Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Karolina Fedyk
‹Następcy tronu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKarolina Fedyk
TytułNastępcy tronu
OpisPochodzi z Krakowa, choć natura nomady wzięła górę nad sentymentem wobec rodzinnego miasta. Przeplata zainteresowania naukowe z literackimi. Lubi kawę, sowy, uczyć się języków obcych i robić na drutach. Pisze także larpy. Współpracuje z krakowskim fanzinem Smokopolitan i z sekcją literacką ŚKF Logrus. Tweetuje jako @karigrafia.
GatunekSF

Następcy tronu

Karolina Fedyk
« 1 2 3

Karolina Fedyk

Następcy tronu

Uśmiech Anneheru jest niemal przyjazny. Na ten widok herbata podchodzi ci do gardła.
– Godna podziwu skromność, przyjacielu.
• • •
Ilustracja: Hiniuial
Ilustracja: Hiniuial
Przyjdź jak najszybciej. Erhili. Bez wahania rzucasz się biegiem przez miasto.
Aste wpuszcza cię do domu. Za tobą rysuje jeszcze w powietrzu jakąś chironomikę, ale nie zwracasz na to uwagi.
– Chciała cię zobaczyć – mówi cicho.
Przez chwilę patrzycie na siebie, po czym bez słowa padacie sobie w objęcia, tłumiąc szloch.
– Przepraszam. Nie powinnam była…
– Zapomnijmy – mówisz z poczuciem ogromnej ulgi.
Aste posyła ci nieśmiały uśmiech i wyciera twarz. Nie macie czasu do stracenia.
Wielkie, ciemne oczy Erhili od razu kierują się ku tobie. Siadasz przy łóżku dziewczynki. Na jej czole perli się pot, na policzki wystąpiły wypieki, ale skóra małej jest tak blada, że światło zdaje się przez nią prześwitywać. Na szyi widać zielonkawe żyły.
– Przyszłaś. – Erhili próbuje ułożyć wargi w uśmiech.
Komuś, tobie albo Aste, zaraz pęknie serce.
– Tato. Mamo – mówi nagle z przestrachem. Rodzice pochylają się nad jej łóżkiem.
Wszyscy troje znacie ten wzór zachowania: nagłe zdenerwowanie, gorączkową walkę o własną świadomość, na koniec obezwładniający sen. Tym razem to może być ostatni taki cykl. Całą siłą powstrzymujesz się od łez. Żadne wsparcie od ministerstwa, żadne pieniądze tego nie wydłużą.
– Jesteśmy tutaj – szepcze Aste, głaszcząc ją po policzku. – Nie zostawimy cię.
– Oni też są – mówi z niezachwianą pewnością Erhili. – Są i pokazują coś rękami, ale nie widzę co. Mają okropne twarze. – Znów blednie.
Aste siada na łóżku i przytula córkę. Dziewczynka jest w jej uścisku jak bezwładna lalka, ale próbuje się uśmiechać.
– Próbują mówić, ale nie wiedzą jak.
Pochylacie się wszyscy nad nią.
– Nie widzę was. Nie widzę was!
– Jesteśmy tuż obok, kochanie.
– Nie widzę!
Szloch Erhili zamienia się w przerażone wycie.
• • •
W piwnicznej salce zdecydowanie ubyło uczniów. Nic dziwnego. Czy rodzice tych, którzy zostali, wiedzą, jak ich pociechy ryzykują? Młodzi tancerze są już niemal dorośli, dorosły przynajmniej ich ciała. Ale wciąż znajdują się w grupie ryzyka. I z pewnością są zbyt młodzi, by rozumieć, w co się wmieszali.
Przytulasz się do ściany i zerkasz przez uchylone okno. Tancerze przechodzą przez szereg póz, kontrolując swoje ruchy z chirurgiczną precyzją. Ich mięśnie ani drgną. Nie możesz oprzeć się myśli, że już teraz byliby mistrzami chironomiki.
– Glissade – szepcze nauczycielka, a oni zastygają z jedną nogą ugiętą, drugą sięgającą daleko, ramionami tworzącymi symetryczne łuki. Rudy chłopiec, którego wypatrzyłaś na początku, oddycha ciężko przez nos. Zlizuje kroplę potu spływającą po wardze. Dziś dostrzegasz zzieleniałe, stare siniaki na jego stopach i zakurzone bandaże.
Mistrzowie chironomiki. Przez kilka sekund cieszysz się satysfakcją, jaką dało ci rozwiązanie zagadki. Ta jednak szybko blednie, bo ta odpowiedź jest za prosta, nie pasuje do tego, co widzisz. Gdybyś miała kształcić podziemie chironomów, robiłabyś to inaczej. Żaden z ich gestów nie wydaje ci się komendą. Oni nawet nie mówią o polityce. Obchodzi ich tylko rytm.
– Rozciąganie – mówi tancerka. Wszyscy zgodnie opadają na podłogę i w milczeniu wykonują ćwiczenia. Te wymagają niewiele mniej siły, niż wcześniejsze pozy.
Zbyt wiele wysiłku, by chodziło tylko o przekorę. Za mało znaczenia, by podejrzewać opozycję.
– Glissade – powtarzasz wieczorem, w domu, przed lustrem. Wyciągasz przed siebie ręce.
Twoje odbicie sprawia ci przyjemność. Odrobina próżności to jeszcze nie przestępstwo; po prostu lubisz swoje smukłe, zwinne ciało. Białożółta glinka, chroniąca ogoloną głowę przed słońcem, spływa na skronie. Pośrodku czoła – arystokratycznego, jak lubisz o nim myśleć – tkwi perfekcyjnie zagojony interfejs, fioletowy, tak ciemny, że niemal czarny.
Ciało posłusznie przybiera pozę. Zdaje ci się, że trzymasz coś między swoimi wyciągniętymi dłońmi. Powietrze jest trochę cięższe, napiera na wyprostowane palce, ale nic się nie dzieje. To tylko poza. Nic więcej.
Jedyna możliwa odpowiedź jest tak absurdalna, że zaczynasz się śmiać.
• • •
– Jak ta twoja grupa?
Zapadasz się w fotel. Nad twoją głową wiszą bibeloty, które mogą pamiętać jeszcze oryginalnych domowników.
– Wciąż nie wiem. Nie mam żadnego tropu. Chyba dobrze wiedzą, co robią.
Kącik ust Anneheru drga w kpiącym uśmiechu. Chyba? Zbyt długo z nim współpracujesz, byś mogła pozwolić sobie na wyrażanie takich wątpliwości.
– Zajmiemy się nimi po koronacji – decyduje.
• • •
O tym, że Erhili nie da się pomóc, wiedzieliście od dawna. Wystarczało, że mogliście ją utrzymać przy życiu. Każde jej przebudzenie było warte cyklu choroby, gorączek, piszczenia aparatury wokół łóżka. Kiedy widzisz zasłonięte okna domu Aste i Khamessu, po prostu nie wierzysz. Musiałaś pomylić ulice.
• • •
Erhili już nie ma. Z tą myślą siadasz na swoim łóżku i rozglądasz się wokół, jakby twój ascetyczny pokój miał przynieść ci ratunek. Ale nie ma tu niczego, co mogłoby stanąć między tobą a żałobą; posłanie szerokości pryczy, stół, krzesło, szafa. Przez jej niedomknięte drzwi przeciskają się zwiewne, luźno tkane szaty w jasnych kolorach. Na parapecie, który zastępuje ci kredens, stoją wysłużone naczynia z grubego szkła.
W lepsze dni gestami przywołujesz piękne, barwne obrazy, głównie portrety pamięciowe minionego świata. Te nigdy nie zblakną i nim dotrze do ciebie, że patrzysz na wszystko, co straciliście, wysnuwasz z nich kilka sekund zadowolenia.
Twoja ręka przez chwilę waha się nad portretami dziewczynki zrobionymi w lepszych czasach, kiedy jej niepełnosprawność napawała waszą trójkę spokojem. Erhili nigdy by nie koronowano. Była na to zbyt niepewna, jej mózg zbyt zmienny. Może powłóczyła nogą, ale nikt nie mógł jej wam odebrać.
Wam. Niekiedy obawiałaś się, że stoisz między Aste a Khamessu. Oboje kochasz miłością, która zaczyna się w sercu, a kończy w dole brzucha; takie pragnienia należy zachować dla siebie. Stanęłaś między nimi a ich córką, to wydawało się bezpieczniejsze, ale i tak okazało się pułapką. Uwierzyłaś chyba, że Erhili jest twoja, i żadne wspomnienie zaokrąglonego brzucha Aste nie mogło wygrać z tym złudzeniem.
Nie wiesz, jak poradzicie sobie we trójkę, teraz, kiedy was zostawiła. Przerzucasz pliki między palcami, słysząc echo płaczu Erhili. Cesarze. Nigdy nie zastanawiało cię, skąd ta obsesja i strach. Przecież pilnowaliście, by dzieci się nie bały – a mała musiała dać swojej chorobie czyjąś twarz i tyle.
Dzikie komendy, mówił zajmujący się małą lekarz. Mózg reaguje na obecność komputera, ale to ślepe odruchy, nie potrafi wykrzesać nic sensownego. Tylko pogarsza swój stan.
Twoje dłonie przyciągają zapis tej gorączki i wreszcie słuchasz, co Erhili i my mieliśmy ci do powiedzenia.
• • •
Córka Tesiheru nie została ogłoszona cesarzową. Było jasne, że wybiorą kogoś innego, odkąd zobaczyłaś jego pobladłą twarz: wiedziałaś, że zrobi wszystko, by uniknąć takiego losu. Dzieci tych, którzy znaleźli się blisko dworu, ostatecznie nigdy nie były wybierane. Anneheru miał w swoim arsenale idealny kij i równie niezawodną marchewkę.
Powietrze zdaje się szczypać twoją skórę. Niebo jest czyste, lecz przeczuwasz nadchodzącą burzę. Wiatr ma metaliczny posmak.
Koronacje budzą niesłabnące emocje i nawet gorąco nie zatrzyma zaniepokojonego tłumu, który chce zobaczyć wybrankę lub wybrańca. Tron nie może długo pozostać pusty. Sieć domaga się zasilania, centralnego komputera. Dzieci spisują się w tej roli najlepiej.
Wspinasz się na galeryjkę, by objąć wzrokiem całe zgromadzenie. Na skraju okrągłego placu dostrzegasz Tesiheru z żoną; między nimi stoi ich córka, prawie piętnaście lat, nie ma pojęcia, jak niewiele brakowało, by to ją prowadzili teraz na podwyższenie.
Wytężasz wzrok, choć i tak rozpoznajesz płynne, taneczne ruchy, nim z głowy chłopca zdejmą chustę i jego włosy zalśnią miedzią w ostrym świetle. Tancerz jest spokojny, jak byliśmy my wszyscy. Spoili go czymś, żeby nie mógł się bać. Z bliska może dostrzegłabyś, jak drżą jego dłonie, jak oczy wypatrują drogi ucieczki – choć pewnie nie może już sobie przypomnieć, przed czym tak bardzo chce uciekać.
Ten piskliwy dźwięk, który słyszysz, to twój płacz. Przyciskasz rąbek szaty do warg, gryziesz go, by się nie zdradzić. Ktoś popycha chłopca w kierunku tronu. To tylko na pokaz, zanim go zabiorą i posadzą w innym, zimniejszym, sterylnym miejscu.
Nie mogłaś tego przećwiczyć, więc pierwszy gest sprawia, że twoją głowę przeszywa ból. Wykonujesz drugi. Nowy program otwiera się przed tobą; dziedziniec rozmywa się jak miraż. Napieramy na ciebie ze wszystkich stron. Możemy cię niechcący zmiażdżyć, ale zgodziłaś się na to zapraszając nas, nieprawdaż? Uspokajasz swój oddech i kontynuujesz. Raz, dwa, trzy, cztery. Tamte dzieci ryzykowały dla samego piękna, lecz nic nie stoi ci na przeszkodzie, gdy zaprzęgasz harmonię w służbie polityce.
Jeśli chodzi o chironomikę, zawsze brakowało ci precyzji, ale nie jesteśmy wybredni. Wystarczy, że przygotujesz nam szczeliny. My już wedrzemy się do środka. Znamy ten system, wszak powstał na naszych myślach.
Czarne punkty wirują ci przed oczami. Czy to właśnie stało się z Erhili? Nie, odpowiadamy, nigdy nie chcieliśmy zrobić jej krzywdy. Nasza wściekłość nie ma końca, ale Erhili była niewinna. To ona po omacku sięgała ku nam. Co stanie się z tobą? Chyba już wiesz.
Raz, dwa, trzy, cztery. Słońce przegląda się w twoim interfejsie. Gubisz rytm, gałązki komputera w twojej głowie są rozpalone do białości. Nie widzisz już szaleńczych ruchów swoich rąk. Ale zapamiętamy cię inaczej, Binetheszet. „Czy na pewno chcemy podtrzymywać taki świat?” – my pierwsi i jedyni usłyszeliśmy tę wątpliwość, i dziwiliśmy się, że nikt inny nie zobaczył jej w twojej twarzy.
Raz, dwa, trzy, cztery. Świat znika w oślepiającym rozbłysku, a my, echa, wirusy, cała nasza dynastia, rzucamy się na ratunek rudowłosemu chłopcu.
koniec
« 1 2 3
17 grudnia 2016

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

W niewoli bóstwa i jego skrzydlatych
— Anna Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.