Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Aleksandra Żyłkowska
‹Fałszywie ujemny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAleksandra Żyłkowska
TytułFałszywie ujemny
OpisRocznik 89. Mieszka na Podlasiu. Od dziecka zafascynowana opowiadaniem historii. Szczęśliwa posiadaczka męża, córki oraz stada owczarków australijskich.
GatunekSF

Fałszywie ujemny

Aleksandra Żyłkowska
« 1 3 4 5

Aleksandra Żyłkowska

Fałszywie ujemny

Wiem tylko, że wróciłem do domu w paskudnym nastroju. Byłem przerażony, pewien, że Liam zdradzi wszystkim mój sekret. A może nie zdradzi? Może naprawdę nie musi? Coś mi zrobił, prawda? Jest obustronnym telepatą, mógł zmienić moje wspomnienia, mógł mnie przeprogramować, sprawić, że sam to oznajmię światu, powiem, że jestem wykolejeńcem. To byłaby zemsta doskonała! Nie musiałby brudzić sobie rąk. Mógł stać z boku i obserwować, jak się miotam.
Po raz kolejny strach przejął kontrolę nad moim życiem.
Przestałem spotykać się z kolegami i z Daną. Nie miałem czasu na naukę ani na odpoczynek. Całą energię wkładałem w tłumienie zdolności, które w każdej chwili mogły przecież wymknąć mi się spod kontroli. A może już się wymknęły?
Mijający mnie na ulicy ludzie wiedzieli. Pytający o coś nauczyciel wiedział. Kumple, którzy denerwowali się, że znów nie mam ochoty iść z nimi na miasto, oczywiście, że coś podejrzewali.
Powiew wiatru na czole – chłodna ziemia pod stopami… Raz po raz odtwarzałem pętlę, zbywając wszystkich wokół z pomocą idiotycznych wymówek. Rodzice. Dana. Widzieli, że coś jest nie tak. Próbowali mi pomóc, ale chciałem, żeby zostawili mnie w spokoju. Przecież się kontrolowałem. Nikomu nie robiłem krzywdy. A oni? Wciąż wpatrywali się we mnie, domyślali się, byli pewni, że jestem potworem, ale nie mówili tego na głos. Dlaczego nie mówili tego na głos?! Myślałem, że zwariuję. Byłem w potrzasku, bez szans na ucieczkę.
Nie mogłem tak dłużej.
Dana też miała dość, któregoś dnia przyszła więc ze mną porozmawiać. Protestowałem, ale mama koniecznie chciała ją wpuścić. Martwiły się, a ja, jak na popaprańca przystało, widziałem w tym kolejne zagrożenie.
Poszliśmy do mojego pokoju. Dana siadła na łóżku. Zawsze tam siadała, ale wtedy wydało mi się to podejrzane.
– Czego chcesz? – zapytałem, a ona zaskoczona szorstkim tonem zaczęła mówić.
Uważała, że zmagam się z jakimś problemem, bo opuszczam lekcje, znikam na całe dnie i uparcie ją ignoruję. Chciała wiedzieć, czy to jej wina. Absurd, nie? Zachowywałem się jak palant, a ona myślała, że to przez nią.
Potrzebowałem pomocy, rozpaczliwie pragnąłem kogoś, kto by mnie wysłuchał, ale strach był silniejszy. Dlatego, gdy powiedziała, że mogę jej zaufać, odparłem, że nic mi nie jest, a gdy stwierdziła, że jej na mnie zależy, parsknąłem śmiechem. W końcu nawet nie wiedziała, z kim ma do czynienia.
Kazałem jej wyjść. Nie chciała. Krzyknąłem na nią, ale to też niewiele dało. Była uparta. Rozpłakała się, mimo wszystko zagroziła, że będzie siedzieć w moim pokoju, aż powiem prawdę.
Też jestem uparty. Nie zamierzała się ruszyć? Świetnie! Wyszedłem na korytarz. Tam spotkałem rodziców, którzy udawali, że są poważnymi, dorosłymi ludźmi i w ogóle nie podsłuchują. Ojciec zagrodził mi drogę. Powiedział coś jakby „gdzie ty się znowu wybierasz?”, a potem stanął między mną a drzwiami.
Nie prowokuje się zaszczutego zwierzęcia. Zwłaszcza, gdy to zwierzę jest niestabilnym telepatą. Poprosiłem ojca, żeby się odsunął. Odparł, że nie będę mu rozkazywał w jego własnym domu. Nie pamiętam, czy wziął wdech, żeby powiedzieć coś jeszcze czy się na mnie zamachnął; to był jakiś gwałtowny ruch. Gwałtowny na tyle, że wystraszyłem się i skorzystałem z lewego skrzydła. Chyba. Nie. Żadne „chyba”. Ojciec ustąpił, grzecznie przeszedł pod ścianę. Przecież nie zrobiłby tego z własnej woli.
Poczułem kilka obcych mrugnięć i przełknięcie śliny. Musiałem uciekać, ale…
– Jesteś telepatą! – zawołała Dana.
Słowa, które ścigały mnie w najgorszych koszmarach, prześladowały każdego dnia, których nigdy nie chciałem usłyszeć. Wypowiedziała je na głos, a ja nic nie mogłem z tym zrobić. Bezradnie patrzyłem na aury bliskich mi ludzi. Aury, które przygasły w zaskoczeniu, a chwilę później rozbłysły. Niepewnością. Niepokojem.
Strachem.
Dopiero wtedy dotarło do mnie, co zrobiłem.
Powiew wiatru na czole – chłodna ziemia… Elementy pętli mi umykały. Próbowałem je chwytać, próbowałem splatać, niestety nic z tego nie wychodziło. Powiew wiatru… powiew… powiew? Gdy zbyt wiele razy powtórzysz jakieś słowo, traci ono sens, prawda? Z moją pętlą było podobnie. Nie byłem w stanie jej odtworzyć. No bo jakie to uczucie, gdy wiatr dmucha ci w twarz? Wiatr? Ziemia? Czoło? Puste, pozbawione znaczenia dźwięki.
– Jak to telepatą? – zdziwił się ojciec. Chyba nie od razu przetworzył tę informację. Zaczął pytać, kiedy się dowiedziałem, skąd się dowiedziałem i dlaczego on nic o tym nie wie.
Dlaczego nic nie wie?! Bardzo śmieszne. Może dlatego, że powinno się mnie zutylizować, zamknąć w jakimś ośrodku albo razić prądem? Żeby jego rodzina była normalna. Żeby był ze mnie zadowolony.
Nie powiedziałem żadnej z tych rzeczy. To nie miało sensu. Dalej nie ma. Jeszcze nikomu nie wolno mnie odwiedzać, ale mama chociaż zadzwoniła; pytała, czy dobrze karmią, życzyła powrotu do zdrowia, a on? Jak mogłem wywinąć mu taki numer i urodzić się z uszkodzonym mózgiem?
Przeniosłem wzrok na Danę. Nie liczyłem, że znajdę w niej sprzymierzeńca. Chciałem wiedzieć, jak bardzo mnie nienawidzi, w końcu prawie przez rok udawałem kogoś zupełnie innego. Dana nie była jednak zła, gdyby była, jakoś bym sobie poradził. Była… rozczarowana? Tak. Rozczarowana. I to w sposób, którego nie jestem w stanie wyrzucić z głowy. Nigdy mnie nie oszukała, przyjaźniła się z telepatami, robiła, co mogła, żeby mi pomóc, a ja odtrącałem ją, uciekałem, nie potrafiłem jej zaufać.
Liam miał rację. Sam ściągnąłem na siebie katastrofę.
Nie dzwoniła.
Dana. Ale podobno pytała, jak się czuję. Powinienem zadzwonić pierwszy, prawda? Nie tylko moja głowa wymaga naprawy, więc kiedy lekarze pozwolą, od razu się z nią skontaktuję. Przeproszę. Wszystko wyjaśnię. Myślicie, że będzie chciała rozmawiać?
Dobra. Nieważne. Czas na mój popisowy numer.
Mieszkam przy ruchliwej ulicy, to ważne, gdybym mieszkał na odludziu, pewnie nie pisaliby o mnie w gazetach. Kiedy zostałem zdemaskowany, zrobiłem to, co zrobiłby każdy rozsądny, zrównoważony człowiek w moim wieku, wybiegłem z domu.
Uciekając, potrąciłem jakąś staruszkę. Skarciła mnie wzrokiem. Zapytała, co wyprawiam, a wtedy poczułem bicie serca. Nie swojego, tej kobiety. Później jeszcze jedno. I kilka następnych.
– Przepraszam – chciałem powiedzieć. Dźwięk wydostał się jednak z gardła staruszki.
– Przepraszam! – powtórzyłem, tym razem używając mężczyzny stojącego kilka metrów dalej.
Pętla ekranująca zniknęła. Zacząłem przejmować ciała obcych ludzi. Przechodnie znieruchomieli, po czym zaskoczeni częściowym nieposłuszeństwem własnych mięśni zaczęli się rozglądać.
– To atak telepatyczny? – spytała jedna z ofiar.
Tyle wystarczyło, by tłum wpadł w panikę. Pociągnęli mnie za sobą. Szarpali się, próbowali wyrywać. Bezskutecznie. Część uznała, że najważniejsze jest odnalezienie źródła zagrożenia. Zerkali na siebie, wzajemnie się oskarżali. Wskazanie winnego – mnie – było tylko kwestią czasu.
Mój umysł przejmował kolejne ofiary. Coraz więcej i więcej. Czułem krążącą w ich żyłach krew i narastający z każdą chwilą strach. Tylko… Kto tak naprawdę się bał? Oni? Ja? Przerzucaliśmy się rozpaczliwymi próbami ucieczki i wołaniem o pomoc, którego nikt nie był w stanie usłyszeć.
– Tam jest! – Jeden z przechodniów wskazał wprost na mnie.
– Nie! To nie ja! – wykrzyczało dziesięć różnych osób.
– Niech ktoś wezwie policję.
Policję?! Rozejrzałem się, nie swoimi oczami próbując namierzyć osobę, która rzuciła ten idiotyczny pomysł. Dostrzegłem… jedna z moich ofiar dostrzegła wyciągającego telefon mężczyznę. Próbował wybrać numer, ale moja aura skutecznie mu to uniemożliwiała. Chciałem wytrącić mu telefon z dłoni, ale jak miałem to zrobić? Którego ciała użyć?
Kontrolowałem mięśnie nóg i struny głosowe, ręce i kręgosłupy. Które były czyje? Które należały do mnie?
– Odczepcie się! – krzyczałem. Chciałem krzyczeć, niestety za każdym razem, gdy próbowałem zaczerpnąć powietrza, robił to ktoś inny.
Objąłem głowę rękami. Swoją czy cudzą? To już nie miało znaczenia. Powinienem się uspokoić, powinienem założyć pętlę ekranującą, ale nie wiedziałem, jak to zrobić. Pamiętałem poszczególne etapy, znałem ich kolejność, nie potrafiłem jednak odnaleźć własnego ciała. Przesyłałem odczucia obcym ludziom. A oni? Odpowiadali falami paniki.
W końcu poddałem się. Świat odkrył, że jestem telepatą. Lada chwila zjawi się policja. Znieczulą mnie. Obezwładnią. A potem zamkną w jakimś ośrodku. I nawet jeśli kiedykolwiek z niego wyjdę, to jako pozbawione chęci do życia warzywo. Nie zasłużyłem na to. Nie zrobiłem nic złego.
Raz jeszcze zerwałem się do ucieczki. I raz jeszcze zmusiłem do niej wszystkich prócz siebie.
Przez cały ten czas nieświadomie chwytałem kolejne ofiary. Przejmowałem każdego, kto znalazł się w moim zasięgu. Nie tylko gapiów, ale też tych, którzy nie zdawali sobie sprawy z szalejącego wokół sprzężenia.
Dojrzałem naprawdę późno, moje zdolności są imponujące. Mimo braku przeszkolenia przejąłem ponad dwa tysiące osób.
Setki mięśni, miliony zamykających się i otwierających zastawek, tysiące litrów przepływającego przez tchawice powietrza. Kontrolowałem to wszystko, ich wszystkich. Nie chciałem nikogo zabić. Byłem do tego zdolny, wciąż jestem, ale robiłem, co mogłem, żeby nikomu nie zrobić krzywdy. Gdzieś tam mogli znajdować się przecież moi rodzice. I Dana.
Jestem niebezpieczny. Wystarczy, że ktoś wytrąci mnie z równowagi…
Spowodowałem siedem wypadków samochodowych. Podobno zmusiłem jakiegoś mężczyznę do wjechania w witrynę sklepową. Nie pamiętam tego, ale podejrzewam, że gdy próbowałem uciekać, zamiast własnej nogi, poruszyłem tą, którą trzymał nad pedałem gazu.
Wywołałem dwa ataki serca i atak astmy. To akurat pamiętamy wszyscy – ja i moje ofiary. Rozdzieliliśmy między siebie ból, rozdzieliliśmy desperackie próby zaczerpnięcia powietrza i przekonanie, że lada chwila zginiemy.
Doszło też do pożaru. Przejąłem faceta, który spawał fragment ogrodzenia czy tam bramy. Oparzył się, a gdy chciał wsadzić swoją rękę pod wodę, poruszył moją. To z kolei sprawiło, że przejeżdżający obok kierowca skręcił, wjeżdżając w auta stojące na parkingu. Przeklęte domino.
Ponad dziesięć minut zajęło służbom porządkowym zorientowanie się w sytuacji. Niby niedużo, ale dla mnie i dla moich ofiar to była wieczność.
Policyjny snajper załatwił sprawę nabojem ze środkiem usypiającym. Nie poczułem ukłucia. Ktoś na pewno je poczuł, ale nie ja. Ja znalazłem się po prostu z powrotem we własnym ciele.
Flauta.
Skórę uratowało mi to, że nikogo nie zabiłem. Kilka osób zostało rannych, część poważnie, ale całe szczęście wszyscy przeżyli. Obudziłem się tutaj. I nazywajcie to miejsce, jak chcecie, ale skoro dostaję leki, które mnie ogłupiają, miła pani terapeutka pomaga mi się pozbierać i nigdzie nie mogę wyjść, to jest to odział zamknięty.
Lekarze, a zleciało się mnie obejrzeć chyba z pół kraju, zgodnie twierdzą, że to cud, że nie usmażyłem sobie mózgu. Tak duże sprzężenia nie zdarzają się często. I to nie dlatego, że są niemożliwe. Dobrze przeszkolony lewostronny może przejąć nawet połowę miasta. Tyle że ja nie byłem przeszkolony. Nie miałem pojęcia, co robię. Powinienem nie żyć.
Ale żyję. Jestem więc gwiazdą. Dostałem propozycję pracy dla wojska, dla szpitala, nawet prywatne firmy się o mnie zabijają. Mógłbym chronić innych przed podobnym atakiem. I może będę, muszę tylko ponownie nauczyć się korzystania z telefonu, zapinania guzików i może jeszcze poprawnego trzymania długopisu.
Nie mam sześciu lat, zapanowanie nad zdolnościami będzie wymagało ogromnej pracy. Na szczęście nigdzie mi się nie śpieszy. Trzymają tutaj dziesiątki takich dziwaków jak ja. To nawet zabawne, wiecie? Pół życia spędziłem, obawiając się tego miejsca, a teraz za nic w świecie nie chcę go opuszczać.
koniec
« 1 3 4 5
14 października 2023

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.