Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mirosław Bregin
‹Akcja „Smętek”›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMirosław Bregin
TytułAkcja „Smętek”
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik ’84, z wykształcenia historyk, z zawodu przedstawiciel handlowy. Mieszkaniec Krakowa o statusie metojka. Zainteresowany pograniczem historii i fantastyki ze wskazaniem na tą pierwszą. Nie gardzi też klimatem dystopicznym. Dotąd pisał głównie do szuflady co jednak planuje zmienić. Kiedyś. Nie licząc dwóch tekstów na łamach serwisu portalliteracki.pl, „Akcja ’Smętek’” jest jego właściwym debiutem.
Gatunekgroza / horror, historyczna

Akcja „Smętek”

« 1 8 9 10

Mirosław Bregin

Akcja „Smętek”

– Wy skurwysyny! – krzyknął. Nie przejmował się, że będzie go słychać w całej okolicy, nie pomijając samego bunkra. Wiedział, czym się stał. Przynętą. Przynętą dla tego czegoś z bunkra. Nieważne, co to było. Tak czy inaczej niosło śmierć. Więc niech niesie. Niech wyskoczą nawet teraz. Na niego i na nich!
– Skurwysyny!
Was machst du? Ucisz się! – Sonnenbruch, taszczący ciało Witii w pobliże drzewa, rzucił się w stronę Farela. – Ucisz się!
– Wy skurwy…
Myśliwy był szybszy. Chłopak dostał tak szybko, że właściwie nawet tego nie zauważył. Cios pięścią o mało nie złamał mu szczęki. Za to solidnie ogłuszył go i zamroczył. Na chwilę nastała zupełna cisza. I zupełna ciemność.
Gdy po chwili się ocknął, obok niego nie było już nikogo. Cała trójka zniknęła, ale czuł, że była gdzieś niedaleko. Nie wiedział dokładnie w którym miejscu, zresztą pewnie mogli się rozdzielić i zasadzić po obu jego stronach. W końcu jego oczy natrafiły na widok, który w pierwszym odruchu przyprawił go o mdłości. Pod jego stopami leżało ciało nieszczęsnego Witii. Osobno korpus, osobno głowa. Równo odcięta. Trawa dookoła była cała lepka od krwi. A na wszystkim rozłożona była gruba siatka. Taka jak do pułapek na zwierzęta. Nieświadome niczego stworzenie następuje na nią, a wtedy zrywa się linka i całość unosi ofiarę w górę. Skąd w ogóle ją wytrzasnęli? Czyżby to właśnie myśliwy woził w końskich jukach? Farel starał się jednak nie tracić czasu na zbędne analizowanie. Musi walczyć do końca. Mocnymi ruchami starał się wyrwać z więzów. Wcale nie szło mu łatwo. Chromala jednak nie spartolił tego zupełnie. A może któryś z pozostałych poprawił to po nim?
Wtedy rozległ się skowyt, ten sam, który słyszał już wcześniej w ciemnych korytarzach bunkra. Skowyt bestii, który z każdym momentem narastał coraz bardziej. Potwory musiały się zbliżać. Biec. Po chwili pojawiły się u wejścia do bunkra. Farel na moment przestał się szamotać. Mimo zapadającego powoli zmroku, ujrzał je. Teraz mógł się im przyjrzeć, a ich widok zmroził w nim krew. Nagie, szare, dziwacznie powyginane. Ludzi przypominały tylko częściowo. Chłopak spostrzegł od razu, że były ich trzy sztuki. Dokładnie tak jak oceniał myśliwy. Były bardzo szybkie. W kilku susach znalazły się niemal na środku polany, lecz wtedy nagle zatrzymały się i przysiadły na łapach wciągając w nozdrza powietrze. Wyglądało jakby węszyły, choć Farel wiedział, że od razu wyczuły jego obecność. Wyciągnęły w jego kierunku pyski i już szykowały się, by w kilku skokach rzucić się na niego. Chłopak zrozumiał, że to koniec.
Wtedy jednak usłyszał podwójny strzał, wśród nich pierwszy celny, prosto w grzbiet jednej z bestii. Ta wydała z siebie przeraźliwy skowyt i upadła nieruchomo na ziemię. Chłopak w pierwszej chwili uznał, że to któryś z ukrytych mężczyzn nie wytrzymał nerwowo i zaczął strzelać przedwcześnie. Na dachu bunkra dostrzegł jednak jakiś ruch. Czyj? Profesora? – pomyślał z nadzieją i wytężył wzrok. W ułamku sekundy dostrzegł jego postać, tak na Boga, to był Profesor! A więc żyje, ocalał! Mało tego, zamiast czekać na ratunek, sam teraz ratował cztery litery swego młodszego kompana. Jego osobę dostrzegli także Sonnenbruch z myśliwym i od razu posłali w tamtą stronę serię z karabinów, za nic już mając to, że zdradzą swoją pozycję. Bestie spłoszyły się już tak czy inaczej. Teraz dwa ocalałe osobniki uskoczyły w bok, w stronę, gdzie jak się okazało skrył się Chromala. Naczelnik, nieprzyzwyczajony do takich emocji, ewidentnie spanikował. Zwłaszcza, że mając za plecami niezniszczony jeszcze fragment ogrodzenia, nie miał dokąd uciekać. Wybiegł więc z ukrycia chcąc przeciąć polanę i dobiec na drugą stronę, do miejsca, skąd strzelali Sonnenbruch i myśliwy. Plan zupełnie nie wypalił. Obydwa stwory, najwyraźniej nie rozumiejąc intencji naczelnika, jego ucieczkę odebrały jako atak, błyskawicznie zatrzymały się i rzuciły w jego stronę. Niebezpiecznie blisko miejsca gdzie stał, przywiązany do drzewa, Farel. Chłopak wiedział, że mogą wziąć na cel także jego. Zaczął szamotać się ze zdwojoną energią, czuł że jedna z rąk już prawie się wyślizgnęła, jeszcze chwila i będzie wolny. Tymczasem Chromala biegł ile tchu w piersiach. Cały zlany potem, dysząc jak parowóz, dawał z siebie wszystko poganiany panicznym strachem, ale i nadzieją ocalenia. Do miejsca, w którym znajdował się Sonnenbruch i myśliwy było już niedaleko. Już mógł dostrzec wyraźnie twarze kompanów. Ci jednak, widząc, że ściąga w ich stronę rozjuszone bestie, przestali ostrzeliwać dach bunkra i wycelowali lufy w kierunku Chromali.
– Skręcaj! Skręcaj kurwa! – krzyczeli. – Ściągasz je na nas!
Ten jednak widocznie nie dosłyszał albo zgoła nie zrozumiał, bo biegł dalej, nawet kiedy Sonnenbruch posłał ostrzegawczą serię w jego stronę. Może pomyślał, że celują w bestie? Byłoby to jednak niemożliwe, biorąc pod uwagę, że zasłaniał je swoim ciałem. Kolejna seria przyniosła lepszy skutek, bo spłoszyła jednego z potworów, który nagle skręcił i tym samym znalazł się na wprost drzewa oraz przywiązanego do jego pnia Farela szarpiącego więzy z całej siły. Był już bliski uwolnienia. Bestia pędziła jednak jak oszalała. Wydawało się, że siłą rozpędu za chwilę niemal wbije się w ciało chłopaka, ten jednak w ostatnim momencie wysunął z więzów dłoń i uwolniwszy się, odskoczył w bok. Prawie w tym samym momencie bestia uderzyła w drzewo, zdążyła jeszcze zerwać łapami korę z miejsca, o które oparty był chłopak, by zaraz po chwili zostać poderwaną do góry przez sieć uruchomioną z pułapki. Wyjąc i skowycząc zawisła na gałęzi. Farel szukając bezpiecznej pozycji podczołgał się z powrotem pod drzewo i zamarł.
W tym samym momencie jedna z kolejnych serii dosięgnęła Chromalę, będącego już tylko parę kroków od kryjówki swoich kompanów. Naczelnik wydał z siebie stłumiony krzyk i upadł na brzuch. Bestia zauważyła jednak obecność dwóch pozostałych mężczyzn i na nich skupiła swoją uwagę. Skoczyła do przodu, wprost na plecy Chromali, przyduszając go jeszcze do ziemi, po czym odbiwszy się od niego dalekim skokiem dosięgnęła kryjówki obydwu mężczyzn.
Scheisse! Scheisse! Nein! – zdążył jeszcze wykrzyknąć Niemiec.
Farel wychylił głowę z za drzewa, lecz z miejsca w którym się znajdował nie mógł dostrzec, co dokładnie się działo. Usłyszał tylko odgłosy szarpaniny, krótkiej walki i wystrzałów przemieszane z przedśmiertnym charkotem ludzi i krótkim, piskliwym skowytem bestii podobnym do odgłosów rannego psa. Skowytem identycznym z tym, jakie wydało pierwsze ze stworzeń, śmiertelnie trafione na samym początku przez Kwiatkowskiego. Po niecałej minucie wszystko ucichło. Farel podniósł się z ziemi, oparty o drzewo spojrzał w stronę skąd przed chwilą dochodziły odgłosy. Wśród drzew i gałęzi dostrzegł zwłoki potwora. Chwiejnym krokiem podszedł bliżej, trzymając się za obolałe ramię. W zaroślach zobaczył dwa pozostałe ciała, Sonnenbrucha i myśliwego. Wszędzie było pełno krwi. Nie zatrzymując się ruszył w kierunku bunkra. Z oddali dostrzegł Kwiatkowskiego, który utykając na ranną nogę i nie wypuszczając z dłoni visa, trzymając się poszczerbionej ściany budynku, powoli schodził z dachu bunkra.
– Profesorku, żyjesz! Twardy sukinsyn z ciebie! Jak w ogóle tam wsze…
Urwał widząc jak Profesor odwróciwszy się, zamiast ucieszyć się, zamarł. I wyciągnął w kierunku Farela broń.
– Co ty? – chłopak otworzył szeroko oczy. – Oszalałeś?
– Padnij! – rozkazał oschle Kwiatkowski, po czym strzelił.
Farel nie wstając z ziemi odwrócił głowę i zobaczył stojącą postać myśliwego. Mężczyzna upadł na kolana trzymając się za przestrzeloną pierś. Z jego ręki wypadła pepesza, której nie zdążył już użyć.
– Ile razy w tym dniu będę musiał jeszcze ratować twoją dupę? Pamiętaj, żeby zawsze sprawdzać trupy! – rzucił Kwiatkowski w stronę chłopaka, po czym powoli, kuśtykając, ruszył w stronę drzewa, na którym wisiała, schwytana w siatkę, ostatnia pozostała przy życiu bestia.
– Co robisz?
– Chcę się jej przyjrzeć.
– Teraz? Będziesz miał na to jeszcze sporo czasu, kiedy… – chłopak urwał. No tak, pomyślał, przecież to naiwne.
– Kiedy co? – Kwiatkowski mimo to pociągnął zdanie. – Kiedy sprawę utajnią, zamkną i wszystko przekażą do Moskwy? Bo tego, że przekażą wszystko kacapom możesz być pewny.
– Co w takim razie zrobimy? – spytał chłopak ponosząc się z ziemi.
– Zrobimy to, co do nas należy. To bydlę niech sobie tu wisi, siatka wygląda na solidną – odparł Profesor. – Ty przygotuj konie, chciałbym przed zmrokiem być już w wiosce. Trzeba czym prędzej zawiadomić wojewódzki ubep, miejmy nadzieję, że telefon naczelnika nie nawali.
koniec
« 1 8 9 10
8 listopada 2014
1) Utwór z serialu „Czterej pancerni i pies”.

Komentarze

11 XI 2014   04:26:42

A korekta i redakcja śpią sobie w długi weekend, to i takie kawałki wchodzą na główną stronę.

29 XII 2014   14:34:24

Niezłe. Chciało się doczytać do końca. Zwrot akcji w końcówce pierwszorzędny, ale na zakończenie trochę za łatwo poszło głównym bohaterom. Jedyna wątpliwość jaka mi się nasuwa, to że dziwnie się czułem kibicując UBowcom, ale widać takie czasy...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.