Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adam Wiejak
‹Całopalenie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAdam Wiejak
TytułCałopalenie
OpisAutor pisze o sobie:
Nazywam się Adam Wiejak. Rocznik 1978. Mieszkam w Piastowie pod Warszawą. Studiuję lingwistykę (sekcja niemiecka i francuska) oraz prawo na UW (V / III rok). Najchętniej czytam fantastykę polską poruszającą zagadnienia polityczne, społeczne i moralne (Zajdel, Ziemkiewicz, Wolski). Studia lingwistyczne zaszczepiły mi sceptycyzm do przekładów. Dlatego interesuję się głównie klasyką francuską i niemiecką w oryginale, w czym zresztą i dla fantastyki znajduje się miejsce.
Gatunekfantasy

Całopalenie

« 1 6 7 8 9 10 »

Adam Wiejak

Całopalenie

Nie podziałało. Musiał się pomylić, psia mać! Jeszcze raz, jak to szło? Magda zaparła izbę od wewnątrz i mocowała się ze stołem, żeby jakoś zablokować drzwi, co rozpraszało uwagę guślarza. A czar nie należał do najprostszych! Idiotka, usmaży się jak dzik na sobótkę! – pomyślał bacząc z niepokojem, jak jęzory ognia wzniecone jego ognistą kulą lizały strzechę. Mimo to skupił się i poczuwszy wreszcie działanie zaklęcia, wpadł do Magdy, wywalając z hukiem drzwi. Porwał Marysię jedną ręką jak zawiniątko z prowiantem, matkę chwycił wpół, przerzucił przez ramię i nie czując nawet jej kąsania na plecach, uniósł się do góry.
Nie mogli jednak przebić się przez strzechę. Zaklął siarczyście i przefrunął do głównej izby, gdzie pośród kłębów dymu dały się dostrzec jedynie buchające płomienie. Pot zaperlił się na osmalonym czole Waresza, gdy śmignął w ich stronę. To tylko skok przez większe ognisko, jak na godach – pocieszał się w duchu, lecz przebijając się przez ognistą ścianę zdało mu się, że sam Swaróg go pocałował, i zląkł się chyba bardziej od Marysi.
A jednak zdołali umknąć! Magda darła się wniebogłosy szarpiąc iskry we włosach. Dziewczynka wtórowała matce, lecz nikt z walczących nie zwrócił uwagi na prującą w górze trójkę. W czasie bitwy tylko konający patrzą w niebo.
Waresz opadał z sił. Wiedział, że nie wyląduje miękko. Podporządkował sobie siły natury, lecz nad lasem odczuł, jak biorą na nim odwet. Przyciąganie ziemskie nieuchronnie odzyskiwało władzę. Oddychał z wielkim trudem, jakby ktoś mu położył głaz na piersiach, przed oczami migotało coś na kształt odległych burzowych błyskawic. Jakieś sto kroków od pogańskiego cmentarza czerniła się kępa krzewów. Ostatkiem sił podleciał w tę stronę i możliwie najłagodniej zsunął z ramienia Magdę. Stek wyzwisk pod adresem guślarza stłumił trzask gałęzi i głuche uderzenie. Waresz spadł nieopodal, z trudem utrzymując Marysię nad sobą, by złagodzić wstrząs.
• • •
Wszelako ludzkie kształty unoszące się nad gorejącym fortem zwróciły czyjąś uwagę. Ta osoba nie brała udziału w rzezi, wręcz przeciwnie – przyglądała się z daleka, klnąc na własną bezsilność. Kiedy więc dostrzegła zaskakujące zjawisko, pobiegła co sił w nogach za uchodzącymi.
• • •
– To mój ojciec, chamie! Rób, co ci każę! Dwa bierwiona na krzyż!
Marysia znowu płakała. Właściwie spod zapuchniętych powiek wypłynął już cały zapas łez. Nie brakowało jedynie smarków, które wyciekając strużkami z noska panoszyły się na chlipiących usteczkach. Matka przygarnęła dziecko, szukając na sukni względnie czystego miejsca do otarcia dziewczynce buzi.
– Już dobrze, dobrze. Ciii… Nie płacz… Mamusia jest z tobą.
Waresz stał nad grobem Siermicha z brzozowymi bierwionami w dłoniach. Po dniu spędzonym z Magdą zdążył wyzbyć się całej guślarskiej dumy. Niejednokrotnie zastanawiał się, jaki sens ma taszczenie na noszach tej połamanej kobiety i jej latorośli. Oczywiście, mówiła mu, że da sobie radę sama i żeby się wynosił do swoich pogańskich powstańców. Wypominała, że przygotowała się na śmierć i niczego się nie boi i że w ogóle po ścierwo licha je uratował. Wprawdzie nie oczekiwał wdzięczności, ale czasem, doprawdy, ciężko było słuchać. Wszelako nie mógł ich tak po prostu zostawić! A zresztą, co tu się oszukiwać, nie chciał i nigdy by tego nie uczynił.
Bo Sławka wcale nie była zrzędliwą jędzą. Waresz doskonale o tym wiedział. Dziewczyna z dobrego guślarskiego rodu, wiedźma jak się patrzy, cały świat stał przed nimi otworem! Waresz zaprawiał się w rzemiośle u jej ojca Siermicha, który zawsze krytycznie oceniał nadmierne zapędy ucznia. Rozchodziło się o te przeklęte demony, licho wie, jakaś armia Swaroga czy co? Ale jaką dawały moc! Nic dziwnego, że uczeń w krótkim czasie przewyższył mistrza, lecz wtedy także zaczął tracić nad sobą kontrolę. Kroplą, która przelała czarę goryczy, stał się pierwszy mord rytualny na pogrzebie. Dałby głowę, że uczynił to mimowolnie, zresztą zgodnie z pradawnym zwyczajem, tyle że nie dopuszczanym przez Siermicha. Sławka tego nie zniosła i już nigdy nie spojrzała na Waresza tak jak kiedyś. Kto mógł przypuszczać, że po powrocie z jednej z królewskich wypraw na zachód wojenny kompan Waresza – Jamrosz pojmie ją za żonę? Potem jeszcze doszło to przeklęte chrześcijaństwo, które tak ich od siebie oddzieliło, że budowa fortu na wzgórzu w ogóle guślarza nie zdziwiła.
No i teraz tkwili w świętym kręgu, gdzie wczoraj mieli znaleźć schronienie, a znaleźli zwłoki Siermicha. Starzec sztywniał z kosturem w jednej i z nożem w drugiej ręce. Krew zakrzepła na poderżniętym gardle i zgniłej trawie wokół głowy. Waresz z jakimś niezrozumiałym nabożeństwem przyglądał się posklejanej krwią plątaninie białych włosów, jakby widział umarłego boga. Otrzeźwiła go dopiero rozpacz Sławki. Miał pochować swego nauczyciela po chrześcijańsku i to na dodatek w świętym miejscu Słowian! Z początku protestował, lecz w końcu wykopał dół, zasypał ciało i wpatrywał się teraz w głupie bierwiona, jakby nie umiał z nich zrobić krzyża.
Myśli łaziły mu pod czaszką jak robaki w kurhanie. Jak to możliwe, że demony nie bronią swego terytorium? Przecież widzą wszystko! Zdaje się, że czekały na wezwanie. Miał przeczucie, że chrześcijański grób odbierze im to miejsce na zawsze i że to on będzie za to odpowiedzialny. Jako kapłan wiecznej wiary miał obowiązek wezwać gospodarzy świętego kręgu do obrony. Wystarczyło jedno słowo. Tymczasem złożył krzyż, przewiązał rzemieniem i wbił na szczycie mogiły.
– Ten pan nam pomoże w podróży, a potem wróci tatuś, i Adalbert. Taaak. Zobaczysz. – twarz Magdy rozjaśnił uśmiech. – A teraz zaśnij. Aaa, aaa… – matka zakołysała się na noszach. Skrzywiła się w bolesnym grymasie, gdy ruch odczuły połamane nogi.
– Jakaś belka się nada, żeby nogi unieruchomić. – zauważył Waresz.
Magda nie reagowała, aż mała zasnęła. Przykryła dziecko skórzanym pledem, sporządzonym naprędce z kubraka guślarza i westchnęła ciężko:
– Sikać mi się chce, psia mać!
– Klniesz jak wojacy w Budziszynie – Waresz chciał rozładować napięcie, choć po słowach rannej spod brody wyślizgnęły się na jego twarz pąsy jak u sztubaka. Wyczekiwał zakłopotany, nie śmiąc niczego zaproponować. Otwarcie rzecz ujmując, tylko on mógł wysadzić Magdę. Ona też nie czuła się najswobodniej i zwlekała z kłopotem jak najdłużej. Ale ile można? Niemniej pierwsza przerwała wstydliwe milczenie:
– Długo już nie pociągnę, więc nadrabiam za całe życie. No dobra, weź mnie pod pachy i przytaszcz do ogniska. Nie chcę się przeziębić, bo musiałbyś mnie wysadzać co dwa pacierze.
Waresz przygryzł wargi i pochylił się nad Magdą.
– Czekaj! Daj coś na knebel, bo będę krzyczeć z bólu. Mała się jeszcze obudzi.
Ułamał kawałek gałęzi, który wetknęła sobie między zęby. Miała rację: gdy tylko uniósł ją nieznacznie, nogi bez usztywnienia zapiekły takim bólem, że słysząc zduszone kneblem jęki, Waresz obawiał się, iż Magda zemdleje. Jakoż dotarli szczęśliwie do błogiego ciepła bijącego od ognia. Knebel wypadł na ziemię.
– Odwróć się!
Waresz odchylił głowę w momencie, gdy suknia unosiła się odsłaniając zgrabne łydki.
– Stefan cię ukatrupi, jak będziesz patrzył.
Guślarz poczuł się jak ryba miotająca się w sieci. Zacisnął powieki, bo naprawdę chciał być posłuszny, wierząc podświadomie, że to mogło odkupić jego przewiny. Przełknął nawet pokornie wspomnienie o mężu. Czuł kobiece kształty poruszające się w dłoniach przy tej głupiej, przyziemnej czynności, a jednak ogarniało go zaskakująco błogie przekonanie, że obcuje z boginią i że nie wolno mu, że nie zasłużył. Czy to była gówniana obłuda, czy też głęboka wewnętrzna odmiana, nie wiedział. Dość że w momencie gdy odwrócił głowę w drugą stronę otwierając nieśmiało powieki, ujrzał drąga spadającego na jego ciemię jak grom z jasnego nieba, a za nim wściekłe spojrzenie napastnika. Głuchy łoskot wypełnił czaszkę Waresza i w ten sposób zgasły wszystkie rozterki. Runął nieprzytomny prosto w ognisko, nie słysząc bolesnego jęku Magdy.
• • •
Kraj Polan przypominał chorego. Powstanie niczym ostry stan zapalny trawiło doszczętnie tę ziemię. Mimo nadciągającej zimy panowała ognista gorączka, która zwalała z nóg wszelką władzę. Nie żeby potężnemu niegdyś państwu zabrakło namaszczonego przez Rzym króla, nie żeby najpospolitszego księcia nie było, ale w najodleglejszych nawet ostępach nie ostała się choćby jedna kasztelania. Kościół poległ jako pierwszy, bo tu ostrze buntu celowało najchętniej. Zapomniano o chrześcijańskich ceremoniach, skarby z danin rozgrabiono, a ostatnich przyznających się do chrztu już dawno na palach rozdziobały kruki.
« 1 6 7 8 9 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.