Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Tomasz Jarząb
‹Odbicie w lustrze›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorTomasz Jarząb
TytułOdbicie w lustrze
OpisUrodzony 28.05.1985 roku w Katowicach, absolwent historii na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, zamieszkały obecnie w Jaworznie. Od najmłodszych lat fan literatury fantastyczno–naukowej ze szczególnym uwzględnieniem cyberpunku, który postrzega jako najwdzięczniejszy sposób mierzenia się z problematyką współczesnego świata i człowieka. Do tej pory publikował krótkie formy w „Szortalu Na Wynos” oraz „Szortalu Wydanie Specjalne”.
Gatunekcyberpunk, SF

Odbicie w lustrze

« 1 2 3 4 5 »

Tomasz Jarząb

Odbicie w lustrze

A ja jedynie stałem i przyglądałem się wszystkiemu. Różowej mazi wymiocin zalewającej wizjer. Beznadziejnej walce o oddech. Serce łomotało szaleńczo, a mięśnie napinały się jak postronki, ale nie zrobiłem kroku. Nawet nie spróbowałem ruszyć z pomocą. Z niezrozumiałych dla mnie powodów pragnąłem zachować ten naturalny bieg spraw. Pozwolić Miśkowi umrzeć.
Miki orzekł, że nic nie dało się zrobić, aby uratować chłopaka, po czym pogratulował mi otrzymania posady i miejsca na drabinie społecznej z napisem „człowiek średnia użyteczność”. Zwłoki zapakowaliśmy do jego własnego kosza. Misiek był taki lekki. Zadziwiająco lekki.
– Możesz traktować nas jak wybrańców. – Miki obdarzył mnie szczerym uśmiechem prawdziwego socjopaty. Stan jego uzębienia świadczył o ubogiej w wapń, fluor i pewnie wszystkie inne składniki odżywcze diecie. Człowiek średniej użyteczności to średnio zbilansowany sposób odżywiania. To średnie życie.
Zjeżdżamy platformą na sam dół tarczy rotacyjnej. Po pokonaniu kilku śluz trafiamy do biura zarządu stacji, by złożyć odpowiednie pozwolenia i rozeznać się w sytuacji. Młody kierownik mierzy nas spojrzeniem zaczerwienionych i podkrążonych oczu chorego i nad wyraz zmęczonego człowieka, którego obowiązki przytłoczyły z mocą wybuchającej gwiazdy. Niemal czuję jego rozpaczliwą potrzebę ucieczki w Rzekę. I pomyśleć, że nawet nie ma go tutaj, że łączy się za pośrednictwem holografu.
– Panowie, czeka was sporo roboty. – Zakrapia oczy blokerem w kroplach, substytutem prawdziwego relaksu, prezentując przy tym plamy potu pod pachami. Nie ma na sobie marynarki oficera, jedynie koszulę z podwiniętymi rękawami. Miki patrzy na mnie porozumiewawczo. W jego oczach kierownik awansował ze szczeniaka na ciotę.
– Nie mam pojęcia, jak dacie sobie radę z tym… z tą… – szuka odpowiedniego słowa – jatką! Musicie to własnymi rękami…
– Spokojnie – mówi Miki, serwując mu dobrze wyuczone spojrzenie pełne współczucia, wypracowywane latami w różnych placówkach dostosowawczych dla trudnej młodzieży, po których tułał się za młodu. – Załatwimy to bardzo szybko. Dochodzeniówka zamknęła śledztwo?
– Tak, mam już oficjalne stanowisko prokuratury. Właściciel miał wszystkie wymagane pozwolenia. Pasażerowie przed wejściem na pokład podpisali klauzulę wejścia na własną odpowiedzialność.
– Przezorny koleś… Jaki jest stan wraku?
– Doskonały. – Kierownik odpowiada już o wiele spokojniej.
– To dobrze. Obędzie się bez skafandrów. – Miki pokazuje mi uniesiony kciuk, a mnie przed oczami staje twarz martwego Miśka. Tak nabiegła krwią, że aż sina. – W takim razie domyślam się, że zgony nastąpiły w wyniku przeciążenia?
– Tak. Kilka gwałtownych manewrów i hamowanie pełną mocą przy prędkości orbitalnej siedem tysięcy siedemset metrów na sekundę z wyłączonymi zabezpieczeniami blokady nadmiernego ciągu.
– Niech zgadnę. Robota właściciela!
Na twarzy kierownika zaczyna czaić się uśmieszek.
– Brał udział w incydencie, ale ma się dobrze. W czasie wypadku siedział w kokpicie z załogą. Twierdził, że nie był świadomy potencjału jednostki.
– Tak, wtedy by nas tu nie było. Lokalizacja szczątków?
– Skupiona w obrębie modułu mieszkalnego. – Kierownik siada ciężko na brzegu biurka z błogim, farmakologicznym uśmiechem na ustach przeradzającym się w narkotykowy chichot i palcem pokazuje nam kierunek.
• • •
Ocena moralna nie wchodzi w zakres naszych obowiązków; szorowanie, spłukiwanie i osuszanie – owszem, ale wydawanie sądów – nigdy. Jak twierdzi Miki, to objaw ułomności ludzkiej natury, całkowicie zbyteczny w naszej profesji.
– Nie oceniaj i nie zastanawiaj się, jak do tego doszło. Nie szukaj winnych, nie dopatruj się ofiar. Po prostu sprzątaj – powtarza mój towarzysz, wyładowując ostatni z dziewięciu koszy. Lewitujące zamrażarki ustawiają się posłusznie w szeregu.
Miki wpada w dydaktyczny szał i zalewa mnie mądrościami. Cierpi chyba na kompleks mistrza. A może wyglądam na kogoś, kto tego potrzebuje?
Wyjaśnia mi, że zbyt drobiazgowe analizowanie problemu paradoksalnie czyni go jeszcze trudniejszym do rozwiązania. Przyglądając się najmniejszym szczegółom w skali mikro, kompletnie zapominamy, na co patrzymy, i tracimy kontekst. Przytacza jakiś przykład obejrzany w programie przyrodniczym, opisującym życie kolonii termitów gdzieś (bodaj ostatni rezerwat przyrody) w Afryce. I chociaż wydaje mi się, że przykład jest zupełnie nietrafiony, to wiem, że Miki ma rację. Dlatego większość w tym fachu zaciemnia sobie perspektywę, stojąc niemal nosem w sprawie.
Zgodnie z poradnikiem wydanym przez korporacyjnych speców od psychomanipulacji, zwłoki, które usuwamy, należy odczłowieczyć. To nie są czyjeś żony, matki, mężowie, córki i synowie, to nie są nawet istoty ludzkie. Jedynie konglomeracje cząstek, które zmieniają położenie na skutek rozpadu wiązań.
Każą patrzeć naprawdę wnikliwie. Wyobrażać sobie każdy atom węgla, każdy elektron wirujący niczym planeta w miniaturowym układzie, znaczący błyskiem trasę swojego przelotu, a nie dostrzegać śnieżnobiałego odcienia zimnej skóry dziewczyny, na którą teraz patrzę, a w której żyłach nie została ani kropla krwi. Jej pełnych ust pomalowanych czerwoną szminką. Czarnych gęstych rzęs. I tych dużych brązowych oczu patrzących niewidzącym wzrokiem, które nie wylały się z oczodołów tylko dzięki temu, że są serwetywnymi implantami.
Prześlizguję się wzrokiem po krzywiznach jej zmiętolonego przemożną siłą bezwładności półnagiego ciała, gdy nagle zdaję sobie sprawę, że nie mogę oderwać od niej oczu.
Ogłuszony czymś niezrozumiałym stoję bez ruchu, zastygły niczym posąg.
– A ciebie co tak zamurowało? – pyta Miki i patrzy mi przez ramię. – Śliczna… Oj, chłopaczku, tylko mi się nie zakochaj, bo coś czuję, że ten związek nie ma przyszłości. – Wybucha świdrującym chichotem, który słyszę jakby przez ścianę, rzędy ścian.
Chciałbym już odwrócić wzrok, ale nie mogę. Moje ciało wyrwało się woli, kpiąc z moich wysiłków. Walczę ze sobą przez chwilę i gdy zdaje mi się, że odzyskuję panowanie nad sobą, uderza we mnie młot wspomnień. Fale bezwoli ponownie wciągają mnie w głąb. Przypominam sobie ciepło skóry tej dziewczyny, którą tak chętnie pieściłem. Jej śmiech, który niósł mi ukojenie, niwecząc wszelkie troski. Krzyk wyuzdanych przyjemności.
Rozpoznałem ją. Wiem, kim dla mnie była, i kim ja byłem dla niej.
Paraliż ustępuje.
Miki niestrudzenie, zgodnie ze swoim postanowieniem kulturalnego odkrywania „starego porządku”, radośnie odśpiewuje zapamiętaną z Rzeki zwrotkę „Uptown Girl”. Mówi, że tylko tak może na chwilę nie myśleć o Rzece.
Robię dwa kroki do przodu. Chwilę się waham, ale przykucam przed ciałem dziewczyny. Widzę ją, choć to niemożliwe. Wpatruję się w nią, chociaż wiem, że muszę doświadczać jakiegoś urojenia, halucynacji zmęczonego mózgu. Jej po prostu tu nie ma. Nie w realnym świecie. Bo niby jakim cudem? Przecież Mel jest wytworem mojej wyobraźni wygenerowanym w cyfrowym nurcie Rzeki.
Dotykam jej lodowatej skóry. Pod palcami czuję twardość stężenia pośmiertnego. Realna powłoka.
Moja Mel jest tutaj. Istnieje, tak jak ja, jak zawodzący Miki. To są fakty.
Kilka szybkich laserowych pomiarów ułożenia ciała na wypadek, gdyby poprzednia ekipa coś przeoczyła, i wracam do pracy. Jej bezwładne ciało ląduje w koszu.
Miki dalej zarzyna stary szlagier.
• • •
W momencie przeżywania przyjemności w mózgu wyzwalają się niezliczone chemiczne i elektryczne reakcje łańcuchowe, które zbiegają się do jednego – wyrzucenia skumulowanych neuroprzekaźników. Mózg zalewa fala dopaminy, a człowiek dosłownie tonie w rozkoszy.
W czasie stosunku wytwarza się około ośmiuset pikomoli na litr czystej dopaminy lasującej synapsy. Kilka gramów kokainy to sześćset pikomoli na litr więcej. To jeszcze nie wszystko, na co stać nasz mózg. Nie chodzi o śmieszne podwojenie czy potrojenie efektu, ale sprawienie, że słowo „ekstaza” zostaje odkryte na nowo, przedefiniowane w taki sposób, że nie można go użyć w odniesieniu do czegokolwiek innego. Zwoje mózgowe na podglądzie aktywności encefalografii optycznej będą świecić jak atomowy błysk. Można to zrobić, wystarczy tylko odpowiedni wszczep niepozwalający oszaleć i krok w wartki prąd informacyjnego spływu nieskończonych możliwości, wprost do Rzeki.
Właśnie tym jest Rzeka – możliwością nieskończonych doznań, źródłem absolutnej przyjemności. Miliony użytkowników – wszyscy ci, których nie stać na prawdziwe luksusy, i wszyscy ci, których stać na wszystko, ale chcą czegoś, czego za żadne pieniądze nie można zrealizować. Jeden wspólny cel. Przeżywać, doświadczać i żyć pełnią możliwości, uwalniając swoje najbardziej absurdalne potrzeby; bez ograniczeń, wstydu i zahamowań.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

18 XI 2017   17:24:32

Bardzo mi się podobało :)

19 XI 2017   15:27:59

Mnie również bardzo się spodobała ta wybornie opisana, mroczna wizja świata. Chylę czoła.

05 III 2019   12:07:30

Jestem pod wrażeniem. Trafne pytania, ciekawe dylematy i wydaje się, że nieuniknione ... one wszystkie nadejdą z czasem i będą dotyczyć każdego. W miarę zaspokajania potrzeb, w miarę odkrywania doznań. Jak daleko jesteśmy w stanie w to brnąc? Czy nasza egzystencja nie wnosi nic więcej? Ciekawie opowiedziana historia :)

05 III 2019   17:37:41

Wielkie dzięki za komentarze:)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kształt duszy
— Tomasz Jarząb

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.