Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adrianna Filimonowicz
‹W oczach gwiazd›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAdrianna Filimonowicz
TytułW oczach gwiazd
OpisRocznik 1990, miłośniczka fantastyki i gier RPG, rzadko przebywająca myślami w normalnej rzeczywistości. Zakochana w Tatrach i tańcu (od towarzyskiego po flamenco). Publikowała na łamach Esensji, Fahrenheita, Mega*Zine Lost&Found oraz SFFiH. Jej powieść pt. „Taniec gór żywych” – słowiańskie fantasy osadzone w Tatrach – nagrodzona została w konkursie wydawnictwa Genius Creations (planowane wydanie w 2021 r.). W wolnych chwilach czyta i prowadzi literacko-górski blog Piszę o górach.
Gatunekfantasy

W oczach gwiazd

« 1 2 3 4 5 6 »

Adrianna Filimonowicz

W oczach gwiazd

Chmury popędziły z wiatrem na spotkanie burzy, odsłaniając niebo nad Imeh. Isirre wyszła niepewnie na krawędź kotła. Szybko do niej dołączyłem i zmusiłem, by usiadła.
– Są gwiazdy? – spytała.
– Tak. Nie widzisz?
– Ciemność czasem lęgnie mi się też w oczach.
– A same są jak gwiazdy.
– Nie mów tak! – krzyknęła nagle. – Jeśli to wiesz, po co pytasz?!
Zerwała się na nogi. Chwyciłem ją wpół i przyciągnąłem do siebie, pewien, że ociemniała i wzburzona runie w przepaść.
– Niczego nie wiem. Nie rozumiem nawet, dlaczego tu przyszedłem.
Uspokoiła się odrobinę, choć czując, jak jest roztrzęsiona, bałem się ją puścić.
– Moja matka wyrzekła się światła, by móc w ciemności dostrzec więcej. I ujrzała tam, jak nasz lud odzyskuje siłę. Jak spływają na niego błogosławieństwa duchów, jak wraca na turnie, wiedziony mądrym spojrzeniem gwiazd. Wkrótce zaś po tym, jak się urodziłam, pojęła, że to ja będę memu ludowi przewodniczką.
– Ale to, co się dzieje…
– Rozpadam się w ciemność, w noc. Jak dziesiątki widzących wybranych przez duchy przede mną. Odkąd pamiętam, są takie chwile, gdy noc budzi się i po kawałku zabiera mi mnie. Babka wodza opowiedziała mi kiedyś, jak matka wieszała nad moim posłaniem krucze pióra. Już wtedy wiedziała. Kiedyś rozpłynę się i zjednoczę z czarnym niebem. Myślą i ciałem. A moje oczy będą gwiazdami, które wskażą plemieniu drogę na szczyty. Będą tym łaskawym spojrzeniem duchów, którego wszyscy tak wyczekujemy. Zobaczę więcej niż którakolwiek z widzących mojego plemienia i… I…
Spojrzała na mnie bezradnie, jakby pytała, czy rozumiem. A ja nie umiałem jej odpowiedzieć. Wysunęła się spod mojego ramienia i ostrożnie, pochylona, wróciła do niszy. Zostaliśmy tak do świtu – ona skryta w mroku, ja pod gwiazdami.
• • •
Gwiazdy… Kilka słów starczyło, by tak je zmienić. By straciły swoją niewinność. Patrzyłem w nie tysiące razy. Wskazywały mi drogę, oświetlały szlaki. Były dobrymi przewodniczkami, którym moja młodsza siostra w dzieciństwie nadawała imiona. Czy przeczuwałem wtedy, że patrzą na mnie oczami pełnymi cierpienia? Nie. Tyyine zdradziły mi wiele swoich sekretów – znałem dzikie duchy drzemiące w ciałach zmiennokształtnych bestii, zmarłych, śpiących wśród trujących wyziewów Rdzawego Stawu, kruki Uroczyska, karzące smagnięcia deszczów – lecz niebo przyszło mi poznać dopiero teraz.
„Czy rozumiesz?” – chciała mnie spytać. A to nie było właściwe pytanie. Czy wierzyłem? Tak. Nie mogłem wątpić. Wszystko stało się nagle tak oczywiste. Przecież cały ten świat miałem wrośnięty pod skórę, płynął mi w żyłach. Starczyło trącić właściwą strunę. Właściwym pytaniem było: „Czy chcę jej pomóc?”.
– Tak – wyrwało się samo z ust, aż zląkłem się własnego głosu.
Czy miałem prawo stawać między nią a losem, który wskazały jej duchy? Czy byłoby to w istocie dobre? Tyyine dają nam wiele, lecz nie ma w tym szczodrości. Za każdy dar płacimy. Zmęczeniem, krwią, czasem życiem czy szaleństwem. Isirre miała dokonać czegoś wielkiego. Dla swego ludu i dla siebie. Za cenę jednak czegoś więcej niż życie, czego nawet nie umiałem nazwać. I na co się nie godziła…
Czułem się coraz mniejszy pod karcącym spojrzeniem gwiazd. Za mną Isirre wyrwała się ze snu z krzykiem, po czym wyczerpana znów weń zapadła.
– Przecież wiedziałyście, co uczynię, prowadząc mnie tutaj. Wasze prawo – powiedziałem górom.
Jak zwykle przyjęły moje deklaracje pobłażliwym milczeniem.
• • •
Rano nakarmiłem Isirre i napoiłem. Przyjmowała pomoc biernie, wzrokiem wodząc po ziemi. Dzień wstał pogodny i ciepły, jej przemoczony płaszcz rozłożyliśmy więc na skałach, by sechł. Nie zdziwiłem się, widząc, że pod nim miała równie czarną odzież. Sukienka była przykrótka, nierówna u dołu. Spod niej wyglądały skórzane nogawice. Koszula i kamizela kiedyś zdobne były w sute hafty, teraz odznaczające się tylko fakturą pod powłoką jednolitej czerni. Niedługo po wschodzie słońca dostrzegłem orła kołującego nad doliną. Z każdym kręgiem przybliżał się ku nam i czułem jego podejrzliwe spojrzenie wwiercające mi się w kark. Wycofałem się nieco i wtedy wylądował.
Jeśli poprzedniego dnia zaskoczył mnie, przynosząc dziewczynie żywność, to teraz mogłem się z siebie tylko śmiać. W szponach miał kilka potężnych gałęzi, zgarniętych gdzieś z dna doliny. Wpatrzyłem się w niego z niedowierzaniem. Słyszałem baśnie o dzikich zwierzętach przygarniających ludzkie dzieci czy wspierających mądrych łowców. Zawsze czyniły to na sposób właściwy drapieżnikom – walczyły dla ludzi lub zdobywały im pożywienie. Czasem ogrzewały własnym ciałem. Ten jednak pojmował, że człowiekowi w górach potrzebny jest opał. Suchy opał. Coś dla zwierząt obcego.
– Druid? – rzuciłem do Isirre, która odprowadzała ptaka spojrzeniem.
– Nie wiem. Nie sądzę. Różne orły mnie już nawiedzały. Zdawały się raczej okiełznane ludzką ręką. Odkąd tu utknęłam, troszczą się o mnie.
– Dokąd chciałaś stąd iść?
– Na Opuszczony Szczyt.
– Po co?
– Nie wiem. Chcę po prostu na szczyty. A ten… Porzucony, zamieszkany przez orły. Ja i one gdzieś ciągle przecinamy sobie szlaki. Myślę, że jest dla mnie dobry. Wiesz, że ja nie wiem, czego szukam. Nie zatrzymam nieuchronnego, ale jeśli mogę choć strzęp nadziei znaleźć wśród istot, które się o mnie troszczą, pójdę po niego. Jeśli przypłacę to życiem… – Spojrzała bez lęku w przepaść.
– Nie przypłacisz – odparłem, rozplątując linę, którą miałem przewiązaną przez pierś.
• • •
Isirre szła powoli, ale wytrwale. Była jak cień, który w miarę upływu dnia, przyklejony do skały, niezauważalnie, ale i nieuchronnie się przemieszcza. Chroniona światłem dnia, pokazywała inną twarz. Wciąż smutną, lecz refleksyjną i intrygującą. Niewiele mówiła, walcząc z ciężkim oddechem, ale gdy już to robiła, jej słowa zapadały głęboko w serce. Patrzyła na szczyty i turnie spojrzeniem równocześnie pełnym doświadczenia i świeżym. O jaskiniach zaś mówiła jak stary mędrzec. W jej tonie pobrzmiewało podskórne tętno skał.
Wyszliśmy na szeroką grzędę zasypaną potrzaskanymi przez wiatr i mróz kamieniami. Okrążała szczyt wspinając się mozolnie ku wierzchołkowi, na którym dało się już dostrzec szkielety dawnych jurt i wielkie orle gniazdo. Ptaki towarzyszyły nam cały czas. Samiec i samica – w pobliżu gniazda trzymał je zapewne wykluty świeżo lęg, a mimo tego na zmianę pilnowały i nas. Lecz nie była to jedyna rodzina, która znalazła sobie miejsce na Opuszczonym Szczycie.
W pewnym miejscu od grzędy odchodziła rysa, wrzynając się głęboko w ścianę i skosem schodząc ku osłoniętej nieco od wiatru i deszczu półce. Po smudze dymu wymykającej się zza skał poznałem, że ktoś przysposobił ją sobie na schronienie. Postąpiłem ostrożnie kilka kroków w tamtą stronę i spostrzegłem siedzącą przy palenisku kobietę, cierpliwie rozgniatającą w drewnianej misce zioła i korzenie. Za nią paliło się jeszcze jedno ognisko, oświetlając skryty pod skalnym okapem szałas. Zawołałem kilka słów powitania, by jej nie przestraszyć. Mój głos wywołał z namiotu jeszcze jedną postać – chłopca – najwyżej pięcioletniego z burzą czarnych loków na głowie. Szczeniak przypadł wpierw do pleców matki, ale potem, rozprostowawszy się dumnie, stanął przed nią. Przez twarz kobiety przepłynął łagodny uśmiech, ale zdecydowanym ruchem odsunęła dziecko.
– Duchy daleko was zaprowadziły. Zdrożeni jesteście? – zawołała.
Byliśmy. Spojrzałem kątem oka na moją towarzyszkę. Isirre stała przytulona do zimnego głazu. Zdawało się, że zaraz się z nim stopi.
– Chodźcie – odezwał się znów zachrypnięty głos. – Do zmroku niedaleko, w ciemności nie ma czego na szczycie szukać.
Miała rację. Ani nie chciałem pokonywać ostatniego odcinka grani nocą, niepewny, co stanie się z Isirre, ani nachodzić orlego gniazda, gdy ptaki już uszykują się do snu.
– Skoro prosisz, chętnie na chwilę usiądziemy.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bezsilność olbrzyma
— Adrianna Filimonowicz

Demony Witkacego
— Adrianna Filimonowicz

Opar absurdu
— Adrianna Filimonowicz

Strach przed deszczem
— Adrianna Filimonowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.