Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Karolina Fedyk
‹Następcy tronu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKarolina Fedyk
TytułNastępcy tronu
OpisPochodzi z Krakowa, choć natura nomady wzięła górę nad sentymentem wobec rodzinnego miasta. Przeplata zainteresowania naukowe z literackimi. Lubi kawę, sowy, uczyć się języków obcych i robić na drutach. Pisze także larpy. Współpracuje z krakowskim fanzinem Smokopolitan i z sekcją literacką ŚKF Logrus. Tweetuje jako @karigrafia.
GatunekSF

Następcy tronu

Karolina Fedyk
« 1 2 3 »

Karolina Fedyk

Następcy tronu

– Miodowe.
– Wiesz, że to niebezpieczne.
Uśmiech od razu zostaje zastąpiony miną wyrażającą najczarniejszą rozpacz.
– Tylko trochę? Nic mi się przecież nie stanie.
Próbujesz ciastka.
– Tylko trochę – powtarzasz za nią, odłamujesz malutki kawałek i wsuwasz go między wargi dziewczynki.
Erhili przymyka oczy. Po chwili wypluwa grudkę mokrego ciasta na prześcieradło.
– Strasznie dobre.
– Twoi rodzice zabroniliby mi tu przychodzić, gdyby wiedzieli, na co ci pozwalam.
Zastanawia się przez chwilę.
– Nie – stwierdza. – Nie zabroniliby.
W jej głosie pobrzmiewa kalkulacja, na którą Erhili jest zdecydowanie zbyt młoda, ale nie możesz odmówić jej słuszności. Gdyby nie ty, gdyby nie twoja praca, nikt by nie próbował leczyć małej. Pomysł podtrzymywania jej przy życiu wyśmiano.
Ilustracja: Hiniuial
Ilustracja: Hiniuial
Erhili ma sugestywne, wielkie oczy i nauczyła się wyrażać mimiką więcej, niż ty ubierasz w słowa. I nigdy nie osiągnie więcej. W jej czole martwy klejnot interfejsu okolony jest zaognionymi bliznami.
To się zdarza. Jeden przypadek na kilka tysięcy. Któryś wszczep zostanie odrzucony, ale sztuczne dendryty komputera będą wciąż uparcie wrastać w tkankę. Mała najpierw straciła władzę w nogach, później w rękach. Na końcu zaczęła narzekać na zmęczenie, aż dni, w które jest przytomna, stały się rzadkością. Gdyby nie piętrząca się wokół łóżka aparatura, Erhili nie mogłaby także oddychać. Zrobili jej dziurę w brzuchu, przez którą wlewają odżywczą papkę.
Byłoby sprawiedliwie, gdyby mogła chociaż korzystać z sieci. Choćby biernie. Ale nie, na jej chorym mózgu nie zadziała żaden program. Sieć jednak próbuje wedrzeć się w neurony. Poznajecie to po przypływach gorączki.
Rzadkie chwile świadomości, takie jak dziś, właściwie tylko bolą; przypominają, jak niewiele brakuje, byście stracili Erhili na zawsze. Nawet teraz, jak na zawołanie, oczy małej zasnuwają się mgłą. Sięgasz po ssak, zwisający ze stojaka przy łóżku.
– Powinnaś spać.
– Nie chcę – marudzi, ale otwiera usta, byś mogła wprowadzić urządzenie. – Nie umiem zasnąć przy cesarzach.
– Nie ma tu żadnych cesarzy. – Dopiero jej słowa przypominają ci o zmarłym dziś chłopcu.
– Są – upiera się Erhili, gryząc ssak. W jej oczach na nowo pojawia się chorobliwy błysk. – Zawsze przychodzą.
– To nie tak działa. – Przez chwilę gładzisz jej zbite, matowe włosy.
Mała mruczy coś jeszcze przez sen. Pod jej powiekami oczy drgają w gorączkowych sakkadach.
Opuszczasz jej pokój i kierujesz się do kuchni. Na twój widok przyjaciele rozwiewają dłońmi swoje kinezyczne programy. Opadasz ciężko na krzesło.
– Zasnęła – uspokajasz Khamessu. Jego czoło nie wygładza się.
– Coraz rzadziej odzyskuje przytomność.
– Przekazałam fundusze.
Aste stoi plecami do was, zamaszyście wycierając blat. Ta sytuacja nie jest wygodna dla żadnego z was.
– Może poszukam innego lekarza – oferujesz. Wiesz, że to nic nie da.
Khamessu już otwiera usta, by powiedzieć, że nie trzeba, ale ramiona Aste oplatają się wokół ciebie.
– Och, Bini.
• • •
Twoja następna wizyta nie kończy się dobrze.
Szeroko otwarte oczy Erhili poruszają się chaotycznie, jakby dziewczynka straciła nad nimi kontrolę. Łapczywie połyka powietrze.
– Zabierz ich – jęczy. – Zabierz ich, Bini! Nie chcę, żeby tu byli!
Kilkoma gestami nakazujesz swoim programom przeszukanie, ale nie ma tu nikogo poza wami: Erhili, jej rodzicami i tobą.
– Zabierz! – Spod powiek małej tryskają łzy.
Łapiesz ją za chłodną, pozbawioną czucia dłoń.
– Erhili – szepczesz – to tylko my. Nikogo tu nie ma.
– Są – łka. – Bini!
Aste wypycha cię z pokoju.
– Niepotrzebnie ją denerwujesz. – Zagradza sobą drzwi.
Ma ciężkie powieki, podkreślające smutek jej spojrzenia. Nawet teraz jej oczy są zdecydowane i spokojne. Byłoby ci łatwiej, gdyby rzucała ci wyzwanie, mogłabyś poradzić coś na swoje łzy i dłonie mimowolne zaciśnięte w pięści. Ale nie.
– Bini! – krzyczy z pokoju Erhili.
– Twoje towarzystwo wyprowadza ją z równowagi. – Aste wskazuje głową kuchnię. – Jeśli byłabyś tak uprzejma…
– Bini! Cesarze!
– Ona mnie potrzebuje. – Pociągasz nosem, bezskutecznie próbując zachować spokój. – Proszę, pozwól mi z nią porozmawiać. Proszę.
– Erhili potrzebuje nas – kontruje z łagodnym uśmiechem, jakby musiała wyprowadzić cię z drobnego, lecz żenującego błędu. – Nie zrozum mnie źle, jesteśmy ci ogromnie wdzięczni. – Przez jej twarz przemyka cień. – Ale przez ciebie stała się tak niestabilna…
Silny, ciepły uchwyt na twoim nadgarstku.
– Więc proszę, zostaw nas samych. Jesteśmy rodziną, poradzimy sobie.
– Bini-i-iii!
Przełykasz łzy i nie obchodzi cię już, co pomyślą o tobie przyjaciele.
– Ja też jestem jej rodziną.
– Cesarze! Są tutaj!
Krztusicie się płaczem, mała i ty. Khamessu szamocze się ze ssakiem, kopie sprzęt. Coś ciężkiego spada na podłogę.
– Bini! Skąd jest ich tylu, po co ich zabiliście, dlaczego mnie z nimi zostawiacie?! Bini! Odpowiedz! Zabierz ich! Bini!
– Już dość. – Aste wypycha cię do sieni. Głos jej się łamie. – Proszę, tylko ranisz ją bardziej.
– Pomagam jej.
– Do zobaczenia – mówi z naciskiem, zamykając drzwi. Nawoływanie Erhili cichnie.
• • •
Po co ich zabiliście?
Jesteś jedyną osobą na pałacowym placu. W zachodzącym słońcu twój cień sięga niemal wrót.
To nie tak.
Ilu?
To nie tak, powtarzasz. Za twoim klejnotem odzywa się ćmiący ból. To nigdy nie była zbrodnia. Raczej… ofiara. Ale ty nie wierzysz przecież w żadne bóstwa. W twojej uporządkowanej, racjonalnej głowie, gdzie metal splata się z tkanką, nie ma miejsca na zabobony.
Tytuł cesarza – czy cesarzowej, nie jesteście wybredni – nie jest wyróżnieniem ani łaską. Ale daje wam pretekst.
Sieć potrzebuje centralnego serwera. Mózg dziecka jest zadziwiająco plastyczny. Jeśli zaszczepi się na nim odpowiednio agresywny komputer, cały organ może mu się podporządkować. Aż do wypalenia będzie podtrzymywać sieć, najcenniejsze, co wam pozostało.
Kupujecie sobie jeszcze trochę czasu.
• • •
– Żadnych zamieszek. – Popijasz herbatę.
Naprzeciwko ciebie siedzą Anneheru i Tesiheru. Ten drugi w porównaniu z waszą prostotą przypomina rajskiego ptaka. W jego czole lśni klejnot przypominający lapis lazuli.
– Dwie próby ucieczki – mówi swoim głębokim, melodyjnym głosem, aż nie możesz oprzeć się wrażeniu, że z was wszystkich to on urodził się w najbardziej niewłaściwym czasie. Powinien być poetą w kraju, gdzie sztuka nie jest marnotrawstwem. Że też pozwalają mu na taką ekstrawagancję. Ale cóż, nie bez powodu znalazł się tutaj. Ty tu jesteś, bo tylko w ten sposób możesz pomóc Erhili. Wątpliwe, by Tesiheru przychodził tu z własnej woli.
Anneheru przeciąga otwartą dłonią przed swoją twarzą.
– Jedna skuteczna – poprawia go. Ramiona Tesiheru opadają. – Rozumiem, miasto jest wielkie, trudno nad nim zapanować…
Uparcie wpatrujesz się w swoją szklankę.
– Na szczęście to nie będzie trwało długo – kończy lekko Anneheru. – Słyszałem, że kończą się już obrady. – Zawiesza wzrok na drugim mężczyźnie. – Pozostaje mi pogratulować, Tesiheru…
Kolor odpływa z twarzy dworzanina.
– To niemożliwe. Seribet ma już piętnaście lat – wyrzuca z siebie. – Nie mogą jej wybrać.
– Czternaście i pół. – Palce Anneheru wyławiają odpowiedni plik.
Siedzisz cicho, udając, że cię nie ma. Ta lekcja dyscypliny nie mogła odbyć się bez widowni. Tylko po to cię tu wezwano. Ale nie chcesz patrzeć na przerażenie w oczach Tesiheru.
– Na pewno są lepsi kandydaci – dyszy.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

W niewoli bóstwa i jego skrzydlatych
— Anna Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.