Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dawid Zieliński
‹Pewne formy zła›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDawid Zieliński
TytułPewne formy zła
OpisAutor pisze o sobie:
Mam 25 lat, studiuję na Poliechnice Gdańskiej na wydziale Oceanotechniki i Okrętownictwa, trochę na przekór literackim zainteresowaniom. Pisaniem zajmuję się od 10 roku życia, ale na poważnie zacząłem robić to dopiero kilka lat temu — z mniejszymi bądź większymi sukcesami. Do tej pory udało mi się opublikować kilka swoich opowiadań w magazynie „Fahrenheit”. Staram się tworzyć klasyczną literaturę grozy, osadzoną w naturalistycznej rzeczywistości, rzadziej science-fiction czy fantasy.
Gatunekgroza / horror

Pewne formy zła

« 1 9 10 11 12 13 »

Dawid Zieliński

Pewne formy zła

Przymknął oczy, czując wzbierającą coraz bardziej w dole brzucha falę ciepła, która zwiastowała nadejście kolejnego tego wieczoru spełnienia. Ksymena zaledwie jednym spojrzeniem, jednym dotykiem potrafiła wydobyć z niego siły, o które wcześniej nawet by siebie nie podejrzewał. I chociaż wiedział, że niewiele już brakuje, by skończył, przez myśli przebiegały mu już następne gry, pozycje, uniesienia. Noc wciąż była przed nimi.
Oddech Ksymeny zaczął przyspieszać. Pełne podniecenia serie jęków, jakie wydobywały się z jej ust z narastającą intensywnością, przeplatały się z krótkimi, urywanymi pokrzykiwaniami świadczącymi, że dziewczyna także zaczyna dochodzić. Jej biodra wiły się coraz szybciej, wpadając momentami w dziki, niepohamowany taniec. Czuł, jak ciało Ksymeny napina się mimowolnie w obliczu nadchodzącego orgazmu i kiedy sam stanął już przy krawędzi najwyższej rozkoszy, pogrążony w skupieniu, by jak najdłużej delektować się cudownym połączeniem jej słodkiego ciężaru i gorącego wnętrza, do jego uszu dotarło coś, co zburzyło całą tą idealną harmonię wielo zmysłowego doznania. W momencie, kiedy ciałem dziewczyny zaczęły targać pierwsze skurcze kulminacyjnego punktu, jej głos zaczął się zmieniać. Adam otworzył oczy.
Ksymena szczytowała z głową odrzuconą w tył, tyle że... to już nie była ona. Siedziało na nim stworzenie rodem ze średniowiecznych malowideł, które przypominało ją tylko nieznacznie. W jego twarzy wciąż widział anielsko piękne oblicze kruczowłosej, chociaż usta stały się czarne i spękane, za nimi zaś między szeregami zakrzywionych zębów, które nie były zębami tylko wilczymi kłami, miotał się wiotki, rozwidlony lekko język. Jej skóra przybrała jednolicie szary odcień, piękne, pofalowane włosy zbiegły się w zbitą masę i opadały teraz na plecy dziewczyny jak przypominający monstrualnego węża warkocz. W miejscu, gdzie łączył się z jej ciałem, wyrastała para olbrzymich skrzydeł, poznaczonych mozaiką drobnych żył. Rozkładały się nad ich łóżkiem na podobieństwo upiornego baldachimu i Adam miał wrażenie, że jeszcze chwila, a zamkną go w swym uścisku.
Jednak w tym wszystkim nie to było jeszcze najgorsze; to na widok zwoju wyrastających z pępka macek, w większości oplątanych wokół ud dziewczyny, poczuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła, a po plecach przebiega zimny dreszcz obrzydzenia. Kilka z nich wiło się także po jego podbrzuszu, sięgając jakby ku członkowi (czy to ich wilgoć czuł przez tych kilka ostatnich chwil?!), który teraz znikał we wnętrzu czarnych warg sromowych, znacznie większych i bardziej wydatnych niż u normalnej kobiety; niż zaledwie przed kilkoma minutami. Lepki odgłos, jaki wydawały ślizgając się po jego nabrzmiałym wciąż jeszcze przyrodzeniu, przypominał gniewnie bulgotanie wrzącej cieczy.
Podniecenie w mgnieniu oka rozpadło się, a jego miejsce zajął paniczny, niemal zwierzęcy strach. Krzyknął i gwałtownym ruchem odepchnął dziewczynę, wytężając cały zasób posiadanych sił; przez tą krótką chwilę, kiedy jego dłonie dotykały jej ciała, Adam wyczuł pod palcami zimną, twardą powierzchnię, w której nie było śladu dawnego człowieczeństwa. Ksymena, wytrącona z równowagi nie zdążyła zareagować i poleciała do tyłu, a z jej krtani wyrwał się rozdzierający uszy jęk. Adam poderwał się, odsuwając jednocześnie możliwie najdalej w kąt pokoju. Wypadając na oślep z łóżka potrącił stolik, przewracając tym samym stojącą na jego blacie nocną lampkę, która upadła na podłogę i stłukła się. Przez chwilę w pokoju dały się słyszeć ciche trzaski elektryczności, a potem pozostał tylko chrapliwy, wciąż jeszcze przyspieszony oddech Ksymeny. Dziewczyna zdążyła się już podnieść i stała teraz przed nim oświetlona wpadającą przez otwarte okno srebrzystą poświatą księżyca.
Patrzyła na niego z zaskoczeniem, jakby nie bardzo rozumiejąc, dlaczego tak się zachował. Skrzydła złożyły się jej jak u motyla, z pozbawionych źrenic oczu bił zielony, zimny blask. Postąpiła dwa kroki do przodu, wyciągając do niego ramiona o dłoniach z wydłużonymi palcami, jakby chciała go objąć i dokończyć to, co tak niespodziewanie przerwał. Adam drgnął niespokojnie; stał wciśnięty w kąt pokoju i modlił się żarliwie wewnątrz swej duszy, by ściany w magiczny sposób rozstąpiły się i wypuściły go na zewnątrz. Jednak pomimo całej odrazy, jaką czuł spoglądając na to stworzenie, nie był w stanie odwrócić wzroku; nie potrafił przekonać samego siebie, że jeszcze przed kilkoma minutami było ono tą samą seksowną, ciemnowłosą Ksymeną, którą poznał dzisiejszego ranka. To po prostu nie mieściło mu się w głowie.
Ksymena znieruchomiała widząc jego reakcję i powoli opuściła ramiona. Zielony blask oczu drgnął, jakby przesunęła po nich spojrzeniem, a kiedy spostrzegła wygląd swego ciała, wyraz jej twarzy zmienił się. Pojawiło się na niej coś, czego nie potrafił jasno określić; jakby ulga po zrzuconym ciężarze z pewną dozą gorzkiego rozbawienia całą tą sytuacją. Jednego był pewien; nie podobał mu się ten wyraz. Był za bardzo... odczłowieczony.
— Cóż, teraz poznałeś już wszystkie moje tajemnice — odezwała się wypranym z dawnej zmysłowości, niskim głosem. — Utrzymanie ludzkiej postaci zawsze sprawiało mi problem. Gisela jest w tym znacznie lepsza ode mnie.
Uśmiechnęła się; delikatnie, kącikiem ust. Adam zadrżał, gdyż grymas ten zupełnie przestał mu się podobać. Był jak zdradliwy pomost nad przepaścią rozdzielającą dwa światy, a on niespodziewanie znalazł się w jego środku.
— Kim... czym ty jesteś? — spytał szeptem; jego głos brzmiał obco, jak należący do kogoś innego.
— Uwierz mi, to ostatnia rzecz, która powinna zajmować teraz twoją główkę. Na twoim miejscu martwiłabym się raczej o to... — postąpiła kolejny krok w jego stronę; czuł już jej prześlizgujący się po skórze oddech... — jakim człowiekiem jesteś ty sam.
Adam zamrugał oczami, nie pojmując ani słowa. Jego umysł gorączkowo analizował możliwe sposoby ucieczki; z rosnącym w zastraszającym tempie przerażeniem uświadomił sobie, że nie istniało ich wiele. Ksymena blokowała swoim ciałem drogę ku drzwiom i w zasadzie jedynym, co mu teraz pozostawało, było okno.
— Jesteś złym człowiekiem — rzekła, a jej skrzydła rozłożyły się i przysłoniły sobą większą część pokoju. — Zdradziłeś zaufanie własnej żony, pomyślałeś o tym chociaż przez chwilę?
Serce rzucało mu się wściekle w piersi, kiedy zrobiła następny krok. Zielony blask oczu zdawał się padać na wszystko dookoła.
— Złamałeś obietnicę złożoną przed Bogiem, co czyni cię grzesznym i za to jestem ci wdzięczna.
— To nie tak... — słabo zaprotestował Adam. — To przecież przez ciebie... Gdybyś się nie pojawiła, nic by się nie stało! Zmusiłaś mnie do tego...
Wyraźnie ją to zastanowiło; uśmieszek powoli spłynął z czarnych ust, lecz nie przestawała mierzyć go wzrokiem. Adam ocenił, że od okna dzieli go zaledwie półtora, może dwa metry.
— To nieistotne — odparła w końcu. — To był twój wybór, podyktowany trawiącym cię od środka pragnieniem. Może i ja je wyzwoliłam, ale było tam przez cały czas, gotowe się uwolnić.
— Proszę... cokolwiek masz zamiar mi zrobić... nie rób tego — zaskomlał. — Zdrada to jeszcze nic wielkiego... Proszę, pozwól mi wrócić do Agnieszki, a już nigdy to się nie powtórzy...
Zaśmiała się, demonstrując błyszczący żółcią rząd kłów. Jednocześnie objęła jego szyję swymi niezwykle długimi palcami i przysunęła się bardzo blisko. Adam miał wrażenie, że wokół karku oplatają mu się dziesiątki zimnych jak lód węży.
— No proszę, marny człowieczek błaga o życie — wycedziła, już bez cienia ponurego rozbawienia, a jedynie z drwiącym współczuciem. — Myślisz, że twoja skrucha coś jeszcze zmieni?
Wysunęła wiotki język i przesunęła nim po jego ustach. Żołądkiem Adama targnął bolesny skurcz.
— Być może jednak zasługujesz na drugą szansę. Trochę żałuję, że wszystko skończyło się tak szybko. Nawet cię polubiłam... Na swój ludzki, żałosny sposób jesteś nawet zabawny.
Przystawiła nos do jego twarzy i powąchała go kilkoma szybkimi wciągnięciami powietrza. To samo zrobiła z jego szyją i karkiem.
— Cudzołóstwo to nie jedyne zło, którego się dopuściłeś — oznajmiła w końcu, szepcząc mu wprost do ucha. — Czuję w tobie coś o wiele poważniejszego. Pośród mnóstwa mniejszych lub większych typowych ludzkich grzeszków nosisz w sobie jeden prawdziwie potworny. I jest jeszcze bardzo świeży, prawie pali cię od wewnątrz. Powiesz mi, co to jest?
Obraz zmasakrowanej blondynki, który stanął mu na kilka chwil przed oczyma w jakiś sposób podziałał na niego jak zimny prysznic; wlał nowe siły w stężałe ze strachu mięśnie. Adam poczuł, jak oplatające jego szyję palce rozluźniają się lekko, lecz na tyle wystarczająco, by odważył się na desperacki krok. Jednym, silnym szarpnięciem ciała wyswobodził się z uścisku demonicznej dziewczyny i skoczył w kierunku otwartego okna. Zdążył jeszcze usłyszeć pełen złowieszczego szyderstwa śmiech Ksymeny, a potem owiało go chłodne powietrze nocy, kiedy z impetem krótkiego biegu wypadł na zewnątrz.
Okno wychodziło na znajdujący się na tyłach domu ogród i szczęśliwym trafem znajdowało się tuż nad niewielką, drewnianą werandą. Miała ona ukośne zadaszenie, zaczynające się nieco poniżej poziomu podłogi sypialni i było na tyle solidne, by utrzymać ciężar jego ciała. Uderzył w nie lewym barkiem, w którym natychmiast zapłonęło ognisko bólu i przez chwilę toczył się bezwładnie po nachyleniu jak szmaciana lalka, rzucona ze szczytu wzniesienia przez niesfornego dzieciaka. Świat wirował mu przed oczyma, aż w końcu Adam przechylił się przez krawędź daszku i upadł z chrzęstem łamanych żeber na zielony trawnik.
« 1 9 10 11 12 13 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Manuskrypt
— Dawid Zieliński

Głęboki Grób – część 2
— Dawid Zieliński

Głęboki Grób – część 1
— Dawid Zieliński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.