Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adrianna Filimonowicz
‹Strach przed deszczem›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAdrianna Filimonowicz
TytułStrach przed deszczem
OpisRocznik 1990, absolwentka ekonomii. Miłośniczka fantastyki, wieloetatowa „mistrzyni gry”, rzadko przebywająca myślami w normalnej rzeczywistości. Kocha taniec i wędrówki po Tatrach. Dużo wolnego czasu poświęca na sport (ostatnio głównie na przygotowania do Runmageddonów). Debiutowała w 2012 roku w „Science Fiction, Fantasy i Horror” opowiadaniem „Drzewo”.
Gatunekfantasy

Strach przed deszczem

1 2 3 6 »
Nocna ulewa zagasiła płomienie, które strawiły namioty z grubych skór i część taborów. Podróżni, którzy przeżyli, krążyli między zgliszczami przeszukując i porządkując to, co się ostało. Ich chaotyczne, osowiałe ruchy zdradzały mi, że sami nie pojmowali, czemu duchy ich tak pokarały.

Adrianna Filimonowicz

Strach przed deszczem

Nocna ulewa zagasiła płomienie, które strawiły namioty z grubych skór i część taborów. Podróżni, którzy przeżyli, krążyli między zgliszczami przeszukując i porządkując to, co się ostało. Ich chaotyczne, osowiałe ruchy zdradzały mi, że sami nie pojmowali, czemu duchy ich tak pokarały.

Adrianna Filimonowicz
‹Strach przed deszczem›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAdrianna Filimonowicz
TytułStrach przed deszczem
OpisRocznik 1990, absolwentka ekonomii. Miłośniczka fantastyki, wieloetatowa „mistrzyni gry”, rzadko przebywająca myślami w normalnej rzeczywistości. Kocha taniec i wędrówki po Tatrach. Dużo wolnego czasu poświęca na sport (ostatnio głównie na przygotowania do Runmageddonów). Debiutowała w 2012 roku w „Science Fiction, Fantasy i Horror” opowiadaniem „Drzewo”.
Gatunekfantasy
W naszej krainie są dwa żywioły – woda i ziemia – nagie skały chłostane deszczami. Zimnymi strugami, których tak się w dzieciństwie bałem.
Matka powtarzała, że deszcz to łzy kobiety płaczącej nad synem, który popełnia błędy i przynosi wstyd rodzinie. W górach Tyyine nikt nie płacze – tylko niebo – więc wiedziałem, że nie kłamała. Ilekroć podjąłem złą decyzję, stchórzyłem czy odwróciłem myśli ku złemu, padało. Czarne chmury zasnuwały niebo, rozpierały się na graniach i zasłaniały górskie żleby oraz wąskie, niewygodne przełęcze, którymi wędrowaliśmy.
Wówczas ojciec mnie karał. Stawałem na wietrze i zimnie, odarty z odzieży. Bił mnie tak długo, jak długo nie zaczynałem wołać o litość. Więc za każdym kolejnym razem coraz dłużej. Później bił mnie póki nie straciłem przytomności, bo już nie błagałem, by przestał. Zacząłem walczyć, lecz przegrywałem. Aż wreszcie pierwszy raz go pokonałem. Niebo się wówczas rozpogodziło i widziałem, że matka, góry i duchy są ze mnie dumni. Ojciec powoli wstał z ziemi i po raz pierwszy mnie uścisnął. Tak miało być zawsze w plemieniu – syn musiał być w stanie pokonać ojca, byśmy z każdym kolejnym pokoleniem stawali się silniejsi. Chociaż tę prawdę poznałem później. Jako dziecko nie przebywałem ze swoim ludem. Każda rodzina, w której wychowywał się syn, wędrowała sama – miała swoje ulewy łez i swoje kary. Dopiero gdy była gotowa, powracała do Gniazda.
Dziś nie boję się już deszczu, gdyż moja kobieta nim nie jest. Spotkało mnie przekleństwo, bez którego jednak teraz nie mógłbym już żyć. Nikt nie przypuszczał, że gdy spróbujesz przekuć deszcz w skałę, otrzymasz ogień.
• • •
Kiedy ginie syn, rodzina wie, że był zbyt słaby, by wspomóc plemię. Nikt więc go nie żałuje. Kiedy jednak kolejni przegrywają walkę z żywiołami, bestiami i samymi sobą, duchy zsyłają na rodzinę klątwę. Plączą myśli, zaciemniają spojrzenie i popychają ku przepaściom, których nie sposób przebyć.
Ojciec Salahe stracił wszystkich trzech synów. Byłem już wówczas mężczyzną i żyłem w plemieniu, wśród swoich. Codziennie słuchaliśmy Skąpanej w Deszczu, która widziała losy naszych pobratymców będących daleko i dawała nam nauki, byśmy nie popełniali ich błędów. Tamtego dnia, gdy trzeci z nich zginął, kobieta przywołała wszystkich w Gnieździe do siebie i wśród ciemności kazała nam się modlić o siły dla Gelira i jego żony. Byliśmy ślepi, przyjmując z szacunkiem decyzję naszych współplemieńców, miast dostrzec w tym czynie zaczątki szaleństwa.
Oprócz synów, Gelir miał jeszcze córkę. Salahe była pierworodną i gdy straciła ostatniego z braci, niemalże dorównywała mi wiekiem. Wędrowała z matką i ojcem, jednak czasem zachodziła do Gniazda. Nie była już dzieckiem, więc zwyczaj na to przyzwalał. Korzystałem z tych chwil, gdy siadała między namiotami i w skupieniu ostrzyła mężczyznom broń albo zszywała skóry bądź obrabiała upolowaną zwierzynę. Była drobna jak na kobietę z plemienia – zawsze zdawała się tonąć pod grubymi płaszczami i nazbyt szerokimi tunikami w kolorze mokrej ziemi, a rozczochrane, brązowe włosy opadały jej na twarz. Nie ścinała ich zgodnie ze zwyczajem, gdyż, jak mówiła, póki jej rodzina podróżuje, ona sama nie zagrzeje miejsca między mężczyznami. Teraz wiem, że fascynowała mnie właśnie dlatego. Tragedia i bezradność Gelira i Falaar czyniły z niej kogoś wyjątkowego.
Salahe była silna. Siłą inną niż pozostałe kobiety w plemieniu. Gdy demon w zwierzęcym ciele napadł na Gniazdo, nie chroniła starszych, lecz stała w pierwszym rzędzie z mężczyznami. Dlatego tak wierzyliśmy, że pozbawiony innych podpór Gelir zdoła ją przemienić w skałę. Właśnie ją.
• • •
Wróciłem z nocnych modlitw z ciężkim sercem. Nie potrafiłem się cieszyć z zaciętości rodziców Salahe. Wiedziałem, że teraz jej drobna sylwetka na długo zniknie z Gniazda. Ojciec ją nauczał, więc była dzieckiem jak ja tych kilka lat temu, gdy przy wtórze monotonnego szumu ulewy spadał na mnie cios za ciosem. Nie miała prawa pojawiać się w plemieniu.
Ułożyłem się pod grubymi pledami i zamknąłem oczy. W uszach grały mi odległe grzmoty – gdzieś nad graniami przetaczała się burza – a pod powiekami przewijał się jej obraz. Gdzieś tam był deszcz. Wzdrygnąłem się. Jak bardzo ona musiała się bać… Była przecież tylko kobietą.
• • •
Nie szukałem jej. Los sam skrzyżował nasze ścieżki. W Dolinie Sił, gdzie mierzyli się patroni Tyyine z obcymi, dostrzeżono ludzi, którzy próbowali się wedrzeć w nasz spokój. Wraz z ojcem i kilkoma innymi mężczyznami ruszyliśmy, by ich obserwować i bronić naszych ziem, gdyby wdarli się nazbyt głęboko.
Orszak nie był duży. Siedmiu mężów osłaniało grupkę kobiet i dzieci. Wiedzieliśmy już wtedy, że duchy chroniące ludzi równin są słabe i kapryśne. Skąpana w Deszczu nieraz opowiadała o tym, jak mieszkańcy tamtych terenów wojują ze sobą i część z nich ucieka. Mówiła też, że uciekinierom trzeba pomagać, by kiedyś powrócili na swoje ziemie z bronią w ręku i nie pozwolili zwycięzcom urosnąć w siłę. Gdyż jeśli pozwolą – przegramy.
• • •
Było ich niewielu, lecz radzili sobie sprawnie. Pozostawaliśmy więc w ukryciu. Znali teren. Nie naruszali naszych terytoriów, byli z daleka od Gniazd. Dlatego to się stało.
Lało, a ja z ojcem wracałem z polowania. Palce ślizgały się po skałach, dookoła grzmiały potoki rwące żlebami, ciągnąc za sobą kamienie. Niebo płakało, wyło, wyładowywało na nas swą złość. Ojciec wspiął się na półkę ponad mną i wyszedł na grań. Znieruchomiał przykucnięty, z osłoniętą jedynie tatuażami ręką wspartą o głaz i dał mi znak, bym przyspieszył.
Dostrzegłem ją wciśniętą pod skalny nawis. W zbyt obszernej płóciennej tunice i skórzanym płaszczu jak zwykle wydawała się krucha niczym dziecko. W ramię wrzynał się jej postrzępiony pasek obszernej torby, a na kolanach ułożyła miecz. Miecz Gelira.
Kiedy się zbliżyliśmy, wstała i pokazała tylko, żebyśmy za nią szli. Ojciec zdecydowanie oparł mi rękę na ramieniu, gdy próbowałem się z nią zrównać. Widziałem, że cały czas jest napięty, gotów do działania. Jakby już przeczuwał coś złego.
– Ludzie z nizin – wyjaśniła, kiedy do niego dotarliśmy.
Gelir leżał na kamiennej posadzce groty, ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma. Drogę od wejścia do jaskini znaczyła brunatna smuga zaschniętej krwi – widać było, że Salahe zawlekła go z zewnątrz.
– Co się stało? – spytałem, podchodząc do niej. Oparła się o ścianę jaskini. Brązowe oczy błysnęły dziwnie, jak płomień. – Dlaczego…?
– Był deszcz. – Urwała, jakby to miało wszystko tłumaczyć, ale potem pochyliła głowę i kontynuowała. – Nie wiem dokładnie. Pamiętam, że usłyszałam, gdy biegli. Wrzeszczeli coś. Ale już byłam na skraju. Tak strasznie padało. Ojciec się ku nim zwrócił, mój umysł porwały duchy. Gdy odzyskałam zmysły, ich nie było, a ojciec nie żył. Dwóch z nich zabił – dodała, spoglądając z szacunkiem na ciało. – Zawlokłam ich do rozpadliny.
Głos miała spokojny i bardzo, bardzo cichy. Tak, że musiałem się zbliżyć, by słyszeć słowa. Chyba wtedy pierwszy raz poczułem, że chciałbym jej dotknąć. I w ślad za tym przyszły obawy. Co mnie w niej przyciągało? Kim była? Później to pojąłem, ale w tamtej chwili Salahe nagle znalazła się w zawieszeniu – nie była jeszcze wojownikiem, nie należała do świata mężczyzn, lecz również nie była już tylko kobietą.
Oddaliśmy hołd ciału pobratymcy i ruszyliśmy we dwóch do Gniazda, by obwieścić pozostałym, co zaszło. Ojciec nie pożegnał się z Salahe ani słowem, więc i ja milczałem, chociaż pragnąłem, by z nami poszła.
Została nad zwłokami Gelira. Obracałem się co chwila, bez nadziei i tylko wówczas, gdy ojciec nie mógł tego zauważyć. Naprawdę bez nadziei. W końcu wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że dla niej nie ma już roli w Gnieździe. Jednak nim stanęliśmy na Zerwanej Przełęczy, dostrzegłem Salahe podążającą naszym śladem. Na Klangarze zatrzymaliśmy się już we troje i mimo wszelkich wątpliwości, byłem szczęśliwy. Kiedy minęliśmy pierwsze kopczyki kamieni, wyznaczające drogę do Gniazda, mój ojciec odezwał się:
– Nie jesteś już kobietą, Salahe. Ani też skałą, gdyż Gelir nie zdołał…
– Myślisz, że będę nikim – przerwała mu, patrząc bystro w oczy. – A jeśli mogę być wszystkim? – W jej głosie grała drwina i złość.
Ojciec potrząsnął głową, ale milczał. Salahe zaś nagle jakby zmalała, skuliła się w sobie.
– Pozwólcie mi wrócić – wyszeptała pokornym, cichym głosem.
1 2 3 6 »

Komentarze

22 VII 2016   20:05:36

Jakie mocne! Słyszę deszcz w górach, pomiędzy skałami. I grzmot. Drugi człowiek, jako ścieżka do wnętrza jaźni? Trzeba odejść, aby powrócić? Nie jestem pewna, czy Cię dobrze rozumiem, ale i tak dziękuję, Adrianno.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bezsilność olbrzyma
— Adrianna Filimonowicz

W oczach gwiazd
— Adrianna Filimonowicz

Demony Witkacego
— Adrianna Filimonowicz

Opar absurdu
— Adrianna Filimonowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.