusił kolejnym łykiem doskonałego w smaku szampana. Zamyślił się i nie zauważył, że dwóch nowych gości usiadło obok niego. Jeden z nich, wysoki, barczysty mężczyzna w czarnym mundurze uśmiechał się łagodnie. Miał przystojną, pociągłą twarz i wysoko podstrzyżoną czuprynę. Tylko oczy, patrzące przenikliwie i zimno, niemal wwiercające się w twarz, zdradzały charakter wyglądającego jak uosobienie Aryjczyka esesmana.
Barman bez pytania postawił przed nimi dwie kolejne czarki i nalał szampana.
John poczuł złość. Nie mógł sobie pozwolić na takie niedopatrzenie.
Znał też z nielicznych fotografii drugiego mężczyznę, w ładnie skrojonym, dwurzędowym garniturze, przyglądającego mu się teraz uważnie – Walthera Schellenberga, wschodzącą gwiazdę wywiadu SS, zaczynającego zawzięcie konkurować z Abwehrą.
Nie zdziwił się, że Heydrich zna jego nazwisko. W Trzeciej Rzeszy każdy bardziej rzucający się w oczy cudzoziemiec szybko orientował się, że jest dyskretnie inwigilowany.
Musiał szybko odpowiedzieć, wymijająco, jednak w sposób zadowalający Heydricha. Nie mógł się zdradzić, że go nienawidzi: za cztery lata przyszły protektor Czech i Moraw zorganizuje konferencję w Wannsee i bez wahania wyśle na spotkanie ze śmiercią Żydów z prawie całej Europy.
– Jest niewątpliwie wulkanem energii. – Wargi same ułożyły się w zdawkowy uśmiech. Wcześniej kilka razy przećwiczył ten grymas przed lustrem. – Ma w sobie niewyobrażalną siłę wybuchu bomby atomowej.
Tym razem John naprawdę się przeraził. Ze wszelkich sił starał się tego nie okazać, zachować spokojną twarz, wyrażającą tylko zadowolenie z możliwości smakowania wybornego trunku – i rozmowy w dobrym towarzystwie. Wiedział, że wypowiedział jedno zdanie za dużo: w tysiąc dziewięćset trzydziestym ósmym roku zaledwie parunastu fizyków interesowało się możliwością rozszczepienia atomu, a tylko kilku uważało to za realne.
– Wybuchu bomby atomowej… – powtórzył z namysłem Heydrich. – Piękne porównanie. Muszę je zapamiętać. Naprawdę ciekawa teoria.
– Oczywiście, że to czysta teoria. – Petersohn rozpaczliwie szukał słów. – Nikt poważnie w nią nie wierzy. Ale na pewno wasz wódz jest duchowym uosobieniem tej wyłącznie hipotetycznej możliwości. Emanuje z niego niesamowita moc.
Odetchnął głęboko. Jakoś zatarł znaczenie bezmyślnie rzuconego zdania. Miał nadzieję, że Heydrichowi rozmowa szybko uleci z pamięci.
– Możliwe, że to tylko teoria… – Heydrich potarł palcem czubek nosa. – Ale interesująca. Często tak bywa, że to, co uważamy za niemożliwe, potem prędko okazuje się rzeczywistością. Führer jest najlepszym przykładem.
Wolno upił łyk szampana.
Petersohn poczuł się tak, jakby w jego żołądku narastała zimna bryła lodu, przenikliwym chłodem paraliżująca ciało. W głębi ducha modlił się, aby w końcu przybyli przedstawiciele firmy – w sposób naturalny zakończyłby pogawędkę.
Wiedział, że Heydrich jest najtęższym mózgiem SS, człowiekiem budzącym lęk nawet u Himmlera. Mężczyzna, wolno obracający teraz w palcach kieliszek, doceniał osiągnięcia techniczne i je wykorzystywał: całkiem niedawno uzyskał licencję pilota i często zasiadał za sterami małego samolotu.
Teraz zdawał się głęboko rozważać zdanie wypowiedziane przez Petersohna.
Niespodziewanie Schellenberg przerwał niebezpieczną rozmowę.
– Mamy muzyków – zauważył z uśmiechem, wskazując palcem na małe podium w rogu sali. – Świetnie grają. Uwielbiam ich słuchać, choć w składzie jest kilku pół-Żydów. Jako orkiestranci są jednak doskonali.
Ośmiu mężczyzn w odświętnych garniturach stroiło instrumenty.
– Później i z nimi zrobimy porządek, aż do końca – rzucił Heydrich, dopijając resztę wina. Niedbałym gestem strzepnął niewidoczny pyłek z wyłogu świetnie leżącej na nim mundurowej marynarki.
Nieoczekiwanie znowu się uśmiechnął.
– Oczywiście, panie Petersen, pewne posunięcia restrykcyjne w stosunku do tych krwiopijców, do tej pory tuczących się aryjską krwią, są konieczne. Jednakże na pewno nie przekraczamy określonych granic – podkreślił z wyraźnym naciskiem w głosie. – Niemcy to wielki naród, znany z tworzenia i stosowania prawa. Jeżeli Żydzi go nie łamią, nic im nie grozi. Wszystko inne to celowo fabrykowane plotki.
Teraz jeden z najważniejszych ludzi SS próbował zatrzeć nieopatrznie wypowiedziane zdanie. Skrzętnie ukrywano prawdziwe zamiary elity NSDAP i SS w stosunku do Żydów, zwłaszcza przed cudzoziemcami.
John głęboko odetchnął. Rozmowa nagle zboczyła na inne tory. Ucieszył się jeszcze bardziej, kiedy dostrzegł kilku członków zarządu fabryki wkraczających do sali. Przybyli we właściwym momencie.
– Pożegnam panów. – Petersohn skłonił głowę. – Cóż, wzywają mnie obowiązki.
Czuł, jak bryłka lodu w brzuchu powoli topnieje.
Zespół zagrał pierwsze takty „Horst Wessel Lied” – hymnu NSDAP i SA – Sturmabteilungen, dawnej gwardii Hitlera. Esesmani, nowi pretorianie wodza, doszczętnie zmasakrowali kierownictwo SA podczas jednego dnia, lecz pieśń o wzniesionym sztandarze śpiewano nadal.
« 1 2 3 4 12 »

Komentarze

03 VIII 2014   12:07:33

Opowiadanie w porządku, ale byłoby fajniejsze , gdyby Autor nie przekombinował . Za dużo tu jednak biograficznych detali i z bohaterami też się zrobiło zamieszanie . Wolałbym więcej akcji zamiast tego . Są też drobne zgrzyty składniowe - np. zastanawiałem się długo , czy kelner zawiesza order specjalnie do podawania posiłków. I "przekonywująco" mnie nie przekonuje. A w ogóle to Word wychwytuje takie kwiatki, czyżby się zepsuł?

08 VIII 2014   22:40:38

Bardzo fajne, lubię takie zapętlenie, podróże w czasie. Dobrze się czytało.

24 VIII 2014   05:08:43

Polikarpie, w opowiadaniu jest bardzo duzo akcji, chociaż na pewno nie jest to typowe opowiadanie akcji… Po prostu - zostało nasycone szczegółami z epoki.
Zdecydowanie przypiął Żelazny Krzyż, bo to stare niemieckie odznaczenie nie posiadało wstążki orderowej, co jest jego specyficzna cechą. Żelaznego Krzyże nie zawieszono na mundurze, o czym świadczą liczne fotografie. Nota bene, miejsce umieszczenia Krzyża Żelaznego na marynarce/kurtce mundurowej było ściśle określone. No, ale na pewno Word takich szczegółów już nie wyłapie…
Pozdrówka.

04 IX 2014   06:55:36

Anet,świetnie, że dobrze się czytało = często niedoceniany, a bardzo istotny walor tekstu:trzeba się nad tym jednak napracować - a opowiadanie bardzo się podobało. Zdaje się, że trafiłem w twój gust literacki...
Następnym opowiadaniem w "Esensji" ma być "Przeistoczenie" - zupełnie inna historia, ale tez ze świata przyszłości.
Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Czerwona poświata
— Antoni Nowakowski

Przeistoczenie
— Antoni Nowakowski

Brama – opowieść o Aaronie Wintersie
— Antoni Nowakowski

Listy kochanków
— Antoni Nowakowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.