Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Leon Brand
‹Zelotka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorLeon Brand
TytułZelotka
OpisAutor pisze o sobie: Warszawiak przyjezdniak. Chronicznie chory na fantastykę, odmawia leczenia.
Gatunekpost-apo, SF

Zelotka

Leon Brand
« 1 6 7 8 9 10 »

Leon Brand

Zelotka

– No? O co chodzi?
– Wszystko to… – westchnął. – Dlaczego niby świat przed nami się nie zorientował, że mieszkamy na czymś żywym, co może poruszać się z własnej woli? Mieli komputery, mieli… wszystko…
– Nie wiem… – powiedziałam cicho.
Rozluźnił ramiona i popatrzył w górę, na sklepienie podmiasta.
– Może to jakiś inny rodzaj nauki? – Dociekał na głos. – Inny rodzaj życia? Coś, czego jeszcze nie zdążyli poznać badawczo?
– Nie wiem, Jaketanie. – Próbowałam uchwycić jego wzrok. – Nie rozumiem tego.
– Czy myślisz, że kopiąc podmiasto, zadaliśmy temu ból?
Mogłam znów powtórzyć to samo.
– Nie wiem… Nie wiem… Nie wiem…
Zdałam sobie sprawę, jak beznadziejnie brzmię. W powietrzu poniósł się smród rozkładu i na oczach całego podziemnego miasta skrzywiłam się z bólu, kiedy słup znów uderzył. Wnętrzności dosłownie okręciły mi się wokół kręgosłupa i pociągnęły z całej siły. Jakby wielka szpila wbiła mi się w tył pleców. Ból był nie do zniesienia. Padłam na ziemię. Jeszcze przez chwilę widziałam twarz starszej kobiety w pierwszym rzędzie. Łzy lały się z jej oczu i zamarzały na brodzie.
• • •
Zebraliśmy tyle wybuchowych substancji, ile było możliwe. Uśmiechnięta, patrzyłam na usypaną przede mną stertkę. Mieszkańcy ofiarowali papier, tworzywa, nawet resztki lin. Znalazło się nieco alkoholu. Jaketan nie pokazał się od czasu mojej przemowy. Przywykłam jednak do tego, że znikał i pojawiał się w najmniej spodziewanym momencie.
– Żarnik… Kisiel… – Myślałam na głos. – Wiem!
Napchałam wszystkiego pod ubrania tak, że wyglądałam jak olbrzymi chrabus, brakowało mi tylko pancerza na plecach i czułków. Nikt pewnie nie zwróci uwagi na moją sylwetkę. Im było chłodniej, tym więcej wszyscy na siebie zakładali. A było już bardzo zimno.
Trzęsłam się z ekscytacji. Owinęłam się szalem po same oczy. Wychodząc zza rogu i kierując się do platform oleum, spróbowałam jednak nadać swoim ruchom wyraz zrezygnowania i ociągania, jaki reprezentował każdy trzeźwo patrzący na sytuację skrobacz.
– Bahrindu Miris – Przedstawiłam się strażnikowi, wchodząc na teren pracy. Mojego brata pewnie tu nigdy nie było, ale przecież formalnie został wpisany na listę skrobaczy. Mężczyzna nawet na mnie nie spojrzał, jedynie wskazał pałką platformę.
Znalazłam się bliżej słupa niż kiedykolwiek. Z bliska sprawiał wrażenie, jakby się miał zaraz na patrzącego przewrócić. Spojrzałam w przepaść, próbując wyobrazić sobie, czym mógłby być świat, którego nie mogę pojąć, i jaka historia stała za mechanizmem broni, która próbuje wbijać się weń, dobijając bez końca. Czy jeśli świat by zginął, to słup także by się zatrzymał? Dokąd tak pędziliśmy? To wszystko było poza moim pojęciem. Wiedziałam tylko jedno: musiałam wysadzić tę broń, bez żadnego matematycznego dowodu, sprzeciwiając się podstawowej regule miasta–świata Urc: chronić słup, wydobywać oleum.
Bo słup przyspieszał naszą zagładę, a nie pomagał nam przetrwać. Choć mogło się wielu wydawać, że jest odwrotnie. Właśnie – wydawać. Ja byłam pewna!
Podeszłam do platformy, gdzie otwarto już leje na oleum i przygotowane były ostrza do skrobania. Prymitywna desperacja ginącego gatunku.
Wyjęłam spod ubrania wszystko, co miałam. Plan był taki, by podpalić to, kiedy słup zacznie się wynurzać. Musiałam postarać się nie stracić przytomności. Żar poniesie się do środka, a zgromadzone przeze mnie materiały skruszą konstrukcję. To powinno wystarczyć. Ułożyłam stertę na platformie i czekałam. Słup powinien ruszyć niedługo. Zaraz zejdą się skrobacze i będę musiała znaleźć jakieś wytłumaczenie.
Schody jęknęły i usłyszałam kroki. To wciąż nie problem. Uznałam, iż powiem, że dziś jestem na karne zastępstwo. Nikt dwa razy nie będzie pytał. Wzięłam do ręki ostrze i udawałam gotowość do pracy.
Kroki przybliżyły się i zza rogu wyłonił się nadzorca. Potem drugi. A potem Haprit. I… Jaketan! Nie wierzyłam własnym oczom.
– Skuć terrorystkę – warknęła Haprit.
Krew odpłynęła mi z głowy. Chciałam coś powiedzieć, ale patrzyłam tylko na niego i kręciłam głową. Niemożliwe!
– Musiałem, Zealo. – Jaketan spojrzał w górę.
Haprit położyła mu rękę na głowie.
– Dziękujemy, chłopcze.
Nadzorcy związali mi ręce za plecami. Moje serce dosłownie chciało wyrwać się z piersi.
Nie chodziło tylko o to, że mój plan się nie udał. Po prostu nie było już więcej czasu. Trafię do więzienia. I tam wkrótce umrę. Ze wszystkimi.
– Miris… – powiedziałam cicho.
Chciałabym przynajmniej wtedy być z nim.
• • •
– To było głupie – powiedziała Haprit, kiedy ponownie odwiedziła mnie w celi.
Znów byłam w tym samym miejscu, ale tym razem nadzorca pilnował drzwi z drugiej strony.
– Wasz wysiłek jest bez sensu! – Chwyciłam kartki i rozrzuciłam je po podłodze. Opadły, kołysząc się na prawo i lewo.
– Merytoryczna dyskusja. – Profesorka uśmiechnęła się połową twarzy.
– Wyjrzyj za okno – powiedziałam. – Ile jeszcze przecznic?
– Będziemy szukali sposobu.
– Nie walczymy z katastrofą. W takiej chwili człowiek walczy o siebie. Ty przegrałaś.
Haprit schyliła się z cichym jękiem i pozbierała kartki z podłogi. Potem ułożyła je równo na biurku.
– Zginęłabyś i wysadziłabyś pół miasta – powiedziała wreszcie spokojnie. – Wstyd. Na sam koniec zniszczylibyśmy to, co nas zbudowało. – Podniosła ręce i z powrotem je opuściła.
– Przyznaj się, że życie masz za nic! – krzyknęłam do niej. – Odcięłaś rozum od serca. To zawsze zamienia człowieka w zwierzę.
– Tuż przed swoim upadkiem pohańbilibyśmy całą historię i uczynili z ciebie męczennicę. Na pewno nie zostawimy po sobie takiego wspomnienia na tym świecie. Po moim trupie!
– Co proszę? – Nagle poczułam, że robi mi się gorąco. – Chcesz pozabijać wszystkich dla swojej idei, o której wiesz, że nie przynosi efektów?
– Nie masz dowodów!
– Skuteczność jest miarą prawdy. – Znów mówiłam jak nawiedzona. – A dowody to tylko jeden ze sposobów na pewność!
Zorientowałam się, że stoję i znów macham rękami.
– Słup – wbijałam jej palec w pierś, gdzieś mając jej pozycję społeczną – musi zostać zniszczony! Nawet jeśli ja miałabym przy tym umrzeć!
Haprit popatrzyła na mnie, a potem na mój palec.
– Byłoby jednak szkoda… – powiedziała. I wyszła.
Zamknęła za sobą drzwi.
• • •
Kiedy żarniki znów rozświetliły ulicę, zobaczyłam, że lód jest dosłownie dwie ulice od nas. Tłumy kłębiły się między budynkami, mieszkańcy wpychali się do cudzych domów, wyrzucali gospodarzy przez okna. To był właśnie koniec. Nadzorcy nie mogli, ani zapewne nie chcieli, interweniować. Być może spędzali czas, jaki im pozostał, z rodzinami. Pomyślałam o bracie. Tyle razy jego imię przychodziło mi do głowy, a nic nie mogłam zrobić. Waliłam w drzwi i błagałam, żeby chociaż go do mnie przyprowadzili. Wszystko na próżno.
W końcu zasnęłam, nie będąc pewną, czy jeszcze się obudzę.
Obudziłam się jednak i z kołaczącym sercem znów podeszłam do okna. Nikt nie zapalał świateł. Coś się działo na zewnątrz. Słychać było krzyki, czarna rzeka stłoczonych obywateli Urc kłębiła się między ścianą lodu, a przepaścią i słupem. Tak wyglądały nasze ostatnie chwile.
Usiadłam pod ścianą i chciałam się rozpłakać, ale znalazłam w sobie tylko wściekłość. Czemu nikt nie chciał mnie słuchać? Może nie miałam racji? To niemożliwe. Nawet teraz czułam tę wielką potrzebę. Jakbym stała się pożądającym sercem. Trzeba by było mnie zabić, żebym przestała wierzyć w to, w co wierzyłam. Raz jeszcze podeszłam do okna, by spojrzeć na umierające miasto i świadomość cierpienia dosłownie rozdarła mi umysł. W tej samej chwili opadający słup dźgnął w ranę świata i straciłam przytomność.
Obudziło mnie delikatne szturchanie w policzek. Zobaczyłam nad sobą poważną twarz Jaketana.
– Zdrajco! – wyszeptałam.
Było mi przeraźliwie zimno. Osłabłam. Nie pamiętałam już, kiedy ktoś ostatnio przyniósł mi jedzenie. Zebrałam jednak ostatek sił, by uderzyć go w twarz.
« 1 6 7 8 9 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.