Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mika Modrzyńska
‹Welesówna i niezbyt żywi mieszkańcy Brzózki›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMika Modrzyńska
TytułWelesówna i niezbyt żywi mieszkańcy Brzózki
OpisMika Modrzyńska – mieszka czasem na Mazurach, ale zwykle włóczy się po świecie, a o swoich podróżach opowiada na facebook.com/mika.modrzynska. Debiutowała w antologii „Fantazje Zielonogórskie IV” (2014), można ją znaleźć w zinach Lost&Found #18 i #24, Histeria XVIII & XXX, Creatio Fantastica (54-55; 58), zajęła trzecie miejsce w konkursie Kryształowe Smoki. Związana ze społecznością portalu fantastyka.pl, gdzie otrzymała piórko za „Motyle siadają na łożach umarłych”.
W magazynie Silmaris #10 pojawiła się także z opowiadaniem ze świata Welesówny, tym razem opisującym początki Witka jako pogromcy demonów. Pierwszy tom trylogii o Ted, młodzieżówki osadzonej w świecie demonów słowiańskich, wychodzi na początku 2020 roku nakładem wydawnictwa Alegoria.
Gatunekurban fantasy

Welesówna i niezbyt żywi mieszkańcy Brzózki

« 1 2 3 4 5 6 »

Mika Modrzyńska

Welesówna i niezbyt żywi mieszkańcy Brzózki

Wymieniłam krótkie spojrzenie z Michałem. Żadne z nas nie wiedziało, co się tu dzieje.
– Wiesz, co ci wbijam w plecy? – spytał Witek. Wydawał się mówić spokojnie, ale przerażał nie tylko topielicę. Aż mi ciarki przeszły po plecach.
– Wiem – pisnęła.
– Więc zmykaj teraz do wody. I jeśli jeszcze raz spróbujesz dotknąć tego chłopaka, porozmawiam z wodnikiem.
Martyna rozluźniła uchwyt i wskoczyła do jeziora. Michał poderwał się na nogi. Biedny chłopak, niezłego strachu się dzisiaj najadł. Pewnie zastanowi się poważnie, nim przyjmie kolejne zaproszenie na spacer.
Witek wbijał jej w plecy coś podobnego do noża… Pokręconego, chropowatego noża w czarnym kolorze. Przyjrzałam się uważnie przedmiotowi. Cokolwiek to było, zadziałało. Podchwycił moje zaciekawione spojrzenie. Na moich oczach odchylił marynarkę i wetknął przedmiot za pas. Och, więc to tak błyszczało na pogrzebie.
Podniosłam się. Schowałam pustą butelkę po Amarenie do plecaka i zarzuciłam go na ramię.
– Ty wiedziałaś? – spytał Michał.
Ale nie zwróciłam na niego uwagi, bo jednocześnie nowy nauczyciel powiedział bardzo spokojnie, tak spokojnie, jak mówi tylko ktoś bardzo wściekły:
– Co ty sobie wyobrażasz?
– Nie mam zamiaru z żadnym z was dyskutować. – Zadarłam nos. Z gracją wyminęłam ich obydwu i ruszyłam w stronę brzegu.
Ruszyli za mną.
– Ja się tobie wcale nie podobam? Zaprosiłaś mnie na randkę tylko po to, by Martyna mogła mnie zabić?
Spojrzałam na niego z pogardą. Nie wiem, na ile mogłam wierzyć Martynie – martwi ludzie mogą sobie wyobrażać różne rzeczy tak samo jak żywi, więc kto wie, ile prawdy było w tym, że chłopak ją zabił – ale też nie miałam powodu, by ufać jemu.
Nie zdążyłam jednak nic odpowiedzieć, bo Misiek wrzasnął i zaczął podskakiwać.
– Złapała mnie!
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
Drobne, blade palce oplatały jego kostkę. Zaczął machać nogą, próbując się oswobodzić, ale nie mógł zrzucić dłoni dziewczyny. Nim zdążyliśmy do niego podbiec, Martyna szarpnęła jego nogę tak, że wpadł do jeziora. Topielica nie traciła czasu. Złapała go jak ratownik niedoszłego topielca i odpłynęła w stronę drugiego, niezamieszkałego przez nikogo brzegu. Przez chwilę widziałam jeszcze unoszącą się na powierzchni twarz Miśka, która wkrótce zmalała do wielkości główki od szpileczki, by wreszcie rozpłynąć się w mroku.
Spojrzałam na Witka, który wydawał się być równie zdziwiony, co ja.
– No dobra, tego nie przewidziałem – przyznał uczciwie.
• • •
– Dostałam go na komunię. Nie ma mowy, żebym go tu zostawiła.
– Po prostu wsadzisz go do bagażnika – tłumaczył mi Witek chwilę później, gdy odpinałam rower od ławki. – Nie wygłupiaj się, samochodem będzie szybciej.
– A skąd ja mam wiedzieć, czy ty nie jesteś z Martyną w komitywie, co? Równie dobrze możesz planować mnie zabić.
Witek przewrócił oczami. Nie miał chyba ochoty na sprzeczki z nastolatką. Otworzył bagażnik mazdy i wyjął mi rower z rąk.
– Gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to już dawno bez większego problemu. Jesteś bardzo nieostrożna.
Wsadził go do środka i opuścił klapę. Wciąż jeszcze stałam obok samochodu i się wahałam.
– Znasz moją babcię – dodał po chwili. – Czy to nie starczy za poręczenie, że dobry ze mnie człowiek?
Mruknęłam coś niewyraźnie.
– Poza tym jesteśmy w Brzózce. Pewnie już na pogrzebie wiedziałaś o mnie więcej niż moja własna matka.
Milczałam.
– No właśnie. Widzisz sama, nie masz czego się bać.
– Nikt jakoś nie wspominał, że widzisz te… te stworzenia – mruknęłam, nadal nieprzekonana.
Witek otworzył drzwi od strony pasażera.
– Wsiadaj.
– A czy ty mnie w ogóle do czegoś potrzebujesz? – spytałam z ociąganiem. – Nie dałbyś sobie rady sam z Martyną? Wydaje mi się, że jesteś nieźle przygotowany.
Wskazał ręką na fotel. Niezgrabnie weszłam do środka, podczas gdy on obchodził samochód.
– Wiesz, chodzi mi o to, że ty się chyba na tym znasz – ciągnęłam, gdy usiadł za kierownicą. – Więc możesz uratować Miśka bez mojej wątpliwej jakości pomocy. A ja tu poczekam.
– Zapnij pasy.
Oparł rękę na moim fotelu i zaczął wycofywać mazdę z zarośli. Zdaje się, że planował mnie ignorować.
– Skąd wiesz, dokąd jechać? – spytałam podejrzliwie.
– Zaraz po przyjeździe tutaj złożyłem wizytę wodnikowi i leszemu. – I po namyśle dodał: – Dziwna sprawa, mówili, że chociaż cię znają, nigdy do nich nie przychodzisz.
– Że kto mnie zna?
Witek zerknął na mnie ze zdziwieniem. Samochód ruszył ze zgrzytem żwiru trzeszczącego pod oponami.
– Zresztą nieważne, to pierwszy i ostatni raz, jak się mieszam w coś tak głupiego. Słuchaj, mogę zostawić u ciebie w samochodzie butelkę po Amarenie? Boję się, że zapomnę ją potem wyrzucić.
– Ile ty masz lat?
– Siedemnaście – odparłam z urazą. – I wiem, że w waszym dorosłym świecie macie poważniejsze problemy, ale dla mnie to sprawa życia i śmierci. Gdyby moja mama ją znalazła, miałabym szlaban do matury. I nawet ratowanie Miśka nie byłoby dobrą wymówką. Zostawię, dobra?
Wyciągnęłam butelkę z plecaka i wsadziłam ją sobie pod nogi, nie czekając na jego odpowiedź.
– Sprawa życia i śmierci, powiedziała o butelce Amareny dziewczyna, która być może zabiła swojego chłopaczka – odparł, przedrzeźniając mnie.
Wyjechaliśmy z Brzózki. Minęliśmy ostatnie domy, w których paliły się światła, i wjechaliśmy w tonącą w ciemności drogę, po obu stronach której rosły rzędy drzew.
– To nie był mój chłopak – skrzywiłam się. – Myślisz, że Martyna mogła mu coś zrobić?
Musiałam chyba brzmieć trochę żałośnie, bo Witek wreszcie przestał ze mnie żartować.
– Nie sądzę – pocieszył mnie. – Martyna nadal zachowuje się jak nastoletnia dziewczyna, nie jak wyrachowana morderczyni. Ale z pewnością będzie próbować.
Milczałam. Dżinsy sięgały mi kilka centymetrów nad kostki, które były teraz odkryte i przemarznięte do kości. Pociągnęłam nosem, czując zbliżające się przeziębienie.
– Ja tylko… Ja tylko chciałam pomóc. Dlatego trzymam się z dala od nich wszystkich, od demonów i strzyg, i topielic, bo się na tym nie znam. Ale Martynę znałam, no i… Ja tylko chciałam jej pomóc.
– No już, nie becz – powiedział Witek, szturchając mnie pocieszająco. – Może da się temu zaradzić.
– Jak? Nie znam się na topielicach.
– Rusałkach. Martyna jest rusałką.
Gapiłam się na niego w osłupieniu. Zjechał z głównej ulicy na nieutwardzaną drogę. Samochodem zaczęło trząść. Reflektory dawały akurat tyle światła, żeby widzieć zakręty na moment przed tym, jak się pojawiły.
– Rusałką?
– Wodną. No i masz szczęście, bo jesteś z kimś, kto się na nich zna.
Mazda kołysała się na boki, zapadając się w koleinach, ale Witek nie zwalniał.
– Jeździsz jak wariat – powiedziałam, trzymając się kurczowo drzwi.
– Trochę się nam śpieszy, nie sądzisz?
Zwolnił i zjechał na pobocze. Zbędny wysiłek; gdyby pojawił się tu jakiś inny samochód, i tak by nie przejechał. Podeszliśmy do wody. Stąd widać światła Brzózki i domy, które obsiadły drugi brzeg jeziora. Jeszcze parę minut wcześniej staliśmy po drugiej stronie razem z żywym Miśkiem.
Witek szedł gdzieś w krzaki, nie oglądając się za siebie, a mi nareszcie załączył się instynkt samozachowawczy. Babcia z Dąbek czy nie, dobrowolnie szłam z obcym facetem między drzewa. Ściągnęłam plecak i wyciągnęłam z kieszonki gaz pieprzowy, który zacisnęłam w dłoni. Buteleczka była niepełna, ale miałam nadzieję, że coś w niej jeszcze zostało. Chwilę zajęło mi szamotanie się z zamkami. Witek zdążył już odejść kawałek dalej, ale zaczekał na mnie. Podbiegłam do niego. Na widok czarnego pojemnika wzniósł oczy do nieba, ale tego nie skomentował.
– To tutaj – oświadczył po chwili.
Moje trampki zapadały się w błoto po kostki i czułam, jak przesiąkają wilgocią. Spodziewałam się spektakularnych widoków, ukrytego pałacu z królem wód w roli głównej, ale ten kawałek jeziora nie różnił się niczym od tego, co widziałam wcześniej. Staliśmy w wysokich trawach i aż ciarki mnie przeszły na myśl o kleszczach, które mogły tu grasować.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.