Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Leonid Andriejew
‹Łazarz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorLeonid Andriejew
TytułŁazarz
TłumaczeniePrzemysław Musiałowski
OpisLeonid Andriejew (1871-1919), za życia jeden z najpoczytniejszych i najpopularniejszych rosyjskich pisarzy, około 1907 r. uważany za czołowego literata Rosji, uznawany jest za twórcę ekspresjonizmu w literaturze rosyjskiej i jednego z prekursorów literackiego egzystencjalizmu. Poza literaturą, Andriejew zajmował się także fotografią i malarstwem. Kres jego popularności położyła Rewolucja Październikowa.
Gatunekgroza / horror, historyczna

Łazarz

Leonid Andriejew
1 2 3 5 »
Za dnia, kiedy bezlitosne słońce stawało się zabójcą wszystkiego, co żywe, tak że nawet skorpiony chowały się pod kamieniami i skręcały się tam ogarnięte szaleńczą żądzą kąsania, on siedział nieruchomo w palących promieniach słońca, z sinym obliczem, porośniętym kosmatą, dziko zmierzwioną brodą, wzniesionym ku niebu.

Leonid Andriejew

Łazarz

Za dnia, kiedy bezlitosne słońce stawało się zabójcą wszystkiego, co żywe, tak że nawet skorpiony chowały się pod kamieniami i skręcały się tam ogarnięte szaleńczą żądzą kąsania, on siedział nieruchomo w palących promieniach słońca, z sinym obliczem, porośniętym kosmatą, dziko zmierzwioną brodą, wzniesionym ku niebu.

Zdjęcia udostępnione za zgodą Leeds Russian Archive.

Leonid Andriejew
‹Łazarz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorLeonid Andriejew
TytułŁazarz
TłumaczeniePrzemysław Musiałowski
OpisLeonid Andriejew (1871-1919), za życia jeden z najpoczytniejszych i najpopularniejszych rosyjskich pisarzy, około 1907 r. uważany za czołowego literata Rosji, uznawany jest za twórcę ekspresjonizmu w literaturze rosyjskiej i jednego z prekursorów literackiego egzystencjalizmu. Poza literaturą, Andriejew zajmował się także fotografią i malarstwem. Kres jego popularności położyła Rewolucja Październikowa.
Gatunekgroza / horror, historyczna
I
Kiedy Łazarz wyszedł z grobu, gdzie przez trzy dni i trzy noce znajdował się w tajemnej władzy Śmierci, i powrócił żywy do swego domu, przez długi czas nie dostrzegano u niego owych złowieszczych dziwactw, które z biegiem czasu uczyniły strasznym samo jego imię. Radując się promiennie widokiem zmartwychwstałego, przyjaciele i bliscy obsypywali go nieustannie pieszczotami i zaspokajali swe palące pragnienie, by się nim opiekować, troszcząc się o jego jedzenie, picie i nowe odzienie. Przyodziali go wspaniale, w jaskrawe barwy nadziei i śmiechu, a gdy, podobny oblubieńcowi w stroju weselnym, znowu siedział wśród nich za stołem jedząc i pijąc, płakali ze wzruszenia i wzywali sąsiadów, aby przyszli zobaczyć tego, który został cudownie wskrzeszony. Sąsiedzi przychodzili i radowali się z rozrzewnieniem; nieznajomi ludzie przybywali z odległych miast i osad i w tak burzliwych okrzykach wyrażali swoje uwielbienie dla cudu, że miało się wrażenie, jakby dom Marii i Marty zamienił się w huczący ul.
Zmiany, jakie zaszły w twarzy Łazarza i jego ruchach, tłumaczono naturalnymi przyczynami, jako następstwa ciężkiej choroby i przeżytego szoku. Najwyraźniej niszczycielskie dzieło Śmierci zostało jedynie wstrzymane przez cudowną moc, a nie całkowicie cofnięte; i to, co Śmierć zdążyła już uczynić z jego twarzą i ciałem, było niczym niedokończony rysunek artysty, znajdujący się pod cienką warstewką szkła. Na skroniach wskrzeszonego, pod oczami i na jego zapadniętych policzkach znaczyła się głęboka ziemista siność; jego długie palce również nabrały tej samej ziemistosinej barwy, a wokół paznokci urosłych w grobie siność stawała się ciemna i purpurowa. Tu i ówdzie, na wargach i na ciele, popękała skóra, nabrzmiała w mogile, i w tych miejscach była pokryta cienką czerwonawą błonką, błyszczącą niby przezroczysta mika. I Łazarz stał się otyły. Ciało, rozdęte w mogile, zachowało swe potworne rozmiary, te straszne wypukłości, za którymi przeczuwało się cuchnącą wilgoć rozkładu. Jednakże trupi, ciężki zapach, jakim przesycone zostały szaty pogrzebowe Łazarza i jakby samo jego ciało, wkrótce zniknął całkowicie, a po jakimś czasie złagodniała też siność rąk i twarzy i zasklepiły się czerwonawe pęknięcia na skórze, chociaż nigdy nie zniknęły bez śladu.
Tak oto wyglądał Łazarz, gdy stanął przed ludźmi w swym drugim życiu, lecz oblicze jego wydawało się naturalne tym, którzy widzieli go pogrzebanego.
Poza twarzą zmieniło się jak gdyby usposobienie Łazarza, ale to również nikogo nie zdziwiło i nie zwróciło na siebie należytej uwagi. Przed śmiercią Łazarz stale był wesoły i beztroski, lubił śmiech i niewinne żarty. To właśnie za tę ujmującą i łagodną wesołość, wolną od gniewu i posępności, tak umiłował go sobie Nauczyciel. Teraz jednak stał się poważny i milczący; ani sam nie żartował, ani na cudze żarty nie odpowiadał śmiechem; a słowa, które z rzadka wypowiadał, były najzwyklejszymi, najprostszymi, najbardziej niezbędnymi słowami, tyleż pozbawionymi znaczenia i głębi, co dźwięki, jakimi zwierzę wyraża ból i zadowolenie, pragnienie i głód. Człowiek może mówić takie słowa przez całe życie, a mimo to nikt nigdy nie dowie się, co trapiło i radowało jego głęboką duszę.
I tak, z twarzą trupa, który przez trzy dni przebywał w tajemnej władzy Śmierci, we wspaniałych szatach weselnych, błyszczących żółtym złotem i krwawą purpurą, ponury i milczący, już tak straszliwie inny i osobliwy — choć przez nikogo nie zostało to jeszcze spostrzeżone — siedział za stołem biesiadnym wśród bliskich i przyjaciół. Szerokimi falami, to delikatnymi, to burzliwie dźwięcznymi, krążyło dookoła niego wesele; ciepłe spojrzenia miłości lgnęły do jego twarzy, zachowującej jeszcze chłód grobu; gorąca ręka przyjaciela głaskała jego siną, ciężką dłoń. I rozbrzmiewała muzyka. Wezwano muzykantów, i wesoło przygrywały tympan1) i fujarka, cytra i lira. Zdawało się, że to pszczoły buczą, cykady terkoczą i ptaki śpiewają nad szczęśliwym domem Marii i Marty.
II
© Dziedzictwo Wadima i Walentina Andriejewów
© Dziedzictwo Wadima i Walentina Andriejewów
Ktoś nieostrożny odchylił okrycie. Ktoś zniszczył pogodny urok jednym nierozważnym tchnieniem wypowiedzianego słowa i odsłonił prawdę w całej jej szpetnej nagości. Żadna myśl nie uformowała się jeszcze wyraźnie w jego umyśle, gdy usta spytały z uśmiechem:
— Dlaczego nie opowiesz nam, co Tam było, Łazarzu?
I zamilkli wszyscy, porażeni tym pytaniem, jak gdyby dopiero teraz zorientowali się, że Łazarz nie żył przez trzy dni, i wpatrywali się weń z ciekawością, czekając na odpowiedź. Ale Łazarz milczał.
— Nie chcesz nam opowiedzieć — zdziwił się pytający. — Czyż Tam jest aż tak strasznie?
I znów myśl jego została wyprzedzona przez słowa; gdyby tak nie było, nie zadałby on pytania, które natychmiast ścisnęło mu serce nieznośnym przerażeniem. Wszystkich ogarnął niepokój i już z utęsknieniem czekali słów Łazarza, lecz on milczał, ozięble i surowo, a oczy miał skierowane ku ziemi. I tu znowu, jakby po raz pierwszy, dostrzegli i straszną siność jego twarzy, i odrażającą otyłość. Na stole, jak gdyby przezeń zapomniana, leżała jego sino-purpurowa ręka — i wszystkie spojrzenia utkwiły w niej nieruchomo i bezwolnie, jakby to od niej oczekiwały upragnionej odpowiedzi. Muzykanci zaś wciąż jeszcze grali; lecz oto i do nich dotarło milczenie i stłumiło wesołe dźwięki jak woda gasząca rozrzucone węgle ogniska. Umilkła fujarka; zamilkły i dźwięczny tympan, i szemrząca lira; jak gdyby struna się zerwała, jak gdyby sama pieśń umarła — drżącą, urwaną nutą odezwała się cytra. Zapanowała cisza.
— Nie chcesz? — powtórzył pytający, nie mogąc utrzymać na wodzy gadatliwego języka.
Panowała cisza, a sino-purpurowa ręka leżała w bezruchu. Lecz oto poruszyła się nieznacznie, i wszyscy odetchnęli z ulgą, i unieśli oczy: zmartwychwstały Łazarz patrzył wprost na nich, obejmując wszystko jednym spojrzeniem, ciężkim i strasznym.
Stało się to na trzeci dzień po wyjściu Łazarza z grobu. Od tego czasu wielu doświadczyło zgubnej mocy jego wzroku, jednak ani ci, którzy zostali przez nią złamani na zawsze, ani ci, co u samych praźródeł życia — równie tajemniczych jak śmierć — znaleźli siłę, by się jej oprzeć, nigdy nie potrafili wytłumaczyć okropieństwa, nieruchomo spoczywającego w głębi jego czarnych źrenic. Łazarz patrzył spokojnie i zwyczajnie, bez intencji ukrycia czegoś, ale i bez zamiaru powiedzenia czegokolwiek; patrzył wręcz chłodno, jak ktoś bezgranicznie obojętny na wszystko, co żywe. I wielu ludzi zbliżało się doń beztrosko, nie rozpoznając go, by potem dopiero ze zdumieniem i zgrozą dowiedzieć się, kim był ów otyły, spokojny mężczyzna, który otarł się o nich skrajem swych wspaniałych, jaskrawych szat. Słońce nie przestawało świecić, gdy patrzył, fontanny nie przestawały pluskać, a ojczyste niebo wyglądało tak samo bezchmurnie i błękitnie jak co dzień, ale ci, którzy znaleźli się pod urokiem owego zagadkowego spojrzenia, nie czuli już słońca, nie słyszeli już śpiewu fontanny ani nie poznawali rodzimego nieba. Niektórzy z nich płakali gorzko, inni w rozpaczy rwali włosy z głowy i obłąkańczo wzywali innych na ratunek; na ogół jednak zaczynali umierać obojętnie i spokojnie, i umierali tak przez długie lata, na oczach wszystkich, bezbarwni, apatyczni i ponurzy niczym drzewa w milczeniu usychające na kamienistej glebie. I ci pierwsi — ci, co krzyczeli i odchodzili od zmysłów — czasami wracali do życia, a ci drudzy — nigdy.
— A więc nie chcesz nam opowiedzieć, co Tam widziałeś, Łazarzu? — po raz trzeci powtórzył pytający.
Ale teraz głos jego był obojętny i matowy, a z oczu patrzyło mu tępo martwe, szare znużenie. To samo znużenie pokryło wszystkie twarze niczym pył, i goście spoglądali po sobie z otępiałym zdumieniem, nie pojmując, po co się tu zebrali i dlaczego siedzą przy bogato zastawionym stole. Przestali rozmawiać. Myśleli obojętnie, że trzeba już zapewne iść do domu, lecz nie mogli przezwyciężyć lepkiego, leniwego odrętwienia, obezwładniającego ich mięśnie, i dalej siedzieli na swoich miejscach, odizolowani od siebie, niczym przyćmione światełka rozrzucone nocą w polu.
Muzykantom jednak płacono za to, żeby grali, więc znów chwycili za instrumenty, i znów popłynęły skoczne dźwięki sztucznego smutku i sztucznego wesela. Nieustannie przejawiała się w nich ta sama zwykła harmonia, lecz goście słuchali w zdziwieniu: nie pojmowali już, czemu to wszystko ma służyć i czemu to piękne, gdy ludzie trącają struny, wydymając policzki dmuchają w cienkie piszczałki i wytwarzają dziwny, różnogłosy hałas.
— Ależ oni marnie grają! — powiedział ktoś.
Muzykanci poszli sobie, obrażeni. Po nich, jeden po drugim, odeszli goście, bowiem zapadła już noc. A gdy zewsząd otoczyła ich spokojna ciemność i już łatwiej się im oddychało — nagle przed każdym z nich, w złowrogim blasku, wyrosła postać Łazarza: o sinym obliczu nieboszczyka, szatach nowożeńca, wspaniałych a jaskrawych, i zimnym spojrzeniu, w głębi którego czaiła się groza. Jak gdyby przemienieni w kamień, stali nieruchomo tu i tam, otaczała ich ciemność, a pośród tej ciemności wciąż jaśniej jarzyło się nieziemskie widziadło, przerażający obraz kogoś, kto przez trzy dni znajdował się w tajemnej władzy Śmierci. Trzy dni był martwy: trzy razy wschodziło i zachodziło słońce, a on był martwy; dzieci bawiły się, woda szemrząc omywała kamienie, wiatr wzbijał gorący kurz na gościńcu — a on był martwy. Lecz teraz znowu znajdował się pośród ludzi: dotykał ich, patrzył na nich, PATRZYŁ na nich! — a przez czarne krążki jego źrenic, niby przez ciemne szkło, patrzyło na ludzi samo niepojęte Tam.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.