Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mika Modrzyńska
‹Welesówna i niezbyt żywi mieszkańcy Brzózki›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMika Modrzyńska
TytułWelesówna i niezbyt żywi mieszkańcy Brzózki
OpisMika Modrzyńska – mieszka czasem na Mazurach, ale zwykle włóczy się po świecie, a o swoich podróżach opowiada na facebook.com/mika.modrzynska. Debiutowała w antologii „Fantazje Zielonogórskie IV” (2014), można ją znaleźć w zinach Lost&Found #18 i #24, Histeria XVIII & XXX, Creatio Fantastica (54-55; 58), zajęła trzecie miejsce w konkursie Kryształowe Smoki. Związana ze społecznością portalu fantastyka.pl, gdzie otrzymała piórko za „Motyle siadają na łożach umarłych”.
W magazynie Silmaris #10 pojawiła się także z opowiadaniem ze świata Welesówny, tym razem opisującym początki Witka jako pogromcy demonów. Pierwszy tom trylogii o Ted, młodzieżówki osadzonej w świecie demonów słowiańskich, wychodzi na początku 2020 roku nakładem wydawnictwa Alegoria.
Gatunekurban fantasy

Welesówna i niezbyt żywi mieszkańcy Brzózki

« 1 3 4 5 6 »

Mika Modrzyńska

Welesówna i niezbyt żywi mieszkańcy Brzózki

– Tutaj co? – spytałam głupio po chwili, bo nadal nic nie widziałam.
– Wodniku!
Dopiero wtedy zauważyłam rozmyty, ciemny kształt na wodzie. Odwrócił się w naszą stronę. Roześmiał się i podpłynął bliżej. Wyszedł na brzeg. Przypominał mi trochę Martynę – jego ciało było zielonkawe, obwieszone wodorostami, które zbierało pewnie w trakcie pływania. Długie, proste włosy rozpryskiwały wokół drobinki błota.
Był nagi. Zaskoczyło mnie to do tego stopnia, że przez chwilę gapiłam się na jego… postać, po czym zadarłam głowę do góry i skupiłam się na wodniczej twarzy. No, proszę ja was, ten niedoszły pierwszy pocałunek parę godzin wcześniej tak mnie nie zaskoczył jak to, że pierwszy goły facet, jakiego zobaczyłam na żywo, nie był, nomen omen, żywy. Przezabawne.
– Witoldzie – ucieszył się na jego widok wodnik. – Jak miło tak szybko cię widzieć! A to kto? Och! Welesówna!
Ukłonił mi się. Starałam się z całych sił nie spuszczać wzroku poniżej jego twarzy.
– Weleco znowu? – mruknęłam, ale albo mnie nie usłyszeli, albo zignorowali.
– Nareszcie się spotykamy – mówił niskim, basowym głosem, który zdawał się wprawiać ziemię w drżenie. – To zaszczyt, pani…
– Ted. Jestem Ted – przedstawiłam się.
Witek zmarszczył brwi i chciał chyba o coś zapytać, ale wodnik odezwał się pierwszy.
– To zaszczyt, pani Ted. Nazywam się Brzezin, jestem strażnikiem tego jeziora i wszystkich stworzeń w nim zamieszkujących. Od lat obserwowaliśmy cię, czekając na tę wizytę. Rzadko zdarza się tak młoda i czarująca Welesówna.
– Śledziliście mnie… od lat? – powtórzyłam, zwężając oczy. Prawa dłoń, w której nie trzymałam gazu pieprzowego, zacisnęła się w pięść.
– Przyszliśmy tu, bo mamy problem – wtrącił się Witek, nim zdążyłam dopytać o więcej szczegółów. – Twoja rusałka porwała śmiertelnika. Musisz ją odnaleźć.
Brzezin przechylił głowę.
– Rozumiem.
Nie pytał o nic więcej. Wszedł do wody i wydał z siebie kakofonię wysokich, skrzeczących dźwięków. Skrzywiłam się, a przy końcu zasłoniłam uszy dłońmi. Witek stał obok, wpatrując się to we mnie, to w wodnika.
– Co on tak właściwie zrobił? – spytałam po chwili, gdy Brzezin zamilkł i czekał, wpatrując się w jezioro.
Witek wzruszył ramionami.
– Zobaczysz.
Przez chwilę nic się nie działo. Dopiero po kilku minutach grupka stworzeń takich jak wodnik, choć drobniejszych i… bledszych, wynurzyła się z wody i podeszła do brzegu, prowadząc między sobą wierzgającą na wszystkie strony Martynę.
– Kim oni są? – szepnęłam do Witka.
– Rusałki wodne, mówiłem ci. Dziewczęta, które umarły przedwcześnie, topiąc się w tym jeziorze.
Była ich pokaźna grupka.
– Mam ci uwierzyć, że tutaj utopiło się aż tyle kobiet? Przecież to niemożliwe.
– Przez kilka tysięcy lat?
Przyznałam mu rację. Znów spojrzałam na drobne, dziewczęce twarze.
– A co dzieje się z mężczyznami-topielcami? – spytałam ciekawie.
W tym momencie pomniejsze demony wyrzuciły Martynę na brzeg. Dziewczyna upadła i spojrzała na nas ze złością. Natychmiast podniosła się i otrzepała trumienną sukienkę z błota.
– Jest wasza. – Brzezin spojrzał na nas. – Nie dbam o los śmiertelników. Róbcie z nią, co chcecie. Pani Ted, chwała Welesowi. Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy. Jesteś zapowiedzią zmian, których wszyscy potrzebujemy.
Wszedł do jeziora i zniknął pod wodą tam, gdzie wcześniej rozpierzchły się rusałki.
– Nie wierzę, że poskarżyliście się wodnikowi – naskoczyła na nas Martyna. – Ja chciałam tylko Miśka nastraszyć!
– Kłamczucha – udałam, że kaszlę.
Martyna utkwiła we mnie oślizgłe spojrzenie.
– Gdzie on teraz jest? – spytał Witek.
– Nie powiem wam. Gdy mi się znudzi dręczenie go za to, co mi zrobił, zabiję go i będziemy żyli razem w jeziorze długo i szczęśliwie. I nikt, nawet wodnik mnie nie powstrzyma, gdy Misiek będzie już martwy.
– Słuchaj, Martyna. – Witek podszedł do niej i położył jej rękę na ramieniu. Wyglądał tak profesorsko, że niemal czułam zapach kredy i zapoconych tenisówek w workach na buty. – Rozumiem, że jesteś zła. Twoja śmierć była niepotrzebna i okrutna. Ale musisz wypuścić Michała, a my obiecujemy, że dopilnujemy, by spotkała go sprawiedliwość.
Martyna patrzyła na niego bez przekonania.
– A takiego. Ted pozwoliła mi go zabrać.
– Kłamczucha!
Witek westchnął i odsunął klapę marynarki. Położył dłoń na nożu wetkniętym za pas. Nie wiem, co planował z nim zrobić, bo nagle zobaczyłam swoją pięść, jak wystrzeliła i z trzaskiem kostek wbiła się w nos Martyny.
Ups.
Takie rzeczy po prostu się dzieją, gdy ktoś wymyśla na mój temat kłamstwa.
Dziewczyna wrzasnęła i rzuciła się na mnie. Razem upadłyśmy w błoto – to jest, ja upadłam, a ona usiadła na mnie okrakiem.
– Trzymaj się od tego z dala – warknęłam do Witka, który podszedł, by mi pomóc.
Prysnęłam Martynie po oczach gazem pieprzowym i odrzuciłam buteleczkę. Rusałka zakryła dłońmi twarz i wiła się w piskach. Zrzuciłam ją z siebie i wepchnęłam jej twarz w trawę. Nim zdążyła mnie zrzucić, usiadłam na plecach dziewczyny. Zgarnęłam śliskie, sztywne od wodorostów włosy w garść i odchyliłam głowę do góry.
– No dobra – mruknęłam – to jeszcze raz porozmawiajmy o tym, gdzie jest Michał.
• • •
– Masz dość niekonwencjonalne metody – przyznał z pewnymi oporami Witek, gdy stanęliśmy na brzegu. Cały czas trzymałam Martynę za włosy. Dziewczyna wydawała z siebie dzikie dźwięki, przywołując, jak twierdziła, Michała.
– Nigdy ci się nie zdarzyło uderzyć kogoś niechcący? – Przewróciłam oczami.
– Nie.
Przechyliłam głowę.
– Czemu mnie to nie dziwi? – Zastanawiałam się na głos.
Z wody wynurzyła się jakaś rusałka, prowadząca za rękę Michała. Jeden rzut oka wystarczył by stwierdzić, że nadal jest żywy. Trząsł się i zsiniał z zimna, ale daleko mu było do zielonkawej cery Martyny czy wodnika. Chłopak upadł na ziemię, kaszląc i plując wodą.
– Dzięki – powiedział na nasz widok.
Rusałka wyrwała mi się, nie bacząc na kłęby włosów, które zostały mi w dłoni, i przyczaiła za jego plecami. Nim któreś z nas zdążyło zareagować, oplotła ramię wokół szyi chłopaka. Wciąż klęczał, a ona pochylała się nad nim. Patrzyła na nas, jakby rzucała nam wyzwanie. Misiek najwyraźniej postanowił przezornie siedzieć cicho.
– Nie przyłożyłam ci wystarczająco – mruknęłam i już podwijałam rękawy, gdy usłyszałam Witka:
– Martyna, utopce nie żyją z rusałkami.
Dziewczyna utkwiła w nim wzrok. Oczy miała rozszerzone, źrenice jak dwie główki szpilek. Nawet z tej odległości widać było księżyc, który się w nich odbijał.
– Nie? – spytała niepewnie.
– Nie. Będziesz nadal tak samo samotna, jak byłaś.
Nie wiedziała, czy może mu ufać, ale… zaczynała się chyba łamać. Ja też, bo głos Witka brzmiał tak, że można było iść za nim na koniec świata i trochę dalej. Jej twarz rozjaśnił uśmiech.
– Wiem, czego pragniesz, Martyna. Zostaw go i pomyślimy, jak naprawić twoją sytuację.
– Naprawić? Możemy to naprawić?
– Możemy.
Martyna przyglądała mu się z uwagą. Nie wiem, czy pomogła naturalna charyzma Witka czy to, że był nauczycielem (bardzo tu ich w Brzózce szanujemy), ale opuściła ręce i pozwoliła Miśkowi uciec. Chłopak zerwał się na nogi i odbiegł gdzieś – widziałam tylko, jak znikał między drzewami.
Martyna podeszła do Witka, który zamknął ją w swoich ramionach. Z gardła dziewczyny wyrwał się szloch. Nauczyciel zerknął na mnie ponad jej głową, wciąż poklepując dziewczynę po plecach.
– Ja tylko chcę nadal żyć – buczała rusałka w koszulę Witka. – Nikt w jeziorze mnie nie rozumie. Tak bardzo brakuje mi ludzi. Myślałam, że jeśli będę miała choć jego…
« 1 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.