Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maciej Ficner
‹Biały›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaciej Ficner
TytułBiały
OpisAutor pisze o sobie:
Maciej Ficner, rocznik 80. Jestem w trakcie studiów magisterskich filologii angielskiej i licencjatu z języka niemieckiego. Jeśli chodzi o twórczość, to od dziecka bazgroliłem. I chciałem pisać, a nie wychodziło nijak. Teraz z kolei rysunek prawie całkiem porzuciłem i zajmuję się głównie pisaniem. Pomysłów dużo, czasu wystarczająco, samozaparcia tylko z reguły brak. Na szczęście, przyjaciele gnają mnie do pracy i wspierają w tym, co robię.
Gatunekgroza / horror

Biały

« 1 2 3 »
• • •
– Jenna… Głowa mi pęka…
Po czterech tygodniach Dan obudził się i przemówił. Jednak od razu dało się wyczuć, że to nie ten sam Dan. Wyglądał inaczej i był innym człowiekiem. Gdzieżby dawniej wezwał ją po imieniu. Słoneczkiem ją zwał, motylkiem. A i imię jej, wypowiedziane tym wytartym, słabym głosem zabrzmiało strasznie.
– Wody chcesz?
– Daj… I zasłoń światło… Ono mnie… zabija…
– Co ty mówisz? – przelękła się Jenna; dzbanek o mało nie wypadł jej z rąk.
– Słyszysz… co mówię?
– T-tak… Już zasłaniam!
– Albo nie… Chcę spać… w komórce…
– W ko-komórce?
– W komórce… Światło mnie wykańcza… Daj tylko koc, żebym się miał czym przykryć… Pójdę do komórki…
Dała mu gruby koc i widząc, że siedzi, i nigdzie się nie rusza, zrzuciła z łoża jego poduszki, kołdrę i prześcieradło, by pójść je wywietrzyć. Cały czas czuła na sobie jego czujne oko. Wzięła pościel, obejmując ją słabymi ramionami, i wyniosła na dwór. Gdy zniknęła za drzwiami, Dan – wychudzony, siwy i biały – podniósł się i wolnym, chwiejnym, chociaż w jakiś sposób twardym, krokiem udał się do komórki. Zamknął za sobą drzwi.
Gdy Jenna wróciła, rozwiesiwszy na dworze przepoconą, zatęchłą pościel, spostrzegła, że w izbie nie ma męża.
– Dan? – spytała zaniepokojona.
– Tu, w komórce…
– A jednak… Mówiłeś poważnie…
– Jak najbardziej… – mruknął. Siedział na ziemi w ciemnym, zimnym, mrocznym pomieszczeniu i miął w palcach koc. Mały lufcik znajdował się łokieć nad jego głową. Rzucał na podłogę mdły trapez światła
– Chcesz coś? Przynieść ci wody? Chleba? Kaszy?
– Na razie nic… I… proszę… nie przychodź, jeśli cię o to nie poproszę…
– Do-dobrze… – odparła. Skinęła smutno i widać było, że łzy cisną się jej do oczu. Zamknęła szybko drzwi i wybiegła z domu. Pewno się rozpłakała.
Dan zamknął oko. Podparł czoło na dłoni i szeptał do siebie…
– Boże… – westchnął ciężko. – Ta kobieta… To straszne… Jakaż ona wynędzniała… Poczochrana, blada, spuchnięta.. Te jej zbolałe oczy… Nie wytrzymam… Ona… ona mnie przeraża… Zabija… Boję się jej…
• • •
Ilustracja: Łukasz ′Lukas′ Kozłowski
Ilustracja: Łukasz ′Lukas′ Kozłowski
Czekała. Nasłuchiwała, czy nie zawoła, czy chociażby westchnie, żeby przyszła, przytuliła. I nic. Cztery dni jak się tam zamknął i zabronił wchodzić. Piątego dnia rano, gdy spała jeszcze, zawołał. Raz. A gdy nie pojawiła się w ciągu pięciu sekund – wezwał ją po raz drugi, głośniej i gniewniej.
– Jeść chcesz czy pić? – spytała, lękliwie wsuwając się do mrocznej komórki.
– Wody w misce przynieś i brzytwę… – wycedził.
– Dan… Nie jadłeś od tygodni…
– Dobrze… Daj kromkę chleba… I miskę. i brzytwę…
Skinęła i wyszła. Ukroiła grubą pajdę i zaniosła mu razem z rzeczami, których sobie zażyczył.
– Czy ja prosiłem o taką grubą? – syknął, potrząsając trzymanym w dłoni kawałkiem chleba.
– Zjedz, proszę cię…
– Zjem… – sapnął. Odłamał kawałek, zamoczył w wodzie, wsunął do ust i zaczął żuć.
Po kwadransie zawołał ją znowu.
– Możesz już zabrać wodę i brzytwę…
Jenna podniosła na niego trwożny wzrok. Siedział dokładnie tam, gdzie zawsze. Pewnie się nawet stamtąd nie ruszył. Wlepiał w nią pogardliwy wzrok. Był łysy. Ogolił siwą brodę i siwą głowę.
– Jezusie… – szepnęła Jenna do siebie.
– Muszę się ubrać w coś innego… – stwierdził Dan.
– Koszulę świeżą ci zaraz przyniosę!
– Nie… Wszystko mnie drapie, swędzi, kłuje… Tak jak ta broda, te włosy i brwi… Wyproś u księdza habit. Oni tam takie delikatne mają jak nikt inny na tej przeklętej wyspie.
• • •
Jak kazał, to przyniosła. Wybłagała, to dali. Szybko ruszyła z powrotem do domu, z wielkim cierpieniem odciśniętym na twarzy, z oczami szeroko otwartymi, jak gdyby wypatrywała z oddali, co też mąż w domu porabia. Nikt jej nie zatrzymał. Wodzili za nią oczyma, ale bali się podejść, zaczepić, spytać o przyczynę smutku. A w zaciszu izby Jenna ze zgrozą obserwowała, jak jej mąż staje się zakonnikiem. Łysina, habit, woda i chleb – tak teraz żył. Tak umierał. Był niby, ale nie było go wcale. Jak gdyby nie chciał istnieć; jak gdyby nie w smak mu było dalej przebywać na tym świecie. Gapił się na wszystko jedynym okiem i nic mu się nie podobało, na wszystko burczał. Skóra delikatna – nie znosiła dotyku. Nie chciał przytulić, pocałować. Drażniło go zimno i gorąco. Zbeształ Jennę, gdy pewnego dnia przyniosła mu zimną wodę. Taką samą jak zawsze, prosto ze studni. Kazał podgrzać. Nie chciał rozmawiać. Cedził krótkie, konkretne rozkazy. I nawet krótkie „tak” wprawiało górną wargę jego sinych ust w nerwowe drżenie – jak u wściekłego wilka. Jenna przestała cokolwiek mówić – wchodziła tylko do komórki na zawołanie i bez słowa wychodziła robić, co nakazał.
• • •
– Gdzie byłaś tak długo? Wołam i wołam – a tu nic!
– Przepraszam… Byłam u matki… Sean się o ciebie pytał…
– Tak?…
– To chyba normalne, że dziecko się pyta o tatusia? Chciał się z tobą zobaczyć… Powiedziałam mu, że się nadal źle czujesz…
Wtedy Dan spojrzał na nią wściekle jedynym okiem – jakby ciężko zabluźniła. Jakby nazwała wojnę potyczką. Nic jednak nie powiedział
– …ale myślę, że to by wiele dla niego znaczyło – kontynuowała, spuściwszy wzrok – gdybyś zechciał… się z nim zobaczyć.
– Nie wiem… Nie chcę…
– Dan, przecież jesteśmy rodziną! Ja jestem jego matką i chcę być przy nim. Ty jesteś jego ojcem. Czy to tak trudno zrozumieć, że dziecko chce pobyć i z ojcem, i z matką? Razem!
– Ale przecież, jak to sama ładnie ujęłaś, „źle się czuję"…
Wtedy Jenna zrobiła wielkie oczy. Przykucnęła tak, że blask z lufcika oświetlał jej twarz. W okrągłych białkach lśniły bladoniebieskie tęczówki z wąskimi źrenicami; pełne furii.
– Do-dobrze… – szepnął Dan lękliwie. – Niech przyjdzie…
– I będziemy spać razem w izbie.
– T-tak…
• • •
Jenna obserwowała Dana tym samym wzrokiem, gdy lekko skwaszony spoglądał na syna. Na jego nieśmiałą prośbę zasłoniła okiennice, ale przyzwyczaiła się już do mroku i dobrze w nim widziała. Zmarszczyła brwi.
Dziecko, równie niepewne, stało naprzeciw bladego, łysego, chudego mężczyzny.
– No, przytul tatusia! – Jenna pchnęła Seana ku Danowi, cały czas wbijając wzrok w tego drugiego.
Chłopiec – taki sam rudy i pyzaty, jak niegdyś ojciec – niepewnie objął pochylającą się nad nim postać, jak gdyby bał się, że ją połamie.
Dzień minął im na rozmowie. Wyglądało to zaś tak, że matka mówiła do dziecka, cały czas spoglądając na Seana znacząco, sugerując by mówił do obojga rodziców, nie tylko do niej. Ten jednak co najwyżej łypnął na skwaszone ojcowe oblicze i od razu wracał wzrokiem ku Jennie. Ona zaś bez ustanku wbijała wzrok w męża. Tym sposobem obgadali, co tam w mieście, co u babci. Tysiąc małych, trywialnych wątków. Zjedli kolację. Sean i Jenna; Dan odmówił.
Krótko po zapadnięciu zmroku Jenna położyła Seana spać. Sama była zmęczona dniem nie mniej niż on, więc też gotowała się do snu.
– Idę do komórki – burknął Dan, tak jak burczał na nią od dłuższego czasu.
Obdarzyła go tym samym złowrogim spojrzeniem.
– Nie. Śpisz z nami.
• • •
Dan cierpiał. Golił głowę już prawie codziennie, bo kłaki wybijały znowu i znowu. Habit był lekki i delikatny, lecz podłoga w komórce gniotła w zadek. Wrażenia wzmagały się, czyniąc mu coraz większy ból.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.