Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mirosław Bregin
‹Akcja „Smętek”›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMirosław Bregin
TytułAkcja „Smętek”
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik ’84, z wykształcenia historyk, z zawodu przedstawiciel handlowy. Mieszkaniec Krakowa o statusie metojka. Zainteresowany pograniczem historii i fantastyki ze wskazaniem na tą pierwszą. Nie gardzi też klimatem dystopicznym. Dotąd pisał głównie do szuflady co jednak planuje zmienić. Kiedyś. Nie licząc dwóch tekstów na łamach serwisu portalliteracki.pl, „Akcja ’Smętek’” jest jego właściwym debiutem.
Gatunekgroza / horror, historyczna

Akcja „Smętek”

« 1 7 8 9 10 »

Mirosław Bregin

Akcja „Smętek”

Czas uciekał, a z każdą mijającą godziną szanse na uratowanie Kwiatkowskiego malały. Ponadto dla Farela ważniejsza od opowieści o rasie vril była też sprawa niedawnej serii zabójstw. Liczył, że Sonnenbruch sam się przyzna, ale ten uparcie twierdził, że jest niewinny. Typowe. Jakub wiedział jednak, że gdy uporają się już ze wszystkimi kłopotami, będą mieć wystarczająco dużo czasu i możliwości, aby przekonać Niemca do przyznania się do wszystkiego. Jeśli ten oczywiście przeżyje, bo w planach Farela miał on odegrać specjalną rolę.
Gdy wyszli z piwnicy, pozostawiając w niej Sonnenbrucha, Farel przedstawił myśliwemu i Chromali swój pomysł. Jak twierdził myśliwy, bestie najłatwiej zaatakować wtedy, kiedy się nie ruszają, kiedy ich uwaga czymś jest pochłonięta, na przykład pożeraniem. Utrzymywał też, o czym świadczyła liczba ofiar, że rozsmakowały się w ludzkim mięsie. A oni mieli przecież Sonnenbrucha! Chłopak chciał zatem, postawić związanego Niemca przed bunkrem i tą przynętą wywabić bestie. Następnie, gdy te rzucą się na niego, spokojnie, z ukrycia, rozwalić je z pepeszy. Farel oznajmił to z zimną krwią. Nie miał skrupułów, co najwyżej techniczne wątpliwości. Czy bestie zainteresują się związaną ofiarą? Czy mimo wszystko nie zwęszą pozostałej trójki i nie skoczą na nich? W świetle tego, co mówił myśliwy może być różnie. Póki co nie miał jednak innego planu, a czas naglił. Oby nie było za późno.
– Potrzebujemy czterech świeżych koni – rzucił na zakończenie w stronę Chromali.
– Wystarczą trzy, mój nie potrzebuje zmiany – wtrącił myśliwy, choć Farela zdziwiło to nieco, bo koń wyglądał na zgonionego, a do tego na jego grzbiecie zwisały mocno wypchane czymś juki.
– Da się załatwić – odparł naczelnik.
– Więc za dziesięć minut zbiórka!
• • •
Gdy wyruszali z osady, było już późne popołudnie. Nie niepokoił ich żaden wścibski wzrok. Mieszkańcy wciąż kryli się w domach.
– I całe szczęście… – Farel mruknął do siebie, popędzając czarną klacz. Obok, trzymany mocno za lejce, szedł stary siwek, wałach. Jemu z kolei przyszło dźwigać Sonnenbrucha. Niemiec miał związane za plecami ręce, a usta zakneblowane.
– Całe szczęście… – powtórzył chłopak, poprawiając przewieszoną na plecach pepeszę. Obok nogi, przytroczone do siodła, zwisały magazynki z amunicją. Oprócz tego w kaburze miał jeszcze swojego visa. Jadący za nim naczelnik Chromala również uzbrojony był w pepeszę. Tak samo jak i myśliwy, choć ten oprócz tego miał jeszcze łuk i kołczan ze strzałami, których z niewiadomych przyczyn nie chciał zostawić. Któż zrozumie wariata?
Wiedzieli, że muszą się spieszyć. Ranny Kwiatkowski od kilku godzin pozostawał przecież w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Do tego dzień nie trwa wiecznie, zwłaszcza późnym latem, a myśl o przebywaniu nocą w Lesie Diabłów napawała grozą. Przynajmniej Farela i Chromalę. Przebijając się przez wertepy, chłopak cały czas zastanawiał się, czy jego plan jest wystarczająco dobry.
Wreszcie ich oczom ukazał się, znajomy dla Farela i myśliwego, widok resztek kolczastego ogrodzenia. Gdy dotarli do niego nie zbliżyli się od razu do bunkra, ale zsiadłszy z koni zaczęli wiązać je przy najbliższym drzewie. Cały czas rozglądali się nerwowo dookoła. Wtedy Farel zauważył, że w trawie przed samym bunkrem leży człowiek. Czyżby Profesor? Odłożył na bok pepeszę i jak oparzony rzucił się pędem ku leżącej postaci. Dopiero po chwili zorientował się z kim ma do czynienia. Odwrócił leżące na brzuchu zwłoki. W końcu rozpoznał rudowłosego Witię. A raczej to, co z niego zostało. W poszarpanych łachach, cały we krwi, ze śladami po kłach i pazurach. Jego martwe ciało ledwo przypominało człowieka. Trzeba je stąd uprzątnąć, pomyślał, i przeciągnąć w miejsce, gdzie będzie stał Sonnenbruch. Zakrwawione zwłoki wzmocnią siłę przynęty. Chłopaka z trudem chwycił trupa za ramiona i zaczął ciągnąć w kierunku drzewa, gdzie planował postawić esesmana. Wtedy, w tym jednym krótkim momencie, dotarło do niego pytanie, dlaczego żaden z pozostałych mężczyzn mu w tym nie pomaga? Przecież miał ranne ramię. Tamci zostali z tyłu, przy koniach. Za jego plecami. I wtedy zrozumiał swój błąd.
– Ano zostaw te robotę, panoczku! – usłyszał szorstki głos myśliwego.
Nim zdążył się odwrócić, odezwał się wolny od więzów i knebla Sonnenbruch.
– Rzuć tego thrupa i rhączki do góry!
Chłopak wypełnił polecenie.
– I odhwróć się w naszą sthronę. Thylko phowoli! I pamiętaj o rhączkach.
Jakub znów zrobił, co musiał. Ujrzał całą trójkę stojącą obok siebie. Myśliwy razem z Sonnenbruchem trzymali go na muszce. Spoglądali na niego tryumfalnie. Zupełnie odwrotnie niż Chromala. Ten mimo że stał obok nich nie wyglądał na zadowolonego z siebie. A więc byli w zmowie, a naczelnik jak widać także do nich dołączył. Tylko kiedy? Po drodze? A może jeszcze w osadzie?
– Mogliście mnie kropnąć już we wsi… – zauważył posępnie. Jak mógł dać się tak wystawić? Wszystko przez myśliwego, jak mógł mu zaufać? Ale co miał zrobić? Sam, na tym zadupiu, kiedy liczyła się każda minuta… Zgubił go pośpiech.
– Za dużo świadków, panoczku. Ktoś mógłby zobaczyć, usłyszeć. – Myśliwy podszedł do chłopaka i wyjął visa z kieszeni jego płaszcza. – Ale gdybyś faktycznie zaczął torturować Sonnenbrucha, wbiłbym ci ten młotek w czaszkę.
– Współpracujesz z wrogiem. Z Niemcem! – Farel omal nie krzyknął.
– No już cicho, cicho. Ja też Niemiec, choć od wojny dopiero, kiedym to volkslistę podpisał. Niech cię zresztą o to głowa nie boli. – Myśliwy odsunął się parę kroków. Lufą karabinu wskazał chłopakowi drogę. Po minucie Farel stał już oparty o drzewo jakieś sto pięćdziesiąt metrów od bunkra, dokładnie naprzeciwko.
– Chromala, fessle ihn! – rozkazał Sonnenbruch – Zwiąż go!
Naczelnik pocąc się i sapiąc chwycił ręce Farela. Ranny chłopak syknął z bólu. Naczelnik wykręcił je do tyłu, tak że pień drzewa znalazł się między nimi, po czym zaczął związywać. Szło mu wyjątkowo nieporadnie.
– I w taki oto sposób zamieniłeś się rolami z Sonnenbruchem – skomentował myśliwy, nie opuszczając pepeszy.
– Nie ujdzie wam to! Jestem z UB! – Farel oddychając ciężko starał się ułożyć w głowie jakąś mądrą myśl, którą mógłby wypowiedzieć w takiej chwili. Wreszcie wypalił: – Wiedzcie, że każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, może być pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie!
– Dobra, panoczku. Twój czas na tym łez padole i tak już dobiega końca, więc mogę ci powiedzieć. Ja i Sonnenbruch, panoczku, długo już w twojej ludowej ojczyźnie nie zabawimy. I tak tu jesteśmy za długo. Stanowczo za długo. Mieliśmy się ewakuować już dawno, ruskie skurwysyny nas zaskoczyły. Potem mieliśmy czekać na kontakt z Rajchu, mieli wysłać po nas samolot. Po nas i to, czego tu pilnujemy, panoczku. Po nasze diabliki, he he. – Zaśmiał się złowrogo, po tych słowach jednak jego twarz spochmurniała – Widać sprawy się tam pochrzaniły, bo czekamy i czekamy, a tu nic. Wojna skończona. Jesień idzie, a tu coraz goręcej. UB węszy, choćby ty. Wojsko też niedaleko. Trzeba nam odłowić jedną sztukę, resztę zlikwidować i zwiewać za Odrę. Chłopaki z Werwolfu mają pomóc z przerzutem, choć oni wiedzą niewiele. Nie chcemy ich wtajemniczać.
– Nie ujdzie wam to – powtórzył Farel, po czym starając się odwrócić głowę w stronę Chromali dodał – temu szwabskiemu pomiotowi nawet się nie dziwię, ale ty? Polak?
– Oj tam, daj już spokój chłopcze. Nie chcem, ale muszem – wysapał naczelnik. Z wyraźnym trudem panował nad nerwami. Po chwili podniesionym ze wzburzenia głosem dorzucił: – Myślisz, że nie wiem, jaka ta cała wasza bolszewia jest? Jak już uporalibyście się z tym gównem z lasu, to po tygodniu albo dwóch przyszlibyście po mnie. I dostałbym kulkę między oczy. Za kolaborację z Frycami! A tak, ci zrobią porządek z tymi Smętkami, z tobą i z twoim podstarzałym kompanem, o ile ten jeszcze nie zdechł tam w bunkrze.
Chromala coraz bardziej dawał ponosić się emocjom. Jego głos drżał. Jednocześnie jednak wiązanie na rękach Farela uczynił wyraźnie partacko. Zupełnie jakby zrobił to… celowo! A więc to wszystko pozór! Naczelnik wcale nie przeszedł na wrogie pozycje, choć po stronie Farela także nie stanął. Może, dając Jakubowi szansę ucieczki, na swój sposób chciał zachował neutralność w tym co się tu działo. A może tłumił tylko wyrzuty sumienia, bo mimo wszystko szanse jakie zostawiał Farelowi były jednak mniej niż znikome. Chłopak rozumiał to doskonale.
« 1 7 8 9 10 »

Komentarze

11 XI 2014   04:26:42

A korekta i redakcja śpią sobie w długi weekend, to i takie kawałki wchodzą na główną stronę.

29 XII 2014   14:34:24

Niezłe. Chciało się doczytać do końca. Zwrot akcji w końcówce pierwszorzędny, ale na zakończenie trochę za łatwo poszło głównym bohaterom. Jedyna wątpliwość jaka mi się nasuwa, to że dziwnie się czułem kibicując UBowcom, ale widać takie czasy...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.