Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dawid Zieliński
‹Pewne formy zła›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDawid Zieliński
TytułPewne formy zła
OpisAutor pisze o sobie:
Mam 25 lat, studiuję na Poliechnice Gdańskiej na wydziale Oceanotechniki i Okrętownictwa, trochę na przekór literackim zainteresowaniom. Pisaniem zajmuję się od 10 roku życia, ale na poważnie zacząłem robić to dopiero kilka lat temu — z mniejszymi bądź większymi sukcesami. Do tej pory udało mi się opublikować kilka swoich opowiadań w magazynie „Fahrenheit”. Staram się tworzyć klasyczną literaturę grozy, osadzoną w naturalistycznej rzeczywistości, rzadziej science-fiction czy fantasy.
Gatunekgroza / horror

Pewne formy zła

« 1 11 12 13

Dawid Zieliński

Pewne formy zła

Z trzaskiem rozdzieranego, mokrego płótna i głośnym dźwiękiem pękających kości ciało mężczyzny rozdzieliło się, a dziki wrzask utonął w odrażającym bulgocie, który powstał, kiedy krew zalała mu krtań, by po chwili ucichnąć zupełnie. Ksymena z zadowoleniem przypatrywała się, jak siostra powoli, tryumfalnie prostuje się, wciąż jeszcze trzymając w dłoniach głowę nieszczęśnika; twarz wykrzywioną miał w grymasie krzyku. Ze strzępów szyi wystawały lśniące szkarłatem kości kręgosłupa oraz kołysały się resztki przełyku i krtani. Gisela odrzuciła głowę w głąb ogrodu i odwróciła się do siostry. Na jej ustach gościł pełen rozmarzenia, radosny uśmiech.
Ksymena zbliżyła się do niej, wpatrując się z rozchylonymi ustami w szkarłatną posokę, po czym podniosła wzrok. Gisela widząc w oczach siostry niewypowiedzianą prośbę, pochyliła się ponownie i zanurzyła dłoń w strumieniu krwi tryskającej z kikuta szyi leżącego mężczyzny, który nie tak dawno dawał jej rozkosz i zaspokojenie.
Podniosła się i wysunęła lśniącą w księżycowej poświacie dłoń w stronę Ksymeny. Ta z wdzięcznością oblizała ją wiotkim językiem, a zaraz potem wsunęła palce siostry do swoich ust. Z przymkniętymi oczami delektowała się lekko słodkawym smakiem, mrucząc cicho jak zadowolona z wyrafinowanych pieszczot kocica.
Gisela zeszła z bezgłowego ciała i cofnęła dłoń. Przez chwilę przyglądały się sobie w milczeniu, rozumiejąc bez słów, a potem równocześnie jak na dany znak objęły się, przylegając do siebie jak para kochanek rozdzielona na zbyt długi czas. Ich zaczerwienione od krwi wargi złączyły się, igrając w sobie tylko znanej, uwodzicielskiej grze, języki muskały się wzajemnie to wewnątrz ust, to znów na zewnątrz. Oddychając szybko Gisela zlizywała krople krwi z twarzy siostry, raz po raz chwytając zębami jej dolną wargę i lekko przygryzając. Ksymena pozwalała jej na to przez jakiś czas, a potem otworzyła zielone oczy i cofnęła się nieznacznie. Raz jeszcze, z wypiekami na policzkach, pociągnęła językiem po rozchylonych ustach siostry, po czym obie roześmiały się wiedząc już, że mają przed sobą upojną noc.
Wylewająca się z ciała i wsiąkająca w trawnik krew Adama Nowakowskiego powoli zaczynała krzepnąć. Budzik na nocnym stoliku sypialni Ksymeny, przy łóżku na którym jeszcze kilka minut temu byli parą nienasyconych kochanków, wskazywał właśnie drugą po północy.
• • •
Cmentarz pogrążony był w absolutnym mroku; tylko księżyc oświetlał nieśmiało rzędy przekrzywionych, miejscami zmurszałych nagrobków i krzyży dumnie wznoszących się nad mogiłami. Pasma bladej mgły przepływały delikatnie w przerwach między grobami, zwilżając kępki traw wystające ze szczelin w ziemi lub kamieniach mogił. Marmurowe posągi aniołów, strzegące wejść do rodzinnego grobowca na tyłach nekropolii zdawały się być pogrążone we śnie. Panującą wokół ciszę zakłócały jedynie świerszcze oraz pewne odgłosy, które dobiegając z północnej części cmentarza mogły zwykłego człowieka przyprawić o ciarki.
Ksymena siedziała na wysokim krzyżu i wachlowała się lekko skrzydłami, trzymając w dłoniach na pół przegniłe ramię jakiegoś nieboszczyka. Pod nią leżała roztrzaskana trumna, którą chwilę temu wyciągnęła z ziemi i otworzyła silnym uderzeniem o pobliską nagrobną płytę. Spomiędzy kawałków ciemnego drewna wystawały zbutwiałe zwłoki kobiety w pożółkłej, haftowanej sukni, nadgryzionej przez robactwo niemal tak dalece, jak jej właścicielka.
— Chciałabym widzieć teraz ich miny — odezwała się, wpijając zęby w trzymany kawałek ciała i odrywając spory kęs.
Gisela uśmiechnęła się, przeżuwając wolno resztki oddartego z kości udowej mięsa. Siedziała, a raczej kucała na przeciwległym nagrobku, bez problemu sięgając do wnętrza rozkopanego w dole grobu.
— Pewnie kipią ze złości — odparła. — Mogę się założyć, że całe piekło nas teraz przeklina. To zakrawa na niezłą ironię.
Ksymena przełknęła głośno kęs i odgryzła następny. Stawiał trochę oporu, więc musiała szarpnąć silniej głową.
— I bardzo mnie to cieszy — rzekła. — Popamiętają nas jeszcze, srogo pożałują, że tak się z nami obeszli.
Mówiły w sobie tylko zrozumiałym języku. Gdyby ktoś znalazł się przypadkiem w pobliżu, usłyszałby tylko serię osobliwych powarkiwań, chrzęstów i syknięć.
— Myślisz, że wyślą kogoś za nami? — spytała Gisela, grzebiąc we wnętrzu mogiły w poszukiwaniu jakiegoś smakowitego kąska.
Ksymena pokiwała głową.
— Z pewnością, ale na niewiele im to się zda. Jesteśmy za sprytne, nieprawdaż kochana? Jesteśmy jak wirus, na który nie ma antidotum.
Gisela wyszczerzyła tylko w ciemności kły.
— Wytępienie całego zła tego świata trochę potrwa — ciągnęła dalej — Sporo go tutaj zdążyli zasiać przez te kilka tysięcy lat. Ale dopniemy swego, to ci obiecuję. Zniweczymy ten ich trud, zawrócimy plan do punktu wyjścia. Będą wtedy gorzko żałować, że nas nie docenili. Nas!
Zaśmiały się obie niskim, wibrującym głosem, jakby ich zwycięstwo było już przesądzone.
Przez jakiś czas jadły w milczeniu, a ciszę zakłócały tylko odgłosy mlaskania i połykania. Co pewien czas zmieniały groby, otwierając następne i wykopując kolejne trumny, kiedy na ciałach nie pozostawało już nic, co byłoby dla nich warte uwagi. Szeroki, podwójny pas zniszczeń przecinał na ukos cmentarz, znacząc drogę, jaką przebyły.
Gisela rozbijała właśnie pozbawioną gałek czaszkę o krawędź kamiennej płyty, kiedy kątem oka zauważyła jakiś ruch. Cmentarz kończył się kilkanaście metrów dalej, odgrodzony żelaznym ogrodzeniem o czarnych, rozwidlonych u szczytu prętach od biegnącej wzdłuż jego posesji ulicy. Okna stojących po przeciwległej stronie domów były pogaszone i jedynie uliczne latarnie rzucały na chodnik owale jasnego światła. To w ich świetle dostrzegły przytuloną parę, wolnym krokiem przemierzającą popękane płyty.
Siostry znieruchomiały na moment. Doskonale wiedziały, że w żaden sposób nie mogą być zauważone, gdyż teren cmentarza pogrążony był w zbyt głębokim mroku, a i one same perfekcyjnie komponowały się z czernią mogił, potrafiąc nadać swoim skórom czarną barwę w ułamku sekundy. Niemniej przestały jeść i w ciszy obserwowały mijającą ich dwójkę. Dziewczyna o krótkich, czarnych włosach na chwilę oderwała głowę od ramienia mężczyzny i obrzuciła trwożliwym wzrokiem rzędy grobów.
— No zobacz, już sami do nas przychodzą... — szepnęła Gisela.
— Nie, nie tym razem — zaprotestowała Ksymena, przyglądając się kroczącej dziewczynie. — Znam tę małą. Jest kelnerką w tutejszym barze i chyba niezbyt za mną przepada. Nigdy nie wyczułam od niej poważnego zła, tylko te drobne, ludzkie grzeszki, mało istotne w świetle jej dobrych uczynków. Nic nam nie przyjdzie z jej śmierci.
— A chłopak?
Ksymena błysnęła w mroku zębami.
— Odwiedza ją czasem w pracy. Spotkałam go kiedyś na plaży i próbowałam uwieść. Nie zdołałam, chociaż miałam na sobie ten biały, skąpy kostium. Wiesz, ten, przez który widać brodawki, nawet jak jest suchy. Chłopak powiedział mi, że kocha swoją dziewczynę i za nic w świecie jej nie skrzywdzi.
Gisela obserwowała znikającą w mroku parę z nieruchomą twarzą.
— Wiesz, to mnie przeraża — rzekła w końcu, spuszczając wzrok. — Naprawdę przeraża. Bardziej niż gniew całych piekieł. Ta ich przeklęta miłość. Czasem zalatują nią tak, że nie mogę przy nich oddychać. Nie wiem, jak ją zwalczyć, nie mam pojęcia. I boję się, że będzie przez to dla nas zgubą.
Ksymena pokiwała głową.
— Nie mamy z niej pożytku, to fakt — rzekła. — Zawsze krzyżuje nam plany. Już w piekle zrozumiałam, że to ją najpierw musimy zniszczyć, żeby dostać ich dusze. Z drugiej strony, zapominasz o czymś. O kolejnej ironii. Nie uważasz, że to, iż ludzie potrafią ją jeszcze odczuwać, jest nam bardzo na rękę? Nic tak nie złości piekła, jak jej istnienie, ponieważ czyni ich wszystkich bezradnymi. Nawet najbardziej wymyślne sztuczki, by ściągnąć ich na drogę zła, spełzają wówczas na niczym.
— Tak, ale co zrobimy, jak dosięgnie nas? Ksi, powiedz mi, co wtedy zrobimy?
Ksymena nie odpowiedziała, zacisnęła tylko usta i odwróciła wzrok.
Gisela westchnęła i odrzuciła trzymaną czaszkę, wcześniej wyssawszy jej zawartość.
— Cóż, odłóżmy to na później, bo chyba nic innego nam nie pozostaje. Na razie liczy się tylko nasza zemsta. — Wstała i rozprostowała się, rozciągając w pełni kilkumetrowe skrzydła. — Ja mam dość. Chyba najwyższa pora złożyć wizytę pewnemu lekarzowi. Mówiłam ci o nim.
— Temu z prosektorium? Jak on się nazywa?
— Na drzwiach szafki było napisane „Stępniak”.
— Jest dla nas wystarczająco zarobaczony?
— Jak mało kto. Ubranie, które wisiało wewnątrz cuchnęło złem naprawdę wyśmienicie.
Gisela oblizała się i wybuchła krótkim śmiechem. Ksymena zeskoczyła na spękaną ziemię. Trzymane resztki obgryzionych kości wrzuciła do wnętrza leżącej nieopodal trumny przez ziejącą w jej wieku szparę. Spojrzała na siostrę.
— No to prowadź, kochana — rzekła. — Po drodze na pewno napotkamy jeszcze wiele złych duszyczek, które będziemy mogły unicestwić. A piekło niech się wścieka.
Dwa szare kształty uniosły się bezszelestnie ponad szeregi mogił, podmuchem skrzydeł na moment burząc harmonię przepływającej między nimi mgły. Przez chwilę wisiały nieruchomo w powietrzu, a następnie obróciły się na zachód i pomknęły w kierunku błyskających na horyzoncie świateł miasta. Ich sylwetki jeszcze przez jakiś czas rysowały się ciemnymi plamami na tle poznaczonej kraterami tarczy księżyca. Zmniejszały się coraz bardziej, aż w końcu rozpłynęły zupełnie.
koniec
« 1 11 12 13
11 maja 2005

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Manuskrypt
— Dawid Zieliński

Głęboki Grób – część 2
— Dawid Zieliński

Głęboki Grób – część 1
— Dawid Zieliński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.