Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marianna Szygoń
‹Dobry glina›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarianna Szygoń
TytułDobry glina
OpisW moim przypadku pisanie to tylko hobby, na które niestety mam coraz mniej czasu. Wszystkie teksty udostępniam za darmo w sieci, są to głównie opowiadania fantastyczno-naukowe i kryminały z elementami fantastyki i grozy. Działam w redakcji prozy magazynu fantastycznego „Silmaris”.
Gatunekkryminał, SF

Dobry glina

« 1 2 3 4 5 8 »

Marianna Szygoń

Dobry glina

Ale całkiem możliwe, otrzymał odpowiedź.
Rozejrzał się wokoło. Skronie ludzi z włączonymi ekranami świeciły w miarę jednostajnie, miejsce nad uchem dziewczyny za barem pulsowało w takt jakiejś skocznej melodii, transmitowanej bezpośrednio do nakładek na bębenki uszu. W bistrze raczej nikt nie używał telepatrona. Gorodskij odruchowo sięgnął dłonią do kieszeni spodni: bliźniacza płytka nadal tam była.
Gdzie jesteś, wysłał pytanie, lustrując wzrokiem tłum przemierzający korytarz.
Nie spytasz raczej: kim? – otrzymał odpowiedź.
Pewnie nie usłyszałbym szczerej odpowiedzi, nadał.
Może właśnie usłyszałbyś. I nie rozglądaj się jak jakiś nadpobudliwy alfons. Wasze pluskwy pewnie już wzięły cię na cel, dotarło z niewiadomego kierunku.
Nie mam przed nimi nic do ukrycia, przekazał Oleksandr.
Czyżby? Telepatrony nie przekazywały emocji, ale Gorodskij dałby głowę, że transmitowanym słowom towarzyszyła ironia.
Detektyw jeszcze raz rozejrzał się wokoło. W anonimowym tłumie za oknem też nie dostrzegł nic podejrzanego. Nawet gdy ludzie przystawali, by zrobić miejsce elektrojazdom, nikt nie spoglądał w jego stronę. Gorodskij dobrze wiedział, co nieznajomy miał na myśli, ale na tej stacji na skorumpowanych gliniarzy patrzono przez palce, o ile oczywiście nie wchodzili w drogę korporacji zarządzającej całym tym burdelem. Dzięki pluskwom „góra” kontrolowała, by tacy jak on nie przekraczali rozsądnej granicy i nie zarobili za dużo.
Oleksandr zostawił zimną kawę, wstał, zdalnie uiścił zapłatę i wtopił się w pełzającą ludzką masę. Pluskwy zarejestrują, jak jego telepatron jaśnieje i przygasa, ujawniając, że detektyw toczy rozmowę. Któregoś z łowców może to zainteresować, a łatwo nadepnąć korporacji na odcisk. Przydałby się kapelusz, jak na filmach retro, pomyślał. Tylko skąd lata świetlne od Ziemi wziąć kapelusz?
Wszystko da się załatwić, przyjął przekaz.
Właściwie powinien był od razu wypiąć swoją wtyczkę, by uciąć tę rozmowę już na początku. Teraz powstrzymał dłoń z czystej ciekawości.
Co miałbym zrobić w zamian? – wysłał pytanie. Zwolnił, pozwalając, by ludzie mijali go obojętnie, czasem lekko poszturchując. Wciąż żywił irracjonalną nadzieję, że kontakt zdradzi się jakimś gestem, drgnieniem powieki, spojrzeniem, że choćby na moment wyróżni się z ponurego tłumu. Na próżno.
Pozostać sobą, padła odpowiedź. Gorodskij znowu wyczuł w niej drwinę.
A ty co? Pieprzony psychoanalityk? – odgryzł się.
Nie, ale dobrze cię znam. Masz swoją cenę, przekazał nieznajomy.
Mam, i nie będzie nią byle kapelusz, przyznał.
Przystanął na placu, przy windach. Tu tłum wciąż gęstniał, mimo że wagoniki łapczywie pochłaniały oczekujących na transport. Wypluwały jednak drugie tyle, upodabniając miejsce do ula. Tu detektyw po raz ostatni się rozejrzał, szukając znajomej twarzy. Kontakt wyznał przecież: znam cię.
Kapelusz to tylko przykład, zgodził się nieznajomy.
Drzwi dwudziestoosobowej windy rozwarły się bezgłośnie, Gorodskij wparował do środka, nie czekając, aż wysiądą przybywający. Postanowił wykonać prosty test: jeśli kontakt nie zamilknie wraz ze startem windy, to znaczy, że będzie wśród podróżujących w niej ludzi. To zawęzi krąg podejrzanych. A jeśli zamilknie, bo przecież telepatrony mają skończony zasięg? Oleksandr żywił nadzieję, że tak się nie stanie. Najpierw muszą przecież dobić targu.
Ilustracja: Katarzyna Szymonik
Ilustracja: Katarzyna Szymonik
Wagonik ruszył w górę. Telepatron milczał. Gorodskij nie wysiadł na policyjnej minus jedynce. Czekał. Winda dotarła na poziom główny, ludzka fala łagodnie wypchnęła detektywa na zewnątrz. Odznaka Oleksandra pomyślnie przeszła kontrolę przy bramce. Detektyw ruszył przed siebie bez celu, spoglądając w dawno niewidzianą czerń kosmosu ponad przejrzystą kopułą sklepienia stacji. Czuł się tu przytłoczony nadmiarem przestrzeni. Na podpoziomach wszystko, od pudełka na buty po mieszkania, zostało upchnięte, pozbawione zbędnych elementów, zminiaturyzowane, poskładane jak z klocków. Odwykł od szerokich trotuarów, ulic pełnych elektrojazdów, błyszczących okien wysokościowców, roślin. Usiadł na pierwszej wolnej ławce, otarł pot z czoła i odruchowo rozpiął kurtkę: system podtrzymania życia tłoczył tu powietrze o temperaturze wyższej niż na dole. Na jasnym trotuarze rozsypały się małe, ciemne plamki. Pochylił się i przyjrzał tym czarnym punktom jeszcze uważniej, wyciągnął rękę i poczuł pod palcami twardość pancerzyków, by po chwili zrozumieć, że to martwe „ćmy”. Tak, przecież bezpieczeństwa mieszkańców „raju” strzegła armia mikrodronów-niszczycieli, unicestwiających swe zdziczałe odpowiedniki.
Więc?
Drgnął, odbierając przekaz. Jest tu, zrozumiał. Wyprostował się i wytarł dłoń o spodnie.
Praca dla Sinych to pospolite skurwysyństwo, odpowiedział, czując, że dla tej jednej Sinej mógłby zrobić wyjątek. Nie zamierzam srać we własne gniazdo.
Potraktuj to jak zwykłą przysługę dla Diunersów. Nieraz wyświadczałeś im podobne, przekazał kontakt. Opłaci ci się.
Nie wątpię. Gorodskij wstał, i niby prostując kości, przemknął spojrzeniem po okolicy, ale nikt nie przykuł jego uwagi. Po zadbanym deptaku kroczyły stylowe kobiety i eleganccy mężczyźni, tak niepodobni do śpieszących do pracy ludzi z windy: wymiętych i szarych. Dzieci dokazujące na równo przystrzyżonym trawniku też nie przypominały niedożywionych uliczników. I wtedy Gorodskij pomyślał, że przecież w niczym nie jest od nich gorszy. Zawsze marzył o tym, by zamieszkać tu z synem, ale nigdy nie było go na to stać. Świadomość, że aby zrealizować to marzenie, musiałby ostatecznie się zeszmacić, zepsuła mu resztki humoru. Kolaboracja z wrogiem to nie pospolite zbieranie haraczy.
Więc? – ponowił pytanie nieznajomy.
Spieprzaj, odpowiedział detektyw i wypiął płytkę telepatrona ze skroni.
• • •
Nie poszedł z tym do Maureen. Nagrania z windy i korytarzy postanowił przejrzeć sam. Znalazł w archiwum wolne stanowisko i podpiął osobistą wtyczkę multimedialną do policyjnej sieci. Dobrze cię znam, powiedział anonim, Gorodskij założył więc, że to ktoś, kogo śledził, przymknął, lub kto mu się kiedyś opłacał. Nie ufał własnym oczom ani własnej pamięci, ale odpowiedni program w mig zalinkował rozpoznane twarze, ujawniając listę setek powiązań i zarejestrowanych zdarzeń. Nikt w tym tłumie nie pozostał anonimem, ale powódź informacji zniecierpliwiła Oleksandra, zmuszając go do bardziej restrykcyjnego filtrowania danych. Ograniczył wyszukiwanie do osób, które popełniły co najmniej wykroczenie. Tych program też znalazł sporo, Gorodskij zażądał więc zaznaczenia tych, które miały jakikolwiek związek z prowadzonymi przez niego sprawami. Wtedy na wirtualnym ekranie rozbłysła czerwienią tylko jedna postać, a policyjna wyszukiwarka wypluła dossier człowieka o dość luźnych powiązaniach z Bractwem Diuners, znającego jednak kogo trzeba.
Callum Morse, portowy mechanik. Towarzyszył Gorodskiemu w drodze do wind i w czasie podróży na górę, na tyle dyskretnie jednak, że detektyw go nie zauważył. Zresztą Morse nie należał do osób rzucających się w oczy. Chudy, niepozorny, nie wyglądał na gangstera. Oleksandr zwietrzył trop.
– Pomóc ci? – Głos Maureen sprawił, że zaskoczony Gorodskij prawie podskoczył. Jak go znalazła? No tak, pluskwy. Mimo wszystko wciąż nie mógł do nich przywyknąć.
– Nie dziś. – Zerknął na zdeformowaną przez lewitujący w powietrzu ekran postać analityczki i wyłączył go leniwie, jakby od niechcenia. – Dałem radę.
Zobaczył w jej oczach cień żalu, może rozczarowania. Skinęła głową, ściągając usta, perfekcyjnie pomalowane na kolor soczystej czerwieni. Dwa kosmyki, według ostatniej mody uwolnione z upiętych w kok włosów, zalotnie zafalowały przy jej twarzy, gdy mówiła:
– Cóż, szkoda. Innym razem.
Gorodskij wstał i bąkając coś pod nosem, ulotnił się pośpiesznie. Maureen miała za sobą lot z Ziemi, zakończony katastrofą statku przy podejściu do Nowego Świata. Tylko tego brakowało, by wpadł w oko przeszło stuletniemu cyborgowi.
« 1 2 3 4 5 8 »

Komentarze

21 X 2019   10:09:18

Czyżby delikatne zasugerowanie się „Expanse”? Ogólnie niezłe hard s-f, ale czegoś brakuje. Nie wiem, czy przedstawienie bohatera, czy może antagonisty? Po namyśle stwierdzam, że tej trzeciej strony- niby coś wiemy o Maureen, ale jej motywy i sposób działania jest dla mnie co najmniej dziwny.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Luka w pamięci
— Marianna Szygoń

Negatywy
— Marianna Szygoń

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.