Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Iwona Michałowska
‹Chleb›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorIwona Michałowska
TytułChleb
OpisJako nastolatka marzyła o zostaniu wielką poetką. Ostatecznie opublikowała tylko jeden wiersz – w „Świecie Młodych” – choć wciąż czasem pisuje do szuflady. Jej prozatorskie portfolio również jest skromne, acz nieco grubsze – składają się na nie powieść „Arkadia” oraz kilkanaście opowiadań zamieszczonych m.in. w „Nowej Fantastyce” czy „Feniksie”. Na studiach postanowiła zostać tłumaczką literatury i pomimo początkowych trudności udało jej się to marzenie zrealizować. Dziś ma spory dorobek przekładowy, z którego niezmiernie się cieszy, choć dostrzega skutki uboczne takiej pracy: w wolnych chwilach woli fotografować ptaki niż czytać książki.
Gatunekrealizm magiczny

Chleb

« 1 2 3 »
Pierwszą serwetkę sprzedałam za bułki i kilka jajek. Zrobiłam grzanki, usmażyłam jajecznicę. Najpierw chciałam to wszystko zjeść sama, ale potem pomyślałam, że lepiej podzielić się z siostrą i dostać w zamian nowe hafty.
Od tamtej pory żyło nam się lepiej. Gdy materiały w piwnicy się wyczerpały, szłam na targ i kupowałam wszystko, czego chciała Rozalia. Nawet sama ośmieliłam się spróbować i chociaż w haftach nie byłam tak biegła jak ona, potrafiłam wyszyć na serwetce bałwanka albo sowę. Ludziom mówiłam, że to stare prace. Płacili mniej niż za hafty Rozalii. Jak oni mogli na nie patrzeć? Niektóre makatki przedstawiały nieprawdopodobne światy, i te kolory – obraźliwie ciepłe, jakby chciały zakpić z klimatu. Patrzysz na nie i przez moment jest ci lepiej, a potem dociera do ciebie, że świat nie stał się przez to mniej zimny.
Jedna makatka ożywała. Mówiłyśmy na nią „dziecko”, bo rzeczywiście była tam wyhaftowana jakaś istota. Rozalia twierdziła, że spotkała ją we śnie i postanowiła wyszyć. Przez pewien czas nic się nie działo, a potem nagle dziecko ożyło i zaczęło płakać, gaworzyć, śpiewać. Później zamilkło i myślała, że umarło, ale okazało się, że ożywa tylko od czasu do czasu.
Teraz wisi w mojej sypialni pod świętym obrazem.
• • •
– Komplet nici do haftowania i kłębek białej wełny.
Adela rozkłada ręce.
– Wełny nie mam. Będę musiała zamówić po drugiej stronie góry.
– Kiedy mam przyjść?
– W przyszłym tygodniu. Teraz strach jechać, lada chwila może się zacząć.
Gdyby nie Rozalia, tylko w taki sposób dowiadywałabym się o nadchodzącym wietrze.
– Dlaczego zawsze masz nici i płótno, a wełny brakuje? Przecież w dolinie jest mnóstwo owiec.
Nie powinnam się tak odsłaniać, nikt przecież nie wie, że to nie ja robię hafty. Ale jestem urażona tym, jak nisko cenią moją pracę. Nawet materiału nie chce im się sprowadzać.
– Większość idzie na eksport. Dopiero gdy zbliża się zima, potrzeba ciepłej odzieży i koców. Kto by o tym myślał latem?
Bardzo niefrasobliwi ci moi sąsiedzi.
Wokół straganu Marty poruszenie. Zatrzymuję się, udając, że coś oglądam. Marta sprzedaje medykamenty, a jej siostra Nawia jest miejscową lekarką.
– …blizna spuchła i zaczęła się jątrzyć, pomogły dopiero okłady z szałwii i ta maść. Od rana siedzi w bunkrze i gada do siebie.
– Może przynajmniej poodkurza, nim się pojawimy.
Śmiech.
– Niewykluczone. Nie lubi siedzieć bezczynnie, gdy źle się czuje.
Marta w końcu mnie zauważa.
– Potrzeba ci czegoś, Halinko?
Jest troskliwa, podobnie jak jej siostra. Kilka razy musiałam się rozebrać przed Nawią. Kiedy mnie dotyka, uciekam myślami do środka i nic nie czuję. Czytam w jej oczach, że mam brzydkie ciało, choć nigdy nie powiedziała mi tego wprost. Nie zdziwiłabym się jednak, gdyby wszyscy ci ludzie z targu o tym wiedzieli. W takim miasteczku jak nasze trudno utrzymać język za zębami.
– Hmm… może buteleczkę melisy? Przyda się, gdy będę doglądać waszych kur.
Marta śmieje się serdecznie.
– Gdybyż nam wystarczyła melisa! Zazdroszczę ci, dziewczyno, że masz tak mocną głowę. Co my byśmy bez ciebie poczęli?
Podaje mi buteleczkę, a kiedy sięgam do torby, powstrzymuje mnie gestem.
– Na koszt firmy. Niedługo będziesz miała sporo pracy.
• • •
– Była tu.
– Dobrze wiesz, że nie żyje – zżymam się.
– Nie żyje, nie żyje – przedrzeźnia. – Widziałaś zwłoki?
– Jak mogłam widzieć? Byłyśmy dziećmi. Jeśli żyje, gdzie, według ciebie, się ukrywa przez cały ten czas? Dlaczego tu nie przyjdzie i cię nie wypuści?
Wzrusza ramionami.
– Przychodzi i odchodzi. Dzisiaj słyszałam, jak się miotała po strychu.
– Jeśli chcesz, mogę tam pójść i sprawdzić.
–­ Już jej nie ma.
Wiele razy sprawdzałam miejsca, w których zdaniem Rozalii pojawiała się matka, choć nie wierzyłam w ani jedno jej słowo. Matka nie żyła. I, oczywiście, wszystkie te miejsca były puste.
– Masz tu melisę. – Podaję jej buteleczkę. – Dostałam od Marty. Nawet nie kazała mi płacić.
– Przyda się. A dziecko?
– Jutro.
Wciąż nie żyło, więc wiatr nie mógł być tak blisko.
• • •
Lubiłam je mieć przy sobie, kiedy ożywało. Stawało się wtedy ciepłe i miękkie, można było przykładać je do twarzy i wdychać zapach lnu. Dopiero kiedy zaczynało marudzić, zanosiłam je Rozalii.
Nie zawsze budziło się przed wiatrem. Potrafiło go przespać, a kiedy indziej ożyć w środku nocy nie wiadomo dlaczego. Wtedy zsyłało na mnie sny. Raz śniłam, że jestem zamknięta w piwnicy, głodna i spragniona. Chociaż chcę krzyczeć o pomoc, z mojego gardła nie wydobywa się żaden głos. W końcu pojawia się Kodi. Stoi za drzwiami, ale jakimś cudem go widzę. Nie ma blizny. Wsuwa mi przez szczelinę kromkę chleba, a kiedy usiłuję ją ugryźć, okazuje się twarda jak kamień. Podnoszę głowę i zamiast Kodiego widzę Matkę Boską, która wybrzusza się dziwnie i wykrzywia, jakby cierpiała na niestrawność. Chwilę trwało, nim zrozumiałam, że to obraz na ścianie się wykrzywia, bo dziecko wypycha go od spodu.
Zaniosę je jutro. Może do tej pory zdąży się zbudzić i pogaworzy mi trochę. Jest pokraczne, zupełnie nie przypomina człowieka, ale potrafi trochę rozgrzać ręce i twarz.
• • •
Rano targ jest pusty.
Nie całkiem rano, właściwie bliżej południa. Dzień wstał ponury, szary, deszcz bił o szyby, więc zostałam w łóżku dłużej niż zwykle. W drodze trochę dmuchało, ale znacie mnie – nie odróżnię zwykłej bryzy od wiatru, który wyprawia z ludźmi te wszystkie rzeczy. Dopiero na targu okazuje się, że wszystkich wymiotło.
Jedne stragany stoją puste, na innych leży poukładany towar, jakby właściciele dopiero po przyjściu zorientowali się, że wiatr nadejdzie już dziś. Niektórzy przezornie zostawili mi klucze do swoich obejść, ale najpierw muszę ogarnąć targ, pochować wszystko, co mogłoby odlecieć, gdy wiatr się wzmoże.
Pożyczam bułkę ze straganu Kodiego. Jutro i tak nikt jej nie kupi. Żuję. Rozalia mówi, że jego pieczywo ma smak. Kogo obchodzi smak? Chleb ma wypełnić żołądek. Bułka trochę cierpka, jakby dodał do niej jakiejś goryczki. Wieje coraz mocniej, na wszelki wypadek zwijam daszki straganów. Siostra Kodiego jest dość odporna, a jednak już poszła. On pewnie też byłby odporny, gdyby nie ta blizna. Zranił go brat, nim odszedł z wiatrem. Tym samym, który zabrał moją matkę.
Przez tę bliznę wiatr w niego wnika. Tak mówi Nawia. Dlatego Kodi musi się chować wcześniej niż inni i dłużej pozostaje w bunkrze.
Piecze też ciastka. Nigdy ich nie kupuję, jesteśmy zbyt biedne. Teraz wiatr je porywa, rozrzuca po rynku. Łapię jedno. Jest ohydnie słodkie.
Myślę, że to matka uratowała Kodiego przed bratem. Dlatego wiatr ją zabrał. I dlatego nikt ze mną o niej nie rozmawia. Mają wyrzuty sumienia i boją się, że zażądam czegoś w zamian.
Niebo nad lasem staje się szare i ciężkie. Masa powietrza idzie na mnie jak czołg. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam.
– Uciekaj! – krzyczy ktoś.
Ktoś albo coś, skąd mam wiedzieć. Najpierw wydaje mi się, że to Rozalia, potem, że dziecko, na końcu, że Kodi albo matka, choć nie pamiętam jej głosu. Pewnie to tylko wiatr huczy.
Biorę jeszcze jedno ciastko i biegnę ku morzu. Jeśli uda mi się zbiec na plażę, chmura przeleci nade mną.
• • •
Poszła…
Nie jesteś…
Odleciało…
Kraty, kraty, kraty.
Wypuść mnie stąd, tak boli. Zabrałaś mi dziecko, igła nie chce wejść w serce, wypuść.
Teraz ją słyszysz? Jest tam, ono poleciało do niej. Wielu odeszło z tamtym wiatrem, wielu odejdzie z tym. Taki przychodzi raz na pokolenie. Spiesz się, do plaży już blisko, słyszysz ją?
Słyszę. Pierwszy raz słyszę głos matki.
A potem wszystko zapominam.
• • •
« 1 2 3 »

Komentarze

05 X 2019   11:58:10

Cudownie zamotane, nieoswojone to opowiadanie jest.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.