Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcel Baron
‹Moja anima›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcel Baron
TytułMoja anima
OpisUrodziłem się w Tarnowskich Górach. Ukończyłem II Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Staszica tamże. Obecnie studiuję medycynę na Wydziale Nauk Medycznych w Zabrzu Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Planuję specjalizować się w psychiatrii. Pisaniem pasjonuję się od dzieciństwa. Jedno z moich opowiadań, pt. „Wszystko już było”, zdobyło drugą nagrodę na V konkursie Nadszaniec Fantastyki w Zamościu w 2015 r. W 2022 r. inne opowiadanie zostało wyróżnione na konkursie Fantastyka2022 Wschód i Zachód. Poza tym nie opublikowałem aż dotąd żadnego tekstu prozatorskiego.
GatunekSF

Moja anima

Marcel Baron
« 1 2 3 4 »

Marcel Baron

Moja anima

Upatrzywszy dwa wolne miejsca, nakazałem jej zająć oba, a sam udałem się do automatu kupić dla niej bilet. Zapłaciłem chipem w dłoni i otrzymałem mały kartonik. Odwróciwszy się, zobaczyłem, że Annie patrzyła na mnie z powagą. Znów poczułem się nieswojo na myśl, że od dzisiaj tak po prostu wejdzie do mojego życia.
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI
Ilustracja: Tatsu, wygenerowane przy pomocy AI
Milczałem uparcie przez całą drogę, choć usiłowała mnie zagadywać. Odpowiadałem tylko półsłówkami. W końcu pojęła, że nie mam ochoty na rozmowę. Oczywiście nie wiedziała dlaczego. Na jej twarzy zaczęły się powoli malować niepokój i smutek. Ale nie potrafiłem się tym przejmować. Byłem wściekły na samego siebie.
Ile musiałem mieć w sobie desperacji, żeby powołać do istnienia swoją kopię, po to tylko, by skazać ją na cierpienie bycia mną… i ze mną?
• • •
Pokazałem Annie pokój, który dla niej przygotowałem. Patrzyła w milczeniu na meble, nową kapsułę nocną, ubrania, przyrządy do makijażu, interfejs komputerowy, laminowane czasopisma z antykwariatu, plakaty, którymi przyozdobiłem ściany. Dopiero gdy lekko już znużony, lecz podekscytowany zamilkłem, oczekując wyrazów podziwu i podziękowania, odezwała się cicho, niepewnie:
– Myślałam, że będziemy spali razem…
– Możesz do mnie przyjść, jeśli będziesz czuła się samotna. – Wzięty z zaskoczenia dobrowolnie naruszyłem najbardziej intymną dla mnie przestrzeń, w której zawsze nawiedzały mnie marzenia zmieszane z koszmarami.
Spodziewałem się, że pojawi się kiedyś, po kilku tygodniach, może za miesiąc. Przyszła tej samej nocy, bez słowa wsunęła się do mojej kapsuły, przywarła do mnie i objęła mocno. A ja zesztywniałem uwięziony w tym uścisku.
Nie ruszałem się, licząc, że uwierzy, że zasnąłem i sama zaśnie. Wciąż zapominałem, jak dobrze mnie zna, co uświadomiłem sobie, słysząc jej szept:
– Boję się, że gdzieś mi uciekniesz i już cię nie znajdę.
Na usta cisnęło mi się kłamliwe zaprzeczenie. Przemogłem jednak odruch, by poddać się temu wygodnemu okrucieństwu; jeszcze nie dzisiaj, nie pierwszego dnia. Zamiast tego zebrałem wszystkie siły i odwróciłem się na drugi bok. Pomimo że jej natężenie było zredukowane do minimum, zobaczyłem odbicie listwy oświetleniowej połyskujące w oczach Annie. Bardzo powoli, zmagając się wciąż z paraliżującą potrzebą zesztywnienia, wyciągnąłem rękę i pogłaskałem ją po policzku. Wyczułem kwaskowy zapach, który wyrwał się jej z ust wraz z urwanym oddechem.
Dotyk, który działał tylko w jedną stronę. Czy to w tym krył się sekret fascynacji drugim człowiekiem? Czuć ciało pod opuszkami palców, ale nie bycie dotykanym. Ciało, którego nie znałem. Moje dłonie wbrew mnie samemu zaczęły błądzić po jego starannie zaprojektowanym kształcie. Sztuczna tkanina kombinezonu usuwała się bezszelestnie w miarę jak badałem tę obcą tkankę. I drugi rodzaj dotyku, którego nie zainicjowałem, ale za to poczułem. Coś w samej swej istocie dogłębnie przerażającego, ponieważ nie miałem nad tym żadnej kontroli.
Strach zelżał lekko, kiedy zdałem sobie sprawę, że ona kopiuje moje ruchy, jakby nie miała własnej inicjatywy.
– Co my robimy, Annie? – zapytałem najłagodniej, jak potrafiłem.
– Ja… – zająknęła się. – Chciałam cię poczuć. Sama nie wiem… Ja… Coś mnie do ciebie ciągnie, chcę być blisko, jak najbliżej ciebie. Chcę w ciebie wniknąć… – Wyraźnie zmieszana potrząsnęła głową, pewnie pomyślała, że to idiotyczne; zaczęła mnie zapewniać dojrzałym tonem: – Zdajesz sobie sprawę, że choć zostałam stworzona na twój obraz, nasze ciała się różnią. Nie jesteśmy tacy sami.
Z trudem udało mi się nie parsknąć.
– Annie, czy wiesz co w takich sytuacjach robią zazwyczaj mężczyzna i kobieta?
– Uczyłam się o tym – odpowiedziała natychmiast. – Ale chyba nie do końca to rozumiem. Chociaż wiem, co powinno teraz nastąpić…
Nic nie odpowiadając obserwowałem, jak zabiera się do rzeczy; ani nie pomagałem, ani nie przeszkadzałem, kiedy zsuwała ze mnie nocny kombinezon. Jej rosnący, gorączkowy zapał zaczynał mnie coraz bardziej onieśmielać, może przez to, że pozwoliłem jej przejąć tę rolę, a może przeczuwałem rozpacz z jaką chciała mi coś udowodnić. Tak czy owak, jako że szamotałem się teraz nie z jednym, ale z dwoma własnymi ciałami, wszystko rzecz jasna spaliło na panewce. Annie długo nie mogła się z tym pogodzić.
– Kochanie, to nie zadziała – szepnąłem ze smutkiem.
Ten musiał się jej udzielić, kiedy zobaczyłem, że płacze, nie potrafiłem zbyć tego milczeniem. Ale nie potrafiłem też znaleźć słów, by wytłumaczyć, że to nie jej wina. A może prawdziwe powody były zbyt wstrętne, by je ubrać w słowa, przynajmniej tak to widziałem. W końcu żyłem dłużej na tym świecie i wiedziałem, że to wszystko nie jest aż tak ważne, choć takie się właśnie wtedy wydawało.
– Są inne sposoby – powiedziałem więc, a ona spojrzała na mnie z niezrozumieniem.
Z początku się zdziwiła, kiedy poczuła, co robię, ale potem chyba była mi wdzięczna. Nie spytałem, czy nie jest zdezorientowana w roli, którą jej przypisano, choć to mnie najbardziej intrygowało; w końcu patrząc na nią, widziałem samego siebie.
A jednak moje ciało zaskoczyło mnie. Przenosząc uwagę na Annie musiałem się rozluźnić i oto poczułem pęczniejące napięcie. Nieoczekiwanie byłem gotowy dać upust wszystkim dniom bezsilnej frustracji i zgorzkniałego nienasycenia. Jakbym dręczony wielogodzinnymi nudnościami zdołał wreszcie opróżnić podrażniony żołądek. Lecz kiedy obserwowałem siebie w tym procesie, widziałem coraz wyraźniej, że choć to uzewnętrzniam, wcale się nie uwalniam. Wręcz przeciwnie, kalałem się jeszcze bardziej. Tym razem w dodatku nie tylko siebie, lecz i kopię siebie, trwającą, zdawać by się mogło, w błogim niezrozumieniu. I nawet ostateczna ulga, która nadeszła szybko, lecz nie dość szybko, tylko ugruntowała we mnie poczucie dogłębnej pogardy. Dopiero w chwili, gdy mogłem spojrzeć sobie samemu w oczy bez pomocy lustra, poznałem jej prawdziwe rozmiary.
• • •
Obudziła się przede mną, sam nie wiem kiedy. Wynurzając się ze snu, usłyszałem, jak krząta się w aneksie kuchennym. Szumiała gotowana woda. Natychmiast poczułem, że ogarnia mnie irytacja. Przecież mówiłem jej wczoraj, że mam wykupiony abonament cateringowy!
Wstałem więc zły. Czułem się niezręcznie z tym, że będąc w zasadzie gościem, chce mnie obsługiwać. Wszedłem do aneksu. Odwróciła się do mnie i radośnie, ale i z wyraźną niepewnością, wykrzyknęła:
– Robię nam śniadanie!
Chciałem jej powiedzieć, że nie oczekuję tego od niej, że powinniśmy porozmawiać o podziale domowych zajęć. Chciałem jej powiedzieć, że doceniam jej dobre chęci i że to dużo dla mnie znaczy. Ale zamiast tego powiedziałem:
– Po co marnować pieniądze i trud na przygotowywanie posiłków samemu, skoro o wiele prościej i taniej jest otrzymywać je gotowe do mieszkania. Nie trzeba nawet otwierać drzwi, dostarczane są pocztą pneumatyczną na stół, wystarczy otworzyć opakowanie i zjeść.
– Myślałam, że się ucieszysz…
Nienawidziłem siebie za to, że tak się zachowałem. Śniadanie zjedliśmy zamówione, jak chciałem. Annie wcale się nie obraziła, lecz znów w dobrym nastroju, zaczęła wychwalać, jakie to praktyczne i wygodne. To było najgorsze. Nie mogłem znieść, że tak bardzo próbuje mi się przypodobać.
• • •
Poszliśmy do muzeum. Annie ubrała się w sukienkę, którą uznała za najpiękniejszą. Nie zamierzałem jej mówić, co ma założyć, choć ona pragnęła wybrać właśnie to, w czym ja chciałbym ją zobaczyć. Mój stanowczy nakaz, by zdała się na własny gust, przyjęła z nieszczęśliwą miną. Zrobiło mi się jej żal, lecz nie zmieniłem zdania. Musiała pogodzić się z faktem, że nie jest już zanurzona w sztucznej macicy bezpiecznego sporangium, wygodnie zależna od informacji napływających z zewnątrz. Byłem pewien, że ma swoje upodobania i poczucie estetyki, tak samo jak wykazała własne zdanie w kwestii dzisiejszego śniadania.
Ale kiedy obserwowałem, jak przeglądała swoją garderobę, na którą swego czasu wydałem tyle pieniędzy, zdałem sobie sprawę, że i ja nie stałem się odporny na samoocenę.
Ten temat wisiał między nami i wcale nie miałem ochoty go poruszać. Ciekawiło mnie, ile Annie ma w sobie odwagi, a może raczej, na ile jest zdesperowana, żeby to zrobić. W drodze rozmawialiśmy o tym, co zobaczy w muzeum i jakie właściwie znaczenie ma historia. Znajdowałem się wówczas w biznesowym stanie umysłu, który nie wymaga ode mnie autentycznego zaangażowania. Potrafię zupełnie bezrefleksyjnie posługiwać się frazesami, których sens jest tak oczywisty, że nie mógłbym go ubrać w słowa. Ale nie miałem w sobie dość bezczelności, by jednocześnie spoglądać Annie w oczy. Zamiast tego mój wzrok zsuwał się co i rusz na jej nogi, które przyozdobiła pończochami z kontrastowym wzorem rombów. Łudziłem się, że to ostentacyjnie seksualne spojrzenie wzbudzi w niej przekonanie, że została tak dobrze wyprodukowana, że przemawia to do moich instynktów, czego teoretycznie nie mógłbym udawać, i że zyska tym samym emocjonalną walidację.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
— Marcel Baron

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.