Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Łuczyński
‹Skryba lub Nazwisko lilii›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Łuczyński
TytułSkryba lub Nazwisko lilii
OpisAutor pisze o tekście: Jako że jestem przegorącym entuzjastą twórczości Andrzeja Sapkowskiego, razu pewnego spróbowałem nieudolnie popełnić opowiadanko, które w zamyśle mialo być pastiszem wykonanym w technice „sapkonady stosowanej”. Proszę się zatem nie dziwić zbytnio wielu zapożyczeniom, których odnalezienie w tekście dla żadnego entuzjasty „Sagi o wiedźminie” nie przedstawi zbyt wielkiej trudności.
Gatunekfantasy, humor / satyra

Skryba lub Nazwisko lilii

« 1 11 12 13

Marcin Łuczyński

Skryba lub Nazwisko lilii

– Według mnie w tej chwili to jedyne wyjście. Chyba że znowu chcesz stanąć za pulpitem i recytować inwokacje do dziewięciu krasnoludków.
– Pioruny siarczyste! Może wreszcie któryś z was wyjaśni mi, o czym mowa?! – zapieklił się opat.

VI

Goranto powoli zjeżdzał drogą wiodącą ku podnóżowi góry, na której usadowione było opactwo, wygodnie rozparty w siodle, z księgą opata Micherona w sakwie i szerokim uśmiechem na twarzy.
– Ech Beryl, muszę przyznać, że nie było wcale tak źle. Nawet lepiej, niż mogłem przypuszczać – poklepał sakwę, w której znajdowała się księga opata Micherona, zatytułowana „Niczem bogactwo, gdy bogi patrzą”, a ponadto „Traktat szermierczy” Istynussa z Aran, niezwykle rzadka rzecz. Razem z księgami w sakwie wiózł Goranto dwa akty darowizny: jeden tyczący pierwszej księgi i opactwa Mantilei, drugi zaś „Traktatu” i swojej osoby – Goranta z Barnivea. Obie otrzymał od uradowanego opata jako podziękę za pomoc w niezwykle ciężkich i krępujących chwilach dla niego, a także całego klasztoru.
– Czy ty w ogóle masz świadomość, co się działo ostatnimi czasy, czy baczyłaś tylko, gdzie by się tu solidnie nażreć, a potem… ten, tego… gdzie by się tu solidnie nażreć?
Beryl skupiona na schodzeniu po dość stromej drodze nie raczyła dać żadnej odpowiedzi.
Goranto rzucił okiem na mury opactwa, które zdawało się wyludnione. Za jego plecami rozległ się nagle śmiech jednego z mnichów, sztuczny i wymuszony. Po chwili dołączył do niego drugi, też niewiele lepszy.
Goranto pokiwał głową.
– No tak, braciszek Idelgan, biedaczysko, nie wyrabia pewnie z przygotowywaniem ziół. Pytasz dlaczego, kobyło?
Beryl kontynuowała schodzenie w milczeniu.
– Może zapytasz?
Kobyła zarżała cicho.
– Ciekawskie bydlę jesteś i tyle – mruknął Goranto – ale ci powiem, co mi zależy.
Widzisz, kiedy się okazało, że te dzielnie miotane przez brata Umbro klątwy i modlitwy nic nie dały, i kiedy bracia przypomnieli sobie, że Jorge, tfu, nie cierpiał śmiechu, postanowiliśmy zaryzykować i przedsięwziąć pewien… jakby ci to, kobyło, powiedzieć, żebyś pojęła… hm, no, powiedzmy fortel, sztuczkę, czy ja wiem zresztą, jak to nazwać? Doszliśmy do wniosku, że tylko śmiech, nieustanny, permanentny śmiech, serwowany przez dość długi czas skutecznie odstraszy Jorgego.
Kobyła zarżała.
– No, ja to wiem, ale jak jesteś taka mądra, to trzeba było coś innego, sprytniejszego wymyślić. A nie teraz mi się tu mądrzysz, jak już jest po fakcie. Nie jest to rzecz najmądrzejsza, przyznaję bez bicia, ale przez ostatni tydzień zdawała egzamin, hm… no, przynajmniej tak mi się zdaje.
Zaczęło się ciężko i opornie, bo najpierw trzeba było przekonać do tego Dafara, zresztą absolutnie się mu nie dziwię. No pomyśl, Beryl – jesteś przełożonym klasztoru, szanowanym opatem, a tu nagle twoją trzódkę zaczyna nękać duch i jedyną metodą, żeby się go pozbyć, jest wyznaczenie kilku z twoich współbraci do tego, by obchodzili całe opactwo i rechotali jak opętani. Jakby tego było mało, wystaw sobie, muszą oni łykać zioła brata Idelgana, takie rozśmieszające, bo przecież sami z siebie nie dadzą rady… A potem jeszcze inne ziółka, takie na rozbolały brzuch i czkawkę. Ja zresztą też trochę ich dostałem, to są takie z kwiatów lilii, imbrzynku, do tego nakrapiane destylatem z marysylii i pęczków Dortego z Cylicji. Tak, tak, brat zielarz fachura jest, będzie miał teraz w klasztorze niezłe używanie.
A myślisz, że łatwo było do takiego obyczaju nakłonić braci? I do tego jeszcze cała ta wizyta prowincjała. Wiesz ty w ogóle, jak wybrnęliśmy z tego bajzlu? Nie domyślasz się? Ruszyłabyś choć raz głową po coś innego, niż po trawsko albo owies.
Beryl rzuciła łbem i szła dalej, teraz już równym traktem, łagodnie wznoszącym się w kierunku porośniętego lasem wzgórza.
– Tak, tak. Braciszek zielarz nawarzył i namieszał tej swojej śmiechowej mikstury, potem zrobiliśmy specjalne winko. Mówię ci, Beryl, nasz czcigodny ojciec prowincjał walnąl powitalnego kielicha i zaraz podczas nabożeństwa, które odprawiono króciutko po tym, zaczął rechotać jak głupi do sera. A potem, że na uspokojenie niby, dostał jeszcze karniaka ze specjalną, rzekłbym, Beryl, że nawet końską dawką. Tarzał się, biedaczysko, w celi ze śmiechu od Komplety do, no, nie przymierzając – do Laudy, chociaż część braci twierdziła, że nawet w okolicach Prymy jeszcze go chichotki trzymały i starczyło lekko zapukać, by ten wybuchł rechotem jak dobrze tresowane zwierzę ku uciesze gawiedzi.
Tak, tak, dobrych woźniców miała legacja prowincjała, szybciutko ruszyli precz. A przy tym ostrym zakręcie tuż przy bramie nawet nie wypieprzyli wozu, choć zdarzyło mu się chyba przez chwilę pomykać tylko na dwóch lewych kołach. Co robić – przez nas to się biedny ojczulek solidnie najadł wstydu, ale nie można było inaczej. Gdyby rozgościł się w opactwie na dłużej, jak nic skonkludowałby, że Nermires to zwyczajny dom wariatów, tyle że z wysokimi murami. I albo by tak pomyślał z powodu obelżywych napisów na ścianach, gówien na stole w refektarzu, czy co by tam jeszcze Jorgemu do łba wskoczyło, albo z powodu bezustannego śmiechu w opactwie, podtrzymywanego metodą sztafetową. A tak – Nermires, mam nadzieję, za jakiś czas pozbędzie się Jorgego, jeśli będą bracia wytrwali, i po sprawie. Bibliotekę powoli do ładu doprowadzą, bogactwo ksiąg uporządkują. No i mnie się z wdzięczności podarki dostały – nie tylko księga, po którą tu przybyłem, pójdzie teraz pod dach opactwa w Mantilei, ale nawet ja do mojego własnego księgozbioru coś dorzucę.
I pomyśleć, że się bałem o to, czy mnie nie przegonią na zbity pysk, albo czy zezwolą przepisać choćby ze trzy, cztery rozdziały. Tak, tak, Beryl, są chwile, kiedy zupełnie nie rozumiem tych cholernych mnichów, przysięgam, żebym tak przyrósł dupą do tego siodła. Mówiłem ci już może o tym? A słyszałaś to o halabardniku…

Kraków, 2004.01.21
koniec
« 1 11 12 13
30 czerwca 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Jubileusz: „Esensja” – pieśń przyszłości
— Marcin Łuczyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.