Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adam Wiejak
‹Całopalenie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAdam Wiejak
TytułCałopalenie
OpisAutor pisze o sobie:
Nazywam się Adam Wiejak. Rocznik 1978. Mieszkam w Piastowie pod Warszawą. Studiuję lingwistykę (sekcja niemiecka i francuska) oraz prawo na UW (V / III rok). Najchętniej czytam fantastykę polską poruszającą zagadnienia polityczne, społeczne i moralne (Zajdel, Ziemkiewicz, Wolski). Studia lingwistyczne zaszczepiły mi sceptycyzm do przekładów. Dlatego interesuję się głównie klasyką francuską i niemiecką w oryginale, w czym zresztą i dla fantastyki znajduje się miejsce.
Gatunekfantasy

Całopalenie

« 1 7 8 9 10 »

Adam Wiejak

Całopalenie

Nie było władców i poddanych. Każdy stał się zarazem panem i niewolnikiem. Grabienie niewiele pomogło na głód, a wściekłość wciąż narastała. Żywcem rozdzierano przywódców rebelii i obwoływano nowych, by po kilku dniach uczynić z nimi to samo, nierzadko dla zaspokojenia głodu. Ludzie bali się siebie nawzajem, chronili się w samotniach, a przy jakimkolwiek spotkaniu dosłownie skakali sobie do gardeł.
Ten nieludzki chaos nie był wrzodem toczącym młode państwo Polan. Okazał się gniciem od posad, dla którego nie było już ratunku. Rzekłbyś: kraj pluł krwią i wznosił błagalne jęki o dobicie.
Kat nadszedł z południa. Książę czeski Brzetysław nie miał zamiaru o tej porze roku ruszać na podboje. Jednak wysłannicy powracający z ziem potężnego niegdyś sąsiada nalegali niczym natrętni handlarze relikwiami. Skoro o relikwiach mowa, dworscy dostojnicy kościelni wskazywali na bezprawnie trzymane w Gnieźnie szczątki biskupa praskiego Adalberta, o które wypadało się zbrojnie upomnieć. Brzetysław wciąż jednak nie potrafił się przekonać do pomysłu. Zawierzył dopiero obszernej i rzeczowej relacji swego zausznika Mścibora, który miał rozległe kontakty na dworze sąsiada i należycie przygotował grunt pod najazd. Polanin to był z urodzenia, tamtejszy język i zwyczaje znał, wszelako z urazy jakiejś osobistej czy też z chęci zysku oddał się na usługi Czechom.
I oto wtargnął Brzetysław na ziemie sąsiada. Dorzynał, co jeszcze się ruszało, grabił, co pozostało, a stolicę obrócił w perzynę. Zagarnął relikwie Adalberta odbierając konającym chrześcijanom wszelką nadzieję. I był jako ten miecz potępienia zanurzony w sercu piastowskiego władztwa. Zaiste, przestało bić to serce, a krwiobiegu odrodzonej później państwowości już nigdy nie napędzał prastary kraj Polan.
• • •
Kiedy Waresz się ocknął, ujrzał nad sobą oblane słonecznym blaskiem korony dębów. Poczuł w prawym oku nieznośne kłucie, jakby ktoś naciskał nań gałęzią jałowca. Odruchowo podniósł dłoń do twarzy, lecz ku wielkiemu zaskoczeniu wyczuł nabrzmiałą opuchliznę, dla której dotyk był jak pchnięcie włócznią. Guślarz zasyczał z bólu i zorientował się, że nie widzi na obite oko. Obrócił więc drugim – zdrowym, lecz dostrzegł jedynie trzaskające wesoło ognisko, od którego biło przyjemne ciepło. Usłyszał za to odgłosy rozmowy i upewnił się, że Sławka wciąż jest przy nim. Drugiego rozmówcy nie rozpoznał.
– Ja wam mówię, pani, jeno na zachód nam uchodzić.
– Przeszliśmy kawał do Międzyrzecza, to teraz nie będę zawracała.
– Przecie klasztor w popiołach!
– Ach, gadanie…
– Do cesarstwa powstanie nie dotarło. Ukryjemy się u eremitów. Przyjmą braci wygnańców.
– Sławomirze, nikt cię tu nie trzyma. Idź, gdzie cię oczy poniosą. My sobie poradzimy. Wszak jesteś wolny.
Waresz podźwignął się. Ku swemu miłemu zaskoczeniu zauważył dwa juczne konie skubiące trawę nieopodal obozowiska. Widocznie chłopak, korzystając z chaosu we wsi, zatroszczył się o ekwipunek przed wyruszeniem w drogę śladami uciekinierów.
– Wolny ci on nie jest, jeno mój niewolnik – oświadczył guślarz, otrzepując źdźbła trawy ze spodni.
– Daj spokój – odparła Magda – Jak się czujesz?
– Wolałbym cię widzieć także drugim okiem. To on mnie tak urządził?
– Myślał, że nas uprowadzasz. Rezolutny chłopak, juki wziął na drogę. Nie to co ty. Tobie do wszystkiego miecz wystarcza. Nie martw się, szybko wydobrzejesz.
– Będzie mi lepiej, gdy posiekam tego gówniarza na kawałki.
Na te słowa Sławomir zerwał się, dzierżąc kurczowo miecz Waresza w dłoniach.
– Zostaw to – krzyknęła Magda, aż wtulona w jej piersi Marysia obudziła się i poczęła rozdzielać wokół nieprzytomne spojrzenia. – Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie, nie słyszałeś? A ty przestań pleść duby smalone – zwróciła się do Waresza – bo cię ten chłopak cały dzień pielęgnował. Zdaje się, że o jeden dzień za długo. A przecie mógł zostawić w ogniu! Byłbyś smażoną zakąską dla wilków.
Uśmiechnęła się. Do kroćset! – zapiał w duchu Waresz – jednak nic się nie zmieniła! Mógłby znieść upokorzenia od ostatniego ciury ze swojej posiadłości, byle już nie udawała żmii, kiedy stara się jej pomóc. Głowa bolała go niemiłosiernie, jakby ktoś miarowo uderzał w nią młotem, a mimo to poczuł się wreszcie szczęśliwy.
Sławomir zwiesił wzrok i jakby ze wstydem utkwił na głowni wareszowego miecza. Cisnął wreszcie broń w trawę i zbliżył się do guślarza, który zawołał rozweselony:
– Masz miecz, toś pan! No co ty, trzymaj go! Czemu rzucasz?…
– Wybacz – przerwał Sławomir, wyciągając rękę – wybacz ranę, którą ci zadałem. Ja w imię Chrystusa odpuszczam ci wszystkie okrucieństwa względem mnie i moich ojców.
– Wybacz – odparł Waresz – ale ja nie wiem, o co ci chodzi. – Odwrócił się i poszedł do juków po łuk i kołczan, po czym przytroczył miecz.
Zapadło kłopotliwe milczenie. Tylko wiatr przygrywał między gołymi gałęziami. Zawtórowała mu Marysia z dziecięcą piosnką.
– Nie ma nic do jedzenia. Pójdę zapolować – powiedział.
Odszedł w gęstwę leśną, jakby chciał przed czymś uciec. Różne myśli kołatały mu do zbolałej głowy. Na ściółce wyraźnie dawały się odczytać harce dorodnego dzika. Waresz był świetnym tropicielem, lecz teraz nawet nie zauważył okazji na porządny obiad. Wodził niewidzącym wzrokiem po pniach i koronach drzew, aż hen, do nieba i rozmyślał: Doprawdy, dziwni ci chrześcijanie. Hm. „Wybacz moje winy” Dobre sobie! Ech, łagodni jak stado baranków. Jak stado głupich, wątłych baranków!
• • •
Dzień okazał się piękny, rześki i czysty, jak bywają tylko słoneczne dni na jesieni. Słońce powędrowało na zachodnią stronę, wydłużając cienie drzew i czerwieniąc się jaskrawo. Waresz zatoczył w lesie olbrzymi łuk i powrócił na międzyrzecki gościniec. Nie był w najlepszym nastroju, bo z pięciu wystrzelonych strzał odnalazł tylko trzy. Na plecach przytroczył skromny łup – dwa szaraki z posklejanym krwią futerkiem. Dobre i to, na cztery osoby powinno wystarczyć – pomyślał. Zamierzał drogą dotrzeć w okolicę obozowiska. Miał już dość samotnego wałęsania się w ostępach i chciał wrócić do Magdy, choćby miała znowu mu urągać.
Na gościńcu ujrzał samotnego wędrowca kroczącego od strony Międzyrzecza. Kolczuga brzęczała mu na plecach, głowę wieńczył szyszak. Waresz ujął rękojeść miecza. W tych trudnych czasach każdy napotkany człowiek mógł być wrogiem. Przezorność guślarza okazała się słuszna, gdy bowiem przybysz zbliżył się dostatecznie, rozpoznał w nim Stefana.
Chciał się przywitać, powiedzieć choć słowo, lecz nim otworzył usta, miecz ze złowrogim błyskiem powędrował ku jego szyi. Zrobił unik tak nagły, że wylądował na liściach zalegających korzenie drzew. Natychmiast poderwał się na nogi, zrywając z pleców łuk i szaraki. Ze świstem wyciągnął broń.
Stefan stał przez chwilę, wpatrując się w guślarza, jakby go chciał uśmiercić samym spojrzeniem. Przeciął mieczem powietrze dla rozruszania nadgarstka.
– Czyś ty zmysły postradał? – krzyknął Waresz – Mogłeś mnie zabić!
– Stawaj!
– Uspokój się, Jamroszu! Nim słońce zajdzie, dotrzemy do twojej rodziny. Właśnie niosę im coś do jedzenia.
Stefan drgnął, twarz ściągnęła mu się w wyrazie niewypowiedzianej rozpaczy. Dyszał ciężko, zlany zimnym potem, jak konający w malignie. Słowa bezwiednie wydobywały się z jego ust.:
– Moja rodzina? Magda, Marysia… a gdzie Adalbert? Ty wiesz, co się stało z Adalbertem?
– Wiem, że wyruszył z tobą do klasztoru.
– Piekło go pochłonęło! Bestia rzucała nim na wszystkie strony, dźgała widłami jak snop zboża. Na moich oczach!!!
Waresz spuścił wzrok:
– Ja też straciłem synów.
– I chciałeś się odegrać, tak? Za własne nieszczęścia, za Magdę, za twoje piekielne pogańskie gusła?
– O czym ty mówisz? – głos Waresza załamywał się jak u dojrzewającego chłopaka. – Jamroszu, masz gorączkę, majaczysz! Chodź lepiej do żony.
– Z tobą nigdy! Ty rozpętałeś to piekło! Ty zbudziłeś bestię! Skończmy wreszcie sobie zawadzać. Stawaj!
« 1 7 8 9 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.