Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 12 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Krystyna Chodorowska
‹Dzikie stworzenia›

WASZ EKSTRAKT:
90,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKrystyna Chodorowska
TytułDzikie stworzenia
OpisUrodzona w pierwszym nowiu po lutowej pełni. Z zawodu data scientist, w tygodniu lingwista multiklasujący na informatyka, w weekendy przywódczyni barbarzyńskiego klanu (bez multiklasowania). Laureatka głównej nagrody SemEval-2016 za program Ensemble do analizy podobieństwa semantycznego. Tłumaczyła m.in. George’a Martina, Chinę Mieville’a, Petera Hamiltona i Grega Egana. Nominowana do Nagrody Janusza A. Zajdla 2014 za opowiadanie „Kre(jz)olka”, zabita przez Petera Wattsa w powieści „Echopraxia”. Debiutancka powieść „Triskel: Gwardia” ukaże się niedługo nakładem wydawnictwa Uroboros.
Gatunekkryminał

Dzikie stworzenia

« 1 10 11 12 13 »

Krystyna Chodorowska

Dzikie stworzenia

– Cześć, Jim. Nie poznałem po głosie. Mogę wejść?
Mężczyzna nie odpowiedział od razu, pochylony nad pokładem i zajęty mocowaniem liny.
– Właź, jeśli chcesz.
Fionn wybrał hol z pontonu, a potem wyciągnął ręce i wspiął się na burtę. Zabrał zrzuconą przez mnie kurtkę i koszulę, ale nie widziałam, żeby miał radio, chyba faktycznie je zostawił.
– Co tu robisz o tej nieludzkiej porze?
– Badania. – Fionn przeskoczył przez burtę, kuter zakołysał się lekko.
– Dla tego waszego cyrku?
– Dla akwarium, tak. A ty?
– Łowię, a co mam robić? Idealna pogoda na pstrągi, spokojna woda, żadnego księżyca, lekki wiaterek.
– Heh! – Fionn przeszedł się po pokładzie, przesuwając po czymś ręką. – Pamiętam, jak pływaliśmy na takie połowy razem z ojcem. Ciągnęliśmy nielegalne łososie.
– No, to chyba dawno było.
– Dosyć dawno. Trochę lat minęło. – Zobaczyłam, że Fionn zatrzymuje się, jakby znalazł to, czego szukał. – Ale nadal pamiętam, gdzie są różne śmieszne skrytki.
Coś stuknęło, jakby ciężka pokrywa uderzyła o burtę. Woda chlupotała lekko, ale poza tym nie słyszałam niczego. Nie podobało mi się, na pokładzie zrobiło się za cicho, jakby wszystko znieruchomiało. Kilkoma ruchami płetw podpłynęłam bliżej pontonu, który wciąż kołysał się w kilwaterze statku.
– Jim… – Głos Fionna był napięty, ale wyraźniejszy, jakby zmuszał się, by mówić głośniej. Ze względu na mnie, zrozumiałam. – Jezu Chryste. Co ty zrobiłeś?…
Byłam tuż obok. Zmieniłam się w wodzie, jedną ręką chwyciłam się burty, pilnując, żeby nie dotykać uszkodzonej komory, drugą wsunęłam do środka. Fionn mówił dalej.
– To, co zrobiła Maire, to pieprzone draństwo, ale to nie jest… To nie jest, kurwa, żadne usprawiedliwienie. Wiesz, że będę to musiał zgłosić?
– Tak? Ech, cholera. Straszna szkoda.
Prawie natychmiast znalazłam woreczek z radiem. Leżał na dnie, blisko rufy.
– Wiem, że Derrickowi już niewiele zostało po tym, co zrobiła ta głupia dziwka. Ale trudno, jak trzeba, to trzeba.
Musiałam radzić sobie jedną ręką, już prawie wydobyłam radio, kiedy z pokładu dobiegł brzęk, jakby coś ciężkiego walnęło o reling.
Słyszałam głuche odgłosy, chyba uderzenia stóp o pokład, i wiedziałam, że na górze wybucha właśnie ciężka rozróba. Zawahałam się, patrząc w stronę walki, której nie mogłam dojrzeć; straciłam sekundę, zanim zadecydowałam, że zanim wdrapię się na pokład, może już być po wszystkim. Fionn miał wszelkie szanse dać sobie radę w bójce, zwłaszcza z człowiekiem o pół głowy niższym. Podniosłam radio do ust, zaczerpnęłam powietrza.
Z pokładu dobiegł suchy odgłos, wystrzał i syk jednocześnie, potem Fionn wrzasnął. Nad moją głową przeleciał jakiś pocisk, wzbił się prawie pionowo w górę, jakby odbił się od czegoś z dużą prędkością, a potem rozjarzył się i opadł powoli, zalewając okolicę zielonkawym światłem. Zobaczyłam, jak Fionn traci równowagę, uderza plecami o reling rufowy i wystarczył już tylko jeden ruch, jedno pchnięcie, żeby wypadł za burtę.
Rzuciłam radio. Słona woda wdarła mi się do oczu, bo zanurkowałam, zanim zmieniłam się w pełni i zapomniałam, że nie mogę ich trzymać otwartych. Wiedziałam, że Fionn świetnie pływa, ale tym razem szedł na dno jak kamień. Już po chwili byłam przy nim, kurtka zanurzona w wodzie rozwijała się jak skrzydła, z łatwością mogłam chwycić za nią zębami. Woda kotłowała się wokół nas, jakby śruba obracała się coraz szybciej. Szarpnęłam się w górę, obła focza sylwetka przecinała wodę bez trudu, chociaż nasz połączony ciężar bardzo ciągnął w dół. Młóciłam wodę ogonem, zaciskając zęby, aż w końcu przebiłam powierzchnię i znów mogliśmy oddychać. Robiłam, co mogłam, by utrzymać Fionna, ale on dryfował gdzieś między przytomnością a jej brakiem; nie miałam pojęcia, jak wystawić mu twarz nad wodę, żeby się nie zachłysnął. Jako człowiek pewnie zrobiłabym to z łatwością, za to nie miałabym najmniejszych szans go udźwignąć. Miotaliśmy się tak przez moment, zanim znów spojrzałam na oddalający się ponton. Uderzyłam płetwami o wodę i pomknęłam przed siebie, nabierając prędkości, a potem zmieniłam się w trakcie, wciąż płynąc, niesiona momentem pędu, myśląc tylko o rękach i o tym, co z nimi zrobię, gdy już będę je mieć. Poruszyłam nimi, gdy tylko się pojawiły, zaciskając je jednocześnie: prawą na kurtce Fionna, lewą wyrzuciłam naprzód, by chwyciła burtę pontonu. Zrobiłam to w ostatniej chwili, bo prawie w tym samym momencie ponton szarpnął ostro.
Wciąż był przyczepiony do kutra, który trzymał go na holu, ale szyper chwilowo nie zawracał sobie tym głowy, nawet nie patrzył w naszą stronę. Z jednej strony chciał jak najszybciej stąd uciec, z drugiej pewnie uznał, że warto odciągnąć ponton trochę dalej, na wypadek gdyby Fionn jednak przeżył postrzał z rakietnicy i wepchnięcie do zimnej wody.
Nie byłam pewna, jak długo zdołam utrzymać nas oboje. Na razie byliśmy znów bezpieczni, na jakieś kilka minut.
Pomyślałam o radiu, wciąż leżącym na dnie pontonu. Żeby wezwać pomoc, miałam do wyboru puścić Fionna albo ponton. Żadna z tych rzeczy nie wchodziła w grę. Gdyby Fionn się ocknął, może sam mógłby spróbować sięgnąć do środka. Poprawiłam uchwyt, tak by obejmować go ramieniem, tak jak holuje się tonących, ale on wciąż leciał mi przez ręce.
Nasze kilka bezpiecznych minut upływało bardzo szybko.
Lewa ręka, którą trzymałam ponton, mrowiła już od jakiegoś czasu, a teraz zaczynała boleć. Pomyślałam, że może nie będzie tak źle, kiedy Rooney postanowi się w końcu pozbyć holu. Problem w tym, że zanim go odwiąże, pewnie pociągnie ponton do siebie, żeby cuma nie była tak napięta, i zorientuje się, że ma dwóch pasażerów na gapę.
Kuter szarpnął i nagle potworny ból przeszedł mi przez całą rękę, jakby ktoś w końcu zdołał wyrwać ją ze stawu. Prawie puściłam ponton, ale nie mogłam już myśleć, świat eksplodował mi na biało przed oczami. Zacisnęłam powieki i byłam przekonana, że teraz na pewno się nie utrzymam, ale utrzymałam, bo nagle szarpanie ustało, jakby ponton wytracał prędkość. Zrozumiałam, że Rooney musiał przeciąć hol, bez odwiązywania i bez wybierania, jakby chciał to zrobić jak najszybciej. Przez chwilę zbierałam siły, zastanawiając się, jak zdołam wejść do przedziurawionego pontonu, pomagając sobie tylko jedną ręką i nie puszczając przy tym Fionna. Otworzyłam oczy i wokół wciąż było biało, bo otaczała nas wiązka szperacza z motorówki patrolowej. Nie mogłam zamachać, ale wrzasnęłam, nie byłam pewna co, może wyłam bez słów, ale wiedziałam już, że wszystko będzie dobrze, że jesteśmy nie tylko bezpieczni, ale po prostu uratowani. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłam, była twarz Aili, też całkiem biała.
• • •
Obudziłam się w łóżku, w czystej pościeli, przy oknie. Wokół było jasno i widziałam w kolorze, ale z przyzwyczajenia i tak przejechałam po zębach językiem (były szerokie i tępe). Obróciłam głowę. Na parapecie stały żonkile i kolorowa kartka oparta o doniczkę. Zdjęcie przedstawiało więcej żółtych kwiatów i małego kotka skulonego w koszyku. Spał i wyglądał, jakby było mu bardzo wygodnie.
Fergus wyglądał, jakby na krześle spało się dużo gorzej. Okulary zsunęły się mocno, kiedy głowa opadła mu na ramię; książka wysunęła się z rąk i teraz leżała na kolanie, grzbietem do góry i zastanawiałam się, co pierwsze spadnie na podłogę.
Nie zareagował, kiedy sięgnęłam po książkę i odłożyłam ją na parapet. Obudził się dopiero, gdy uniosłam się na łokciach, dotknęłam mostka okularów i przesunęłam go palcem.
– O, Jezu! – wykrztusił. Złapał mnie za ramiona i przez chwilę trzymał na wyciągnięcie ręki, jakby chciał mnie sobie dobrze obejrzeć. – O, rany! Ja nie mogę. Dziewczyno, nikt nie wie, co ty zrobiłaś, ale nie rób tego więcej, dobra?
– Mhm – zdołałam wymamrotać, bo Fergus nagle przestał trzymać mnie na dystans i przyciągnął do siebie; tak mocno, że nadwerężony bark trochę zabolał, a jednocześnie byłam zdziwiona, jakie to przyjemne. – Co z Rooneyem?
– Z tym szyprem? – Uścisk zelżał i już miałam pożałować, że się odezwałam, ale Fergus nie wypuścił mnie całkiem, tylko przesunął ręce, opierając się czołem o moją głowę; bardzo lekko, jakby nie był pewien tego, co robi. – Miał w bakiście szczeniaki fok z rozrąbanymi głowami. Ale, wiesz, to jakby nic w porównaniu z tym, że próbował zamordować Fionna, żeby tylko sprawa się nie rypła. Mam nadzieję, że go wsadzą na długo.
« 1 10 11 12 13 »

Komentarze

11 II 2018   10:33:00

Jedna drobna wada całego opowiadania- praktycznie od początku wiadomo, że bohaterka to












selkie

25 II 2018   21:31:17

Trzyma w napięciu. Chce się doczytać.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.