Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adrianna Filimonowicz
‹Strach przed deszczem›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAdrianna Filimonowicz
TytułStrach przed deszczem
OpisRocznik 1990, absolwentka ekonomii. Miłośniczka fantastyki, wieloetatowa „mistrzyni gry”, rzadko przebywająca myślami w normalnej rzeczywistości. Kocha taniec i wędrówki po Tatrach. Dużo wolnego czasu poświęca na sport (ostatnio głównie na przygotowania do Runmageddonów). Debiutowała w 2012 roku w „Science Fiction, Fantasy i Horror” opowiadaniem „Drzewo”.
Gatunekfantasy

Strach przed deszczem

« 1 2 3 4 5 6 »

Adrianna Filimonowicz

Strach przed deszczem

– Nie mogę jej już pomóc… – odparła Skąpana w Deszczu, obracając lekko głowę.
Wiatr przyniósł jakiś nadspodziewanie gorący, duszny powiew. Salahe odciągnęła mnie nieco od kobiety. Nagle niebo przeciął grom, a w ślad za nim popędziły pierwsze krople deszczu. Geharel podszedł i położył mi rękę na ramieniu. Górował nade mną więcej niż o głowę, a nie należałem do drobnych mężczyzn. Salahe wycofała się ostrożnie, jak zaszczuty pies.
– Twoje szczenię sprowadziło na nas deszcz. Odejdźcie już.
W tym momencie nie chciałem. To była porażka. Moja, chociaż wyganiano Salahe. Nie miałem jednak wyjścia – musiałem wypełnić wolę wojowników Gniazda. Ojciec patrzył na mnie nieobecnym wzrokiem. Skinąłem głową, oddałem szacunek Skąpanej w Deszczu i pożegnałem się z towarzyszami.
Tej nocy udzieliłem Salahe pierwszej lekcji. A rano, z grani Hevediru ujrzałem dymiące regle poniżej Szarego Zbocza. Ogień strawił sporo drzew, całonocna ulewa zdołała go jednak powstrzymać.
Salahe usiadła na płaskim, wyszlifowanym przez wiatr i deszcz głazie i zapatrzyła się w tamto miejsce. Dygotała z wycieńczenia. Noc była ciężka, a świt zastał nas już w drodze, gdyż chciałem jak najdalej odejść od Gniazda. Znaleźć swój teren, w którym mógłbym się odciąć od mojego ojca, ducha Gelira i cieni braci Salahe. Usiadłem obok niej i dopiero wtedy dostrzegłem, że po bladych policzkach spływają łzy. Nachyliłem się, by spojrzeć jej w oczy. Zerwała się z miejsca, wyprostowała, patrząc na mnie z lękiem.
– Nie zbliżaj się. Chciałeś mnie uczyć, tak? Więc bądź…
– Jak twój ojciec? – podchwyciłem, kręcąc głową. – Nie. Nigdy nie będę. To ja decyduję, kim jestem. I kim ty jesteś. Pamiętaj o tym.
Wskazałem jej miejsce obok siebie. Wiedziałem i chyba oboje wtedy wiedzieliśmy, że nie musiała wykonywać moich rozkazów – bycie nauczycielem oznaczało dawanie siebie i karanie, lecz nie rządzenie. Posłuszeństwa uczyły matki – także tego, kiedy wolno odmówić. Salahe mimo tego usiadła obok.
– Dlaczego płaczesz? – spytałem, wciąż twardo.
Potrząsnęła głową.
– Boję się.
– Czego?
Znów ten sam ruch. Silniejszy. Brązowe włosy skryły przede mną jej profil.
– Nie wiem, Karhaelu. Myślę, że… siebie. Albo raczej tego, co się dzieje pomiędzy mną a górami. Coś jest źle, czuję to. Chociaż nie wiem, co.
– Nie masz swojego miejsca, to dlatego.
– Nie. To się stało głębiej. Wcześniej. W chwili, gdy Hedmir umarł. Byłam wtedy z matką, a on z ojcem. Nie wiedziałyśmy, że zginął, że wpadł w tę rysę, ale ja to poczułam. Nie jego śmierć – nigdy nie byliśmy tak blisko – ale to, że góry nagle patrzą na mnie inaczej. Już wtedy przestałam być deszczem.
– Dlatego chcę ci pomóc. Salahe, naprawdę…
– Wiem. Boję się tylko, że nie ma dla mnie takiej drogi.
– Bo tej drogi nigdy nie ma tak po prostu. Jesteś kobietą, nigdy tego nie czułaś, ale każdy mężczyzna musi sam sobie wyznaczyć własny szlak. Jeśli trzeba, wyciosać w skale stopnie, jeśli trzeba, rozbić kamienną przeszkodę albo zasypać głazami szczelinę.
Obróciła się do mnie i nasze spojrzenia się spotkały. Jedno oko miała lekko przymknięte przez krwiak, który wykwitł tuż pod nim, drugie zaczerwienione od łez, a mimo to miałem wrażenie, że patrzę w błyskające, igrające ze mną ogniki. Położyłem jej dłoń na ramieniu. Salahe zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Wypuściła powoli powietrze, odchylając głowę i wykrzywiając wargi w kpiącym uśmiechu. Zacisnąłem mocniej palce. Coś się z nią działo – czułem to przez skórę – coś, o czym mówiła, a czego istnienie ja próbowałem negować. Nagle znów spojrzała na mnie.
– Nie rozmawiaj więcej ze mną – rzuciła chłodno i chciała zepchnąć moją rękę z ramienia. Utrzymałem uścisk. Każda chwila mogła się przemienić w naukę. Zmrużyłem oczy, uśmiechnąłem się lekko.
– Więc się wyrwij, jeśli potrafisz.
Chwyciła moje przedramię jedną ręką, drugą chciała wykręcić mi łokieć. Za słabo. Zdołałem przyciągnąć kobietę do siebie. Uderzyła. Celnie. Za późno się zasłoniłem. Puściłem na moment, ale nim zdołała odskoczyć, rzuciłem się na nią. Krzyknęła krótko, uderzając plecami o głaz i osuwając się pod moim ciężarem na ziemię, między kamienie. Szarpała się wściekle, próbowała bić, wyślizgiwać się, szukała moich słabych punktów. Któryś cios trafił w twarz, inne uderzenie wyrwało mi na moment powietrze z płuc. Potrafiła zaskakiwać w tej nierównej walce, nie dość skutecznie jednak, by się wyzwolić. Opadała z sił z każdą chwilą. Ruchy traciły na sprężystości, uderzenia zmieniały się w śmieszne muśnięcia. Oddychała coraz szybciej.
– Puść – jęknęła w końcu.
Zacisnąłem zęby. Nie chciałem słyszeć w jej głosie prośby, ale to się stało. Chwyciłem ją za włosy i szarpnąłem, uderzając głową kobiety o kamień. Salahe wrzasnęła płaczliwie, a ja po raz pierwszy poczułem, że mogę nie sprostać temu, co sam wziąłem na swoje barki. W nocy było inaczej – wszystko było ulotne i nierealne. Teraz widziałem każdy spazm bólu na jej twarzy, każdy błysk strachu w brązowych oczach, każdą smużkę krwi pojawiającą się na kamieniach.
– Dość – powiedziałem spokojnie.
Podniosłem się z trudem. Nie rozumiałem, co się ze mną dzieje. Po tych kilku ostatnich ruchach byłem zdyszany, jak dawniej po walkach z ojcem. Płuca dosłownie palił ogień, ból rozlewał się w skroniach. Przykucnąłem. Z każdą chwilą było coraz gorzej. Salahe poruszyła się powoli, uniosła na łokciach. Po jej twarzy płynęły łzy bólu, a z każdą kolejną w mojej głowie wzmagał się huk, jakby coś próbowało rozsadzić mnie od środka. Kobieta patrzyła na mnie przez moment, zdumiona. Potem poderwała się z ziemi, odsunęła kilka kroków, wycierając oczy.
– Co się z tobą dzieje?! – krzyknęła zza przytkniętych do ust dłoni. – Karhaelu!
Patrzyłem na nią, oszołomiony. Atak stopniowo mijał, a ona trwała w miejscu. Dopiero, gdy swobodniej wziąłem oddech i przytknąłem zimne dłonie do policzków, podeszła do mnie. Uklękła naprzeciw. Łzy na jej policzkach zdołały wyschnąć.
– Nigdy więcej nie rozmawiajmy. Nigdy – wyszeptała, nachylając się do mnie.
– Salahe…
– Nigdy! – Zerwała się na równe nogi i odeszła kilka kroków.
Nie przypominała tej, która kilka chwil wcześniej błagała, bym ją puścił. By zagasić bezradny gniew, wmawiałem sobie, że to dobrze, że przecież tego dla niej chcę – by stała się skałą. Tak naprawdę jednak chyba wciąż pragnąłem delikatnej kobiety, tylko lekko skrytej pod kamienną, kruchą skorupą.
• • •
Tamten dzień wyczerpał nas oboje. Salahe już o poranku ledwo szła, a z każdą godziną siły z niej odpływały. Milczeliśmy, tylko nasze ciężkie oddechy przerywały ciszę. Najpierw miarowe, potem jej – szybkie i urywane. Widziałem, że po tym, co zaszło o świcie, nie chce się do mnie zbliżać. Zmęczenie jednak wzięło górę. Przyspieszyła na moment, po czym uwiesiła mi się ciężko na ramieniu. Gdy obróciłem głowę, wyglądała, jakby oczekiwała na atak. Ale tym razem musiałem jej pozwolić, jeśli chciałem gdziekolwiek dojść.
Prowadziłem ku Wężowym Grotom. Głęboko wrzynające się w góry, kręte, wąskie jaskinie były wygodnym miejscem na kryjówkę. Położone z daleka od nowego Gniazda, nie przyciągały już łowców tak jak kiedyś. Sam jednak znałem je dobrze – nieraz spędzałem w ich okolicach długie dni i noce, szukając zwierzyny lub obserwując ludzi nizin, którzy wchodzili w doliny. Niekiedy nocami zagłębiałem się w nie, badając zakamarki, usiłując rozwikłać zagadkę tuneli. Trzy położone obok siebie korytarze łączyły się tylko w dwóch miejscach, gdzie ruchy skał i niestrudzona praca wody utworzyły olbrzymie komnaty, zdobione groźnymi kamiennymi rzeźbami. Poza tym nie było odnóg, ślepych korytarzy czy łudząco podobnych grot. Niebezpieczeństwo czaiło się pod stopami. Tunele ukośnie wcinały się w skałę. W wielu miejscach woda wyżłobiła w pozornie gładkim podłożu szczeliny, otwory, gdzieniegdzie kominy, w które nietrudno było wpaść, a nie sposób wyjść.
Największa komnata, zwana Siedliskiem, dno miała zarwane, lejowate i najeżone skalnymi kolcami tylko czekającymi na nieostrożny krok człowieka pokonującego wylot korytarza.
Do grot dotarliśmy już po zmroku, wędrując po omacku wśród piargów zalegających nieckę. Noc była pochmurna, ale gdy chciałem rozpalić łuczywo, Salahe mnie powstrzymała. Gestem wskazała na pojedyncze światła ognisk ludzi nizin. Zrozumiałem, czego się bała. W pierwszej chwili chciałem zignorować protest, ale coś mnie powstrzymało. Pamiętałem ten dzień, gdy zaprowadziła nas do zwłok Gelira. Jeśli duchy przeklęły jej opiekuna, to nie zamierzałem szukać okazji, by podzielić ten sam los. Ludzie z nizin wydawali mi się wtedy słabi, lecz wiedziałem, że sami to rozumieją i rzucają wyzwanie górom jedynie w grupach.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

22 VII 2016   20:05:36

Jakie mocne! Słyszę deszcz w górach, pomiędzy skałami. I grzmot. Drugi człowiek, jako ścieżka do wnętrza jaźni? Trzeba odejść, aby powrócić? Nie jestem pewna, czy Cię dobrze rozumiem, ale i tak dziękuję, Adrianno.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bezsilność olbrzyma
— Adrianna Filimonowicz

W oczach gwiazd
— Adrianna Filimonowicz

Demony Witkacego
— Adrianna Filimonowicz

Opar absurdu
— Adrianna Filimonowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.