Dalej było już tylko dziwniej. Inny Poznań zaczął się pojawiać również w dzień; najpierw tylko na ułamki sekund, ale jednak. Śmiali się, że przestał być Nocnym Poznaniem, ale był to bardzo nerwowy i niepewny śmiech.
Selekcja naturalna
Dalej było już tylko dziwniej. Inny Poznań zaczął się pojawiać również w dzień; najpierw tylko na ułamki sekund, ale jednak. Śmiali się, że przestał być Nocnym Poznaniem, ale był to bardzo nerwowy i niepewny śmiech.
Anna Grzanek
‹Selekcja naturalna›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Autor | Anna Grzanek |
Tytuł | Selekcja naturalna |
Opis | Rodowita, dumna ze swojego brzydkiego miasta łodzianka. Z wykształcenia geograf i zarządca nieruchomości. Szczęśliwa (choć zmęczona) matka. Literaturę, a zwłaszcza fantastykę, kocha od dziecka – czytać nauczyła się wcześniej niż chodzić. Jest aktywnym członkiem społeczności portalu www.fantastyka.pl. |
Gatunek | realizm magiczny |
Sławek poczuł, że znowu się zaczyna. Przystanął, by przeczekać najgorszy moment. Przejmujące wrażenie, że swędzi go cała powierzchnia skóry, tyle że od środka, oraz ledwo uchwytny zapach burzy zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Otworzył powieki, które odruchowo zacisnął, i ruszył dalej, byle szybciej dotrzeć do domu.
W tym drugim Poznaniu barwy były bardziej nasycone, a powietrze wyraźnie cieplejsze. Sławek zerknął na zegarek. 19:26. Wcześniej niż zwykle.
Nie minęły dwie minuty, gdy rzeczywistość ponownie uległa przeobrażeniu. Powrót do normy był dla Sławka praktycznie niewyczuwalny. Po prostu w mgnieniu oka nagle wszystko znowu wyglądało jak dawniej.
Mężczyzna odetchnął i przeszedł nad epizodem do porządku dziennego. W ciągu dnia, przynajmniej na razie, przeskoki na szczęście zdarzały się rzadko.
Co innego w nocy. Noc to zupełnie osobna historia.
Wszystko zaczęło się prawie rok wcześniej, przy czym Sławek nie od razu odkrył, o co właściwie chodzi. Czasami budził się w środku nocy z nieodpartą potrzebą podrapania się po plecach, głowie, brzuchu czy gdzie tam akurat swędziało najsilniej. Uznał, że to jakieś uczulenie, więc najpierw przywykł do łykania wapna, zmienił proszek i płyn do prania, a następnie przerzucił się na kosmetyki hipoalergiczne. Kota ani psa nie miał. Po pewnym czasie, kiedy przypadłość nie mijała, zaniepokojony poszedł do dermatologa, który niczego nie stwierdził, oraz do internisty, który zdiagnozował wprawdzie lekkie nadciśnienie, ale żadnych alergii nie znalazł.
Być może Sławek dałby sobie spokój, gdyby nie to, że od dziecka kiepsko sypiał. Zdarzało się, że nagłe uczucie swędzenia wcale go nie wyrywało ze snu, a zastawało kompletnie rozbudzonego przed laptopem albo wyglądającego w zadumie za kuchenne okno.
Za oknem zaś działy się rzeczy doprawdy niezwykłe.
Nocą świat okrywały szarości i cienie, więc początkowo Sławek nie miał pojęcia, że ten drugi Poznań jest tak bardzo kolorowy. I odmienny.
Przez szereg nocy bał się wychodzić z domu, niepewny tego, co właściwie widzi, jak i tego, czy nadal pozostaje przy zdrowych zmysłach. Rozważał udanie się do psychologa albo psychiatry, jednak koniec końców stchórzył – wizyta u lekarza stanowiłaby akt kapitulacji, ostatecznego przyznania przed samym sobą, że piąta klepka jeśli nawet mu nie odpadła, to przynajmniej mocno się obluzowała.
Początkowo różnice były niewielkie. Ze swojego okna Sławek miał niezły widok na część Zawad i doskonale widział zmiany w mozaice budynków – tu czegoś brakowało, tam coś się zmieniło, gdzieś indziej coś dodano…
Ludzi widywał niewielu, ale to akurat go nie dziwiło. W końcu o trzeciej w nocy poza spóźnionymi imprezowiczami i menelami mało kto miał interes szwendać się po ulicach, a przejeżdżające raz na jakiś czas samotne samochody czy taksówki wyglądały raczej normalnie.
Przez wiele tygodni zmiany rzeczywistości były krótkie i przemijały niemal niezauważenie. Trwały od kilku do kilkunastu minut. Sławek uznał, że z jego głową chyba jednak nie jest najgorzej, bo poza swędzeniem i zapachem ozonu nie zauważył dalszych objawów. Prywatnie zrobił pakiet badań, by upewnić się, że nie ma raka mózgu ani tym podobnych nieprzyjemnych przypadłości. Jako że wszystkie wyniki były negatywne, w końcu postanowił przejść nad sprawą do porządku dziennego – tudzież nocnego.
Zaczął wychodzić na spacery. I tak nie mógł przecież spać. Podchodził do zmienionych miejsc, starał się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, a potem porównywał nocne widziadła z tym, co było widać w ciągu dnia. Czasami robił zdjęcia, ot tak, by mieć dowód na dobre zdrowie własnych zmysłów.
Po jakimś czasie Inny Poznań zaczął trwać dłużej. Minuty po kilku miesiącach zmieniły się w godziny, a teraz, po niemal roku, prawie całe noce stały pod znakiem tej drugiej, dziwnej rzeczywistości.
Właśnie w tym okresie Sławek spotkał Minę.
Podążał niespiesznie w dół Woźnej od Rynku. Z umiarkowaną ciekawością obejrzał wyrwę po brakującej kamienicy spod numeru 45. O ile go pamięć nie myliła, kiedyś mieścił się tu jeden z oddziałów Muzeum Narodowego.
Na dziewczynę zwrócił uwagę, bo rozglądała się jak turystka, energicznie i z widocznym zainteresowaniem. O tej porze, grubo po drugiej, mimo wszystko było to dość niezwykłe. Szedł za nią przez chwilę, aż przystanęła na Ślusarskiej, gdzie zamiast „dziennego” obskurnego budynku numer 15 stał nowy apartamentowiec z elewacją stylizowaną na szykowną kamienicę. Dziewczyna aż gwizdnęła z uznaniem.
Sławek zapatrzył się na nią z otwartymi ze zdumienia ustami. Zauważyła to, gdy tylko skończyła kontemplować detale architektoniczne.
Przebiegła dzielące ich kilkadziesiąt kroków zwinnie niczym łania.
– Dzień dobry wieczór – powiedziała, zatrzymując się tuż przed nim. – Przepraszam, ale czy pan też to potrafi zobaczyć? Myślałam, że tylko ja.
Sławek zaniemówił na taką bezpośredniość.
– Ale oczywiście jeśli pan nie wie, o co chodzi, to nieważne – odpowiedziała prędko dziewczyna widząc jego minę. – Proszę się nie przejmować gadaniem wariatki, już sobie idę.
W Innym Poznaniu było cieplej, ale że zbliżała się już jesień, nieznajoma miała na sobie lekki, brązowy płaszczyk i cienkie, ażurowe botki. Ruda grzywka opadała na niezbyt ładną, trójkątną twarz, ale w twarzy tej świeciły bystre oczy, najpiękniejsze jakie Sławek kiedykolwiek widział. We wszechobecnych nocnych szarościach tylko one wydawały się żywe.
– Nie… – zaczął, kiedy dziewczyna odwróciła się, by odejść. Płaszczyk zafurkotał wokół niej niczym skrzydła. – Ja też to widzę. Ten… inny Poznań. Proszę, zostań… To znaczy, proszę, niech pani zostanie. Jestem Mirosław. Znaczy, Sławek.
– A nie Mirek? – Dziewczyna błyskawicznie odwróciła się z powrotem do niego. – Cześć! Miło cię poznać, Sławku! Ja jestem Mina.
– Mina? – zdumiał się mimo woli. – Jak u Stokera?
– Właśnie! Rodzice strasznie mnie pokrzywdzili. – Mina skrzywiła się zabawnie. – Nazywam się Wilhelmina Palińska. Po babci.
– Sławek Kosiński. Nie Mirek. Sławek. Nie wiem, po kim. Mnie też najwyraźniej pokarało.
Sławek wiedział, że gada od rzeczy, ale nie mógł się powstrzymać. Mina roześmiała się wesoło. Ten dźwięk w mroku nocy rozbrzmiał jak dysonans, zaburzający całą rzeczywistość. I jak na zawołanie świat jakby się nagle zreflektował – Inny Poznań momentalnie zniknął, a kamienica z numeru 15 na powrót stanęła na swoim miejscu.
– Ciekawe, czy mieszkańcy coś zauważyli. – Mina powiedziała na głos to, o czym Sławek właśnie pomyślał.
Wpatrywał się w nią jak w obrazek. Co powinien zrobić? Zaprosił ją na kawę.
A ona się zgodziła.
– W sumie to nie wiem, nie mam nawet śladu sensownego pomysłu – mówiła następnego dnia, oblizując ze smakiem łyżeczkę po zjedzeniu okazałego ciastka czekoladowego. – Nie jestem wielką fanką fantastyki, ale orientuję się co nieco. Znaczy, dokształciłam się na cito, jak to… zaczęło się dziać. I ani to nie przypomina najazdu kosmitów, ani biblijnej Apokalipsy, ani niczego, o czymkolwiek czytałam. Tyle tylko, że ten Inny Poznań chyba stopniowo zastępuje obecny.
Sławek zakrztusił się kawą z mlekiem. Nigdy dotąd nie pozwolił podobnej myśli uformować się w całości w swojej głowie. Ale Mina miała rację. Prawdopodobnie.
Zmiany trwały coraz dłużej. Na razie wszystko wracało wprawdzie do stanu pierwotnego, jednak co będzie, jeśli za którymś razem nie wróci?
Wymienili się nocnymi zdjęciami odmienionego miasta. Sławek spacerował głównie w swoich okolicach, ale Mina zdążyła przewędrować bodaj całe Śródmieście w poszukiwaniu nieprawidłowości.
– Jestem starsza, niż wyglądam – zapewniła, kiedy zapytał ją, co studiuje. – Pracuję w domu, kiedy chcę, więc nie muszę się rano zrywać wraz z budzikiem. Chodzę, patrzę i cykam foty. Założyłam nawet bloga. Chcesz zobaczyć?
Chciał. Mina nazywała to „Poznaniem Nocą” i pod takim też tytułem publikowała zdjęcia oraz krótkie teksty. Jej strona cieszyła się zadziwiającą popularnością, ale wyłącznie na zasadzie „świetna z ciebie graficzka” i „zniewalający fotomontaż”. Nie znalazł się nikt, kto choćby za pomocą wiadomości prywatnej dałby znać, że również widzi zmiany.
Spodobałó mi się. Pomysł fajny i opis ludzi, którzy żyją jak gdyby nigdy nic wydaje mi się trafny. Pozdrawiam!